dwudziesty siódmy
CLARA
Zdziwił mnie fakt, że nie pojechaliśmy na pizze albo coś w tym rodzaju. Podobało mi się też to, że to nie była jakaś mega elegancka i bardzo droga restauracja. Jakoś dziwnie bym się czuła, gdyby wokół byli jacyś poważni biznesmeni, ekstrawaganckie damy, które mają rozbite jajko w głowie zamiast mózgu.
― Jedziemy do domu? ― kiwnęłam głową.
Wyszliśmy z restauracji, James z kieszeni wyciągnął papierosy i zapalniczkę. Popatrzyłam na niego, nie kryjąc mojego niezadowolenia.
― Nigdy Cię nie widziałam z papierosem. ― przyznałam. ― Niszczysz sobie zdrowie.
― Rzadko palę. ― mruknął. ― Przeważnie wtedy, gdy muszę się uspokoić.
― A teraz musisz się uspokoić, bo?
― Ten frajer tu idzie. ― mruknął. ― Tak mnie, wkurwia, że mam ochotę go zabić.
― Ale palenie Ci nic nie da. ― wyciągnęłam mu fajkę z buzi i wyrzuciłam.
― W co ja się wpakowałem. ― zaśmiałam się.
― Teraz to się nim bawisz? ― mruknął Nick, a James bez ostrzeżenia uderzył go pięścią w twarz.
― Jedźmy do domu. ― powiedziałam.
Wsiedliśmy do samochodu. Przez całą drogę do domu nie rozmawialiśmy, dopiero gdy chłopak zaparkował przed domem, zapytał, o co mu chodziło. Powiedziałam mu prawdę, dodając to, czemu z nim zerwałam. James był jeszcze bardziej wkurzony.
JAMES
Wściekłem się, kiedy Clara mi o wszystkim powiedziała. Ten chłopak nie potrafił pogodzić się z przegraną, a ja nieważne za jaką cenę, chciałem dopilnować, aby ciągle był na przegranej pozycji.
― Chce wrócić jak najszybciej do domu. ― powiedziała. ― Jak najdalej od Nicka.
― Alan da nam znać, wytrzymaj jeszcze trochę. ― kiwnęła głową.
Byliśmy w domu po dziesięciu minutach. Clara pognała do swojego pokoju. Była wściekła i nie próbowała tego ukrywać. Chłopaki patrzyli na mnie, oczekując wyjaśnień. Opowiedziałem im, co się wydarzyło i poszedłem do jej pokoju. Cieszyłem się z powrotu do domu, może nawet bardziej niż brunetka.
― Musimy się zbierać. ― powiedział Jason.
Całkiem zapomniałem o wyścigach. Przez to wszystko odechciało mi się w ogóle startować. Chociaż nie mogłem strzelać już głupa. Szybko się zebrałem i poszedłem na dół. Clara jeszcze nie była gotowa.
― Co jest między Wami? ― zapytał Aaron, kiedy Clara zeszła na dół.
― Jesteśmy razem. ― powiedzieliśmy w tym samym czasie.
― Dwa pytanka. ― zaczął Max.
― Od kiedy i dlaczego my nic o tym nie wiemy? ― dokończył Matt.
― Od wczoraj.
ALAN
Zdecydowaliśmy się na pokojowe rozegranie konfliktu z Williamem. Ani ja, ani Morgan nie chcemy wojny, zwłaszcza że oboje możemy stracić bardzo wiele. Nie mówię tu o naszych "majątkach" ani pozycji, a o mojej siostrze i Jamesie. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś się stało mojej siostrze. Przypuszczam, że zabiłbym wszystkich wokół mnie, a na końcu sam popełnił samobójstwo.
Wracając.
Nie chcieliśmy z nim żadnego sojuszu, bo ostatni gang, z którym ustanowił pokój, wyciął w pień. Czasami się zastanawiałem, czy my żyjemy w XXI wieku, czy cofnęliśmy się do średniowiecza. Jeden z zakładników powiedział nam, w jaki sposób są traktowani i jak przebiega rekrutacja. Oczywiście nie pominął żadnego szczegółu. Ten chłopak błagał nas o to, abyśmy go zabili.
Mieliśmy dobrze przemyślany plan, którego nie można było zjebać. Niemalże każdy scenariusz przewidzieliśmy. Jaki był plan? Mianowicie taki: Mieliśmy pojechać do siedziby Willa i ustawiamy ludzi w każdym możliwym koncie, na dachach, drzewach, krzakach i tak dalej. Do jego biura wchodzę ja, Georg plus kilku ludzi, którzy będą mieli schowaną broń.
― Wszystko gotowe.― Powiedział Carlos.
― Jedziemy.
Pov. Clara
Nie chciałam jechać na te wyścigi. Cały czas męczyła mnie myśl, że cos pójdzie nie tak. Nie chciałam, aby coś się stało nikomu z nich. Martwiło mnie jeszcze to, że może tam być Nick i Joe. Ten pierwszy nie cierpi Jamesa i bałam się, że czarnowłosy może nie dojechać do mety. Chciałam wziąć broń, ci debile jakoś niespecjalnie starali się ją przede mną ukryć. Jednak byłam pewna, że jeśli któryś z nich zauważy to będę miała wykład. Nie chciało mi się ich słuchać.
Wyszliśmy z domu, cała piątka co chwilę powtarzała mi, abym cały czas była przy Max'ie i Jasonie, oni nie startowali. Ktoś musiał mieć wszystko na oku i w razie co zareagować. Ostrzegali mnie, żebym nie zbliżała się do obcych, a nawet nie pozwolili mi na nich patrzeć. Nie chcieli, żeby uznali mnie za jakąś dziwkę.
Na wyścigi jechaliśmy trzema samochodami. Ja z Jamesem, Aaron z Mattem, a Jason z Max'em. W pewnym momencie przypomniałam sobie o Kate, dopadły mnie wyrzuty, że nie powiedziałam jej o moim wyjeździe. Lubiłam ją i traktowałam ja przyjaciółkę.
― Coś się stało? ― zapytał nagle James. ― Nic nie mówisz.
― Spoko, nagadam się jeszcze. ― uśmiechnęłam się. ― Nie wiem co napisać do Kate.
― Będziesz do niej piać dzień przed naszym powrotem? ― westchnęłam. ― Porozmawiaj z nią jak wrócimy, na pewno zrozumie.
― Czyli co? Mam jej powiedzieć prawdę?
― Nie. ― zaśmiał się. ― Powiedz jej, że miałaś problemy z dokumentami i musiałaś tutaj przyjechać. Spotkałaś się z przyjaciółmi stąd i zapomniałaś o całym świecie. ― kiwnęłam głową i schowałam telefon.
Dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Chłopaki byli już na starcie. Bardzo się tym wszystkim przejmowałam. Bałam się, że któryś z nich nie dojedzie, bo zginie.
― Będzie wszystko w porządku. Nie martw się.
― Mam nadzieję.
Kiedy wyścig się zaczął, uważnie śledziłam samochody. Na pierwszym miejscu był Aaron, potem Matt, a na końcu James. Nagroda była dzielona na trzy miejsca, reszta dostawała tylko gorycz porażki. Ogólnie były trzy okrążenia. Na drugim cały czas prowadził Matt, potem był Aaron, a James ciągle był na trzecim miejscu. Coś czułam, że mimo wszystko James wygra, bo w końcu miał to "turbo". Matt i Aaron pewnie się nawet tego nie spodziewali.
Tak jak myślałam, James wygrał, chłopakom opadła szczena, a czarnowłosy miał niezły ubaw.
Gdy odebrali nagrody pojechaliśmy stamtąd. Ktoś mówił, że miała przyjechać policja, a my nie chcieliśmy ryzykować. Po drodze do domu zajechaliśmy na stacje po piwo i słodycze dla mnie.
_____
Długo poprawiałam ten rozdział. Przyznam się szczerzę, że cholernie mi się nie chciało, ale w końcu udało się.
Nie będę sprawdzać przecinków itp bo mam dość tego rozdziału. Serioo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro