Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dwudziesty trzeci

*CLARA

Nick podszedł do mnie powoli, po czym przyciągnął do siebie, byłam na linii ognia. Popatrzyłam z przerażeniem na Jamesa, był opanowany, ale widać było, że zastanawia się, co zrobić.

― Teraz strzelaj. ― Nick był bardzo pewny siebie.

― Radziłbym Ci ją puścić. ― blondyn zaśmiał się do mojego ucha.

― Teraz to ona pójdzie ze mną. ― przyłożył mi nóż do gardła. ― Ty tu zostajesz, a jak pójdziesz za nami, to źle się dla niej to skończy.

Wyszliśmy z domu, Nick już nie trzymał mi noża przy gardle, ale wziął za rękę i ciągnął w stronę parku. Cieszyłam się, że prowadzi mnie do miejsca publicznego, bo tam były małe szanse, że coś może mi zrobić. Zwłaszcza o tej porze, bo w tych godzinach sporo ludzi się przez niego przemieszczało.

― Czego ode mnie chcesz? ― zapytałam, kiedy stanęliśmy przy ławce.

― Chciałem z Tobą pogadać, gdybyś mnie nie unikała, nie musiałbym tego robić. ― westchnął. ― Usiądź. ― siadłam na brzegu ławki i spojrzałam na niego wyczekująco. On zamiast przejść do sedna, gapił się.

Zaczynało mnie to denerwować, ale na razie nic nie powiedziałam. Zastanawiało mnie to, jak moi przyjaciele zareagują na wybite okno i czy mi się dostanie. Miałam jednak nadzieję, że James już zaczął coś robić, zakleił je jakąś taśmą albo przyłożył styropian.

― Dobra, miejmy to już za sobą. ― mruknęłam. ― Nie mam całego dnia, żeby tutaj siedzieć. ― znów westchnął.

― Nie chciałem, żebyśmy rozstali się w taki sposób. ― zaczął, a ja już chciałam uciec jak najdalej. ― Ona zaczęła, nie chciałem tego zrobić.

― Gdybyś nie chciał, to byś tego nie zrobił. ― mruknęłam.

― Clara, kocham Cię i chciałbym, żebyś do mnie wróciła. Może jeszcze dla nas szansa jest? ― zaczęłam się śmiać.

― Nie ma jej. Żałuje, że nie posłuchałam się Zacka i innych. Gdybym to zrobiła, nie byłoby mnie tutaj z Tobą i miałabym święty spokój. ― wstałam. ― Nie wejdę do tej samej rzeki. ― mruknęłam. ― Jeszcze coś. ― wstałam. ― Wiem, że spotykałeś się z nią po naszym zerwaniu. Nie jestem głupia Nick. ― poprawiłam włosy. ― Więcej mnie nie nachodź. James już nie będzie czekał na wyjaśnienia.

― Teraz to z nim się bawisz? Owinęłaś sobie kolejnego chłopaczka wokół palca? ― zaśmiałam się tylko, po czym ruszyłam w stronę domu.

Nie wiedziałam, na czym polega mój strach. W pierwszych momentach jestem przerażona, ale w końcu; po kilku chwilach on mija, a ja ledwo trzymam nerwy na wodzy. Mówię to, co pierwsze przyjdzie mi na myśl i nie interesują mnie konsekwencje.

*JAMES

Byłem wściekły na siebie, że tak łatwo dałem mu się przechytrzyć. Musiałem się powstrzymać, żeby nie zrobić nic głupiego, kiedy on przyłożył jej nóż do gardła. Opuściłem broń i pozwoliłem im iść z nadzieją, że nic jej nie będzie. Jednak, gdy zamknęli drzwi, od razu zadzwoniłem do chłopaków i w skrócie opowiedziałem im, co się wydarzyło. Byli po trzech minutach.

― Jeszcze raz. ― powiedział Jason. ― Od początku.

― Wróciliśmy z zakupów. ― do domu weszła wściekła brunetka.

― Trzeba zrobić coś z tym oknem. ― mruknęła, idąc do kuchni. ― Zaklejcie je, czy coś. Pizgać w nocy będzie.

Wszyscy za nią poszliśmy, po czym zaczęliśmy się w nią wpatrywać jak w obrazek. Ona nalała sobie soku do szklanki i usiadła na wyspie kuchennej.

― O czym z nim rozmawiałaś? ― zapytał Matt.

― Chciał do mnie wrócić. ― parsknęła śmiechem.

― On Ci trzymał nóż przy gardle. ― powiedziałem.

― Nic mi nie jest okej. ― popatrzyła mi w oczy. ― Ani draśnięcia. ― westchnęła. ― To debil. ― dodała po chwili.

― Jakim cudem nie jesteś w szoku? ― zaczął Jason. ― On Ci trzymał nóż przy gardle, groził, a ty nic sobie z tego nie robisz! ― brunetka zmarszczyła nos, co znaczyło, że była zirytowana.

― Nic się nie stało. Żyje i jestem cała, i zdrowa.

― Ale mogło tak nie być. ― znów odezwał się Jason. ― Co z Tobą nie tak?

― Będziesz na mnie wrzeszczał, bo nic mi nie jest?! ― krzyknęła. ― Jesteś okropny. ― wyszła z kuchni, a po chwili usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.

― Pójdę za nią. ― powiedziałem.

― Lepiej ją dogoń, bo jest nieobliczalna i może sobie coś zrobić.

*CLARA

Byłam wściekła na Jasona. Zamiast się cieszyć, że bez żadnego draśnięcia, to na mnie krzyczał. Zawsze w podobnych sytuacjach wybuchałam. Chodziłam do jakichś specjalistów, ale zawsze kończyło się tak, że terapeuta był poobijany albo na jednej z nich wbiłam babce długopis w dłoń. Później, byłam przywiązana. Jednak i to nie pomogło. Bo słabo zawiązali mi kostki i musiałam prosić rodziców o sporą sumę.

To wszystko działo się przez Alana. Gdyby on okazał się prawdziwym bratem i nie uderzył mnie ani razu, to może wszystko byłoby w porządku. Wyzwiska po pewnym czasie wypuszczałabym drugim uchem, ale tego nie da się "wypuścić".

― Clara! ― odwróciłam się. ― Nie można Cię dogonić. ― stanął przede mną. ― Pogadamy? ― westchnęłam, po czym się do niego przytuliłam. ― Usiądźmy.

Usiadłam mu na kolanach, po czym popadłam w słowotok. Powiedziałam mu o wszystkich terapiach, o czynach Alana. Nie oszczędzałam mu szczegółów.

Cieszyłam się, że nie przerwał mi ani razu, tylko słuchał uważnie i wycierał łzy.

― Pamiętaj, że zawsze przy Tobie będę. Nieważne, co by się działo. ― pocałowałam go, po czym mocno się wtuliłam w niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro