Rozdział 1 /cz. 2
Mimo jej głośnych sprzeciwów w połowie drogi do miejsca, gdzie była niesiona — ktoś założył jej opaskę na oczy. Nie wiedziała jednak dlaczego. Była niemal w stu procentach pewna, że nie dożyje ranka. Ciekawe jak zginę... zjedzą mnie czy może będą torturować aż do śmierci. Ten bydlak, który mnie niesie wygląda na takiego któremu sprawiłoby to przyjemność. Pomyślała. Po kilkunastu minutach drogi poczuła, jak niebezpiecznie zsuwa się z olbrzymiego ramienia, a następnie z hukiem upada na twardą ziemię. Jęknęła, gdy poczuła promieniujący ból w okolicy biodra. Chwilę później ktoś zerwał z jej oczu opaskę, a jej oczy odruchowo zacisnęły się w wąską szczelinę przez oślepiające światło dnia. Dopiero po jakimś czasie zdołała bez obaw otworzyć oczy i rozejrzeć się dookoła. Podniosła się do siadu nie zważając już na ból i totalnie zaskoczona zaczęła rozglądać się dookoła, chłonąc widok. Znajdowała się na ubitej drodze bardzo rozległej wioski. Domki stały daleko od siebie rozstawione, a przed każdym znajdowały się ogródki, zagrody i gdzieniegdzie stały stodoły. W wielu miejscach rozwieszone były popularne w elfich wioskach niebieskie lampiony — w świetle dnia zgaszone. Jednak tym, co najbardziej ją zdziwiło było otoczenie wioski. Nie widziała nigdzie dżungli. Po horyzont ciągnęły się pola uprawne i malutkie zagajniki. Była tak oszołomiona widokiem, że nie zwracała już uwagi na powoli tłoczącą się wokół niej masę Innej Rasy. Na ziemię przywróciło ją szarpnięcie za koszulę. Szybko poszybowała w górę. Jej oprawca postawił ją na nogi, a jego małe oczka ciskały w nią gromami.
Przyjrzała się małemu tłumowi istot, które tak bardzo chciała zobaczyć. Większość mężczyzn miała łuski wokół oczu i na nogach. Zdarzały się wyjątki, że niektórzy mieli je tylko na rękach choć sporadycznie. Wszyscy jednak byli bardzo dobrze zbudowani. Część kobiet również wyglądała na bardzo sprawne fizycznie. U nich łuski pojawiały się na policzkach, rękach i nogach. Te drobniej zbudowane przeważnie stały z małymi dziećmi bardziej na uboczu. W sumie u żadnego z dzieci Dyana nie dostrzegła łusek, co bardzo ją zaciekawiło.
- Zaraz przybędzie tu nasz Wódz. Nie radzę żadnych sztuczek. - Warknął "Hulk". - Tępa suka. - Dodał już w języku mrocznych elfów. Chyba sądził, że zwykła, nędzna ludzka kobieta nie zna innych języków poza swoim.
W Dyanie aż się zagotowało. Naprawdę miał ją za głupią.
- Nie jestem psem dupku. Jakbyś był, choć odrobinę inteligentny to wiedziałbyś, że masz do czynienia z człowiekiem! - Odpyskowała płynnie w języku mrocznych elfów.
Przez moment napawała się swoim małym triumfem, widząc, że udało jej się przytrzeć nosa tej masie łuskowatych mięśni. Jednak zrzedł jej uśmiech, gdy do jej uszu dotarł złowrogi, głęboki i zabarwiony nutą wrogości głos. Może i była zwykłym człowiekiem, ale jej ciało w dziwny sposób odczuło, że właściciel owego głosu musiał być niebywale potężny.
- Co się tu dzieje?! - zagrzmiał.
Dyana zadrżała, po czym odwróciła się w prawo. Jej wzrok napotkał idealnie umięśnioną sylwetkę mężczyzny. Oliwkową skórę pokrywała bogato szyta skórzana kamizelka i czarne, płócienne spodnie. Na ramionach przyszyto szare, wilcze futro. Jej wzrok powędrował wyżej na twarz, którą okalały przydługie, czarne, pokręcone włosy. Był przystojny jak grecki bóg, jednak to oczy przykuły jej największą uwagę. Tęczówka mieniła się odcieniem płynnego złota i mogłaby przysiąc, że przez moment jego oczy jarzyły się zielonkawym światłem. W jednej chwili stał dobre trzy metry przed nią, a po sekundzie czuła jak jego silne ramiona przyciągają ją do swojej klatki piersiowej. Zatopił nos w jej brązowych, roztrzepanych na wszystkie strony włosach i głęboko zaciągnął się jej zapachem — pomińmy to, że nie myła się od ponad tygodnia. Chciała się wyrwać, jednak powstrzymał ją zwierzęcy, ostrzegawczy pomruk ze strony — jak zdążyła wywnioskować — Wodza.
- Wodzu..- zaczął zszokowany "Hulk". - Co to ma znaczyć?
Mężczyzna oderwał nos od moich włosów i wbił piorunujące spojrzenie w mojego porywacza.
- Jak śmiałeś tak potraktować swoją Sarekę? - wysyczał Wódz, teraz już całkiem zbijając Dyanę z pantałyku.
Dyana znała wiele języków, jednak ten ledwo rozumiała. Wydawał się połączeniem mowy mrocznych elfów i powszechnego języka zmiennokształtnych. Korzystając z chwili nieuwagi Wodza, wślizgnęła się z jego uścisku i szybko odsunęła na bok, mając dobry obraz na wszystko.
- Nie wiem, co tu się dzieje. Jednak będę wdzięczna, jeśli ktoś mi to wytłumaczy. - Powiedziała głośno, używając języka mrocznych elfów. Wydawał się najbliżej znany Innej Rasie. Co prawda "Hulk" porozumiewał się już z nią w języku ludzi, jednak nie była pewna czy wszyscy inni też go znają. - Byle na spokojnie. - Dodała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro