Czwarty
Pov. Clara
Obudziłam się przed ósmą rano. Od razu udałam się do łazienki, zabierając ze sobą czyste ubrania. Umyłam tylko włosy, bo kąpałam się poprzedniego wieczoru. Popatrzyłam w lusterko i z lekka się przeraziłam, miałam oczy spuchnięte, przez co trudno było mi cokolwiek zobaczyć, a makijaż miałam rozmazany po całej twarzy.
Po wysuszeniu włosów ubrałam się w czarne legginsy i flanelową koszulę. Włosy zostawiałam rozpuszczone. Po zrobionym makijażu wzięłam swój telefon i poszłam do kuchni, w której siedzieli wszyscy domownicy. Każde spojrzenie mojego brata ignorowałam, nie chciałam sobie psuć całego dnia. W trakcie szukania czegoś do jedzenia zadzwonił Aaron.
Clara: Dobry. - Mruknęłam.
Aaron: Co tak poważnie?
Clara: Żebyś zapytał.
Aaron: Za kilka minut będziemy pod twoim domem.
Clara: Będę czekać.
Rozłączyłam się, po czym zamknęłam lodówkę. Miałam zamiar jak najszybciej udać się przed dom.
— Gdzie wychodzisz? — Zapytał Alan.
— Jak najdalej od was. — Chłopak popatrzył na mnie znacząco. — Daruj sobie, dobra?
— Nie wyjdziesz z domu, póki się nie dowiem, gdzie i z kim wychodzisz. — Wyszedł z kuchni, po czym poszedł zamknąć drzwi na cztery spusty.
— Nienawidzę Cię. - Mruknęłam. — Jadę z chłopakami, chcą zobaczyć miasto.
— Aż tak ciężko było? — Zapytał i od razu udał się w stronę salonu. — Jak chcesz mieć spokój, to radzę Ci o wszystkim mnie informować! — Westchnęłam zrezygnowana i otworzyłam drzwi. Za nimi stał wysoki, czarnowłosy chłopak, który wyglądał na bardzo zdziwionego. Chwilę mu się przyjrzałam, oprócz czarnych jak smoła włosów i jakiegoś metra dziewięćdziesiąt, miał kilka tatuaży na rękach i bardzo ciemne oczy.
— Cześć. - Powiedział po chwili. — Jest Alan? Albo Carlos? — Uniosłam brew.
— Są oboje. — Oparłam się o framugę. — Niestety. — Dodałam, odgarniając włosy do góry.
— Jesteś dziewczyną któregoś z chłopaków?
— Rozmawiasz ze mną od niecałych dwóch minut i już mnie obrażasz?
— Wybacz, pierwszy raz Cię widzę. — Podrapał się po karku.
— Cokolwiek. - Wzruszyłam ramionami. — Wejdź. - Przepuściłam go. — Są w salonie. — Zaprowadziłam go. — Kolega do was. — Mruknęłam obojętnie. — Cześć. — Odwróciłam się.
— Do zobaczenia! — Powiedział chłopak.
— Mam nadzieję, że nie! — Odkrzyknęłam.
Chłopaki stali na podjeździe jakieś pięć minut, obawiałam się, że będą na mnie źli. Na szczęście nie mieli mi tego za złe. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy do "Aquarium of the Bay". Byliśmy tam z równe cztery godziny, kolejnym życzeniem chłopaków było " Sutro Baths" Zwiedzanie ruin jakoś nigdy mnie nie ciekawiło, ale przyjaźniłam się z miłośnikami historii.
Na samym końcu spacerowaliśmy po ogrodzie botanicznym " Japanese Tea Garden". Było dobrze po siedemnastej, zanim pojechaliśmy na obiad. Przed zachodem słońca zaproponowałam, aby pojechać na plaże "Cliff House", to było jedyne miejsce, które dobrze wspominam.
— Mam pomysł. - Odezwałam się. — Jedziemy do wesołego miasteczka? — Zgodzili się od razu.
Na miejscu stwierdzili, że nie opuszczą ani jednej kolejki, chociaż byłam pewna, że tak nie będzie. Ja nie mogłam wchodzić na żadne, bo miałam lęk wysokości, ale za to mogłam się z nich pośmiać.
— Wygracie mi jakąś maskotkę? — Zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Po młocie dobra? - Kiwnęłam głową, po czym usiadłam na ławce. Oczekiwałam krzyków chłopaków, za każdym razem żałowali, że wchodzili na to. Chociaż nigdy się nie poddają. Tym razem było podobnie, kiedy wysiedli, od razu zaczęli wymiotować.
- Wystarczy już? - Zapytałam, cicho się śmiejąc.
— Tak, chodź. Wygramy Ci tego miśka i gdzieś pojedziemy.
— Gdzie? — Wstałam z ławki.
— Tam raczej nigdy nie byłaś, ale powiemy Ci w drodze. — Chłopaki wygrali mi największego misia, wcześniej dogadując się z kolesiem, że zliczy rzuty każdego. — Zadowolona? — Zapytał Jason.
— Pewnie, dziękuje. — Szeroko się uśmiechnęłam. — To gdzie teraz jedziemy? — Zapytałam, wsiadając do samochodu. — Dobrze, że zazwyczaj jeździmy dwoma samochodami. Ciasno tu.
— Nie marudź. - Max złapał mnie za nos. — Jedziemy na nielegalne wyścigi. — Mruknął. — Nasz znajomy jest jednym z organizatorów.
— Czyli w każdym momencie może ktoś zginąć? — Uniosłam brew.
— Startowaliście już w takich. — Stwierdziłam, a oni się tylko dziwnie popatrzyli. — Ptaszki mi wyśpiewały. — Zaśmiałam się wesoło.
Przez całą drogę chłopaki tłumaczyli, czego nie mogę i co mogę robić. Słuchałam ich uważnie, ale nie trzeba być Sherlockem, aby wiedzieć, że na takich typu "imprezach", nie można zaczepiać panów z bronią. Mimo strachu, który już mnie ściskał, byłam ciekawa, jak to wszystko wygląda.
— Zapamiętałaś wszystko? - Powtórzyłam wszystko, co mi kilka chwil wcześniej powiedzieli. Zaparkowaliśmy blisko wyjazdu. Aaro, wziął mnie za rękę, kiedy wysiedliśmy z pojazdu. Nie przeszkadzało mi to. Od jakiegoś czasu w szkole i tak każdy myślał, że jesteśmy razem.
— Będziecie się ścigać? — Zapytałam.
— Nie. — Mruknął Matt. — Nie znamy zasad w tym mieście ani ludzi. Nie wiemy, do czego są zdolni. - Pokiwałam głową i milcząc, obserwowałam otoczenie wokół mnie. Wszędzie było pełno mężczyzn, jeśli zdarzały się kobiety, były one skąpo ubrane. Cały teren był ogrodzony siatką, a za nią były poustawiane wozy. Widocznie nie każdy mógł wjechać na ten teren. Było po zmroku, całość była oświetlona lampami, co dodawało odpowiedni klimat.
Poszliśmy w stronę ogromnego hangaru, z którego co chwilę wychodzili jacyś goście, którzy na pierwszy rzut oka wyglądali, jakby uciekli z więzienia.
— Jeff! — Jason zawołał za łysym mężczyzną, który widząc ich, uśmiechnął się i w szybkim tempie się do nas zbliżył. Na twarzy miał dwa tatuaże i kolczyki w brwi i w dolnej wardze. Był bardzo wysoki i umięśniony, a na jego odsłoniętych rękach widniały dwa rękawy.
— Nie ściemnialiście. — Powiedział roześmiany mężczyzna. — Cześć, jestem Jeff, a ty to pewnie Clara.
— Tak, miło poznać. — Uśmiechnęłam się.
Chłopaki wymieli kilka zdań, zanim wyścig się rozpoczął. Przed startem zdążyłam przyjrzeć się każdemu pojazdowi, który stał na starcie. Jeden z nich wyglądał dość znajomo.
Wyścig miał dwa ogromne okrążenia, przez cały czas na prowadzeniu był veyron bugatti, a tuż, zanim audi r8. Wielkim zdziwieniem było to, że oba samochody dojechały na metę w tym samym czasie.
Z pierwszego samochodu wysiadł czarnowłosy, wysoki chłopak. Był to koleś, który był dzisiaj u mnie w domu, z drugiego auta wysiadł.
______
Cześć. 👋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro