Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Drugi

Pov. Clara

  Siedzę na dużym parapecie w jasnozielonym pokoju, patrząc na ogromne drzewo z domkiem na drzewie. Wszystko dookoła pokryte jest białym puchem, a termometr wskazuje minus osiem stopni. Zagłębiona w swoich myślach, słyszę donośny dźwięk kroków zmierzających do mojego małego królestwa. Drzwi wydają z siebie charakterystyczny dźwięk, co oznaczało, że ktoś je otworzył. Był to wysoki brunet o piwnych oczach, na sobie miał zwyczajne dresy i koszulkę z logo jakiegoś zespołu. Patrzył na mnie z cwaniackim uśmiechem i powoli podchodzi do mnie. Upadam na podłogę z hukiem. Chłopak śmieje się i rzuca w moją stronę obelgi, po czym kopie mnie w brzuch, i wychodzi.

Otwieram oczy.

Ciężko dyszę, patrząc na drzwi, ale uświadamiam sobie, że to był tylko jeden z tych snów, w których mój brat mnie krzywdzi.  

Pov. Alan

  Odliczałem godziny do przyjazdu mojej siostry. Im było ich mniej, tym bardziej byłem zdenerwowany. Chłopaki nabijali się z tego, że wieloryb wróci do domu, tylko Andy nie wiedział, o co chodzi, jako jedyny jej nie znał. Carlos najgłośniej się naśmiewał i mimo to, że wcześniej bawiły mnie takie żarty, to wtedy wdały mi się żałosne. Chociaż wiedziałem, że później znów będę się z nich śmiał.

— Zbieraj się, jedziesz ze mną. — Mruknąłem, zwracając się do Carlosa. — Musimy jechać do Luka.

— Broń przyjechała? — Potwierdziłem skinieniem głowy.  

Pov. Clara

  Wzięłam krótki prysznic, wysuszyłam włosy, i nieco je wyprostowałam, po czym przedostałam się do swojego pokoju. Tam skończyłam się ogarniać. Jak byłam gotowa, wzięłam walizki i ruszyłam na dół. Czekałam, póki któryś z tych osłów mi pomoże, ale żadnej pomocy nie otrzymałam. W połowie schodów dwie walizki sturlały się, robiąc przy tym przeraźliwy hałas. Zaczęłam wyklinać swoich przyjaciół pod nosem, nadal próbując przedostać się na dół.

— Dzięki za pomoc osły. — Mruknęłam, kiedy udało mi się przedostać do kuchni.

— Milutkie przywitanie. — Mruknął jeden z nich.

— Co na śniadanie? — Zapytałam.

— Matt robił omlety. — Podeszłam do bruneta i dałam całusa w policzek. Zawsze tak robiłam, jak robili mi śniadanie.

— Za godzinę wyjeżdżamy. — Powiedział Aaron, a na mojej twarzy zagościła smutna mina. — Będzie dobrze, kwiatuszku. — Chłopaki mnie przytulili.

Przez kolejne dwadzieścia minut prowadziliśmy żywą dyskusję na temat San Francisco. Chcieli, abym pokazała im miasto i powiedziała o każdej atrakcji turystycznej. Jak dla mnie nie było tam nic specjalnego, miasto nie inne niż reszta.

— Ile mamy jeszcze czasu? — Zapytałam, wkładając naczynia do zmywarki.

— Pół godziny. — Mruknął Max.

— Wrócę za piętnaście minut. — Wybiegłam z pomieszczenia i w ekspresowym tempie włożyłam buty. Kilka sekund później byłam w połowie drogi do pobliskiego parku.

Clara: Bądź w parku za maksymalnie pięć minut, to ważne.

Napisałam SMS-a do swojej przyjaciółki.

Usiadłam na jednej z ławek i wyczekiwałam Valerii, która była równo po pięciu minutach.

— Coś się stało? — Zapytała na wstępie.

— Za niecałe dwadzieścia minut wracam do domu. Do San Francisco. — Powiedziałam, nie owijając w bawełnę. Nie miałam czasu na długie pożegnania. Wcześniej o tym nie wspominałam, bo byłam pewna, że zostanę w Las Vegas.

— Co?! Dlaczego?! — Krzyknęła zaskoczona. — Zostawisz tak nagle wszystko?

- Moi rodzice mieli śmiertelny wypadek, muszę jechać na pogrzeb. — Powiedziałam szybko. — Teraz mój brat jest moim prawnym opiekunem i muszę zamieszkać z nim, nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę tutaj.

— A co z chłopakami? - Zapytała. — Ze mną? Innymi!

— Chłopaki jadą ze mną. — Powiedziałam. — Nie chcę wyjeżdżać, gdybym miała możliwość, to na pewno bym tu została. — Dziewczyna mnie przytuliła.

— Obiecaj, że niedługo się spotkamy. — Kiwnęłam głową. — Jak będę mogła, to od razu do Ciebie przyjeżdżam, nawet jeśli będę musiała spać sama w domu z tymi głąbami.

Dziesięć minut później byłam w domu. Spóźniłam się jakieś pięć, sześć minut. Chłopaki zawsze robili mi kazania, jak się spóźniałam, zachowywali się jak bracia, przyjaciele i rodzice w jednym, co czasami było słodki, a w innych przypadkach wręcz odwrotnie.

— Jestem! — Krzyknęłam, wchodząc do domu.

— Spóźniona! — Max mierzył mnie wzrokiem.

— To tylko kilka minut. Przecież jestem spakowana i wszystko mam sprawdzone. - Powiedziałam.

— To się pakuj do samochodu, bo już czas jechać.

Kiedy załadowaliśmy do dwóch audi r8 czarnej i białej, i pożegnaliśmy się z naszym domkiem i odjechaliśmy.  

____

Cześć. 👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro