Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 / cz.3

Drago, siedział pod drzwiami domu Wodza. Zwodzenie i krzyki jego ukochanej przyprawiały go o mdłości i irracjonalne wyrzuty sumienia. Poród zaczął się jakieś dwadzieścia godzin temu i nie było widać końca. Dyana cierpiała potwornie, a nawet zemdlała kilka razy. Parła jednak naprzód, nie poddając się. Stara lekarka cała spocona, z worami pod oczami starała się ulżyć dziewczynie, ale to nie było coś, w czym mogła jakoś szczególnie pomóc. Dziecko za każdym razem, gdy było już bliskie wyjścia, cofało się, a katorga trwała w nieskończoność. Lekarka zaczęła przygotowania do przeprowadzenia cesarskiego cięcia.

- Kurwa mać! - Dyana klęła ile się dało i w każdym języku, jaki znała. - Wyłaź! - zacisnęła dłonie na ramie łóżka i zaparła się po raz kolejny. Nie wiedziała, ile to już trwało, ale zdecydowanie zbyt długo.

Drago, wyszedł na kilka minut, by zaczerpnąć świeżego powietrza i pozbierać do kupy. Musiał być wsparciem dla Dyany, a nie kłębkiem nerwów. Wciągnął głośno nosem nocne powietrze i powoli wypuścił je ustami. Po raz wtóry wszedł do środka, gdzie walczyła jego przeznaczona.

- Już blisko! - krzyknęła nagle uradowana lekarka. Drago, zatrzymał się w półkroku, nie dowierzając. - Pchnij jeszcze raz!

- Aaaaaach! - Krzyknęła Dyana ostatkiem sił i opadła na mokre od potu poduszki. Po salonie rozniósł się płacz dziecka.

Drago, jak zaczarowany podszedł do swojej rodziny i ucałował zdyszaną Dyanę. Spojrzał na dziecko w dłoniach Dragonki i aż jęknął, nie mogąc w to uwierzyć. To był jego synek. Jego kochany, brudny od wód płodowych synek, któremu z plecków wyrastały małe czarne skrzydełka. Czekaj... skrzydełka? To, że wszyscy byli zszokowani to za mało powiedziane. Dyana osłupiała wpatrując się w swoje dziecko z wyciągniętymi po nie rękoma. Natomiast Drago i stara lekarka niemal podskoczyli, krzycząc coś niewyraźnie. Wyglądali na cholernie szczęśliwych. Drago, przejął dziecko i położył na klatce piersiowej Sareki. Dziewczyna od razu złapała dziecko i ustabilizowała na swoim ciele. Pocałowała wilgotną główkę, a cały ból odszedł w niepamięć. Ze skrzydłami czy nie... to moje dziecko. Pomyślała.

- Jestem taki szczęśliwy. - szepnął Drago, klękając przy najważniejszych osobach w jego życiu. - Dziękuję, Dyana. - mruknął i raz jeszcze pocałował ukochaną.

- Też jestem szczęśliwa. - mruknęła sennie. - Nasz mały synek w końcu przyszedł na świat. - szepnęła, a jej powieki niebezpiecznie szybko opadły. Potrząsnęła głową, chcąc odgonić zmęczenie.

- Śpij, zajmę się wami. - obiecał Drago i oparł swoje czoło o Dyany.

- Mhm - mruknęła usatysfakcjonowana Dyana, po czym zasnęła.

***

- Możesz mi powiedzieć, dlaczego nasz syn ma skrzydła? - zapytała Dyana, karmiąc dziecko w fotelu. Od porodu minęły trzy dni i choć wciąż była obolała, to chętnie krzątała się przy maleństwie. Jakoś wcześniej o to nie spytała przez natłok odwiedzających i gratulujących osadników. - Ty takich nie masz, u nikogo innego też nie widziałam. Odpadną później jak ogon u jaszczurek?

- Nie porównuj nas do jaszczurek. - mruknął Dragon na ten przytyk. - Nie, nie odpadną. Nasz syn jest najzwyczajniej w świecie wyjątkowy. Teoretycznie raz na tysiąc lat rodzi się Dragon, który dziedziczy więcej niż połowę krwi smoka. To jakaś mutacja genetyczna. Kiedy dorośnie, będzie ze trzy razy silniejszy ode mnie. - powiedział z dumą. Nie dość, że urodził mu się syn, to jeszcze ze smoczym darem w postaci skrzydeł. - Wraz z dojrzewaniem skrzydła będą rosły, aż dosięgną ziemi. Będą wielkie. - dodał na wspomnienie zapisków swojego dziadka, który miał okazję poznać kogoś takiego jak jego syn. Niestety tamten osobnik zmarł pół wieku temu.

- Już widzę, jak będzie tymi łopatami zwalał wszystko w tym domu. - jęknęła Dyana. - Kiedy zacznie latać? - zapytała z rozbawieniem.

- Mniej więcej... gdy skończy dziesięć lat. Podobno, a jak to dokładnie jest, to ci nie powiem, bo informacje o takich przypadkach są mocno ograniczone.

Dyana przyjrzała się ich synkowi, który łapczywie ssał mleko. Miał czarny puszek na głowie i niebieskie, lśniące oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się czule.

- Ignis wyrośnie na przystojniaka. - skomentowała.

- Większego niż ja? - zapytał zaczepnie Drago.

- Zdecydowanie. W końcu jest bardziej podobny do mnie niż do ciebie.

- Humorek ci dopisuje. - rzekł Drago z przekąsem i podał Dyanie kubek z wodą i kanapkę. Młody już dobre piętnaście minut nie odczepiał się od piersi i raczej mało prawdopodobne było, że Dyana w spokoju zje śniadanie.

- Jakieś wieści od Setra?

Drago, westchnął ciężko i przysunął sobie krzesło do Dyany. Minęły długie miesiące od czasu opuszczenia przez niego osady i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Obiecał wysłać czarnego gołębia, ale żaden nigdy nie przyleciał. Drago, martwił się o przyjaciela i półkrwi Dragona. Co prawda gołąb był otoczony zaklęciem odstraszającym drapieżniki, ale coś mogło mu się stać. Gdyby tak było nic dziwnego, że straciliby łączność z Setrem. Wziął tylko jednego ptaka.

- Cisza. Mam nadzieję, że to nic poważnego i w końcu da nam znać, co się dzieje. Patrol z dnia jego odejścia mówił, że widział, jak Setr bez problemu opuszcza dżunglę i kieruje się na Bezpieczny Szlak. Mimo to mam złe przeczucia.

- Będzie dobrze. Setr to silny facet, poradzi sobie. W końcu do nas wróci, tak jak obiecał.

Drago, uśmiechnął się i ułożył głowę na ramieniu Dyany. Jej poskręcane włosy połaskotały go w nos, ale to mu nie przeszkadzało. Czuł się spełniony, mając swoją Sarekę i syna, bezpieczną i spokojną osadę, a także długie życie przed sobą.

- Kocham cię. - mruknął.

- Ja ciebie też, moja jaszczurko.

_______________

To był ostatni rozdział. Pozostał już tylko epilog i podsumowanie. Co myślicie o takim końcu? Jestem ciekawa waszej opinii odnoście całości tego opowiadania :) 

PS: Epilog opublikuję w niedzielę ;p Będzie miłym zwieńczeniem całości. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro