Rozdział 8 / cz.2
Dyana z szerokimi oczami oglądała pokaz ogni na placu targowym. Od wczesnych godzin porannych trwał festyn i mimo że zbliżało się południe, a Dragonów wciąż przybywało. Poza osadą, w której była Sareką, istniały jeszcze trzy inne, w różnych częściach świata. Raz na dziesięć lat, Dragoni pozwalają sobie na wędrówkę z jednej osady do drugiej. W tym roku to właśnie osada Draga, nazywana też Osadą Drpagientforo Khorano Tyita a Mionto — której nazwy Dyana za cholerę nie była w stanie się nauczyć — była odpowiedzialna za przyjmowanie gości. Kilka godzin temu wraz z Wodzem przyjęła w gości Dragonów z Antarktydy. Do tej pory dziewczyna głowi się jakim cudem są w stanie mieszkać w panujących tam warunkach.
Różnili się nieco wyglądem, wszyscy mieli białe, srebrne lub niebieskie łuski. Niezwykle skośne oczy spozierały chłodem błękitnych tęczówek, a platynowe włosy zaplecione mieli w warkoczyki z czarnymi koralikami na końcach. Przypominali trochę elfy, ale wydawali się bardziej dzicy i groźni. Dyana wcale się w tej sprawie nie myliła. Dragoni pochodzący z Antarktydy powszechnie nazywani byli Arkyitami — co w wolnym tłumaczeniu oznaczało Zabójców Niesprawiedliwych. Nikt jednak nie był pewien czy to oni są tymi niesprawiedliwymi, czy są zagrożeniem dla niesprawiedliwych. Przed wiekami znani byli jako urodzeni skrytobójcy-nomadzi, do tej pory podobno szkolą się w tej dziedzinie, choć — jak to określił Drago — "zawiesili działalność" ze względu na obecne czasy. Teraz cieszyli Dragonów Leafitów — tubylców — pokazami tańca z wykorzystaniem magii ognia.
Dyana po raz pierwszy miała okazję oglądać tak nieziemski pokaz. Młode dziewczęta ubrane w zwiewne, białe szaty skakały nad rozpalonymi ogniskami i lawirowały między wstęgami płomieni tworzonymi przez męskich przedstawicieli swojego plemienia. Starsi grali na bębnach i dziwnych, strunowych instrumentach, co jakiś czas ktoś intonował nową melodię i zaczynano śpiewać. Sareka, mimo że udało jej się zwiedzić nieco świata, wciąż odkrywała jego piękno na nowo.
W ciągu kolejnej godziny zjawił się Wódz plemienia Troydyrów wraz z dwudziestoma Dragonami. Troydyrowie mieli swoją osadę w Ameryce Południowej. Nie różnili się wyglądem od Leafitów, ale nosili za to barwne ubrania i malunki na twarzy. Byli bardzo pozytywnie nastawieni do Dyany, która była jedyną przedstawicielką rasy ludzkiej w tym towarzystwie. Wśród Troydyrów dojrzała dwie elfki, które były przeznaczonymi Dragonów, ale nie były chętne do nawiązywania nowych znajomości.
- Miło nam widzieć tak piękną i dobroduszną Sarekę. - powiedział Wódz plemienia Troydyrów. Był na oko trzydziestoletnim mężczyzną, ale w rzeczywistości niedawno skończył sto osiemdziesiąt lat. Wciąż nie spotkał swojej przeznaczonej i wyglądało na to, że przybył rozejrzeć się za potencjalną kandydatką na Sarekę.
- Przeceniasz mnie, Wodzu Itiko. - zaoponowało grzecznie Dyana. Drago, ostrzegał ją, że to podrywacz i nie przeszkadza mu, że jakaś kobieta może mieć już przeznaczonego, nawet widoczna ciąża jakoś go nie zniechęcała.
- Ależ nie, gdybym spotkał tak cudowną dziewczynę, od razu uczyniłbym ją moją. - posłał jej uwodzicielski uśmiech, który na szczęście na nią nie zadziałał, choć Dragon był niezwykle przystojnym blondynem.
Drago, posłał Wodzowi ostrzegawcze spojrzenie, ale ten nic sobie z tego nie robił. Mężczyzna zmuszony był więc postąpić w inny sposób. Dyana poczuła jak dłoń jej przeznaczonego, pogładziła ją po plecach, a potem między palce chwycił kosmyki jej rozpuszczonych włosów.
- Dlatego jestem wdzięczny, że dane było mi ją spotkać. - przyciągnął Dyanę do swojego boku i położył dłoń na wystającym brzuszku. - Nie minął rok naszej znajomości, a już spodziewamy się dziecka. Jak widać, Bogowie są nam przychylni.
- Rozumiem - westchnął blondyn. - Nie będę już zajmować waszego czasu, chciałbym porozmawiać ze starymi przyjaciółmi. - uśmiechnął się wymuszenie i odszedł niepocieszony. Nie chciał zadzierać z Dragiem, może i był młodszy, ale zdecydowanie nie ustępował mu siłą.
Stali chwilę w milczeniu i odprowadzali Dragona wzrokiem.
- Już możesz mnie puścić, wystarczająco zaznaczyłeś terytorium. - szepnęła Dyana.
- Nie mam na to ochoty. - mruknął Drago i oparł podbródek na głowie ukochanej. Oplótł ją dłońmi w pasie i upewnił, że wszyscy to widzą. Musiał zaznaczyć, że należy do niego.
- Jesteś strasznie terytorialny.
- Owszem, przywyknij. - uśmiechnął się łobuzersko i złożył pocałunek na czubku jej głowy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro