Rozdział 10 / cz.2
Tego dnia padało. Dyana stała pod zadaszeniem na posterunku przy granicy lasu i czekała na przyjście Setra i Draga. Obaj mieli przyprowadzić wóz z zaprzęgniętym koniem i rzeczy byłego dowódcy. Wczoraj odbyła się krótka ceremonia przekazania pozycji zakrapiana dużą ilością alkoholu. W końcu podwładni Setra nie moli puścić go bez odpowiedniego pożegnania. Pilnowała śpiącego synka swojej przyjaciółki i delikatnie głaskała jego niezwykłe włosy. W międzyczasie głaskała swój brzuch, czując kopnięcia. Dragon w jej brzuszku nie szczędził razów. Podziwiała Setra, za przejęcie opieki nad Ravem. Ona wciąż obawiała się, jaką będzie matką, a Dragon emanował taką pewnością siebie w wychowaniu chłopca, że aż czuła się zawstydzona. Westchnęła, poprawiając koc na swoich ramionach, było dosyć chłodno.
W końcu zza budynku koszar wychyliły się dwie sylwetki. Jedna prowadziła konia ciągnącego niewielki wóz zadaszony do połowy. Drago, przyśpieszył kroku, chcąc szybciej znaleźć się przy swojej kobiecie. Od razu przyciągnął ją do uścisku i namiętnie pocałował. Nie widzieli się od rana, a zachowywał się, jakby minął miesiąc. Pacnęła go w ramię, gdy jego ręka zjechała nie tam, gdzie powinna. Mężczyzna niechętnie odsunął się od swojej wybranki i odwrócił do Setra. Wojownik zignorował ich umizgi i zaczął sprawdzać, czy na pewno niczego nie zapomniał. Kiedy skończył poprawiać bagaże, podszedł do Wodza i Sareki. Zajrzał do kosza, w którym spał Rave i westchnął. Ciężko było mu opuszczać dom, ale musiał. Nie mógł pozwolić na to, aby jego współbratymcy widzieli, jak Rave nie panuje nad instynktem. Chłopiec był zbyt mały, by rozumieć, że rozrywanie na strzępy wszystkiego, co się nawinie, jest złym pomysłem.
- No cóż, będziemy się zbierać. - mruknął. Słońce było już wysoko na niebie, a mieli spory kawałek do przebycia. Dobrze, że od osady przez dżunglę ciągnęła się ukryta magicznymi zaklęciami droga. Setr postanowił osiedlić się na jakiś czas w górach, dopóki Rave nie podrośnie na tyle, aby mógł odwiedzać miasta. Droga do miejsca docelowego zajmie im kilka tygodni, ale Setr był dobrej myśli.
- Pisz czasem co u was. - Dyana poczuła ukłucie w sercu. Czuła się w jakiś sposób odpowiedzialna za tego małego chłopca. Nawet Setra ciężko było pożegnać.
- Wyślę raz na jakiś czas czarnego gołębia. Po to go zabrałem. - Setr wskazał na pakę, gdzie musiała znajdować się klatka z ptakiem.
Czarne gołębie były specjalną odmianą gołębi pocztowych, potrafiły przebić się przez magiczną barierę, jeśli już wcześniej ją przekraczały za zezwoleniem władcy zamkniętej strefy. Setr podniósł kosz z małym pół-dragonem i pozwolił, aby Drago i Dyana pożegnali go po raz ostatni. Wódz skumulował niewielką ilość magicznej mocy w czubku palca i nakreślił nieznany Dyanie znak na czole dziecka.
- To błogosławieństwo. - wyjaśnił Setr. - To dość rzadkie wśród Dragonów. Błogosławieństwo traktuje się jako coś osobistego i nadaje jedynie członkom rodziny. Dzięki temu znakowi inne istoty będą wiedziały, że Rave przynależy do jakiejś społeczności i jeśli zadrze się z nim, nadrze się ze wszystkimi. Nadać coś takiego może jedynie bardzo silny Dragon lub Wódz.
Dyana z uznaniem pokiwała głową. Ona nie miała w sobie krzty magicznej mocy, więc mogła jedynie pomarzyć o czymś takim. Po chwili zastanowienia zdjęła jedną z dwóch skórzanych bransoletek ze srebrnymi płytkami i mało czytelnym grawerem, które zawsze nosiła na nadgarstku.
- Daj mu to, jak podrośnie. Jedna należała do mojej zmarłej siostry. Powiedzmy, że to takie małe błogosławieństwo ode mnie. - Dyana położyła prezent obok śpiącego chłopca i uśmiechnęła się smutno. Nie sądziła, że będzie w stanie rozstać się z tą pamiątką.
- To bardzo... hojnie z twojej strony. Dziękuję. - powiedział Setr. Słyszał od Drago, że siostra Dyany młodo zmarła, a były ze sobą bardzo zżyte. Ułożył kosz w zagłębieniu z przodu wozu, żeby mieć oko na chłopca i wskoczył na miejsce obok. Złapał lejce i raz jeszcze spojrzał na osoby, które mógł nazwać przyjaciółmi.
- Drobiazg. - rzekła Dyana. - Uważaj na siebie i młodego.
- Bezpiecznej podróży. - dorzucił Drago. Wszystko, co miał do powiedzenia już powiedział, gdy pomagał Setrowi przy pakowaniu.
- Do zobaczenia. - rzucił i ruszył w drogę.
Dyana wraz z Drago stali pod zadaszeniem i w akompaniamencie szumu deszczu spoglądali za oddalającym się wozem, dopóki ten nie zniknął za barierą. W ciszy zastanawiali się, kiedy mogą spodziewać się wieści od Setra. Mieli nadzieję, że jak najszybciej, ale... list, na który czekali, nigdy nie został wysłany.
______
*mroczna melodia*
Ciekawe o co chodziło z tym listem ¯\_(ツ)_/¯
No, ja pojęcia nie mam. Jak tam Wasze samopoczucie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro