Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 ALEX

Drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem.

Nic. Kompletnie nic. Krzyknęłam poirytowana i ruszyłam w stronę kuchni.

- Jak się domyślam nic nie znalazłaś.

Eve pojawiła się dokładnie przede mną i usiadła na jednym z krzeseł przy blacie. Posłałam jej gniewne spojrzenie. Nie musiała mi o tym przypominać.

- Nie, nawet wskazówki. – Wyjęłam szklankę z szafki i nalałam sobie wody. Znów spojrzałam w jej stronę. – Wszystko wygląda normalnie. Zero mrowienia, a chodziłam po tym lesie jakieś dobre cztery godziny! A miejsce zdarzenia wygląda tak, jakby nigdy nic się tam nie stało. Jak to w ogóle możliwe?

Byłam zła. Wczorajszego dnia po moim spotkaniu z Mią zwiedziłam część miasta, a dzisiaj po obudzeniu się, sprawdziłam miejsca, w których odnaleziono ciała. Przeszłam także przez pobliskie lasy. Przeczucie, jak i doświadczenie, mówiło mi, że do morderstw doszło właśnie tam. Ale nie miałam nic, co mogłoby to potwierdzić.

Jak głupia chodziłam po lesie, chociaż była też dobra strona mojego spaceru. Nikogo nie napotkałam. Przynajmniej, dopóki znów nie pojawiłam się w pobliżu domu.

Naprawdę, mogli sobie odpuścić te wszystkie spojrzenia.

- Eve, czy ja wyglądam dziwnie? – Spytałam ją w końcu. Spojrzała na mnie jakby zaskoczona, chociaż trudno było to stwierdzić przez jej puste oczy.

- Co masz na myśli?

- Czy wyglądam... no, tak jakby... ach, nieważne. – Powiedziałam w końcu, rezygnując z tematu. Co miałam jej powiedzieć? Czy wyglądam jak nieczłowiek? Czy mam coś na twarzy, na co każdy się patrzy? Czy od razu widać, że nie jestem normalna? Upiłam łyk i wróciłam do ważniejszego tematu niż mój wygląd. – Czy masz dostęp do danych z lokalnej policji? Chcę, abyś obserwowała co się tam dzieje. Każde zgłoszenie. Jeśli znów dojdzie do morderstwa, mam wiedzieć od razu. Każdy najmniejszy szczegół. Nawet jeśli są to mniejsze przewinienia albo jakieś zażalenia o... - machnęłam ręką – jakiś dziwnych zakłóceniach spokoju albo o agresywnych zwierzętach. Prześlij mi wszystko na telefon, w taki sposób będę mogła być na bieżąco. A i jeszcze... sprawdź katalog biblioteki o historii tego miasta. Może znajdzie się coś, czego nie ma w Internecie. Ja też się tam udam, na wszelki wypadek jakby nie wszystko digitalizowali. A i jeszcze...

- Alex. – Przerwała mi, a kiedy pytająco uniosłam brew, westchnęła. – Wszystko dostaniesz, biblioteka to dobry pomysł, ale wydaje mi się, że powinnaś dzisiaj skupić się na przygotowaniach. Jutro masz pierwszy dzień szkoły. – Przy ostatnim zdaniu posłała w moją stronę ciepły, a zarazem jednoznaczny uśmiech. Wiedziała, że się stresowałam. – W biurze są przygotowane twoje książki. Plecak także tam znajdziesz. Na twój telefon przesłałam ci wszystko co musisz wiedzieć o swoich nauczycielach. A teraz. – Ponownie westchnęła. - Znów nic nie jadłaś. Rozumiem, że poważnie podchodzisz do tego zadania, ale nie możesz zapominać o sobie. Zamówiłam już jedzenie, powinno być za jakieś trzydzieści minut. A później powinnaś pojechać na zakupy. – Uniosła dłoń, gdy chciałam jej przerwać. – Jesteś tu dopiero jeden dzień, lodówka świeci pustkami, a jeśli sądzisz, że będziesz jeść tylko zamówione jedzenie to się mylisz. Musisz być w formie i doskonale wiesz, jak ważne jest odżywanie. Masz inny metabolizm niż reszta, ale dalej nie znaczy, że możesz jeść tylko fast foody.

Miała racje. Nie powinnam unikać posiłków, szczególnie, jeśli wczoraj przez to miałam małą wpadkę. Musiałam uważać, ponieważ dookoła mnie była masa ludzi. Ale, żebym miała gotować? No cóż, z tym był kłopot. Nigdy tego nie robiłam. W Agencji posiłki przygotowane były dla wszystkich, więc moje porcje zawsze znajdowały się w moim pokoju. Na misjach albo zamawiałam jedzenie, czy to w hotelu czy gdzieś niedaleko, albo po prostu odpuszczałam sobie, bo i tak nie zostawałam tam długo.

Jednak teraz wszystko się zmieniło.

- Dobrze.

Nie było sensu się kłócić. Dzisiejsze poszukiwania nie poszły po mojej myśli, więc musiałam zastanowić się nad strategią. Gdzieś tutaj znajdował się niebezpieczny Pozaziemski, a im dłużej był na wolności, tym znów mogło dojść do jakiejś tragedii. Trzeba było się tym zająć. I tak jak powiedziała Eve, musiałam być w formie. Nie wiedziałam z czym miałam mieć do czynienia, a to oznaczało, że powinnam codziennie trenować, żeby przypadkiem nie wyjść z formy. Tylko pytanie, gdzie miałam to robić?

- Co do pozostawiania w formie... muszę gdzieś trenować. Nie wiem jak długo mi zajmą poszukiwania, więc głupotą byłoby gdybym sobie je odpuściła.

- Oczywiście. Ale od tego jest przecież piwnica.

Zaskoczona uniosłam brwi. Piwnica? Wczorajszego dnia sprawdzałam cały dom, jednak nigdzie nie natknęłam się na wejście do jakiejkolwiek piwnicy.

Usłyszałam kolejne westchnięcie.

- Za schodami.

I zniknęła.

Od razu wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę schodów. Przeszłam za nie i zmarszczyłam brwi. Niczego tu nie było. Podeszłam do ściany i zaczęłam przejeżdżać po niej dłońmi. Nagle wyczułam rysy. Położyłam płasko dłoń na kawałku i lekko wcisnęłam. Prostokąt podświetlił się, a w miejscu, gdzie była dłoń był czytnik biometryczny. Jak w domu, pomyślałam i od razu przyłożyłam dłoń. Kiedy skanowanie się skończyło, w ścianie obok utworzył się kształt drzwi. Uśmiechnęłam się, a w głowie pojawiła się dziwna myśl. Wiedziałam, że wszystko zostało przygotowane na mój przyjazd. Ale nie sądziłam, że do tego stopnia.

Zeszłam na dół, dokładnie się rozglądając. Korytarz prowadził do trzech pomieszczeń. Zanim jednak tam weszłam, Eve już stała przede mną.

- Cieszę się, że znalazłaś wejście.

- Tak, ale miło by było gdybyś mnie doinformowała. – Odpowiedziałam jej z przekąsem. Rozglądnęłam się jeszcze raz. – Dlaczego piwnica ma takie zabezpieczenia? Przecież piwnica to całkiem normalna sprawa. – Dodałam, krzyżując ręce na piersi.

- Na wszelki wypadek jakbyś chciała kogoś zaprosić.

Popatrzyłam na nią zdziwiona i prychnęłam.

- Tak, na pewno mam to w planach. – Stwierdziłam. Nawet głuchy usłyszałby sarkazm w moim głosie. – Co jest za tymi drzwiami? – Głową wskazałam w ich stronę.

Eve odwróciła się i skierowała się do pierwszego pokoju.

- Tutaj jest garaż – wskazała na drzwi ręką – W tamtych jest twoja sala treningowa, a tam... - uśmiechnęła się szeroko – jest magazyn.

Otworzyłam szerzej oczy.

Magazyn broni.

Nie czekając ani chwili dłużej ruszyłam w tamtą stronę i z impetem otworzyłam drzwi. Wow. Po prostu - wow.

Na prawej ścianie wisiały wielkie gabloty, a za nimi każda znana mi broń palna. Od rewolwerów, po pistolety, aż do karabinów. Lewa strona była natomiast pełna broni białej. Nie tylko zrobionej ze zwykłych metali. Ostrza niektórych były wykonane podobnie, ale były zrobione z różnych minerałów. Różne kamienie szlachetne wisiały za szybami w postaci broni. Niektóre były krótkie, inne natomiast długie jak miecze. Na środku pokoju stał długi stół, a kiedy do niego podeszłam zauważyłam naboje. I tak samo jak niektóre z broni białych, były wykonane z kamieni szlachetnych.

Miało to swój powód. Niektóre rasy Pozaziemskich były na nie „uczulone". A to znaczyło tyle samo co śmiertelne. Wuki, tak zwane wampiry, nienawidziły

dębu kasztanolistnego. Ta rzadko spotykana odmiana dębu, pochodziła z okolic Tybetu. Kiedy Wuki pojawiły się na Ziemi i odkryły co mogło je zabić, próbowały spalić większość tych drzew. Na szczęście Agencja zajęła się tym problemem.

Likantropi, a raczej wilkołaki, nienawidziły srebra. Legendy się nie myliły. Sam dotyk tego materiału był dla nich bardzo bolesny. Raz widziałam jak Brandon w ten sposób trafił na odział leczniczy. Spędził tam tydzień, a wszystko przez kilka sekund kontaktu ze srebrem.

Uśmiechnęłam się smutno na to wspomnienie. Kiedy tylko się o tym dowiedziałam, popędziłam na odział. Cała historia skończyła się tym, że nie odstępowałam go prawie na krok, jednak za grożenie lekarzowi mocno mi się oberwało. Chociaż wciąż uważałam, że mógł się ze mną nie wykłócać i od razu mnie wpuścić. Ułatwiłoby to nam wiele rzeczy.

- Czy to wszystko dla mnie? – Eve w odpowiedzi tylko kiwnęła głową. Wzięłam do ręki kilka noży. Nie zaskoczyło mnie to, że były idealnie wyważone. Jakby każda rzecz w tym domu była dopasowana wyłącznie do mnie. – Muszę pamiętać, aby podziękować za to Wujowi.

- To wszystko jest tylko na wszelki wypadek. I tak nie wiemy z czym mamy do czynienia, więc prawdopodobieństwo tego, że cokolwiek stąd użyjesz nie jest zbyt wysokie. Ale możesz je brać do treningów. – Dodała, widząc moją minę.

- Mhm. – mruknęłam i odłożyłam noże na swoje miejsce. Ruszyłam do wyjścia. – Powinnam przejrzeć też inne pokoje. Może nawet dzisiaj potrenuję, oczywiście dopiero po tym jak pojadę na zakupy...

Tak jak się domyśliłam sala treningowa wyglądała dokładnie jak ta w Agencji. Nie musiałam zmieniać mojego planu treningowego, z czego byłam bardzo zadowolona.

Ale to garaż był najlepszy z tego wszystkiego. Czarny Dodge Challenger z 1971, Ford Mustang, wersja z 2015 roku, w pięknym żółtym kolorze i na dokładkę szary mercedes model A45. Wujek naprawdę się postarał.

Na ten widok szczęka mi opadła. Uwielbiałam samochody, ale nie sądziłam, że Wujek pamiętał o takim szczególe. A teraz miałam je wszystkie do własnego użytku!

- To malutki prezent. – Wyjaśniła Eve.

- Malutki? – Zaśmiałam się i jeśli kilka minut temu nie chciałam jechać na zakupy, to teraz nie mogłam doczekać się przejażdżki tymi cudeńkami. Co prawda wiedziałam, że nie należały do mnie i powinnam myśleć o czymś kompletnie innym, ale w tym momencie po prostu nie mogłam. Cząstka mnie chciała udawać normalną i cieszyć się z takich „małych" prezentów. Oprócz Eve nie było tu nikogo, kto mógłby mnie skrytykować za tę chwilę myślenia tylko o sobie. A widząc jej uśmiech na moją reakcję, wiedziałam, że tego nie zrobi. Nigdy mnie nie krytykowała, jeśli chodziło o moje zachowanie. Uważała nawet, że czasami dawałam zbytnio sobą pomiatać. Ale z drugiej strony to rozumiała. Nie miałam nic prócz Agencji i choć często kłóciłam się z Wujkiem, to robiłam to tylko wtedy, gdy byliśmy sami. Zbyt dobrze zdawałam sobie sprawę, co mogłoby się stać, gdyby ktoś zobaczył mnie rozzłoszczoną czy pyskującą.

Szybko podbiegłam do aut i zaczęłam je oglądać, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z ust. Czułam się jakby były święta. Co było zabawne, bo nigdy ich nie obchodziłam. Kilka razy zdarzyło mi się, że byłam na misjach podczas świąt i wtedy mogłam oglądać ludzi jak je obchodzili. Lubiłam to, mimo, że ich widok sprawiał mi ból. Uświadamiało mi to jeszcze bardziej jak bardzo do tego normalnego świata nie pasowałam.

- Nie chcę ci przerywać, ale twoje jedzenie właśnie przyjechało. Powinnaś iść otworzyć, zanim ktoś straci cierpliwość.

Jęknęłam przeciągle, ale zrobiłam, jak mówiła.

Gdy wyszłam, usłyszałam dźwięk dzwonka. Nie raz. Nie dwa. Nie trzy. Dzwonienie nie ustępowało. Przyspieszyłam.

- Już idę! – Krzyknęłam zła. Boże, naprawdę ten ktoś był niecierpliwy. Czy to takie trudne poczekać?

Z impetem otworzyłam drzwi.

- Czy raz nie wystarczy? – Praktycznie warknęłam.

Jednak, gdy chłopak, a raczej mężczyzna, poprawiłam się, spojrzał na mnie, zamarłam z ręką na klamce. Miałam nadzieję, że z wrażenia nie otworzyłam buzi. Powiedzenie, iż był przystojny, prawdopodobnie nie opisałoby go. Wysoki, dobrze zbudowany, szerszy w barkach, a mięśnie pod jego koszulką były bardzo dobrze widoczne. Twarz miał szczupłą, ale dość ostro zarysowaną, usta pełne, nos prosty, ale to oczy... błękit kojarzył mi się z oceanem.

Przeniosłam spojrzenie na jego tatuaże. A przynajmniej na to co wystawało spod ubrania. Zmarszczyłam brwi, próbując odgadnąć co oznaczyły zawijasy na jego obojczyku, jak i na ręce, ale z niepowodzeniem. Jego strój był całkiem zwyczajny. Zwykły czarny podkoszulek, czarne spodnie, na głowie czarna czapka z daszkiem. Ktoś tu chyba miał alergie na kolory.

- Czekam tu już od kilku minut, nie moja wina, że tak długo zajmuje księżniczce otworzenie drzwi.

Jego głos był głęboki, z akcentem, a kiedy przemówił, przez moje ciało przeszła przyjemna fala czegoś, czego nie potrafiłam opisać. Już miałam poprosić, aby znów ponownie się odezwał, ale dotarł do mnie jego ton. Czy on właśnie mi odwarknął?

Wyprostowałam się, a w myślach strzeliłam sobie kopniaka w tyłek, że tak głupio zareagowało moje ciało. To tylko mężczyzna... przystojny, ale był dupkiem.

- Nie nazywaj mnie tak. Musiałam zrobić coś ważnego. – Odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi. – A tak w ogóle nie muszę ci się tłumaczyć. – Dodałam i spojrzałam na torbę pod jego stopami, po czym uniosłam głowę, żeby znów popatrzeć mu prosto w twarz. Boże, on naprawdę był wielki. Z moim metr siedemdziesiąt praktycznie nigdy nie musiałam aż tak odchylać głowy, aby na kogoś popatrzeć. A on był dobre dwadzieścia centymetrów wyższy. – Czy nie powinieneś być milszy dla klientów? W ten sposób nigdy nie dostaniesz napiwku.

Prychnął, przewracając oczami, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.

- Nie potrzebuję napiwku, księżniczko. – I znów to samo. Miałam wrażenie, że wypowiedział ostatnie słowo, jakby to była obelga.

Zacisnęłam zęby. Kiedy zauważył moją reakcję, kącik jego ust poszybował w górę. Wbiłam paznokcie w ramiona. Miałam go już dosyć.

- Ile płacę? – Spytałam, próbując zapanować nad własnym ciałem, które tak jakby nie zdawało sobie sprawy, że chłopak był kretynem.

Szybko zapłać i zamknij drzwi, pomyślałam i zanotowałam sobie w pamięci, aby nigdy więcej nie zamawiać u nich jedzenia. Co prawda nie wiedziałam skąd ono pochodziło, bo nie zauważyłam żadnego loga firmy na jego ubraniu. Powinnam spytać o to Eve.

- Księżniczka chyba nie pamięta, że już zapłaciła... - uśmiechnął się w taki sposób, jakby doskonale wiedział, że nie miałam o tym pojęcia. Już otwierałam usta, aby mu odpyskować, ale zignorował mnie i wyciągnął z torby kilka pudełek. Podał mi je, a kiedy nasze palce się dotknęły, szybko zabrał ręce i spuścił głowę. Ja także odsunęłam się szybko od niego, ponieważ moc we mnie drgnęła, jakby obudziła się do życia.

Co do cholery?

W tym samym momencie dotarł do mnie zapach, a żołądek dał o sobie znać. Zaczerwieniłam się lekko, kiedy przystojny dostawca przede mną uniósł znacząco brew. Wyglądał, jakby powstrzymywał się od roześmiania się. Z nieznanych mi przyczyn miałam nadzieję, że to zrobi. Chciałam usłyszeć jego śmiech.

ZARAZ. CO chciałam?

Zaskoczona i jednocześnie zażenowana tą myślą, odwróciłam się jak najszybciej od niego i nogą popchnęłam drzwi.

- Dzięki! – Krzyknęłam, nim drzwi zamknęły się do końca.

Wreszcie miałam go z głowy. I miałam pyszne jedzenie. Usłyszałam jeszcze jak chłopak coś mamrotał, ale przez drzwi nie wyłapałam poszczególnych słów.

Pobiegłam do kuchni, próbując wyrzucić obraz chłopaka z głowy i w tym momencie pojawiła się Eve.

- Wygląda smacznie. – Skomentowała, gdy przekładałam makaron na talerz. – Sałatka także. – Dodała, doskonale wiedząc, że akurat to chciałam odstawić na bok. – Nie jesteś już dzieckiem, warzywa też powinnaś jeść.

- Wiem, wiem. – Odpowiedziałam z pełnymi ustami. Usiadłam, widząc jej karcący wzrok. Bardzo często zdarzało mi się jeść na stojąco, co, jak mówiła Eve, „nie było dobre". – A tak w ogóle... - machnęłam widelcem w powietrzu – mogłaś mnie poinformować, że już zapłaciłaś. To było bardzo niezręczne.

Zmarszczyła brwi.

- Skąd pewność, że zapłaciłam? – spytała, przyglądając mi się uważnie.

- Dostawca mi powiedział... - napiłam się wody – Wyszłam na zapominalską. – Dodałam, krzywiąc się. Zmrużyła oczy, ale kiwnęła jednocześnie głową, jakby doszła do jakiś wniosków. – I proszę cię, jeśli będziesz zamawiać jedzenie następnym razem, nie wybieraj tej restauracji.

- A to czemu? – Przechyliła zaciekawiona głowę, a ja tylko przewróciłam oczami. – Nie smakuje ci?

- Jest średnie. – skłamałam. Smakowało mi. I to bardzo. Nie chciałam jej jednak mówić, że to raczej dostawca zrobił na mnie wrażenie. Na moje szczęście Eve nie mogła jeść, więc kłamstwo łatwo mi uszło. – A tak w ogóle co to za restauracja? Naprawdę powinni popracować nad obsługą klienta. Z takimi manierami nigdy nie dostaną napiwków. – Dodałam, przypominając sobie jego słowa. „Nie potrzebuję". Jaki kretyn nie cieszy się w pracy na napiwki? Mimo, że nigdy nie pracowałam w „normalnym" zawodzie, nie oznaczało, że nie miałam o tym pojęcia. Nie byłam głupia. Wiedziałam dużo o normalnym życiu i wiedziałam jak to wszystko funkcjonuje, jednak wpasowanie się w to wszystko i zaczęcie takiego samego życia, to już inna sprawa.

- Powinnam o czymś wiedzieć? Czy coś się stało, Alex?

Głupie ciepło, które pięło się w stronę moich policzków.

- Nie, po prostu typ był niemiły. To wszystko. – Ostatnie zdanie powiedziałam bardziej do siebie niż do niej. Chciałam zamknąć ten temat. Nie powinnam myśleć o chłopakach, jeśli miałam pełne ręce roboty.

- Czy mam wypisać im recenzję?

- Co? Nie. – Szybko pokręciłam głową. – Po prostu odpuśćmy sobie ten temat. Nie zamawiajmy już stamtąd jedzenia i po kłopocie.

W tym momencie talerz był już pusty, a ja podniosłam się z krzesła.

- Idę szybko wziąć prysznic, czy byłabyś taka miła i napisała mi listę rzeczy, które muszę kupić? Nie chcę spędzać w sklepie dłużej niż to konieczne. – Posłałam jej wymowne spojrzenie. Mogłam robić tak normalne rzeczy jak zakupy, ale nie oznaczało to, że poświęcę na to dużo czasu.

Westchnienie, a potem.

- Dobrze.



Mustanga prowadziło się jak marzenie. Przez całą drogę do sklepu, nie mogłam się nacieszyć. Sklep był jednak niedaleko, więc jazda szybko się skończyła. Szukając miejsca, zauważyłam kilka osób, które prawdopodobnie chodziły do mojej szkoły. Wtedy spojrzałam na godzinę i skrzywiłam się. Było już popołudnie.

Nieważne, byłam tutaj, aby zrobić zakupy. I nieważne było to jak absurdalnie to brzmiało. Nigdy w życiu nie sądziłam, że dojdzie do sytuacji, w której będę musiała myśleć nad tak nieistotnymi dla mnie rzeczami. Zawsze jest ten pierwszy raz, pomyślałam z ironią.

Szybko wysiadłam i jak to miałam w zwyczaju, rozglądnęłam się w poszukiwaniu tego czegoś. Nic jednak nie znalazłam. Chociaż był to dobry znak. Nie wiedziałam jak bym miała zareagować, gdybym znalazła mój obiekt poszukiwań pomiędzy tyloma ludźmi.

A raczej wiedziałam, ale to była brudna robota.

I najczęściej komplikowało to dużo rzeczy.

Wzięłam szybko wózek i popędziłam do wejścia. Czułam na sobie kilka spojrzeń, ale ignorowałam je jak mogłam. Byłam tutaj nowa, więc oczywiste było to, że ludzie patrzyli. Szczególnie jeśli już cała szkoła wiedziała o nowej uczennicy. Niektórzy pewnie nie byli aż tak głupi i po prostu widząc nieznaną siedemnastolatkę, połączyli fakty. Tak sobie to tłumaczyłam.

Poważnie musiałam przestać myśleć o wszystkich ludziach jak o idiotach.

Sklep był duży i miał wszystko, co musiałam kupić. Chodziłam po nim, co jakiś czas zerkając na listę i wkładając przedmioty do koszyka. Dodałam kilka słodyczy, które już były spoza listy, ale potrzebowałam ich. Słodkości pomagały mi panować nad mocami. A przynajmniej wysoki poziom cukru to robił. Wujek tłumaczył, że to całkowicie normalne i że moje ciało potrzebowało „innego zajęcia". Jako dziecko cieszyło mnie to ogromnie, iż mogłam jeść różne żelki, czekolady czy pianki bez dostawania krytyki za to. Na całe szczęście mój metabolizm załatwiał sprawę, dzięki czemu nie musiałam brać dodatkowych godzin treningów.

Czego chcieć więcej od życia?

Chodziłam tak jeszcze kilka minut, wkładając praktycznie wszystko, co było w tym dziale, kiedy nagle miałam dziwne przeczucie, że ktoś za mną szedł. Dyskretnie spojrzałam w bok, jednak nic nie zauważyłam. Moje mięśnie napięły się, a ja wzięłam głęboki oddech.

Przeszłam kilka kolejnych metrów, udając, że normalnie robiłam zakupy, ale intuicja podpowiadała mi, że ktoś mnie obserwował. A ja nie zamierzałam tego ignorować. Co prawda nie czułam mrowienia, więc nie był to Pozaziemski, ale wolałam pozostać czujna. Ostrożności nigdy za wiele.

Następne pięć minut spędziłam na czujnym wypatrywaniu, ale na marne. Nic nie wyglądało podejrzanie. Ludzie w spokoju robili zakupy, zajęci zbytnio własnymi problemami. Niektórzy co prawda rzucali w moją stronę ukradkowe spojrzenia, ale nie w sposób, aby wzbudzić moją czujność.

Zaczynałam się irytować, szczególnie, że kilka osób zachodziło mi drogę lub przechodziło zasłaniając mi pole widzenia. Rada numer jeden w drodze do „normalnego" życia: wybieraj wcześniejsze godziny na robienie zakupów.

Ponownie skręciłam, aby dostać się w inną alejkę. Nie było mi to jednak dane, bo zaraz rozległ się huk, a ja ze złością stwierdziłam, że uderzyłam w inny wózek.

- O Boże! Tak bardzo przepraszam... Alex?

Znałam ten głos. Powoli uniosłam wzrok, patrząc prosto na szeroko uśmiechniętą Mię. Odetchnęłam niezauważalnie z ulgi.

- Jak miło cię znowu widzieć. Co tu robisz? –Uśmiechnęłam się lekko, słysząc to głupie pytanie. Dziewczyna, jakby dopiero po chwili zrozumiała co powiedziała, zaśmiała się cicho i machnęła ręką w moją stronę. Już miała znów się odezwać, ale jedno spojrzenie na moje zakupy i jej brwi poszybowały w górę. – Emm... chyba lubisz słodkie.

Mój wzrok także tam powędrował. Wzruszyłam tylko ramionami.

- Trochę. – odpowiedziałam. No cóż, pół wózka było nimi wypełnionymi, więc moja odpowiedź mijała się lekko z prawdą. Rozejrzałam się ponownie po sklepie, spięta jeszcze bardziej, gdy uświadomiłam sobie, że stałyśmy praktycznie na samym środku. Czyli całkowicie na widoku, a z tym nie czułam się komfortowo w ogóle.

Niedobrze.

Mój uśmiech zmienił się w grymas.

- I dalej pozostajesz w formie? – Zapytała, zanim mogła się powstrzymać. Uniosłam brwi na komentarz co do mojej sylwetki, przez co na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.

- Dużo trenuję – powiedziałam sucho i w końcu ruszyłam się z miejsca, postanawiając, że czas zakupów dobiegł końca. Musiałam stąd wyjść jak najszybciej. Mimo, że mrowienie się nie pojawiło, wolałam nie dawać nikomu lepszego widoku.

- Naprawdę? A co? O czekaj... sama zgadnę. – Zastanowiła się i przeleciała wzrokiem po mojej sylwetce. – Pływasz?

Pokręciłam głową, cały czas ukradkiem obserwując otoczenie.

- Koszykówka?

- Tylko czasami.

- Siatkówka?

- Nie.

- Piłka nożna?

- Sporty grupowe nie są dla mnie – powiedziałam, będąc już zdenerwowana. Nie chciałam, aby zabrzmiało to tak sucho, ale ciągle byłyśmy w środku, a kasjerka wyglądała jakby miała cały czas wszechświata.

Żółw w śpiączce był prawdopodobnie szybszy.

Obecność ludzi zawsze sprawiała, że czułam się niekomfortowo. A to sprowadzało się do tego, iż próby panowania nad sobą były lekko trudniejsze. Nie mówiąc już o tym, że Mia zasypywała mnie pytaniami, a za sobą czułam dziwną obecność. Tylko brak cholernego mrowienia sprawił, że nie popadłam w panikę.

Spokojnie, upominałam siebie w myślach, zapłacisz, wyjdziesz i wszystko będzie dobrze. Ta, szkoda tylko, że ta cała sytuacja już nie brzmiała dobrze. Z tyłu głowy formowało mi się pytanie czy, aby przypadkiem nie było tutaj czegoś, czego nie powinno tutaj być.

Oprócz mnie, oczywiście.

Ale pomijając moją intuicje nie miałam powodów do reagowania w taki sposób. Ufałam swoim przeczuciom, jednak doskonale wiedziałam, że logiczne myślenie także było ważne. A na razie prócz przeczucia, nie miałam nic co mogłoby wskazywać na niebezpieczeństwo. Bo nie oszukujmy się, to, że ktoś na mnie patrzył nie dawało mi powodu do próby zamordowania go. Oczywiście, jeśli ten ktoś nie był człowiekiem.

Ludzi nie dotykałam. Moim zadaniem było ich chronić i tego trzymałam się od dziesięciu lat. Nawet jeśli byli czasem gorsi niż Pozaziemscy, to dalej nie byłam zdolna do wyrządzenia im krzywdy, szczególnie po...

- Kartą czy gotówką?

Skrzeczący głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam najpierw na kasjerkę, która się zniecierpliwiona przyglądała się swoim paznokciom, a później na Mię, która uśmiechnęła się lekko w moją stronę, jakby wiedziała, że uciekłam gdzieś myślami. Za sobą słyszałam także jakieś szepty, prawdopodobnie komentarze na temat tego, abym nie zwlekała z zapłatą.

Szybko wyjęłam więc portfel i uniosłam kartę, tym samym dając jej odpowiedź. Kartę dostałam od Wujka, a raczej od Eve, która nakazała mi wszystko nią płacić. Okazało się, że Wujek postanowił mi dać nową, abym w trakcie misji nie wydawała swoich zarobionych pieniędzy. Zaskoczyło mnie to, bo do tej pory nigdy nie miałam dostępu do żadnych środków Agencji, ale prawdopodobnie było to teraz związane z długością mojego zadania.

Jak się okazało, środki miałam nielimitowane, więc nie mogłam narzekać.

Mia nie kupiła zbyt dużo, także zaproponowała mi pomoc w niesieniu moich siatek. Dziwnie się z tym poczułam, ale nie do końca wiedząc jak zareagować, skinęłam po prostu głową. Z jednej strony nie chciałam już zajmować kolejki, a z drugiej kłótnia z Mią z tak głupiego powodu była niepotrzebna. Szczególnie, że chciałam się stąd wynieść. Im szybciej tym lepiej, nawet jeśli miałam przyjąć kogoś pomoc.

- Dalej mi nie powiedziałaś co trenujesz. – Kiedy już byłyśmy na zewnątrz – nareszcie – Mia, kompletnie nieświadoma chaosu w środku mnie, wróciła do poprzedniego tematu. W drodze do kasy zadawała mi co prawda pytania, jednak odpowiadałam krótko i wymijająco. Byłam skoncentrowana na czymś kompletnie innym niż na jej pytaniach, przypomniałam sobie. Miałam jedynie nadzieję, że nikt nie zauważył jak dziwnie się zachowywałam. Zanotowałam sobie w głowie, aby być bardziej ostrożną.

- To i owo. – Kolejna wymijająca odpowiedź. Co miałam jej powiedzieć? Wiesz, uczyłam się jak zabić stwory, o których ty nie masz pojęcia, z resztą jak prawie cała ludzkość. Ta, to na pewno by ją zadowoliło. Już otwierała usta, aby zagłębić się w temat, ale w oddali zauważyła kogoś i mina jej zrzedła. Zmarszczyłam brwi i rozglądnęłam się zaciekawiona.

Nietrudno było się domyślić co było grane.

Niedaleko nas stała grupka trzech chłopaków, którzy patrzyli wprost na nas i śmiali się z czegoś. Lub kogoś. Dziewczyna obok mnie była spięta i mogłabym przysiąc, że zastanawiała się czy nie rzucić siatek i uciec.

- Wszystko w porządku? – spytałam, zaczynając się złościć na grupkę chłopaków. Przyjrzałam się im dokładniej.

Jeden z nich, ciemnoskóry i najmniej zainteresowany z całej trójki, patrzył w telefon, krzywiąc się. Był zły, choć nie wiedziałam czy to z powodu jego znajomych, czy osoby, z którą pisał. Przystojny i jak sobie przypominałam nazywał się Hunter. Hunter Lockwood. Bogaci rodzice, złe oceny, kilka mniejszych raportów z policji. Najczęściej bójki.

Dwójka pozostałych to bliźniacy. Justin i Jason. Mniej przystojni, głowy pełne jasnych loków, twarze podłużne, a u jednego na nosie był lekki garb, co prawdopodobnie pochodziło ze złamania.

Tak jak pierwszy, nie byli geniuszami. Ale wiele gorzej wyglądała ich kartoteka. Lekkie włamania, bójki, zakłócanie porządku, narkotyki i u jednego nachodzenie. Ich ojciec był policjantem, więc informacje, które posiadałam nie pochodziły z oficjalnej kartoteki. Widocznie ich tatuś potrafił zająć się sprawami.

Wspaniała trójca, pomyślałam z irytacją.

Gdy zauważyli, że się im przyglądałam, posłali mi szeroki uśmiech, na który tylko uniosłam jedną brew i posłałam w ich stronę nieprzyjemne spojrzenie. Miałam dziwne przeczucie, że w bliskiej przyszłości musiałam mieć z nimi do czynienia.

Nie podobała mi się ta myśl.

Nawet jeśli mogli być przydatni. Zwłaszcza bliźniacy.

- Wszystko okej, po prostu... możemy stąd iść? – Odezwał się cichy głos obok mnie.

- Jasne.

Nawet nie wiem, kiedy się zatrzymałam, aby lepiej im się przyjrzeć. Na chwilę zapomniałam jak bardzo chciałam stąd zniknąć. Jednak reakcja Mii dotknęła mnie w sposób, nie do końca mi zrozumiały. Czyżby było mi jej szkoda?

- Mogę cię podwieźć, jeślibyś chciała. – Zaproponowałam, nie rozumiejąc, dlaczego tak przejęłam się jej reakcją na tamtą trójkę. Była miła, mądra i byłam pewna, że pod tą maską nieśmiałości kryło się więcej, ale nie mogłam się przywiązywać. Do nikogo. Miałam zadanie do wykonania. A już w ogóle nie miałam prawa wtrącać się w nikogo problemy.

A te na pewno miała.

Na moją propozycje trochę się rozluźniła, choć na każdy dźwięk śmiechu, który dochodził w naszą stronę, drgała. A moje szczęki się zaciskały. Wyglądała na wystraszoną. Zanim dotarłyśmy do auta, obróciła się w ich stronę przynajmniej osiem razy, upewniając się, że dalej pozostawali w oddali.

- To twoje? – Kolejny raz była zaskoczona. Skinęłam głową i zaczęłam pakować zakupy do bagażnika. Mia stała jeszcze kilka minut przed autem, z lekko otwartymi ustami, przeskakując spojrzeniem między mną, a pojazdem. – Piękne – dodała, a ja mimo woli ucieszyłam się na jej reakcje. Lubiłam samochody i choć nie znałam się na nich zbyt dobrze, potrafiłam docenić ładne i szybkie auto. I cieszyło mnie, że Mia także to potrafiła.

- Dzięki, malutki prezent – odpowiedziałam i próbowałam nie uśmiechać się zbyt szeroko na wspomnienie słów Eve. Zabrałam od dziewczyny pozostałe siatki, bo nie spieszyła się zbytnio z ruszeniem się z miejsca.

Kątem oka spostrzegłam wspaniałą trójcę, która także nam się przyglądała. Nawet Hunter w końcu zwrócił na nas swój wzrok. Wydawał się bardzo zaskoczony, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłał w moją stronę zniewalający uśmiech. Ledwo powstrzymałam się od pokazania mu mojego ulubionego palca, gdy przebiegł swoim wzrokiem po całej mojej sylwetce.

- To dupek. – Jej ton jasno mówił, że ta obelga była poparta dobrymi argumentami.

- Nie mam wątpliwości – odpowiedziałam, nie odwracając się w jej stronę. Nie wiedziałam, o którym dokładnie mówiła, ale do wszystkich to pasowało. I mimo, iż nie kłamałam, to zastanawiałam się czy, aby przypadkiem ten dupek nie mógłby w jakiś sposób mi się przydać.

Ale musiałam się dowiedzieć o nich trochę więcej. Przyjrzałam się Mii, która już wsiadała do auta i nagle do głowy wpadł mi pomysł.

- Myślisz... - zastanawiałam się nad słowami, zajmując miejsce kierowcy. – Masz jakieś plany? – Skrzywiłam się w myślach. Brawo Alex, ty to potrafisz prowadzić rozmowę.

- Co?

Odpaliłam silnik. W jednej chwili próbowałam przypomnieć sobie wszystkie lekcje z savoir vivre, które musiałam odbyć, po tym jak zwyzywałam jednego członka Rady. Na moją obronę miałam tylko to, iż nikt nie poinformował ośmioletniej mnie o tym, że nazywanie sześciokrotnie starszego od siebie mężczyzny od oblechów i śmierdzieli, nie jest na miejscu. Wujek spędził co najmniej miesiąc nad zapanowaniem nad chaosem i udobruchaniem tego śmierdziela. A ja za karę miałam dodatkowe kilka godzin w moim grafiku. I to przez kilka ładnych lat. W którymś momencie Wujek zlitował się nade mną i zakończył moje męki. Bardzo możliwe, że stało się to także po tym, gdy zrozumiał, że nie było już dla mnie nadziei. Jechałam na samych czwórach.

Odchrząknęłam, starając się odepchnąć od siebie dziwne poczucie winy, związane z wykorzystywaniem dziewczyny. Musiałam to zrobić i tyle.

- Potrzebuję udać się do biblioteki i pomyślałam, że mogłabyś mi potowarzyszyć, jeśli tylko byś miała na to ochotę i jeśliby nie zajęło to twojego cennego czasu. – Uprzejmie, konkretnie i... totalnie dziwnie. Nawet dla mnie ten dobór słów wydawał się taki... no cóż, dziwny po prostu. Niestosowny do siedemnastolatki.

Widocznie Mia musiała dojść do tych samych wniosków, bo najpierw patrzyła na mnie niezrozumiale, później zmarszczyła brwi, aby po chwili już wybuchnąć śmiechem.

Zacisnęłam palce na kierownicy. Cholera.

- Czyli po prostu chcesz iść do biblioteki... - Jej śmiech przerodził się w chichot. – Jasne, że z tobą pójdę.

Odetchnęłam niezauważalnie z ulgą. Co prawda zrobiłam z siebie idiotkę, ale osiągnęłam swój cel. I zanotowałam sobie, aby dosadnie powiedzieć Wujkowi, gdzie mógł wsadzić sobie te lekcje, bo i tak na nic się one nie zdawały.

Uśmiechnęłam się i zakręciłam autem, aby ruszyć w stronę biblioteki. 


______________________

Mam nadzieję, że wam się spodobało! 

Dajcie znać co sądzicie o tej książce :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro