4 ALEX
O wiele mniejszy niż się spodziewałam.
To była moja pierwsza myśl, kiedy zobaczyłam dom, w którym miałam zamieszkać. Sama nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, ale na pewno nie domku, który wyglądał tak... zwyczajnie. Kiedy wysiadłam z taksówki, którą wzięłam na lotnisku, dwukrotnie sprawdziłam czy na pewno był to dobry adres. Po zapłaceniu kierowcy, który przez całą drogę trajkotał o tym jak to wszystkie te wiadomości okłamują ludzi i skupiają się na nie tych tematach co trzeba, stałam przed domkiem z walizką i dyskretnie przyglądałam się okolicy dobre kilka minut.
Dziwnie się czułam, będąc w tak zwyczajnym miejscu.
Pierwsze co spostrzegłam to zainteresowanych „sąsiadów". Co prawda domek był dość oddalony od pozostałych, więc nie byłam pewna czy mogli mnie zobaczyć ze swoich okien. Po niecałej minucie spostrzegłam, że dwójka nawet wyszła ze swoich domów na werandę. Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę drzwi.
Klucze, jak i wszystkie potrzebne dokumenty dostałam od Brandona zanim wsiadłam do samolotu. Nasze pożegnanie było dość nietypowe. Nigdy nie żegnaliśmy się przed żadną z misji. Ale z drugiej strony nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo. Brandon zapewnił mnie, że będziemy w kontakcie, jak o tym, że zawsze mogłam do niego zadzwonić w razie gdybym z czymś miała mieć problem. Wiedział, że tego nie zrobię. To zadanie zostało mi przydzielone z jakiegoś powodu. Prawdopodobnie był to test, a ja nie zamierzałam nawalić. Nigdy tego nie mogłam zrobić. Rada, jak większość osób w agencji nie byli przychylnie do mnie nastawieni, więc wolałam nie dawać im jeszcze więcej powodów do ich niechęci. Oczami wyobraźni widziałam ich zadowolenie, gdybym wróciła z niczym. Prawdopodobnie wtedy by się mnie pozbyli. Bo po co komu ktoś kto nawet nie potrafi znaleźć złego stwora?
Uścisk Brandona był mocny, a w jego oczach zauważyłam coś na kształt smutku i jeszcze czegoś, czego nie mogłam odgadnąć. Gdybym miała więcej czasu, pewnie bym z nim o tym porozmawiała, ale Wujek odciągnął chłopaka i łapiąc mnie za ramiona, przyciągnął do siebie. Zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze, i żebym na siebie uważała, a jak tylko będzie możliwość, to spotkamy się nawet szybciej niż planował. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ponieważ nie często okazywał mi tyle czułych emocji, ale zanim coś powiedziałam, przerwał mi słowami „Wszystko zrozumiesz w swoim czasie" i popatrzył na mnie z takim bólem, iż moje serce ścisnęło się na ten widok. Nie miało to kompletnie żadnego sensu, a uczucie niepokoju wzmocniło się tak bardzo, że o mały włos nie zrezygnowałam ze swojej misji. Ale właśnie wtedy musiałam ruszać do samolotu. Spojrzałam ostatni raz na jedyne osoby, które były blisko mojego serca, i które ścisnęło się widząc ich smutne uśmiechy jak odchodzili, zostawiając mnie samą sobie z moimi dziwnymi myślami.
Gdy drzwi się za mną zatrzasnęły, odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej nikt się już na mnie nie gapił. Z zaciekawieniem zaczęłam się rozglądać po moim „domu". Po małym przedpokoju po lewej był dość spory i bardzo ładnie urządzony salon, oddzielony od kuchni tylko za pomocą podłużnej wysepki, przy której stały wysokie krzesła. Na prawo korytarz ciągnął się do łazienki, która także była nowocześnie zaprojektowana. Obok znajdował się pokój, który jak odgadnęłam miał za zadanie być biurem, bo oprócz biurka i kilku półek wypełnionych po same brzegi książkami nie widziałam nic innego. Na prosto od wejścia zauważyłam schody, prowadzące na piętro wyżej, gdzie znajdowały się dwie sypialnie, które posiadały własne łazienki. Wszędzie wisiały jakieś obrazy, a gdzieniegdzie stały duże doniczki z kwiatami.
Wygląd domu, mimo że biło od niego luksusem, wydawał się całkiem przyjemny. Nie było tego chłodu, z jakim można było się spotkać na przykład w hotelach. Zastanowiłam się przez moment czy może ktoś tu już mieszkał, ale od razu wykluczyłam tę myśl. Nie do końca wiedziałam kto był odpowiedzialny za wystrój, ale ta osoba zasługiwała na nagrodę. Jeśli ktoś by wpadł tutaj przez przypadek, łatwo by uwierzył, że dobrze się zakwaterowałam.
A o to właśnie chodziło.
Udawać, że byłam całkowicie normalna.
Westchnęłam, przypominając sobie co tutaj dokładnie robiłam. Przejrzałam dom jeszcze dwa razy, wybierając jeden z pokoi u góry, aby móc się rozpakować, choć jak już zdążyłam zauważyć, wszystko w tym domu było idealnie przygotowane. Takiej ilości ubrań nie miałam chyba nigdy. Wyglądało to jakby ktoś wpadł do sklepu i wykupił wszystko, co było tylko w moim rozmiarze. Mimo, że wszystko było na pokaz, to jakaś mała cząstka mnie, ta, której już dawno chciałam się pozbyć, cieszyła się na to wszystko. Głupia, pomyślałam już któryś raz z kolei tego dnia.
Podczas lotu, gdzie walczyłam sama ze sobą i swoimi emocjami, postanowiłam, że choćby nie wiem co, dokończę misję i nie zwariuję. A do tego musiałam tylko przestrzegać pięciu zasad.
Wpasować się jak najlepiej w otoczenie, skupić się na zadaniu, panować nad sobą i swoimi emocjami, nie przywiązywać się i... wykorzystać ten czas jak najlepiej.
Igrałam z ogniem. To prawda. Ale ta głupia część w środku mnie nie chciała zamilknąć. I tak zostałam wrzucona już na głęboką wodę i jedynie to pozostało mi spróbować wykorzystać ten czas i przekonać się, że naprawdę nie mogłam żyć normalnie. Próbowałam wmówić sobie samej, że to jeszcze nie koniec świata, a ta sytuacja mogła być dla mnie dobrym doświadczeniem. I to nie musiało oznaczać, że mi się tu spodoba. Prawda?
Zanim jednak po raz kolejny zaczęłam monolog z samą sobą, usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Witam, Alexandro.
W sekundzie odwróciłam się z niedowierzaniem. No tego to się nie spodziewałam. Tak samo jak nie zostałam o tym poinformowana, zauważyłam szybko w myślach.
- Eve! – krzyknęłam i rzuciłam się w jej stronę z uśmiechem na ustach. W ostatniej chwili się zatrzymałam, ponieważ Eve była w swojej normalnej postaci. A to oznaczało, że była tylko jako hologram przede mną. Na całe szczęście ominęło mnie całowanie podłogi.
Eve była sztuczną inteligencją. A raczej o wiele lepszą wersją od ludzkiej sztucznej inteligencji. Była jak zwyczajna osoba. Gdyby nie to, że została stworzona przez technologię czy to ludzką, czy pozaziemską, nie zauważyłabym różnicy. No może jeszcze to jej spojrzenie, które było wyprane z jakichkolwiek emocji wskazywało, że nie była całkiem normalna, dodałam w myślach.
Była ze mną od długiego czasu. Wujek dwa lata po moim przybyciu uznał, że powinnam mieć „kobiecą" osobę w moim życiu, która mogła mi odpowiadać na pytania, na które on nie chciał. Argumentował swoją decyzje także tym, że byłam tak niemiła do pozostałych osób w Agencji, że prawdopodobnie Eve była najlepszą opcją dla mnie.
Ale ja wiedziałam swoje. Eve została stworzona dla mnie z tego samego powodu, przez który nie miałam aż tak wielu przyjaciół. A raczej prawie żadnych. Byłam inna. Byłam też niebezpieczna i niektórzy przekonali się o tym na własnej skórze. Moje początki były bardzo trudne. Szczególnie jeśli chodziło o treningi. Ale kiedy Eve została stworzona, reszta odetchnęła z widoczną ulgą. W końcu mogłam szaleć, bez narażania żyć dobrych agentów.
I choć bolało mnie, że Wujek mnie okłamywał co do tej kwestii, to rozumiałam, dlaczego to robił. Ciężko było mi się do tego przyznać, ale byłam nawet trochę zadowolona, że nie wypowiedział prawdy. Co innego jest rozumieć pewne rzeczy, a co innego je usłyszeć.
On udawał, że Eve była stworzona tylko do „kobiecych" spraw, a ja udawałam głupią i nigdy nie pokazałam po sobie, że znałam prawdziwy powód. A kobieta-hologram od tamtej pory stała się moją niańką, jak i osobistym, chodzącym Google.
- Emm... powiesz mi co tutaj robisz? – Spytałam po krótkiej chwili. Nie rozumiałam do końca jak Eve się tu znalazła ani co tak naprawdę miała tutaj robić. Czyżby jednak nie ufali mi do końca i woleli się upewnić, że nie spieprzę sprawy?
- Robert uznał, że możesz mnie potrzebować. – Odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Robert. Wujek. Czasami zapominałam, że chłop miał także prawdziwe imię. No cóż, bardzo rzadko je słyszałam, więc to chyba zrozumiałe, że potrzebowałam chwili.
- A dokładnie w czym...?
Zamyśliła się, jakby zastanawiała się co mi powiedzieć, a co sobie odpuścić. Nie spodobało mi się to.
- Eve, wytłumacz mi proszę, dlaczego tu jesteś i dlaczego Wujek nie wspomniał mi słowem o tym, że będziesz tu razem ze mną. – Zaczęłam się lekko denerwować. Eve była zaprogramowana, ale to nie oznaczało, że nie mogła kłamać lub zataić prawdy. I robiła to od czasu do czasu, pomyślałam zła. A ja nie wiedziałam po co miałaby kłamać akurat teraz.
- Martwił się – odpowiedziała po kilku sekundach z cichym westchnieniem. – Uznał, że i tak stresujesz się całą tą sytuacją, więc postanowił, abym była tu z tobą. Wiesz... abyś poczuła się trochę jak w domu i nie czuła się samotna. – Dokończyła z lekkim wzruszeniem ramion, jakby to było oczywiste od początku.
Tylko, że nie było. Wszystkie potrzebne mi dokumenty przeglądałam kilkanaście razy. Znałam na pamięć każdy szczegół, który miał związek z tą misją. Ale o Eve nie było nawet wzmianki. Nawet jednego słowa. A jej obecność tutaj? To nie była mała rzecz. Bałam się, że może agencja chciała mieć zapewnienie o moich postępach, więc wysłała kogoś kto miałby mieć na mnie oko. Ale to by oznaczało, że Wujek mi nie ufał... Zaczęłam zastanawiać się nad jej słowami. Czy możliwe by było, żeby także on o tym nie wiedział? Czyżby Rada była w to zaplątana?
To mogło być prawdopodobne, uznałam po chwili. Wujek miał dość wysoką pozycje i praktycznie wszystko leżało w jego rękach, ale w dalszym ciągu to Rada była postawiona wyżej. A te dupki naprawdę mnie nie lubiły. Nie były zadowolone z niczego co miało ze mną coś wspólnego. Gdy tylko pojawiało się moje imię zaciskali zęby w złości. Ciągle nie rozumiałam o co im tak naprawdę chodzi. To prawda, uprzykrzałam im życie, kiedy tylko mogłam, ale zaczęłam to robić dopiero po ich nienawidzących mnie spojrzeniach i obelg jakich musiałam słuchać.
Ale z drugiej strony Eve „należała" do mnie i Wujka. Z tego co mi było wiadome, nikt nie miał dostępu do jej pamięci. Cała sprawa z nią była prosta. Udoskonalić technologię i sprawdzić czy faktycznie mogłaby zastąpić człowieka. I do tej pory sprawiała się czasami nawet aż za dobrze. Nie odczuwała emocji, mimo to, była bardzo dużym wsparciem z ogromną wiedzą w każdej dziedzinie. Nie czuła bólu, więc mógł z nią ćwiczyć każdy, bez jakichkolwiek obaw. Nigdy się nie uczyła, mimo to była najlepszą nauczycielką jaką miałam. No i sama myślała. A tego nawet niektórzy ludzie nie potrafili, co dodawało jej kilka plus punktów.
Zanim jednak zdążyłam wyobrazić sobie najgorsze scenariusze, hologram zniknął. Zmarszczyłam brwi na ten widok i od razu wyszłam z pomieszczenia. Kiedy Eve była w bezcielesnej postaci, miała trudności z dotykaniem czegokolwiek. Taki minus punkt. W którymś momencie zaczęło mnie to tak denerwować, że ustaliłyśmy, że gdy będzie chciała mi coś pokazać, miała po prostu znikać. Jako dziecko uważałam to za fantastyczny pomysł, bo takim sposobem mogłam jednocześnie bawić się z nią w chowanego. Po czasie było to raczej wkurzające i mimo, iż ją o tym poinformowałam, nie przestała.
Dlatego teraz zaczęłam przeglądać pomieszczenia, aż w końcu dotarłam do biura. Stała przy biurku i wskazywała ręką na jakiś kawałek papieru. Podeszłam, a na widok koperty, moje brwi poszybowały w górę. Tylko jedno słowo widniało na wierzchu i było nim moje imię. Po krzywiznach pisma od razu wiedziałam do kogo należało.
Wujek.
Rzuciłam Eve pytające spojrzenie, ale ona tylko kiwnęła głową.
Nie czekałam już dłużej. Po rozerwaniu papieru, wydobyłam z niego kartkę złożoną na trzy części. W mojej głowie przemknęły słowa Wujka wypowiedziane na lotnisku. Czy to już teraz miałam pojąć, co miał na myśli? Miałam taką nadzieję. Dziwne uczucie niepokoju nie zmalało ani trochę, choć byłam już na miejscu.
W liście nie było jednak nic na ten temat. Nic nie zostało wyjaśnione, prócz tego, że Wujek wiedział o Eve, ale nie chciał mi mówić, ponieważ miał nadzieję, że będzie to miła niespodzianka. Przewróciłam oczami na te słowa. Nie lubiłam niespodzianek. Miałam w ich życiu zbyt wiele i nigdy nie były miłe. Napisał jeszcze o tym, że wita mnie w moim nowym domu i ma nadzieję, że nie świruję za bardzo. Za dwa dni miałam mieć pierwszy dzień szkoły, więc na sam początek mogłam rozeznać się w miejscu, gdzie miałam zamieszkać, a resztę pozostawiał mnie. Dopisał, abym uważała. Ostatnie słowa były dokładnie tymi samymi co kilka godzin temu.
„Wszystko zrozumiesz w swoim czasie."
Serio? Ponownie?
Już wiedziałam, że to zdanie było moim najmniej ulubionym. Co miałam zrozumieć? Dlaczego po prostu nic nie mógł mi powiedzieć? Wszystko musieli komplikować. Nie znałam odpowiedzi na te pytania, ale domyślałam się, że miało to coś wspólnego z całym tym głupim zadaniem. Westchnęłam i odwróciłam się w stronę kobiety-hologramu, która spokojnie czekała.
Moje niepokój co do jej obecności zmalały, bo list potwierdził tłumaczenie Eve. Przynajmniej jedno zmartwienie mniej, pomyślałam ironicznie.
- Nie masz pojęcia co Wujek ma na myśli?
- Nie, nic na ten temat nie wiem – odpowiedziała, przypatrując mi się uważniej, po czym się uśmiechnęła. – Ale po tak długim locie powinnaś coś zjeść. Czy mam zamówić coś z pizzerii?
Już miałam odpowiedzieć, że to całkiem niezły pomysł, ale zatrzymałam się w pół zdania.
- Nie. – Powiedziałam stanowczo i zaczęłam iść w stronę drzwi. - Wydaje mi się, że mogę zjeść coś na mieście. Pójdę wziąć tylko szybki prysznic, a później przejdę się i porozglądam. Powinnam zbadać grunt.
Czas wziąć sprawy w swoje ręce.
Pół godziny później wychodziłam już z domu. Przy sobie miałam tylko telefon i portfel, przez co czułam się trochę naga. Chciałam wziąć cokolwiek, ale Eve uznała, że gdyby ktoś zobaczył mnie z bronią, na pewno zrodziłoby to masę pytań, a możliwe nawet, także interwencje policji. A tego oczywiście nie chciałam. A i tak gdyby coś się stało, to potrafiłam sobie poradzić bez broni. Ponieważ sama nią byłam, dodałam z goryczą.
Kiedy opuściłam dom i zaczęłam iść chodnikiem, kątem oka spostrzegłam zaciekawione spojrzenia rzucane w moją stronę. Chyba niezbyt często widywali tutaj nowe osoby. Ale ja także się rozglądałam. Tylko z innych powodów niż oni. Większość moich sąsiadów - dalej nie mogłam uwierzyć, że znalazłam się w sytuacji, w której mogłabym wypowiedzieć te słowa – była o wiele starsza ode mnie. W domu stojącym najbliżej mnie mieszkała starsza kobieta, która właśnie zajmowała się ogródkiem. A raczej zajmowała się nim, dopóki mnie nie ujrzała. Teraz patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha. Jej szok trwał jakieś piętnaście sekund, a gdy już się opanowała, udawała, że wróciła do pracy, choć nie dało się nie zauważyć jej ukradkowych spojrzeń. Kiedy przeszłam już, odwróciła głowę. Na początku przestraszyłam się, że rozpoznała kim była i już miałam skierować się w jej stronę, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie czułam żadnych mrowień.
Przystanęłam.
W ogóle nie czułam mrowienia!
Gdy tylko to zrozumiałam, zaczęłam się czuć dziwnie. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do tego uczucia, że aż dziwne było go nie czuć. W agencji cały czas był jakiś Pozaziemski, więc normalne, że mój „radar" stale był włączony. A tutaj nic.
Boże, ależ to było przyjemne.
I praktyczne. Jeśli miałam znaleźć Pozaziemskiego, który ukrywał się wśród ludzi, to nie mogło to być aż tak ciężkie zadanie. Szczególnie, że jeśli natrafię na znany mi już gatunek, od razu będę wiedziała i w tej samej chwili skreślę go z listy podejrzanych.
Gdybym mogła skakałabym ze szczęścia.
Wystarczyło chodzić po mieście tak długo, aż coś poczuję. I problem rozwiązany. Postanowiłam zacząć od miejsc morderstw, możliwe, że było tam coś co mogło mi pomóc.
Ale to dopiero jutro. Ścisk żołądka przypomniał mi, że powinnam coś zjeść. Od rana nic nie jadłam z powodu stresu i całą drogę byłam też zajęta. Z racji tego, że było już późne popołudnie i słońce powoli zbliżało się ku dołowi, nie mogłam tracić czasu, bo pizzeria niedługo zamykała.
W końcu ruszyłam się z miejsca. Moje policzki zaróżowiły się trochę, gdy pojęłam, że stałam i gapiłam się w jeden punkt, błądząc myślami. Na szczęście starsza kobieta zniknęła, tak samo jak reszta gapiów. Trochę dziwne, uznałam, jednak mrowienie na skórze nie pojawiło się, więc prawdopodobnie znudzili się już mną. Co akurat mnie ucieszyło.
Pizzeria była oddalona na piechotę jakieś dziesięć minut. Szybko sprawdziłam godzinę. Miałam ponad pół godziny do zamknięcia. Mogłam wziąć pizzę na wynos, a w drodze powrotnej wrócić dłuższą drogą, aby się jeszcze porozglądać. I tak nie miałam nic lepszego do roboty. Włożyłam telefon z powrotem do jeansowej kurtki. Mimo, że była połowa kwietnia, to wieczorami robiło się chłodniej. Plus pasowała mi do stylizacji. A także miałam gdzie włożyć portfel i telefon.
Idąc spokojnie rozglądałam się dookoła. Pięknie tu było. Widać, że miasteczko tętniło życiem, szczególnie gdy weszłam do środkowej części. Z tego co pamiętałam, niedaleko stąd znajdował się park, zaraz koło ratusza, który nie był duży, ale się wyróżniał. Szłam, przypatrując się ludziom dookoła mnie. Niektórzy wyglądali jakby się gdzieś spieszyli, inni spokojnie spacerowali. Zauważyłam matki z wózkami, a dookoła nich biegały także dzieci. Niektórzy, gdy przechodziłam, oglądali się za mną, ale nie do końca rozumiałam, dlaczego. Spojrzałam w dół, jednak byłam całkowicie normalnie ubrana. Czyżby to przez kaptur? Nosiłam go z przyzwyczajenia. Próbowałam stać się niewidzialna przez ten szczegół, choć doskonale wiedziałam, że to tak nie działało. Czasami żałowałam, że tego nie potrafiłam. Raz napotkałam istotę o tej zdolności i walka z nią nie należała do przyjemnych. O wiele trudniej było kogoś zabić, gdy nie wiedziało się, gdzie ta osoba przebywała.
- Przepraszam.
Zatrzymałam się od razu i odwróciłam w stronę głosu. Gdyby nie pociągnięcie za rękaw, prawdopodobnie zignorowała tą osobę. A była nią mała dziewczynka, która patrzyła na mnie dużymi brązowymi oczami. Miała może siedem lat. W ręku trzymała jakąś maskotkę i czekała spokojnie, nie odrywając ode mnie wzroku. Zmarszczyłam brwi i rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu jej mamy. Nikt nie szedł w naszą stronę.
- Tak? – Odpowiedziałam, chociaż nie za bardzo wiedziałam, jak zareagować. Uśmiechnęłam się lekko, zdając sobie sprawę, że dziewczynka wyglądała na... przestraszoną? Zawstydzoną? Nie do końca mogłam odgadnąć.
- Czy powie mi pani która godzina? Mama powiedziała, że muszę wrócić do domu o ósmej, a ja chciałam się pobawić z koleżankami, ale nie wiem czy mogę – dodała szybko i wskazała ręką w kierunku grupki dziewczyn, które stały jakby wmurowane i patrzyły się na nas.
Pokiwałam głową i wyjęłam komórkę.
Odwróciłam ekran w jej stronę, aby sama mogła zadecydować czy pora już wracać. Kiwnęła główką i posłała w moją stronę przeuroczy uśmiech. Mój prawdopodobnie powiększył się na tej widok, a w sercu poczułam ukłucie. Zignorowałam je.
- Dziękuję pani bardzo.
I już jej nie było. Biegła w stronę swoich koleżanek, które patrzyły to na nią to na mnie. Coś do siebie szepnęły, po czym cicho zachichotały.
Zrobiłam coś źle?
Potrząsnęłam lekko głową, aby pozbyć się głupich myśli i tym razem to ja spojrzałam na godzinę. Cholera. Musiałam się spieszyć, inaczej mogłam zapomnieć o kolacji.
Jednak zanim zrobiłam choć jeden ruch, kątem oka spostrzegłam chłopaka, siedzącego w oddali na jednej z ławek. Tak jak ja miał na głowie kaptur i przyglądał mi się bardzo uważnie, choć z tej odległości nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Po prostu... wiedziałam, że na mnie patrzy. Jakby analizował każdy mój ruch i był ciekaw moich reakcji. Poczułam ciepło rozpraszające się w moim wnętrzu, a gdy spojrzałam w dół, z przerażeniem stwierdziłam, że dookoła moich palców pojawiały się iskierki. Szybko naciągnęłam rękawy na ręce i ponownie zwróciłam wzrok na chłopaka, ale jego tam nie było.
Rozejrzałam się, szukając czarnego kaptura wśród ludzi. Nic. Zero.
Co do cholery?
Przymknęłam na chwilę oczy, mając nadzieję, że pozostały normalne, a po ponownym skontrolowaniu swoich dłoni, westchnęłam z ulgą. To nic wielkiego. Byłam wyczerpana, tłumaczyłam sobie. I głodna. Nie było mrowienia, więc wszystko było w porządku. Nie panikuj. Nikt nie widział. Masz nad tym kontrolę.
Ponownie ruszyłam w stronę pizzerii, wmawiając sobie raz po raz, że nic się nie wydarzyło.
Tylko co to za ciepło w środku?
Słysząc dźwięk dzwonka, sygnalizujący o nowym kliencie, osoby siedzące w pizzerii zwróciły głowy w moją stronę. Westchnęłam. Czy naprawdę to było aż tak zadziwiające widzieć siedemnastolatkę? Nie wydaje mi się.
Postanowiłam zignorować ich wszystkich i udałam się prosto do lady, ponieważ głód dawał o sobie znać. A reakcja ludzi zaczynała mnie lekko denerwować. I mimo, iż opanowałam swoje moce do perfekcji, wolałam nie ryzykować. A negatywne emocje nigdy nie były dobre.
- Cześć – odezwałam się do pracownicy. Uśmiechnęłam się w jej stronę, nie dając po sobie poznać, że czułam się bardzo niekomfortowo. Dziewczyna mogła być w moim wieku albo o rok młodsza. Byłam pewna, że uczęszczała do szkoły, do której ja miałam dołączyć. Nie do końca przypominałam sobie jej imię, ale na moje szczęście miała plakietkę. Mia. – Czy mogłabym wziąć jedną średnią margheritę.
Chyba nie usłyszała mojego pytania, bo stała i patrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Na wynos. – Dodałam, aby przypomnieć jej, że dalej tutaj byłam. Nie przestałam się uśmiechać, ale miałam wrażenie, że napięcie w pomieszczeniu jakoś się zmieniło. To było naprawdę niekomfortowe.
Mia odchrząknęła, prawdopodobnie wracając ze świata myśli i posłała w moją stronę przepraszający uśmiech.
- Jasne. – Spojrzała na coś za moimi plecami, ale szybko odwróciła się i poszła w stronę kuchni. Usiadłam na krześle i wyjęłam swój telefon, opierając łokcie na ladzie. Otworzyłam plik z listą i opisami uczniów i od razu znalazłam jej akta. Mia Collins. Rudowłosa, metr sześćdziesiąt dwa, lat siedemnaście. Najlepsza w klasie, perfekcyjna frekwencja, pracuję dorywczo w pizzerii. Jej rodzice rozwiedli się jakieś pięć lat temu, oboje dalej tu mieszkają, jednak Mia została z matką. Jej portale społecznościowe były dość ubogie. Niezbyt dużo pisała na swoim Twitterze, na Instagramie miała łącznie dziesięć zdjęć, a połowa z nich była z jakimiś książkami. Kilka lat wcześniej prowadziła bloga o tej tematyce, ale widocznie się poddała.
Widać było, że była dobrą uczennicą, a to nie poprawiło mi humoru. Przypominało mi to tylko o tym, że takie osoby, choć były prawdopodobnie najciekawsze, na nic mi się nie zdadzą. Musiałam zapoznać się z tymi, którzy byli w tak zwanej „elicie". Jeśli wierzyć filmom i serialom, czekały mnie kilka tygodni użerania się z idiotami. Ale jeśli ktoś coś wiedział o jakiś dziwnych przypadkach, to prawdopodobnie oni, a w końcu któreś z nich się wygada.
Miałam nadzieję, że zdarzy się to szybciej niż później.
Mia ponownie weszła na sale, a ja jej się lepiej przyjrzałam. Włosy spięła w wysokiego kucyka, a jej brązowe oczy skrywały się za dość grubymi oprawkami, które bardziej odejmowały jej urody, niż poprawiały. Spojrzałam na zdjęcie przy jej aktach. Prawdopodobnie miało już kilka lat, ale dziewczyna aż tak się nie zmieniła. Oprócz tego, że na zdjęciu tych oprawek nie było. Podniosłam swój wzrok, patrząc po raz kolejny na nią. Musiała zdawać sobie sprawę, że nie pasowały jej te okulary w ogóle. Czyżby to było specjalnie?
- Twoje zamówienie będzie za jakieś dziesięć minut. – Kiwnęłam głową i wyciągnęłam portfel z kieszeni.
- Ile płacę?
- Oh... - Wydawała się zaskoczona, po czym odchrząknęła i znów posłała mi przepraszający uśmiech. Chyba dziś nie był jej dzień. Podała cenę, a ja wręczyłam jej kilka banknotów. – O nie, to za dużo... - zaczęła od razu oddawać mi banknoty, jednak potrząsnęłam głową.
- Napiwek. – Wytłumaczyłam z uśmiechem. Otworzyła szeroko oczy, ale ja tylko wzruszyłam ramionami. – Przyszłam prawie przed zamknięciem, więc przeze mnie nie będziecie mogli wyjść punktualnie. Trochę mi z tym głupio, więc przyjmij to po prostu.
- Ale to dwieście dolców! To sporo...
- Coś ty, dobrze zarabiam. – Odpowiedziałam z cichym śmiechem. To zawsze działało. Kłamstwo wypadało o wiele lepiej, gdy mieszało się z prawdą. Dodać do tego śmiech i bum! Prawie każdy wierzy.
Dziewczyna zaczerwieniła się, ale na jej twarzy w końcu pojawił się inny uśmiech niż przepraszający.
- To bardzo miłe z twojej strony. Mia jestem. – Wyciągnęła w moją stronę rękę.
Cholera, pomyślałam, ale ujęłam jej dłoń.
- Alex. Miło poznać.
Jej dłoń zacisnęła się mocniej, słysząc moje imię.
- Zaraz... od Alexandra? TA Alexandra? Alexandra Serris?
Moje brwi poszybowały w górę. „TA Alexandra"? I znała moje nazwisko. Nie spodobało mi się to. Z tego co wiedziałam prócz dwóch osób, w tym mieście nikt nie miał wiedzieć o moim przyjeździe. Albo ktoś bardzo się mną interesował albo ktoś nie umiał trzymać języka za zębami.
- Emm... tylko Alex. I co oznacza „ta"? – spytałam chłodniej niż zamierzałam. Nie lubiłam, gdy ktoś inny od Wujka nazywał mnie moim pełnym imieniem. Możliwe, że to dlatego, iż za każdym razem, gdy je słyszałam, miałam poważne kłopoty.
Z niecierpliwością czekałam na jej odpowiedź. Moje mięśnie zaczęły się napinać.
- No wiesz... ja... to znaczy... Oh! – Mia wyrwała rękę z uścisku, a ja szybko schowałam dłonie między nogami. Cholera, cholera, cholera. Ona jednak zaczęła się cicho śmiać i znów spojrzała w moją stronę, a kiedy się ponownie odezwała, jej głos brzmiał pewniej. – Nowa uczennica. Słyszałam, że ktoś ma do nas dołączyć w środku roku, co jest dość nietypowe. No wiesz... stałaś się tematem numer jeden, odkąd dyrektor poinformował nas dzisiaj o tobie – wskazała na mnie ręką. – Nieczęsto się zdarza, że ktoś nieznajomy tu się przeprowadza. A jeszcze rzadziej jak przychodzi do szkoły...
Zacisnęłam lekko zęby na widok jej spojrzenia. Chciała wiedzieć więcej. Niedobrze. Wyrecytowałam jej więc to co miało być moją „historią życiową".
- Wiesz... wcześniej uczyłam się tylko w domu. Teraz mój wujek postanowił, że w końcu jest czas, abym udała się do szkoły. Uznał, że poprzez nauczanie domowe nie zdobędę znajomych i później w college'u mogę mieć problemy z zaadaptowaniem się. A teraz musiał wyjechać w jakiejś sprawie służbowej, więc przywiózł mnie tu do cioci, aby ktoś mógł się mną zaopiekować.
Łyknęła to. Kiwnęła głową, a kiedy już miała coś powiedzieć, z kuchni dobiegł krzyk mężczyzny.
- Twoje zamówienie. – Wytłumaczyła i w momencie zniknęła.
Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej dostałam trochę czasu na doprecyzowanie swojej historii. Musiałam porozmawiać z dyrektorem szkoły. Panem Murphy. Byłam ciekawa, ile o mnie wiedział i co powiedział innym. Skoro już po całej szkole chodziły o mnie plotki, to możliwe, że ułatwiało mi to zadanie. Na pewno mogłam zdobyć któregoś zaufanie, na tyle aby zdobyć potrzebne informacje. I choć byłam zła na pana Morphy'iego to musiałam przyznać sama przed sobą, że wyświadczył mi tym przysługę. Szczęście w nieszczęściu.
Ale teraz pierwszy dzień szkoły na pewno będzie interesujący. Już mi wystarczyło, że praktycznie każdy spoglądał w moją stronę podczas spaceru. Westchnęłam. Miałam jeszcze jutrzejszy dzień na przygotowanie się. Dam radę.
- Proszę bardzo.
Przede mną pojawił się karton od pizzy, a na niesamowity zapach odezwał się mój żołądek. Mia zachichotała.
- Musisz być bardzo głodna. – Nawet nie widziała jak. Zeszłam ze stołka i obiema rękami chwyciłam opakowanie. Uśmiechając się w jej stronę po raz ostatni, ruszyłam do wyjścia.
- Dzięki, miło było poznać!
Będąc już przy drzwiach, dziewczyna zawołała moje imię ponownie i pędząc, wybiegła zza lady. Odwróciłam się, marszcząc przy tym brwi. Mia zatrzymała się przede mną i nerwowo zaczęła skubać rąbek rękawa. Czekałam spokojnie na to co miała do powiedzenia.
- Ja... wiesz, jeśli będziesz potrzebowała w szkole pomocy, to ja... bardzo chętnie pomogę. Pierwszy dzień w szkole na pewno będzie dla ciebie stresujący, szczególnie, że nigdy do żadnej nie uczęszczałaś. Mogę na ciebie czekać przed szkołą albo cię po niej oprowadzić. Ale..., ale tylko jeśli będziesz chciała. Jeśli nie, to ja to rozumiem. Naprawdę. Pomyślałam tylko, że... No wiesz, wydajesz się miła i myślałam...
- Bardzo chętnie – odpowiedziałam zanim mogłam się powstrzymać. Czekaj co? Tak to nie miało wyglądać. Ale kiedy zobaczyłam jak na twarzy Mii pojawia się szeroki uśmiech, a w oczach iskierki nadziei, postanowiłam się nie odzywać. Byłam pewna, że szkolne życie Mii nie należało do tych przyjemniejszych, choć chciałam się mylić w tym przypadku. Wyglądała na cichą i niegroźną. I całkiem szczerą. A nastolatki potrafiły być okropne. Ludzkie w szczególności.
Ale nie ona. Dalej karciłam się w myślach na moją głupią i nieodpowiedzialną reakcję, ale w głębi duszy cieszyłam się, że faktycznie pierwszego dnia będę mieć do kogoś zagadać.
- To super! Będę jutro czekać na ciebie...
- Pojutrze. – Poprawiłam ją. Wyglądała na zdziwioną.
- Twój pierwszy dzień jest w piątek? – Wzruszyłam ramionami. Odchrząknęła. – Okej, no to widzimy się w piątek...
- Tak, no to pa.
I tak już ją zostawiłam. Wiedziałam, że to niemiłe, ale ona właśnie kończyła swoją zmianę, a ja miałam własne sprawy. Słońce już prawie zaszło. A to oznaczało mniej ludzi, którzy mogliby się na mnie ciągle gapić. Cały czas czułam na sobie ich spojrzenia i choć nie należałam do osób nieśmiałych, po jakimś czasie zaczynało mi to działać na nerwy.
Wyjęłam kawałek pizzy z pudełka i ruszyłam w drogę powrotną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro