dwudziesty dziewiąty
CLARA
Jechaliśmy już kilka długich godzin. Prawie dostawałam kurwicy, nerwicy i depresji, bo James nie chciał ze mną gadać. Nie chciał powiedzieć dlaczego, a pytałam około stu razu. Myślałam, że było wszystko w porządku jak wyjeżdżaliśmy, ale najwidoczniej się pomyliłam. Nawet próbując go wkurzyć, to ja się wkurzałam. Nigdy nie spotkałam kogoś o takiej cierpliwości, jak u niego.
― I co? Będziesz milczał tak całą drogę? ― uniosłam brew. Nie doczekałam się odpowiedzi. Byłam zła i gdyby na niczym mi nie zależało, wysiadłabym w tamtej chwili, całkowicie ignorując fakt, że chłopak na liczniku miał około dwustu kilometrów.
Ciekawe czy wtedy wróciłby na mnie uwagę.
Naprawdę nie wiedziałam o co mu chodzi, tuż po tym jak wyszliśmy z galerii wydawało się, że wszystko było w porządku. Chyba wolałam, aby zaczął się na mnie drzeć, że nic nie zrobiłam. Chociaż usłyszałabym jego głos.
― Skoro nie chcesz ze mną gadać, to zatrzymaj się na stacji. Potrzebuje rozprostować nogi. ― kiwnął głową.
Kilkanaście minut później, chłopak zaparkował na parkingu. Nic nie mówiąc wysiadłam z auta, zabierając ze sobą portfel i telefon, ruszyłam w stronę stacji. Poszłam do łazienki, zrobiłam co musiałam i poszłam kupić nam kawę i coś do jedzenia. Kiedy akurat miałam wychodzić, on wszedł do budynku i skierował się do kasy, aby zapewne zapłacić za benzynę, ropę czy cholera wie co. Na odchodne powiedziałam mu, że zaniosę mu kawę i jedzenie do samochodu, ale znowu mi nie odpowiedział.
Już mi się znudziła ta jego "zabawa", zirytowanie przerodziło się w ból i byłam bardziej niż pewna, że kolejne, nieudane próby porozumienia się z nim, będą bolały mnie coraz bardziej.
Wszystko co musiałam, zostawiłam w samochodzie, zagarnęłam jeszcze bluzę i małą poduszkę, po czym ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego, który był niedaleko. Przyszło mi na myśl, że gdy wsiądzie do auta, nawet nie zauważy, że mnie nie ma. To byłby chyba wierzchołek góry lodowej, a nasz związek zakończyłby się tak szybko, jak się zaczął.
JAMES
Widziałem, że Clarę boli moje zachowanie, ale cały czas nie mogłem wyrzucić z głowy tego widoku, jak Nick dobiera się do mojej brunetki. Nie chciałem się na niej wyżywać, bo to nie była jej wina, po powrocie do domu miałem zamiar ją przeprosić za moje zachowanie i jakoś jej to wynagrodzić. Chociaż byłem pewny, że moje emocje nie mają się temu, co czuła Clara, kiedy ten blondas ją dotykał.
Kiedy byliśmy na stacji, Clara poszła do toalety, a ja musiałem zatankować auto. Chciałem być jak najszybciej w domu. Brunetka kupiła nam po kawie i coś do jedzenia, kiedy ja poszedłem zapłacić za wachę, ona akurat wychodziła, mówiąc, że idzie do samochodu.
Kiedy w końcu jakaś lala podeszła do kasy, to w końcu mnie skasowała, zamieniłem z nią kilka bezsensownych zdań i poszedłem do samochodu. Clary tam nie było, spanikowałem od razu. Wysiadłem z auta, po czym wybrałem jej numer.
Pierwszy sygnał....
Drugi sygnał...
Trzeci sygnał...
Czwarty sygnał..
Piąty sygnał..
Szósty sygnał...
Po sygnale nagraj wiadomość
― KURWA!!!
Od: ❤Złośnica❤
Będę jutro wieczorem albo pojutrze rano. Jak dojedziesz, powiedz o tym Alanowi.
Do: ❤Złośnica❤
Odbierz telefon.
Ona dobrze wiedziała, że jak wrócę sam do San Francisco, to jej brat mnie zajebie. Byłem wściekły sam na siebie. Gdybym nie zachowywał się ja dzieciak, to nie byłoby żadnego problemu i w tamtej chwili bylibyśmy w drodze.
Wróciłem na stację, aby zapytać, czy gdzieś niedaleko jest jakiś przystanek autobusowy, czy coś w tym rodzaju. Na szczęście był, niemalże wybiegłem ze stacji i wsiałem do samochodu. Niecałą minutę później byłem już pod przystankiem, gdzie na szczęście była. Odetchnąłem z ulgą.
― Wsiadaj, pojedziemy razem. ― powiedziałem, wcześniej uchylając szybę. ― Mała. ― odwróciła się w drugą stronę. ― westchnąłem, po czym zgasiłem samochód i wysiadłem. Nic nie mówiąc, usiadłem a nią i mocno ją przytuliłem od tyłu.― Kochanie.. Przepraszam. ― prychnęła pod nosem. ― Pogadaj ze mną.
― Jedź sam. ― mruknęła. ― Jak masz zamiar mnie ignorować przez całą drogę, to wolę wrócić autobusem.
― Przepraszam, ale nie mogę wyrzucić tego, co się stało w galerii.
― Nic nie zrobiłam! ― podniosła głos.
― Wiem. ― powiedziałem cicho. ― Nie jestem na Ciebie zły, nie mam za co. Nie chciałem się nad Tobą pastwić, bałem się, że będziesz płakać, a nie lubię na to patrzeć. ― odwróciła się.
― Jesteś idiotą. ― powiedziała obojętnie. ― Nie mogłeś mi po prostu powiedzieć, że musisz to wszystko przetrawić?! ― uderzyła mnie w głowę.
― Mam nadzieję, że chociaż słodkim idiotą. ― ona pokiwała głową i mnie przytuliła. ― Przepraszam. ― mocniej ją do siebie docisnąłem.
CLARA
Nie wiedziałam co ja chciałam osiągnąć tym wszystkim. Prawda była taka, że cholernie bałam się jechać sama autobusem. Mało wariatów na świecie? Jednak nie mogłam puścić płazem tego, co robił James. Dlatego miałam nadzieję, że zacznie mnie szukać i na szczęście tak było. Chwilę nie chciałam na nic reagować, ale jak mnie przytulił, poczułam ciepło w środku oraz bezpieczeństwo. Chyba nie potrafiłam się w nieskończoność na niego gniewać, dlatego po kilkunastu minutach byliśmy już w drodze do San Francisco. Co chwilę o czymś rozmawialiśmy, chciałam się nauczyć jeździć zarówno samochodem, jak i ścigaczem. Chłopacy w LV nigdy mi nie pozwalali, bo bali się, że kogoś zabije i rozwalę im auta, ale na szczęście James nie miał z tym problemu.
******
Pod moim domem byliśmy późnym wieczorem. James wziął moje rzeczy, po czym weszliśmy do środka.
―Jesteśmy! ― krzyknęłam na cały głos.
― W końcu! Mieliście być półtorej godziny temu! ― Alan wyskoczył nie wiadomo skąd i jak zwykle miał jakieś problemy.
― Wypadek był. ― powiedział czarnowłosy.
― Nie mogliście zadzwonić?!
― Przestań drzeć ryja. ― powiedziałam spokojnie. ― Telefony nam padły. ― brunet zrezygnował z dalszego marudzenia i kazał mi iść na górę, a razem z moim chłopakiem poszli do jego biura.
ALAN
Byłem wściekły, kiedy oni nie zjawili się o godzinie, na którą mieli być. Przez głowę przechodziło mi milion scenariuszy, które nie były zbyt kolorowe. Na szczęście kiedy się zjawili wyjaśnili mi wszystko. Siostrze kazałem iść rozpakować się do swojego pokoju, a z Jamesem poszliśmy do mojego biura. Miałem dla niego złe wieści.
― Co jest? ― zapytał siadając w fotelu na przeciwko mnie.
― Tak jak mówiłem Ci przez telefon, byliśmy u Williama żeby rozegrać to pokojowo, ale wszystko się zjebało. Do jego biura weszli jego ludzie, twój ojciec dał znać naszym, że zaraz zacznie się jatka. Kilkoro naszych dołączyło do nas i wtedy się rozpoczęło. Nie każdy przeżył, ale jedynym plusem jest to, że od nich zginęło więcej. Tylko.. ― tu urwałem.
―Tylko co? ― uniósł brew, zapewne wyczuwając, że to, co miałem za chwilę powiedzieć, nie będzie ani miłe, ani kolorowe.
― William postrzelił twojego ojca... ― popatrzyłem na niego. Z jego twarzy można było wyczytać, że jest przerażony, a jednocześnie wściekły.
― On żyje? ― zapytał po dłuższej chwili.
― Żyje, ale jest w waszym szpitalu i jest w śpiączce.
― Zajebie tego skurwysyna! ― gwałtownie wstał.
― Poczekaj! Twój ojciec kazał Ci coś jeszcze przekazać zanim stracił całkowicie świadomość. ― uniósł brew. ― Póki on z tego nie wyjdzie, ty masz zająć się gangiem i masz nie iść do Willa.
― A co jeśli pójdę?
― Pomyśl o swoim ojcu, kiedy dowie się, że już wąchasz kwiatki od spodu. ― westchnął. ― Albo o mojej siostrze. Myślisz, że nie zauważyłem, że trzymaliście się za ręce? Jeśli ci na niej i na swoim ojcu zależy to tego nie rób.
Jakoś muszę próbować go odwieść od tego pomysłu. Wiedziałem do czego był zdolny jeśli chodzi o kogoś mu bliskiego. Kiedyś jak mój zmarły szef postrzelił Georg'a tylko w ramię, to on wpadł od razu w furię. Nie chce też, żeby moja siostra płakała i broń boże coś sobie zrobiła lub odizolowała się od wszystkich. Widziałem, że go kocha.
― Kurwa mać! ― kopnął krzesło.
― Co się stało?!― do pomieszczenia weszła moja siostra.
― Nic kochanie, idź do pokoju. ― uniosłem brew.
― Od kiedy jesteście razem?
― Od dwóch dni. ― Mruknęła.
― Powiecie mi co się stało? ― chłopak popatrzył na mnie, a ja kiwnąłem głową na nie.
_________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro