Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 / cz.2

Dyana z szerokimi oczami oglądała pokaz ogni na placu targowym. Od wczesnych godzin porannych trwał festyn i mimo że zbliżało się południe, a Dragonów wciąż przybywało. Poza osadą, w której była Sareką, istniały jeszcze trzy inne, w różnych częściach świata. Raz na dziesięć lat, Dragoni pozwalają sobie na wędrówkę z jednej osady do drugiej. W tym roku to właśnie osada Draga, nazywana też Osadą Drpagientforo Khorano Tyita a Mionto — której nazwy Dyana za cholerę nie była w stanie się nauczyć — była odpowiedzialna za przyjmowanie gości. Kilka godzin temu wraz z Wodzem przyjęła w gości Dragonów z Antarktydy. Do tej pory dziewczyna głowi się jakim cudem są w stanie mieszkać w panujących tam warunkach.

Różnili się nieco wyglądem, wszyscy mieli białe, srebrne lub niebieskie łuski. Niezwykle skośne oczy spozierały chłodem błękitnych tęczówek, a platynowe włosy zaplecione mieli w warkoczyki z czarnymi koralikami na końcach. Przypominali trochę elfy, ale wydawali się bardziej dzicy i groźni. Dyana wcale się w tej sprawie nie myliła. Dragoni pochodzący z Antarktydy powszechnie nazywani byli Arkyitami — co w wolnym tłumaczeniu oznaczało Zabójców Niesprawiedliwych. Nikt jednak nie był pewien czy to oni są tymi niesprawiedliwymi, czy są zagrożeniem dla niesprawiedliwych. Przed wiekami znani byli jako urodzeni skrytobójcy-nomadzi, do tej pory podobno szkolą się w tej dziedzinie, choć — jak to określił Drago — "zawiesili działalność" ze względu na obecne czasy. Teraz cieszyli Dragonów Leafitów — tubylców — pokazami tańca z wykorzystaniem magii ognia.

Dyana po raz pierwszy miała okazję oglądać tak nieziemski pokaz. Młode dziewczęta ubrane w zwiewne, białe szaty skakały nad rozpalonymi ogniskami i lawirowały między wstęgami płomieni tworzonymi przez męskich przedstawicieli swojego plemienia. Starsi grali na bębnach i dziwnych, strunowych instrumentach, co jakiś czas ktoś intonował nową melodię i zaczynano śpiewać. Sareka, mimo że udało jej się zwiedzić nieco świata, wciąż odkrywała jego piękno na nowo.

W ciągu kolejnej godziny zjawił się Wódz plemienia Troydyrów wraz z dwudziestoma Dragonami. Troydyrowie mieli swoją osadę w Ameryce Południowej. Nie różnili się wyglądem od Leafitów, ale nosili za to barwne ubrania i malunki na twarzy. Byli bardzo pozytywnie nastawieni do Dyany, która była jedyną przedstawicielką rasy ludzkiej w tym towarzystwie. Wśród Troydyrów dojrzała dwie elfki, które były przeznaczonymi Dragonów, ale nie były chętne do nawiązywania nowych znajomości.

- Miło nam widzieć tak piękną i dobroduszną Sarekę. - powiedział Wódz plemienia Troydyrów. Był na oko trzydziestoletnim mężczyzną, ale w rzeczywistości niedawno skończył sto osiemdziesiąt lat. Wciąż nie spotkał swojej przeznaczonej i wyglądało na to, że przybył rozejrzeć się za potencjalną kandydatką na Sarekę.

- Przeceniasz mnie, Wodzu Itiko. - zaoponowało grzecznie Dyana. Drago, ostrzegał ją, że to podrywacz i nie przeszkadza mu, że jakaś kobieta może mieć już przeznaczonego, nawet widoczna ciąża jakoś go nie zniechęcała.

- Ależ nie, gdybym spotkał tak cudowną dziewczynę, od razu uczyniłbym ją moją. - posłał jej uwodzicielski uśmiech, który na szczęście na nią nie zadziałał, choć Dragon był niezwykle przystojnym blondynem.

Drago, posłał Wodzowi ostrzegawcze spojrzenie, ale ten nic sobie z tego nie robił. Mężczyzna zmuszony był więc postąpić w inny sposób. Dyana poczuła jak dłoń jej przeznaczonego, pogładziła ją po plecach, a potem między palce chwycił kosmyki jej rozpuszczonych włosów.

- Dlatego jestem wdzięczny, że dane było mi ją spotkać. - przyciągnął Dyanę do swojego boku i położył dłoń na wystającym brzuszku. - Nie minął rok naszej znajomości, a już spodziewamy się dziecka. Jak widać, Bogowie są nam przychylni.

- Rozumiem - westchnął blondyn. - Nie będę już zajmować waszego czasu, chciałbym porozmawiać ze starymi przyjaciółmi. - uśmiechnął się wymuszenie i odszedł niepocieszony. Nie chciał zadzierać z Dragiem, może i był młodszy, ale zdecydowanie nie ustępował mu siłą.

Stali chwilę w milczeniu i odprowadzali Dragona wzrokiem.

- Już możesz mnie puścić, wystarczająco zaznaczyłeś terytorium. - szepnęła Dyana.

- Nie mam na to ochoty. - mruknął Drago i oparł podbródek na głowie ukochanej. Oplótł ją dłońmi w pasie i upewnił, że wszyscy to widzą. Musiał zaznaczyć, że należy do niego.

- Jesteś strasznie terytorialny.

- Owszem, przywyknij. - uśmiechnął się łobuzersko i złożył pocałunek na czubku jej głowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro