Drugi
Pov. Clara
Siedzę na dużym parapecie w jasnozielonym pokoju, patrząc na ogromne drzewo z domkiem na drzewie. Wszystko dookoła pokryte jest białym puchem, a termometr wskazuje minus osiem stopni. Zagłębiona w swoich myślach, słyszę donośny dźwięk kroków zmierzających do mojego małego królestwa. Drzwi wydają z siebie charakterystyczny dźwięk, co oznaczało, że ktoś je otworzył. Był to wysoki brunet o piwnych oczach, na sobie miał zwyczajne dresy i koszulkę z logo jakiegoś zespołu. Patrzył na mnie z cwaniackim uśmiechem i powoli podchodzi do mnie. Upadam na podłogę z hukiem. Chłopak śmieje się i rzuca w moją stronę obelgi, po czym kopie mnie w brzuch, i wychodzi.
Otwieram oczy.
Ciężko dyszę, patrząc na drzwi, ale uświadamiam sobie, że to był tylko jeden z tych snów, w których mój brat mnie krzywdzi.
Pov. Alan
Odliczałem godziny do przyjazdu mojej siostry. Im było ich mniej, tym bardziej byłem zdenerwowany. Chłopaki nabijali się z tego, że wieloryb wróci do domu, tylko Andy nie wiedział, o co chodzi, jako jedyny jej nie znał. Carlos najgłośniej się naśmiewał i mimo to, że wcześniej bawiły mnie takie żarty, to wtedy wdały mi się żałosne. Chociaż wiedziałem, że później znów będę się z nich śmiał.
— Zbieraj się, jedziesz ze mną. — Mruknąłem, zwracając się do Carlosa. — Musimy jechać do Luka.
— Broń przyjechała? — Potwierdziłem skinieniem głowy.
Pov. Clara
Wzięłam krótki prysznic, wysuszyłam włosy, i nieco je wyprostowałam, po czym przedostałam się do swojego pokoju. Tam skończyłam się ogarniać. Jak byłam gotowa, wzięłam walizki i ruszyłam na dół. Czekałam, póki któryś z tych osłów mi pomoże, ale żadnej pomocy nie otrzymałam. W połowie schodów dwie walizki sturlały się, robiąc przy tym przeraźliwy hałas. Zaczęłam wyklinać swoich przyjaciół pod nosem, nadal próbując przedostać się na dół.
— Dzięki za pomoc osły. — Mruknęłam, kiedy udało mi się przedostać do kuchni.
— Milutkie przywitanie. — Mruknął jeden z nich.
— Co na śniadanie? — Zapytałam.
— Matt robił omlety. — Podeszłam do bruneta i dałam całusa w policzek. Zawsze tak robiłam, jak robili mi śniadanie.
— Za godzinę wyjeżdżamy. — Powiedział Aaron, a na mojej twarzy zagościła smutna mina. — Będzie dobrze, kwiatuszku. — Chłopaki mnie przytulili.
Przez kolejne dwadzieścia minut prowadziliśmy żywą dyskusję na temat San Francisco. Chcieli, abym pokazała im miasto i powiedziała o każdej atrakcji turystycznej. Jak dla mnie nie było tam nic specjalnego, miasto nie inne niż reszta.
— Ile mamy jeszcze czasu? — Zapytałam, wkładając naczynia do zmywarki.
— Pół godziny. — Mruknął Max.
— Wrócę za piętnaście minut. — Wybiegłam z pomieszczenia i w ekspresowym tempie włożyłam buty. Kilka sekund później byłam w połowie drogi do pobliskiego parku.
Clara: Bądź w parku za maksymalnie pięć minut, to ważne.
Napisałam SMS-a do swojej przyjaciółki.
Usiadłam na jednej z ławek i wyczekiwałam Valerii, która była równo po pięciu minutach.
— Coś się stało? — Zapytała na wstępie.
— Za niecałe dwadzieścia minut wracam do domu. Do San Francisco. — Powiedziałam, nie owijając w bawełnę. Nie miałam czasu na długie pożegnania. Wcześniej o tym nie wspominałam, bo byłam pewna, że zostanę w Las Vegas.
— Co?! Dlaczego?! — Krzyknęła zaskoczona. — Zostawisz tak nagle wszystko?
- Moi rodzice mieli śmiertelny wypadek, muszę jechać na pogrzeb. — Powiedziałam szybko. — Teraz mój brat jest moim prawnym opiekunem i muszę zamieszkać z nim, nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę tutaj.
— A co z chłopakami? - Zapytała. — Ze mną? Innymi!
— Chłopaki jadą ze mną. — Powiedziałam. — Nie chcę wyjeżdżać, gdybym miała możliwość, to na pewno bym tu została. — Dziewczyna mnie przytuliła.
— Obiecaj, że niedługo się spotkamy. — Kiwnęłam głową. — Jak będę mogła, to od razu do Ciebie przyjeżdżam, nawet jeśli będę musiała spać sama w domu z tymi głąbami.
Dziesięć minut później byłam w domu. Spóźniłam się jakieś pięć, sześć minut. Chłopaki zawsze robili mi kazania, jak się spóźniałam, zachowywali się jak bracia, przyjaciele i rodzice w jednym, co czasami było słodki, a w innych przypadkach wręcz odwrotnie.
— Jestem! — Krzyknęłam, wchodząc do domu.
— Spóźniona! — Max mierzył mnie wzrokiem.
— To tylko kilka minut. Przecież jestem spakowana i wszystko mam sprawdzone. - Powiedziałam.
— To się pakuj do samochodu, bo już czas jechać.
Kiedy załadowaliśmy do dwóch audi r8 czarnej i białej, i pożegnaliśmy się z naszym domkiem i odjechaliśmy.
____
Cześć. 👋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro