Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 / cz.1

Upłynęły kolejne miesiące, a dni stały się chłodniejsze. Temperatury schodziły maksymalnie do dziesięciu stopni Celsjusza, jednak dla Dragonów mieszkających w strefie równikowej, gdzie lato trwało praktycznie cały rok, taka pogoda była równa zimie. I faktycznie, zima nadeszła. Grudzień nie był ulubioną porą roku Dyany. Nie obchodziła świąt Narodzenia Boga Chratiego i ku jej uciesze, Dragoni także. Jednak dwunastego grudnia organizowany był coroczny festyn z masą jedzenia i huczną imprezą, co Dyana uznała za miłe oderwanie od monotonni. Ostatnie tygodnie spędziła wegetując w domu i ucząc się historii Innej Rasy. Była już w szóstym miesiącu ciąży i jej brzuch widocznie się uwypuklił. Drago uradowany, przy każdej okazji dotyka tego miejsca i mówi do dziecka, co kobiecie niezwykle się podobało. Kiedyś uważała taki przejaw ojcostwa za nieco wyolbrzymiony, ale teraz, gdy sama jest w ciąży, aprobowała zachowanie Wodza.

- Jak się ma moja rodzinka? - Do salonu wszedł świeżo wykąpany Drago. Był w samej bieliźnie, co nie uszło uwadze Dyany. Cieszyła oczy tym widokiem, ignorując uśmieszek swojego faceta. Mężczyzna podszedł do kanapy i usiadł zaraz obok swojej przeznaczonej. Podniósł rękę do góry i położył ją na oparciu za głową Dyany. Złote łuski błyszczały w świetle płomieni bijących z ogniska. Sareka nigdy nie mogła się na nie napatrzeć. Gładziła je dłonią, podziwiając twardość i gładkość ich powierzchni.

- Czujemy się dobrze. - odpowiedziała. Drago, zadawał to pytanie kilka razy dziennie, ale zdążyła już przywyknąć i nie irytować za bardzo. - Jak przygotowania do festynu?

- Wszystko zgodnie z planem. Stoiska już ogarnięte, przydział wartowników załatwiony, osoby odpowiedzialne za czuwanie nad przebiegiem zabawy obsadzone. Wszystko idzie gładko jak po maśle. - odparł, wpatrując się w jej błękitne oczy.

- Oby nic się nie schrzaniło. - mruknęła Dyana. Z doświadczenia wiedziała, że jeśli coś na początku idzie zbyt łatwo, to potem bardzo kiepsko się kończy.

- Wszystkiego dopilnujemy z Setrem.

- Nie wątpię, ale wiesz, że Setr ma teraz na głowie coś ważniejszego niż uganianie się po placu targowym.

- Wiem, Rave. - westchnął Wódz. Położył głowę na ramieniu swojej ukochanej i przymknął oczy.

Sprawa z dzieckiem Urary nieco ucichła. Chłopczyk rozwijał się jak każde inne dziecko, choć był od nich prawie dwa razy większy. Nie sprawiał na razie problemów i Drago byłby wdzięczny, gdyby tak pozostało. Jednak szczerze w to wątpił, słusznie zresztą. Powszechnie wiadomo, że Bestie są bardzo agresywnym gatunkiem, i kwestią czasu jest ujawnienie się tej cechy w tym dziecku. Problem polegał na stłumieniu żądzy krwi i wychowaniu go na Dragona. Setr uparł się, że tego dopilnuje i nie potrzebuje ingerencji osób trzecich, tylko stara lekarka odwiedzała dziecko, co jakiś czas kontrolując jego wzrost i zdrowie. Drago, nie miał zamiaru wtrącać się w tę sprawę. Setr był odpowiedzialny i wiedział co robi, poza tym jako Wódz miał inne zmartwienia. Za pół roku zostanie ojcem i musiał pilnować swojej żony, żeby nic nie stało się jej i dziecku. To był priorytet.

- Wszystko będzie dobrze. Setr sobie poradzi, a w razie czego ma do pomocy lekarkę. Jeśli będzie naprawdę źle, obiecał zwrócić się do nas po pomoc. - uspokoił Drago. Wiedział, że Dyana martwi się losem tego malca. Rozczulała go jej opiekuńczość, cecha, którą powinna wykazywać każda Sareka.

- Mam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Dobrze, że pozbierał się już po śmierci Urary, choć wciąż chodzi taki struty.

- Z tobą jest podobnie. - mruknął Drago - To była twoja przyjaciółka, bardzo się do siebie przywiązałyście. Wiem, że ciebie też to dotknęło.

Dyana westchnęła cicho i w duchu przyznała mu racje. Starała się być silna i nie załamywać się. Obiecała to sobie i Dragonce.

- Nie rozmawiajmy o tym. Mamy lepsze rzeczy do roboty na ten wieczór. - Drago uśmiechnął się przebiegle i zaczął całować odsłonią szyję swojej przeznaczonej. Nie robili tego od dwóch tygodni przez natłok pracy i nie miał zamiaru pozwolić swojej żonie pójść tej nocy spać. Wystarczająco odespała w dzień, tłumacząc się ciążową ospałością.

- Długo musiałam czekać. - Dyana oderwała od siebie Wodza i szybko usiadła na nim okrakiem. - Nie przedłużajmy tego i przejdźmy do rzeczy. - uśmiechnęła się drapieżnie i pocałowała zaskoczonego mężczyznę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro