Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

piętnasty

Pov. James

Zacząłem grać z Clarą i Ashem w chińczyka. Gadaliśmy o pierdołach, aż w końcu zeszło na temat akcji u Williama. Widać było po Clarze, że martwi się o Alana. Nie dziwiło mnie to, byli rodzeństwem i mimo wszystko ona martwiła się o niego.

― Powiesz, co się tam stało? ― zapytała.

― Pojechaliśmy pod siedzibę tego chuja, twój brat ze swoim ludźmi tam już byli. Nie będę ukrywał, że z Alanem było wszystko w porządku..

― Co to znaczy?

― Nie licząc rozwiniętej łaciny podwórkowej, niemal nie rozjebał sobie łba o drzwi od samochodu, a w oczach miał obłęd.

― Zwariował...― uderzyła się w czoło.

― Później obgadaliśmy plan i ruszyliśmy do akcji.

― Oberwał?

― Dostał w udo, ale to nic poważnego. Nie mówiąc o tym, co zrobił Williamowi.

― Co zrobił?

― Postrzelił mu ramię, a później zaczął go okładać pięściami. Był wściekły, pewnie by go tam zabił, gdyby ktoś nie aktywował bomby.

― Żartujesz sobie ze mnie?! ― wrzasnęła.

― Każdy zdołał uciec. Niestety bez wyjątku.

― Zgaduje, że wasz "przyjaciel" także uciekł? ― pokiwałem głową. ― Dobrze, że wam się udało? ― uśmiechnąłem się. ― No co?

― O mnie też się martwiłaś? ― zaczęła chichotać. ― Będzie między nami okej? Wiem, że Cię zawiodłem i zrobiłem coś, co jest trudne do wybaczenia, ale zależy mi, aby było dobrze.

― Chyba możemy spróbować się dogadać. ― uśmiechnąłem się. ― Ale musisz przestać zachowywać się jak pięcioletnie dziecko.

― Oczywiście mamusi. ― cmoknąłem w jej stronę.

W tym samym momencie zadzwoniła moja komórka. Przeprosiłem Clarę, po czym wyszedłem na korytarz. Dzwonił mój ojciec, chciał pogadać z brunetką, zmartwiłem się.

― Wstawaj, mój ojciec chce z Tobą gadać.

― O czym? ― wzruszyłem ramionami.

Pov. Clara

Nie wiedziałam, o czym ojciec Jamesa chciał ze mną gadać. Nie pokazywałam tego, ale bałam się tej rozmowy. Obleciał mnie strach przed tym, że ta głupia świnia będzie w pobliżu i coś mi zrobi. Miałam nadzieję, że James będzie cały czas przy mnie.

Wstałam z łóżka, po czym podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam szarą bluzę Zarzuciłam ją na siebie i poszłam za chłopakiem. Szliśmy przez praktycznie całą willę i muszę przyznać, że była ogromna i śliczna. Nie sądziłam, że gangsterzy mają aż tak dobry gust. To było dla mnie coś nowego.

Kiedy weszliśmy do biura jego ojca, ten kazał mu wyjść. Od razu się spięłam, bo przy oknie stała ta obrzydliwa świnia.

― Usiądź słońce. ― powiedział, a ja zrobiłam to, o co prosił. ― Chciałem z Tobą porozmawiać o Alanie. ― uniosłam brew. ― Nie wiem, czy mój syn Ci powiedział, ale mamy zamiar zacząć współpracować z jego gangiem. Jutro będziesz mogła wrócić do domu. ― od razu się rozweseliłam. Nie wierzyłam, że James da radę to wszystko załatwić.

Byłam szczęśliwa. Jednak czułam na sobie wzrok Marka, a to było gorsze niż cokolwiek innego, co mi się przydarzyło w życiu.

― Coś się stało? ― zapytał. ― Nie cieszysz się, że wrócisz do brata?

― Nie o to chodzi. ― mężczyzna uniósł brew.

Wzięłam długopis i kartkę, po czym napisałam, o co mi chodzi.

― Mark, wypierdalaj stąd. ― wyszedł, złowrogo na mnie patrząc. ― Chcesz może jeszcze o coś zapytać? ― chwilę się zastanowiłam.

― W sumie to tak. ― zaczęłam. ― Dlaczego chcecie zawrzeć sojusz z moim bratem, a nie z tym drugim? W końcu i ten to wasi wrogowie. ― mężczyzna zaczął się śmiać.

― To proste! ― powiedział. ― William jest nieobliczalny. Nikt nie wie co mu we łbie siedzi, a z Alanem będzie, dało się dogadać. ― uśmiechnął się. ― Jest też druga strona medalu. ― uniosłam brew. ― Ty i mój syn.

― Może mi Pan to wytłumaczyć, bo nie bardzo rozumiem.

― Nie da się ukryć, że mój syn ugania się za Tobą. Od kiedy się poznaliście, o niczym innym nie mówił, tylko o Tobie i o tym, że nikt nie może zrobić Ci krzywdy. ― westchnęłam. ― Leci na Ciebie.

Zdziwił mnie fakt, że prawie pięćdziesięcioletni facet "wali" do mnie takimi tekstami. Przez chwilę myślałam, że jestem w ukrytej kamerze i zaraz ktoś wyskoczy i krzyknie, że mnie mają.

― Mogę już iść?

― Jasne, tylko nic nie mów Jamesowi. ― kiwnęłam głową.

Pov. James

Byłem pewny, że będę mógł wejść do środka z Clarą, ale ojciec chyba chciał zrobić mi na złość i kazał zostać na korytarzu. Bałem się, co może jej nagadać oraz przerażał mnie fakt, że w środku był Mark. Widziałem go, kiedy ojciec mnie wyrzucał z biura. Jednak po kilku minutach wyszedł i on. Brunetka miała rację, był przerażający, a znając jego przeszłość, bałem się sto razy bardziej o nią niż Clara i reszta świata mogłaby sobie wyobrazić.

― To twoja sprawka, że naszym sojusznikiem będzie Smith i ta banda popaprańców?

― Bo co? ― mruknąłem. ― Teraz, chociaż będziemy mogli wybić gang Willa.

― To ma być powód?! Od kiedy dołączyłem tutaj, powtarzano mi, żeby nigdy nie zawierać z nimi sojuszy!

― Czasy się zmieniają do chuja!

― Gdyby nie ta suka, to nikt by nie myślał o sojuszu!

Nie mogłem mu pozwolić, żeby tak nazywał Clarę. Gdyby nie śmierć jej rodziców, wciąż byłaby w LV i miałaby się dobrze, a to wszystko byłoby tylko naszym problemem.

Mężczyzna wciąż wygłaszał swój monolog, że sojusz z Alanem to tragiczny pomysł, przy tym obrażając brunetkę. Chcąc jej bronić, zacząłem mu grozić, ale nic sobie z tego nie robił i doprowadził mnie do ostateczności.

Rzuciłem się na niego i zacząłem okładać go pięściami. Nie obchodziło mnie to, że mój ojciec i Clara mogli to usłyszeć; musiałem pokazać śmieciowi gdzie jego miejsce.

W końcu rozdzielił nas Drew i Tom.

― Jak matkę kocham, następnego razu nie przeżyjesz!

― Zobaczymy, kto będzie krzyczał. Ja, czy ona jak będę ją posuwał. ― znów chciałem się na niego rzucić, ale chłopaki nie pozwolili mi na to.

Mark poszedł w swoją stronę, a chłopaki w swoją. Oparłem się o ścianę i już w spokoju czekałem na brunetkę. Wyszła uśmiechnięta i co najważniejsze cała.

― Nie musiałeś na mnie czekać. ― powiedziała.

― Chciałem. ― uśmiechnęła się. ― Jedziemy coś zjeść?

― Tak, tylko pójdę się przebrać. ― zrobiłam kilka kroków w stronę swojego pokoju, po czym się odwróciła. ― Pójdziesz ze mną? ― wiedziałem, nieopodal był Mark.

― Jasne. ― uśmiechnąłem się.

****

Pojechaliśmy na miasto. Clara miała ochotę na zapiekankę, a ja na pizze. Zajęliśmy stolik i zamówiliśmy jedzenie.

― Powiesz mi ,o czym dyskutowałaś z moim ojcem?

― Poinformował mnie, że jutra wracam do domu.

― O czym jeszcze?

― O tym całym sojuszu, wspólnych wrogach i tak dalej. ― kiwnęłam głową.

Wiedziałem, że mi nie powiedziała wszystkiego. Miałem pewne podejrzenia, że ojciec gadał z nią o mnie i o tym, co do niej czuje.

Dzięki ojciec.

________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro