Rozdział 3 / cz.2
Minął miesiąc od nawiązania umowy. Dyana nigdy nie sądziła, że pokocha jakieś miejsce bardziej od rodzinnego domu z czasów, gdy była jeszcze małą dziewczynką. Zaledwie trzydzieści jeden dni zajęło jej przywiązanie się do tego miejsca na dobre. Poznała tradycje i zachowania Innej Rasy — czyli dopięła swego i spełniła cel swojej podróży. Nawet zaprzyjaźniła się z kilkoma mieszkankami i mieszkańcami. Z dziećmi od razu załapała dobry kontakt, co bardzo zaaprobował z niejakim zadowoleniem Drago. Dowiedziała się też, co jest przyczyną tak małej ich ilości. Dowiedziała się, że ciężko zajść w ciąże z osobą niebędącą przeznaczonym. Jednak nie jest to niewykonalne. Dodatkowo coraz trudniej odnaleźć się przeznaczonym. Populacja Innej Rasy drastycznie zmalała w ubiegłym wieku i często przeznaczonych znajdują dopiero pośród innych ras. Jeśli chodzi o dzietność między przeznaczonymi, ma się to zupełnie na odwrót. Są bardzo płodni. Bardzo. Nawet zażywając to dziwne zielsko, Wodzowi trudno było czasem utrzymać ręce przy sobie. Jednak starał się, co bardzo imponowało Dyanie. Właśnie. Jeśli chodzi o ich relacje, to jest coraz lepiej. Dyana odczuwa do niego silny pociąg fizyczny, który z każdym dniem się wzmaga, ale daje radę. Właśnie wrócili z kilkugodzinnego spaceru po osadzie. Drago, musiał porozmawiać z grupą wypadową, która wróciła z tygodniowej wyprawy po granicach dżungli. Patrolowali czy znów nie pojawiają się kłusownicy. Musieli skontrolować warunki życia starszych mieszkańców, którzy skarżyli się na problemy z ogrzewaniem. Zdążyli też skontrolować targ. Drago, nieźle nastraszył młodzika, który nie wywiązywał się z podatków. Do domu wrócili dopiero o osiemnastej.
- Jestem zmęczona. Padam z nóg. - rzekła Dyana, po czym rzuciła się na kupkę futer przy kominku.
- Serio jest ci tam wygodniej niż na kanapie? - zapytał Wódz. - Bo wiesz... moje łóżko też jest bardzo wygodne. A jeśli spalibyśmy razem... byłoby jeszcze wygodniejsze. - Uśmiechnął się niewinnie. Trochę był już zmęczony tym, że jego przeznaczona nie chciała dzielić z nim łóżka. Jednak dzielnie znosił jej wymogi i zioła robiły swoje. Więc nie jest najgorzej.
Dyana rzuciła mu zalotne spojrzeniem i uśmiechnęła się wrednie.
- Nie. - Przeciągnęła ostatnią literę, wyginając się przy tym na białym, niedźwiedzim futrze przywiezionym prosto z bieguna. - Jest mi tu tak wygodnie!
Nie zwróciła uwagi na to, że jej brązowa koszula uniosła się do góry, odsłaniając opaloną skórę brzucha. Jeszcze raz wygięła się do tyłu, a materiał podjechał pod sam biustonosz. Tym razem to zauważyła i szybkim ruchem obciągnęła ubranie czerwieniąc się. Jednak ten krótki moment wystarczył, aby coś zapłonęło w Drago. Wpatrywał się w swoją bezbronną przeznaczoną, która leżała tuż przed nim — jakby czekając na niego. Czuł jak jego mięśnie, napinają się, kły wysuwają, a oczy płoną złotem. Jego ciało oblał gorąc. Automatycznie zdjął z siebie koszulę, odsłaniając wyrzeźbione ciało. Ani na moment nie oderwał wzroku od zszokowanej szatynki. Z jego gardła wyrwał się cichy warkot podniecenia, a męskość już sterczała na baczność gotowa do działania. Jednak coś nie pozwalało rzucić mu się na samice. Jego umysł wydawał sprzeczne informacje. Złapał się za głowę i cofnął parę kroków.
- Uciekaj do pokoju. - wychrypiał. - Nie wiem, jak długo się powstrzymam. - Jego oddech stał się cięższy, a lędźwia ogarnął ból. - To gorączka.
Dyana podniosła się do siadu i czuła jak strach ściska jej żołądek.
- Ale że teraz? - zapytała głupio.
- Nie kurwa. Jutro! - Drago nie mógł powstrzymać się od warknięcia. Padł na kolana i przeorał pazurami drewnianą podłogę w geście frustracji. Jęknął z bólu. - Idź, bo zrobię Ci krzywdę! - Sapnął zły na siebie. Źle się stało. Pewnie teraz wygląda w jej oczach jak potwór. Kolejna fala bólu przepłynęła przez jego ciało, w efekcie walki z rządzą. Przycisnął czoło do podłogi, zmuszając się, aby na nią nie spojrzeć. Nie sądził, że gorączka przyjdzie tak nieoczekiwanie. Teraz nie da rady dotrzeć do piwnicy.
- Ty cierpisz. - Głos Dyany drżał, ale nie widział czy z troski, czy z przerażenia.
- To... - sapnął - ...normalne. Idź! - Huknął. Przez jego kręgosłup przeszedł tak potworny ból, że mimowolnie opadł na podłogę, rozdrapując ją pazurami. Gorączka po odnalezieniu partnerki, której nie może tknąć, była istną gehenną. Ciało sprzeciwiało się umysłowi. Zmuszało go, aby podbiegł teraz do Dyany i wziął w swoje ramiona. Nie mógł. Po prostu nie mógł. - Uciekaj! Błagam! Nie chcę cię skrzywdzić!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro