1 ALEX
Zmieniłam wszystko, jeśli chcecie, możecie przeczytać i dać znać czy wam się bardziej podoba w takiej wersji. ;)
Pogoda była naprawdę zła. Cały czas padało, a pod moimi stopami woda rozpryskiwała się na wszystkie strony. Nogawki, jak i buty, były już całe mokre. Patrzyłam przed siebie, starając się jak najszybciej opuścić granice miasta. Nie miałam ochoty być w tym miejscu dłużej niż było to konieczne.
W trakcie biegu wyciągnęłam szybko telefon i sprawdziłam godzinę. Skrzywiłam usta, kiedy dotarło do mnie, że wujek skarci mnie za minutę spóźnienia.
Przyspieszyłam. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty na kłótnie, szczególnie, że byłam wykończona, a rana pod żebrami wciąż była otwarta. Skręciłam za róg budynku, ciągle będąc ostrożna, aby nikt mnie nie zauważył.
Jeszcze tylko to mi było potrzebne, żebym wzbudziła czyjąś ciekawość.
Z moich myśli wyrwały mnie wibracje mojej komórki. Przewróciłam oczami z poirytowania. Doskonale wiedziałam kto dzwonił. Zmusiłam swoje ciało do przebiegnięcia ostatnich kilku metrów dzielących mnie od samochodu i w mgnieniu oka wsiadłam do pojazdu.
- Dwadzieścia trzy sekundy – poinformował mnie mężczyzna siedzący na miejscu kierowcy.
W momencie zatrzaśnięcia się za mną drzwi, ruszył z piskiem opon. Ja miałam być ostrożna jak tylko się dało, a ten obudził pół miasta swoim popisem, pomyślałam podrażniona.
- Gdyby mnie to choć trochę interesowało, to może bym przeprosiła. – Odpowiedziałam, wcale nie przejmując się jego karcącym wzrokiem. Skrzywiłam się, gdy ból rozprzestrzenił się po moim ciele, kiedy ostro skręciliśmy.
- Jakbym oczekiwał czegoś innego... - mruknął mężczyzna pod nosem.
Ten czterdziestoparoletni mężczyzna był moim Wujkiem. A przynajmniej tak go nazywałam. Spojrzałam na niego kątem oka i mimowolnie się uśmiechnęłam.
Stary zrzęda.
Ale gdyby nie on, nie byłabym w tym miejscu i wiedziałam, że zawdzięczałam mu swoje niezbyt dużo warte życie.
Na wspomnienie naszego pierwszego spotkania przeszły mnie ciarki. Ta noc... Wtedy zrozumiałam kim, albo lepiej czym, po części byłam. I co we mnie siedziało.
Pogodziłam się z tym. Jakakolwiek nadzieja na cudowne życie wygasła przez lata. Nienawidziłam wracać do przeszłości, szczególnie, że nic nie mogłam w tej kwestii zmienić. A próbowałam. Ale jak się okazuje, zabawa z czasem nie jest zbytnio bezpieczna i praktycznie niemożliwa. Istniała tylko w legendach, a to nie było zbytnio pomocne.
Skarciłam się w myślach. Po jaka cholerę wracałam do tego? Ile razy przerabiałam w kółko to samo i ile razy kończyłam z niczym?
Westchnęłam i przymknęłam powieki. Byłam zmęczona i obolała. To pewnie dlatego. A dzisiejszej nocy tylko mi tego brakowało, abym po raz milionowy wracała myślami do błędów mojego życia.
A tych miałam dość sporo na koncie.
- Musisz spisać raport. – Odezwał się Wujek, odrywając mnie od moich wspomnień.
- Nie wiem do końca czy mi się chce – mój ton wskazywał na to, że mi się nie chciało.
- Lepsze to niż wracać do starych czasów.
Prychnęłam tylko. Oczywiście wiedział, gdzie błądziłam myślami. Jak za każdym razem denerwowało mnie to, że znał mnie tak dobrze. Nie lubiłam, gdy ktoś znał moje słabości. W moim zawodzie, jeśli w ogóle można to tak nazwać, było to bardzo nieprzydatne. Uznałabym, że nawet niebezpieczne.
Ale miał racje. Co jeszcze mniej mi się podobało.
Nie odezwałam się już więcej. Z zamkniętymi oczami oparłam wygodnie głowę i zaczęłam analizować przebieg ostatnich kilku godzin. W raporcie musiałam opisać jak najwięcej szczegółów, a tych było dość sporo.
Zanim doszłam do końca mojej misji, padłam w głęboki sen.
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi.
Uchyliłam lekko powieki i przeciągnęłam się. Byłam wdzięczna Wujkowi za wybór auta. Może nie był on wygodny jak moje łóżko, jednak nie miałam o co tak naprawdę narzekać. Na krótką drzemkę nadawał się idealnie.
W tle usłyszałam jak drzwi windy się otwierają. Wiedziałam, że zaraz zleci się kilka osób, tylko po to, aby poinformować Wujka co podczas jego nieobecności się stało. Jakby usłyszeli moje myśli i wszyscy zaczęli mówić jednocześnie.
- W Nowym Jorku...
- Zaatakowali...
- Widziano kilka likantropów...
Westchnęłam i wysiadałam. Na mój widok, trzech mężczyzn ucichło i zwróciło wzrok w moją stronę. Gdyby spojrzenie mogło zabić, leżałabym w tej chwili bez oddechu.
Ach, jak przyjemnie było być w domu, pomyślałam sarkastycznie.
- Chłopcy, przestańcie – usłyszałam głos Wuja.
Mały uśmiech pojawił się na moich ustach. Jeszcze większy jak zauważyłam, że skulili się jak psy. Spojrzałam w ich stronę i z niewzruszonym wzrokiem przeszłam obok nich. Nie miałam ani ochoty, ani czasu, by użerać się z bandą idiotów.
Będąc już w windzie, pozwoliłam sobie na rozluźnienie spiętych mięśni i westchnęłam zmęczona. To była długa noc.
Na samą myśl o poprzednich zdarzeniach, moje ciało przeszedł dreszcz obrzydzenia. Nie sądziłam, że to będzie aż tak brudna robota. Nie dość, że musiałam pozbyć się kilku przeszkód, to w dodatku odkryłam coś, czego tam nie powinno być. Zanim mogłam się zagłębić we własnych myślach, drzwi windy ponownie się otworzyły, tylko tym razem na piętrze, na którym znajdował się mój pokój.
Pospiesznym krokiem udałam się do pokoju, a gdy już się w nim znalazłam, rzuciłam się na łóżko. Westchnęłam ciężko i przyjrzałam się ranie. Zamknęła się i już nie krwawiłam. Co prawda ból pozostał, jednak to mi najmniej przeszkadzało. Ściągnęłam bluzkę, zostając w samym staniku i wstałam. Brudne ubranie wrzuciłam do kosza na śmieci i z ciężkim westchnieniem siadłam przy biurku.
Pomimo mojej niechęci, musiałam spisać raport.
Zmusiłam się do pracy, z myślą, że im szybciej skończę, tym szybciej moje ciało będzie mogło odpocząć.
Po godzinie skończyłam.
Odchyliłam się na krześle, jednocześnie się na nim przeciągając. W dalszym ciągu czułam ból związany z raną, choć był o wiele słabszy niż godzinę temu.
Moje ciało potrzebowało o wiele mniej czasu do regeneracji, ale dalej ten proces nie należał do przyjemnych. I nie był tak szybki, jakbym sobie tego życzyła. Już miałam rzucić się zmęczona na łóżko, żeby choć trochę zaczerpnąć snu, ale pukanie do drzwi sprawiło, że westchnęłam głośno.
Zanim się odezwałam, do mojego pokoju weszła jedyna osoba, prócz Wujka, której w jakimś stopniu nie nienawidziłam.
- Czasami mam wrażenie, że zapominasz o moim istnieniu.
Spojrzałam wymownie na chłopaka, na co on tylko się zaśmiał.
Brandon był dość urodziwy jak na swoje pochodzenie. Miał krótkie blond włosy, prosty nos, dość mocno zarysowaną szczękę, choć mogło to być także przez jego trening i jedne z piękniejszych par oczu, które kiedykolwiek widziałam. To właśnie jego oczy sprawiały, że człowiek nie mógł przestać się na niego patrzyć. Brązowe tęczówki, jednak na obrzeżach był widoczny złoty obrys. A przynajmniej w blasku słońca wyglądały jak czyste złoto.
- Nie wiem czy ktoś ci to już mówił, ale potrzebujesz dużo uwagi. – Odpowiedziałam, idąc w stronę łazienki, po drodze szybko łapiąc piżamę.
- Tak, ty... czy...
Więcej nie usłyszałam, ponieważ drzwi od łazienki zatrzasnęły się za mną. Nie tracąc czasu odkręciłam prysznic i rozebrałam się. Gdy gorąca woda dotknęła moje obolałe ciało, prawie westchnęłam z przyjemności. Przez drzwi słyszałam, jak Brandon chodził po pokoju, mrucząc coś do siebie. Prawdopodobnie z niezadowoleniem, że go zignorowałam. Jednak na ten moment byłam zbytnio zmęczona, aby prowadzić z nim rozmowę. Potrzebowałam szybkiego prysznica i ciepłego łóżka. Reszta mogła poczekać.
Po dziesięciu minutach, przebrana i w trochę lepszym nastroju, wyszłam spod prysznica i przyjrzałam się swojemu odbiciu, wcześniej przejeżdżając dłonią po lustrze, aby zetrzeć parę. W odbiciu patrzyła na mnie dziewczyna z owalną twarzą, z lekko zadartym nosem i delikatnymi rysami. Duże oczy, pod którymi znajdowały się ciemne wory od nieprzespanych nocy, w normalnym stanie były błękitne, lekko przechodzące w kolory fioletu. Jednak wiedziałam, że ich kolor mógł szybko się zmienić, co prawdopodobnie było jedyną oznaką tego co w środku mnie siedziało. Wyglądałam na zmęczoną i tak też się czułam. W ciągu ostatnich tygodni przespanych godzin miałam o wiele mniej niż bym sobie tego życzyła, ale nie narzekałam. Po pierwsze wiedziałam, jakie minusy były tej pracy, a po drugie moje skargi i tak by na nic się zdały.
Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę łóżka, na którym już leżał Brandon. Gdy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko i poklepał puste miejsce obok siebie. Przekręciłam oczami, ale wykonałam jego ciche polecenie.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Spytał i przykrył moje ciało pierzyną. Zamknęłam oczy i westchnęłam, gdy moja głowa zanurzyła się w miękkiej poduszce.
- Przecież czytałeś raport.
Zawsze tak robił. Zanim przekroczył próg mojego pokoju, znał wszystkie szczegóły. Na początku mi to przeszkadzało, ale później zauważyłam, że zaoszczędzało mi to sporo czasu. Szczególnie, jeśli po misjach byłam tak zmęczona jak teraz. Później stało się to naszym małym rytuałem. Po każdej misji, gdy tylko byłam w pokoju, przychodził i wypytywał mnie o znane mu już dobrze szczegóły. Choć zdawałam sobie sprawę z tego, że robił to, aby sprawdzić, jak się czułam, niż żeby wyciągnąć ode mnie coś więcej.
- Właśnie dlatego jestem ciekaw co masz więcej do powiedzenia. – Odparł ciszej niż zazwyczaj. Znałam tego powód.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na mojego jedynego przyjaciela.
Doskonale pamiętałam, jak wyglądał początek naszej relacji. I myśląc o tym teraz, mimowolnie kącik moich ust uniósł się do góry.
Po tej jednej straszliwej nocy, która odmieniła moje życie, zostałam zabrana właśnie tutaj, do mojego „domu". A tym „domem" okazała się agencja, zajmująca się wszystkim co pozaziemskie. Inaczej – kosmitami. Bo ci istnieli i przebywali między ludźmi. Oczywiście nikt oprócz kilku wyjątkowych osób o nich nie wiedział, tak samo o fakcie, że większość legend była prawdziwa, ale nie dotyczyła wymyślonych stworów, tylko realnych Pozaziemskich, którzy od bardzo długiego czasu odwiedzali Ziemię. A agencja pilnowała, aby nic nie wymknęło się spod kontroli i żeby dalej wszystko zostało tajemnicą. A ja byłam częścią tej całej tajemnicy. Moim zadaniem było likwidować tych, którzy nie trzymali się zasad i zagrażali ujawnieniem tego ważnego sekretu. I tak było lepiej. A przynajmniej tak wszyscy uważali. Gdyby ludzie dowiedzieli się o tym, że to nie oni byli na szczycie łańcucha pokarmowego, mogłoby zrobić się nieprzyjemnie. A tak to wszyscy żyjący w niewiedzy mogli wieść długie i spokojne życie.
O resztę martwiła się agencja.
A przynajmniej niektórzy.
Ludzie, pracujący dla agencji, zazwyczaj zajmowali się kwestią informacyjną. Z jednej strony było to spowodowane tym, że nie mieli nic do zaoferowania. Ich ciała nie były tak silne jak nasze, a o jakichkolwiek dodatkowych umiejętnościach nie było już mowy. Gdyby natrafili na ciężki przypadek, po dwóch sekundach leżeliby trupem, nieważne jak dobrze wyszkoleni byli.
A z drugiej strony ludzie nie lubili brudzić sobie rąk. Byli zadowoleni z tego, że bezpiecznie siedzieli w biurze i czuli się ważni.
Resztą zajmowaliśmy się my. Kosmici, lub półludzie, bo takie przypadki też się zdarzały. Mieszanie ras, jak to tłumaczyła agencja, zdarzało się coraz częściej. Szczególnie, że coraz więcej pozaziemskich uznawało Ziemię za planetę idealną do zamieszkania. Albo przynajmniej idealną na krótki urlop. Jednak dla nich „krótko" oznaczało czasami całe ludzkie życie. Jednym z tysiąca warunków, jakie musieli wypełnić, aby przebywać na Ziemi, było wpasowanie się do otoczenia. Przejęcie ludzkiej formy, znalezienie mieszkania lub pracy. Niektórzy uznawali to jako zabawę i nowe doświadczenia.
Nie wszyscy Pozaziemscy sprawiali kłopoty. Duża część była zadowolona ze współpracy z agencją, ale zdarzały się wyjątki. I wtedy miałam pełne ręce roboty.
Niektóre gatunki były nawet dla mnie wyzwaniem, pomimo mojego wyszkolenia oraz umiejętności, które odziedziczyłam po którymś z moich rodziców. Nie wiedziałam po którym, bo nie znałam ani jednego z nich.
Moc, która we mnie siedziała była i przekleństwem, i błogosławieństwem jednocześnie. Gdybym jej nie posiadała, mogłabym wieść normalne życie, z dala od tego wariatkowa. Jednak nie było sposobu na pozbycie się jej. Nie wiedziałam nawet czym tak naprawdę w drugiej połowie byłam.
Nikt nie wiedział.
Gdy moja moc się ujawniła, a ja zostałam przyprowadzona tutaj, nie miałam dużego wyboru. Albo być przydatna, albo wyeliminowana. Jako siedmiolatka nie do końca zdawałam sobie sprawę co tak naprawdę się działo, ale byłam na tyle mądra, aby zdecydować się na to pierwsze. Od tamtego czasu moje życie już nigdy nie miało szans na bycie normalne.
- Zakochałaś się, że tak długo na mnie patrzysz? – Głos Brandona wyrwał mnie z moich przemyśleń.
Odruchowo trzepnęłam go w ramię, na co ten tylko się zaśmiał, choć po chwili jego śmiech znikł, a w jego oczach pojawił się błysk zmartwienia.
- To co, powiesz mi co się wydarzyło?
Nie odpuścił.
Zmęczona, nie mając ochoty na jakiekolwiek kłótnie, powróciłam myślami do wydarzeń sprzed kilku godzin i zaczęłam opowiadać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro