Piąty
Pov. Clara
Z drugiego samochodu wysiadł Alan, schowałam się za Aarona, tak żeby mnie nie widział. Chciałam jak najszybciej znaleźć w samochodzie. Moim marzeniem nie była konfrontacja z bratem, gdyż ten dzień był bezproblemowy i naprawdę dobrze się bawiłam.
— Możemy jechać do domu? Nie chce, żeby mnie Alan zauważył. Aaron rozejrzał się wokół. Nigdzie nie było Jasona, jak zwykle zniknął. Poszliśmy go poszukać, Matt i Max poszli koło mety, ale na szczęście, lub nie, go tam nie było. Po upływie dziesięciu minut znaleźliśmy go w towarzystwie kumpli mojego brata. Chciałam się ukryć za chłopakami, ale było już za późno.
— Alan wie, że tu jesteś? — Zapytał Josh, podrapałam się po karku. Byłam bardziej niż pewna, że Alan dowie się prędzej, niż cokolwiek zdołam odpowiedzieć.
— Nie, co mu do tego? To moja sprawa gdzie wychodzę. — Nie chciałam, żeby pomyśleli, że nadal się ich boje, dlatego musiałam grać twardą.
— W końcu to twój brat. — Zaśmiałam się sarkastycznie.
— Nie, moimi brać są oni. — Wskazałam na czwórkę chłopaków. — Będę na was czekać koło samochodu. — Odwróciłam się i szybkim krokiem szłam w odpowiednią stronę. Szczerze to miałam cichą nadzieję, że tego dnia już nikt mi nie zepsuje.
— Cześć. - Przede mną stanął jeden ze zwycięzców wyścigu. Zmierzyłam go wzrokiem i ruszyłam przed siebie, nie miałam ochoty na pogawędki. — Poczekaj... — Złapał mnie za ramię. — Chce pogadać.
— Umów się z moim agentem, umówi Cię na spotkanie. — Chłopak popatrzył na mnie tak, jakbym dopiero wyszła z zakładu zamkniętego.
— Widzę, że i tak czekasz na kogoś, więc co Ci szkodzi. — Westchnęłam zrezygnowana. — To zajebiście, James. — Wyciągnął do mnie rękę, uśmiechając się.
— Clara. - Mruknęłam, po czym uścisnęłam jego dłoń. Ten chwilę na mnie popatrzył, wiedziałam, że chce o coś zapytać, ale nie wiedział jak zacząć. — Jak chcesz coś, to się streszczaj. Nie mam humoru na grę w podchody.
— Chciałbym wiedzieć, kim dla Ciebie jest Alan. — Uniosłam brew. — Ciekawość. — Wyjaśnił.
Oparłam się o maskę samochodu i dokładnie analizowałam jego twarz. W tamtej chwili nie wygląda,ł jakby miał dobre intencje.
Nie ufałam mu.
— To pierwszy stopień do piekła. — Westchnął, ale uśmiech na jego twarzy nie zniknął.
— Już dawno w nim siedzę. - Pokazał na otoczenie. — A ty weszłaś do mojego świata aniołku.
— Młoda! - Popatrzyłam w stronę chłopaków. — Co było mówione? — Matt patrzył na mnie złowrogim spojrzeniem.
— Wybaczcie, ale sam Belzebub do mnie przemówił. — Wszyscy dziwnie na mnie popatrzyli. — Jedziemy? — Wsiadłam do samochodu.
Droga do domu była jak utrapienie, chłopaki robili mi kazanie za coś, czego tak naprawdę nie zrobiłam. Do tego miałam się zmierzyć z moim bratem, rozum mi podpowiadał, że to może się źle dla mnie skończyć. Miałam nadzieję, że będę w domu przed nim.
— Powodzenia! - Krzyknęli, od razu chłopaki jak wysiadłam z pojazdu. Chciałam spać u nich, ale wolałam sobie darować scen w dniu pogrzebu.
W salonie siedzieli wszyscy oprócz Alana, przyglądali mi się. Zmierzyłam ich wzrokiem i ruszyłam na górę. Nie spotkałam bruneta, póki nie weszłam do swojego pokoju. Siedział na moim łóżku i przeglądał album ze zdjęciami.
— Co tu robisz? — Zapytałam, zamykając drzwi.
— Fajne zdjęcia. — Zaśmiał się, odkładając go. — Co robiłaś na wyścigach? — Zapytał dość spokojnie, co nakierowało mnie na złe zakończenie tej rozmowy.
— Co Ci do tego? — Oparłam się o drzwi tak jak on poprzedniego wieczoru.
— Jesteś moją siostrą. — Przypomniał, a ja się sarkastycznie zaśmiałam.
— I? - Wzruszyłam ramionami. — To nic nie znaczy i nigdy nie znaczyło. — Popatrzyłam mu w oczy. — Uderz mnie i wyjdź. To robisz najlepiej.
— Chce znać imiona i adres zamieszkanie tych kolesi, z którymi ciągle wychodzisz. — Zignorował to, co powiedziałam.
— Po co? — Uniosłam brew.
— Nie denerwuj mnie. Mów albo będziesz pilnowana dwadzieścia cztery na dobę i nigdzie nie wyjdziesz. — Zmierzyłam go wzrokiem.
— Aaron, Matt, Jason i Max. Mieszkają ulicę dalej, oliwkowy dom. - Podał mi zdjęcie i kazał wskazać. — Zadowolony? To wyjdź. — Otworzyłam drzwi, a do pomieszczenia wpadła banda kumpli mojego brata, który szybko ich pogonił.
Pov. Alan
Nie mogłem uwierzyć, że zremisowałem z Jamesem. Nie po to zakładałem nitro, żeby dostać marną kasę. Oliwy do ognia dolał Josh, który powiedział, że moja siostra była tam z czwórką chłopaków. Musiałem poznać ich imiona i adres, nie mogłem pozwolić, żeby Clara zadawała się z jakimiś gangsterami. To przeze mnie rodzice zginęli, nie mogłem pozwolić, aby ktoś odebrał mi i ją.
Zrozumiałem swój błąd, nie mogłem jej uchronić, ciągle się z nią kłócąc. Nasze rozmowy zawsze przeradzały się w kłótnie, a napięcie w domu ciągle rosło. Chłopaki też niczego nie ułatwiali. Miałem plan, żeby ją przeprosić przed pogrzebem, rodzice nigdy nie chcieli, żeby nasze relacje tak wyglądał; chociaż jedną rzecz spróbuję naprawić.
Następnego dnia wstałem przed siódmą, cały czas zastanawiałem się jak ją przeprosić. Miałem pustkę w głowie.
Pov. Clara
Obudziłam się przed kilka minut po ósmej. Nie chciało mi się wstawać i gdybym nie musiała, resztę dnia tak bym przeleżała. Po podłączeniu telefonu wzięłam czystą bieliznę i poszłam pod prysznic. Po trzydziestu minutach wyszłam z kabiny i wytarłam ciało puchatym ręcznikiem. Ubrałam bieliznę i wzięłam się za makijaż. Zakryłam drobne niedoskonałości korektorem, pomalowałam rzęsy oraz usta bordową pomadką. Włosy związałam w wysokiego kucyka, po czym wyszłam z łazienki. W pokoju siedział Alan, siedział na biurku.
— Pukać do drzwi nie potrafisz? — Zapytałam, podchodząc do szafy. — Możesz wyjść? Nie chce się kłócić, nie dzisiaj.
— A ja nie chce się z Tobą w ogóle już kłócić.
Kiedy miałam odpowiedzieć, Carlos wpadł do pomieszczenia, patrzył to na mnie, to na Alana. Byłam zażenowana, tak samo, jak brunet.
— Luke dzwonił. - Powiedział, zerkając na mojego brata, ale kątem oka spoglądał na mnie. Alan wstał i siłą wyprowadził swojego przyjaciela, na końcu rzucił, że musi ze mną poważnie porozmawiać.
Ubrałam na siebie czarną sukienkę i czarne baletki, poprawiłam włosy i wzięłam telefon, a chwilę później wychodziłam z pokoju. Wszyscy siedzieli w salonie, popatrzyli na mnie wielkimi oczami, zignorowałam to i udałam się do kuchni. Chwilę później przyszedł chłopak, którego nie zdążyłam poznać.
— Hej, głodna? — Zapytał, uśmiechając się.
— Nie, przyszłam się napić wody. — Powiedziałam zgodnie z prawdą.
Kilkanaście sekund później przyszedł Alan, który wyprosił swojego kolegę.
— Zaraz jedziemy. - Mruknął. — Musimy pogadać.
— Po pogrzebie. — Kiwnął głową.
Godzinę później byliśmy na cmentarzu. Nadal nie docierało do mnie, że nie żyją. Co oni zawinęli?
— Chodźmy już. — Powiedział chłopak. Z moich oczu spłynęło kilka łez. — Są teraz w lepszym miejscu i jestem pewny, że nie chcieliby, żebyś płakała, tylko była szczęśliwa i pełna życia. — Zapłakanym wzrokiem popatrzyłam na brata, on nie mówiąc już nic, przytulił mnie. Niewiele myśląc, oddałam uścisk.
_____
Cześć 👋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro