Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 / cz.2

 Zbliżał się wieczór ostatniego dnia festynu. Ostatnie namioty przybyłych Dragonów były składane i ciasno zwijane, aby nie zajmowały zbyt dużo miejsca na wozach. Dyana ze smutkiem spoglądała na pakujących się gości, zdążyła zaprzyjaźnić się z kilkoma osobami. A konkretnie kobietami, bo Dargo nie dopuszczał do niej mężczyzn. Tikite podeszła do młodej Sareki i porwała ją w ramiona. Była jednak przy tym ostrożna, nie chciała zmiażdżyć dziewczyny swoją nadludzką siłą.


- Będę tęsknić, dziecko. - powiedziała, odsuwając się od Dyany, ale wciąż opierając dłonie na jej ramionach. - Niech duchy mają w opiece ciebie i wasze młode. - uśmiechnęła się, kładąc jedną dłoń na brzuchu dziewczyny. Wyszeptała coś szybko i jeszcze raz przytuliła Dyanę.

- Ja też będę tęsknić. - przyznała Sareka i oddała uścisk. Tikite emanowała swego rodzaju matczynym ciepłem, którego Dyana w życiu nie miała okazji doświadczyć. Z ciężkim sercem żegnała kobietę. - Odwiedź nas, gdy będziesz w pobliżu. Nasza osada zawsze chętnie was przyjmie.

Katretanie odeszli, gdy każdy z nich osobiście podziękował za gościnę. Niektórzy obrzucili gospodarzy drobnymi prezentami — szczególnie Dyanę — w postaci zdobionych tkanin, biżuterii z piór i mieszanek ziół zapachowych. Drago, wyjaśnił, że zgodnie z tradycją, na koniec festynu każda osada powinna w jakiś sposób podziękować za gościnę. Chwilę po nich gotowi do drogi byli Arkyici. Wódz plemienia podszedł do Dyany i lekko skłonił przed dziewczyną. Tradycyjnie Sareka odpowiedziała tym samym. Przez te kilka dni najciężej było jej załapać kontakt z Dragonami z Antarktydy. Byli chłodni w obejściu i trzymali się na dystans, mimo tego udało jej się kilka razy porozmawiać z Wodzem i jego przeznaczoną, która przez chorowitość odpoczywała już w krytym powozie. Mężczyzna był wysoki, szczupły, ale umięśniony. Długie białe włosy miał zaplecione w setki warkoczyków, a skośne oczy wciąż czujnie badały otoczenie.

- Dziękujemy za gościnę. - zwrócił się jednocześnie do Draga i Dyany. Choć główną rolę w żegnaniu gości przypisywało się Sarece. - Muszę przyznać, że nie byłem przekonany do człowieka w roli Sareki, ale jak widać, pozory mylą. - powiedział i uśmiechnął się słabo.

Było to niesamowitym wyczynem dla tak chłodnego osobnika. Rotir był Wodzem od prawie trzystu lat, wiele razy widział, jak ludzie rodzą się i umierają. Widział, jak słabym są gatunkiem, więc jakie mogło być jego zdziwienie, gdy w konkurencji organizowanej przez jego współplemieńców, ta drobna i w dodatku ciężarna dziewczyna rozgromiła wszystkich konkurentów. Udało jej się wtedy uciec spod czujnego oka Draga i wzięła udział w zawodach strzeleckich. Ani razu nie spudłowała, jej strzała zawsze trafiała w sam środek tarczy, czy to była ruchoma, czy też nie. - Dowiedział się wtedy, że podjęła szkolenie w tej dziedzinie za młodu, a jakiś rok temu spędziła trzy miesiące w osadzie Mrocznych Elfów na szlifowaniu swoich umiejętności.

- W ramach podziękowań i przeprosin za moje niepochlebne myśli, wręczam ci Sareko łuk i strzały wykonane przez jednego z naszych najznakomitszych rzemieślników. - Drago zachłysnął się, ale Wódz puścił to mimo uszu. Otworzył skórzany pokrowiec, w którym złożony był biały, rzeźbiony łuk. Dyana z namaszczeniem przyjęła broń, nie wiedząc jak dziękować. Była świadoma, jak drogi i znakomity był to prezent.

- Nie mam pojęcia jak dziękować. To bardzo... drogocenny przedmiot.

- Wystarczy, że ugościsz kiedyś mnie lub moich poddanych, gdy będziemy w okolicy. To w zupełności wystarczy. - uśmiechnął się jeszcze raz i skinął młodszemu, białowłosemu Dragonowi, który położył na pobliskim stole z darami strzały i kilka zwojów płócien. - Mam nadzieję, że zjawicie się na następnym festynie w mojej osadzie.

- Oczywiście, że przybędziemy. - zapewnił Drago i uścisnął dłoń Wodza.

Dyana była mile zaskoczona tą sytuacją. Nie spodziewała się takiego daru i ciepłego pożegnania po tym Rotirze. Kiedy Arykici zniknęli za polem ochronnym oddzielającym połacie ziem od ściany lasu, do Dyany i Draga podszedł Itiko. Mężczyzna jak to miał w zwyczaju, wylewnie chwalił urodę dziewczyny i nieszczególnie zawracał sobie głowę Dragiem. Mężczyzna nie mógł otwarcie pokazać Itiko, kto tu rządzi, ale poprzysiągł sobie, że przy najbliższej okazji da mu popalić. Troydyrowie pozostawili po sobie podarunki w postaci specjalistycznych farb, pachnidła, drewniane korale i suszone liście herbaty z ich stron. Podczas festynu Dyanie udało się zagadać do dwóch elfek, które trzymały się na uboczu. Z jedną nawiązała nić przyjaźni, natomiast z drugą miała ochotę drzeć koty. Nawet pokłóciły się, gdy nikt niepowołany nie patrzył i wtedy Dyana dowiedziała się, jak wygląda w oczach Dragonów. Duża część uważała ją za słaby materiał na Sarekę, ale ona niewiele sobie z tego zrobiła. Przeciwnie, stwierdziła, że festyn jest dobrą okazją do wyrobienia sobie reputacji. Stąd też pomysł ze wzięciem udziału w konkursie strzeleckim i udzielaniu się towarzysko wśród zwykłych Dragonów. I dopięła swego. Co prawda nie przekonała wszystkich, ale gdy żegnała się z gośćmi, widziała autentyczną wdzięczność za miło spędzony czas. To jej na razie wystarczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro