Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak ty to?!

"Cade" Masz szczęście. Jak ja mam teraz to z siebie zmyć?!

"Will" Jest jeszcze damska szatnia, gdzie te dwie nie buszowały

"Cade" Eh.. Dobra, ale jak to nie zejdzie macie przejebane! -Poszedł do damskiej szatni.

"Rose" Szczerze? Wątpie żeby farba do włosów zmyła mu sie z czupryny xD

"Nadia" Skąd wiesz że do włosów?

"Rose" Bo zwykła podrażnia skóre, więc no xD

"Nina" W sumie racja, Cade będzie wściekły kiedy mu nie zejdzie... przez jakieś dwa miesiące róż z głowy xDDD

"Rose" Dam wam rade - uciekajcie xD 

"Nadia" Racja, dobra jak coś to wiesz gdzie nas szukać! -powiedziała blondynka i wzieła za ręke swoją siostre i zaczeły biec.

"Will" Widze że już sie lepiej czujesz -powiedział kapitan i poklepał mnie po plecach.

"Rose" No, o wiele lepiej.

"Will" Powiesz mi teraz dlaczego wtedy płakałaś?

"Rose" Chciałabym..ale nie moge.. nie dam rady.. Prosze, zapomnij o tym..  Jak coś to będe u Ratcheta.. -odeszłam w strone gabinetu medyka.

Weszłam do gabinetu, siedział tam i pisał coś na komputerze, wyraźnie smutny..

"Rathet" Czego chcesz insekcie? -taa.. wyraźnie coś go drażniło..

"Rose" Przyszłam pogadać, ale chyba nie chcesz..

"Ratchet" Eh.. Dobra, o czym chcesz gadać? -odwrucił sie w moją strone, wchodziłam na stół.

"Rose" Nie wiem, tak o... Hmm? Kto to? -Wskazałam na masywnego robota leżącego kawał dalej..

"Ratchet" To.. to jest Hound.. Poległ w bitwie o Hong-Kong.. Niestety..

"Rose" Przyjaźniliście sie? -Zapytałam z troską..

"Ratchet" Można to tak nazwać, najbardziej po jego śmierci cierpiał Hide.. Byli przyjaciółmi..

"Rose" Rozumiem.. A jeśli moge.. Co mu sie stało?

"Ratchet" Eh.. Został postrzelony na wylot, w ..w iskre.. Poskładałem go by chociaż smierć miał godną...

"Rose" Rozumiem.. Moge.. moge do niego podejśc?

"Ratchet" Ok.. -wrucił do roboty przy komputerze.. Ja podeszłam do martwego żołnierza..

Dotknełam go gdy byłam już obok... Pod moim dotykiem jego ciało zadrżało.. To było dziwne, przeciez nie żył.. Dotknełam jego ciała jeszcze raz, sytuacja sie powtużyła..

"Pomoge sie Hound.. Zobaczysz.." -Wyszłam życając krótkie "Pa" medykowi. Skierowałam sie do stołówki woiskowej, czas na kolacje. Podeszłam do tak zwanego "Szwedzkiego stołu" i nałożyłam sobie sałatke i jabłko na deser, do tego kompot. Poszłam szukać miejsca, zawołała mnie Nadia, usiadłam obok niej, dołączyła do nas Nina, Juja, Sam.

"Epps" Jest wolne? -Powiedział, Nina skineła glową, usiadł, po chwili dołączył Will.

"Rose" Czemu nie siadacie, no z żołnierzami?

"Will" Sztywna troche atmosfera, bo Marszałek przyjechał..

"Nina" Kto to ten Marszałek?

"Epps" Kieruje wojskiem, czyli też wami, bo tak jakby należycie do niego (W sensie do wojska) 

"Nadia" Nami nikt nie kieruje -objeła Nine ramieniem.

"Rose" No niestety..Kierują wami, Willem, Robertem, mną i wszystkimi w tej bazie..

"Sam" Niestety..

Reszte posiłku gadaliśmy i sie śmialiśmy, przez co kilka razy zwruciliśmy uwage ludzi ze stołówki na nas, w tym uwage Marszałka..

-- Po kolacji--

Nadal siedzimy przy stole i żywo rozmawiamy na różne tematy. 

"Nina" Boże nadal mam przed oczami różowego Cade! x'D

"Rose" Weś mi nie przypominaj!

"Will" Macie jakieś inne przypałowe historie?

"Nina" O takk.. 

"Rose" Dawaj

"Nadia" Kiedyś w klasie mieliśmy około metr dziewiędziesiąt, bicepsy jak głowa Willa, a może i nawet większe, nazywaliśmy go wszyscy patol. 

"Nina" Od początku podpierdalał wszystkim jedzenie i picie, czasem pieniądze.  Nikt nie mógł mu nic zrobić, bo był synem wicedyrektorki. 

"Nadia" Przy prubie odbicia kanapki, jeden z naszych dostał od niego w łeb. Wtedy płaka sie przegła, wraz z Niną i naszymi przyjaciółmi, Miśką, Gazetą, Kluchą i Grubym zaczeliśmy rozmawiać co z nim zrobić. 

"Nina" Gruby zaproponował że trzeba to zrobić raz, a dobrze i przedstawił nam swój plan. Doskonały plan. Zaczynały sie wakacje, więc mieliśmy wystarczająco dużo czasu na przygotowania. 

"Nadia" Na samym początku wakacji kupiliśmy sok, zwykły owocowy. Otworzyliśmy go, gruby wypił pół, po czym sie tam odlał -wszyscy wykrzywili twarze, lecz słuchaliśmy dalej z zaciekawieniem

"Nina" Zakręciliśmy to i postawiliśmy w słonecznym miejscu na dachu domu grubego.  Etap drugi, jedziemy razem z moim kuzynem do Warszawy, z Krakowa , ale chuj bo przecież mamy wakacje, pojechaliśmy po taki owoc, synsepal. Zmienia smak wszystkiego na słodki, sam nie ma smaku. Zdobyliśmy to, ale strasznie drogie skurwysyństwo.. Po powrocie zamuwiliśmy jeszcze aromat mango, bo taki był w soku. 

"Nadia" Pierwszy sierpnia, pierwszy raz chciałyśmy żeby wakacje sie skączyły. Idziemy do grubego, sok stał tak jak stał. Zapytałam "Kto otwiera?" Wszyscy "Napewno nie ja!" Na to gazeta "Gruby twój dach, ty otwierasz!" 

"Nina" Grupy otworzył, zasyczało, wszyscy mindfuck na twarzy. Wtedy to poczuliśmy, kurwiło jakby zdechło milion krów, może nawet więcej. Miśka i gruby prawie sie pożygali. Wsypaliśy tam aromat mango żeby nie jebało. 

"Nadia" W szkole, jak możecie sie domyślić. Gruby wyjął miksture i otworzył, lekko sykneło na horyzącie zobaczyliśmy patola, wyrwał karton soku grubemu, dobrze że przedtem odkręcił, to nie sykneło. Zwykle brał kilka łyków i wyrzucał, ale że było gorąco, wypił połowe soku, prawie padliśmy ze śmiechu. 

"Nina" Następny dzień nie było go w szkole, wicedyrka powiedziała że poważnie sie czymś strół i że zmienia szkołe. Każdy nam dziękował że wreszcie sie go pozbyliśy. 

"Rose" Boże, ale byłby przypał jakby sie skapł że to wy xDDD

"Will" Zaczynam sie was bać dziewczyny

"Nina" Spoko, farba to jeszcze nic w porównaniu co zrobiłyśmy na koniec roku xD

"Epps" Chyba nie chcem wiedzieć xD

"Nadia" No dobra, kiedy indziej wam powiemy xD Idziemy? -Spojżałam na zegarek, było już grubo po dwudziestej pierwszej.

"Rose" No, chodźmy. Pa chłopcy!

"Sam, Will, Epps" Pa! -Wszyscy rozeszliśmy sie do swoich pokoi, po drodze mijaliśmy sunstreaker i sideswipe, strażników Niny i Nadi, posłali nam uśmiechy, które każda z nas odwzajemniła, później Bee, strażnk Juji i Sama, także obdarował nas uśmiechem. Doszliśmy do pokoi, od razu dziewczyny życiły sie na łóżka. Ja zgasiłam światło i położyłam sie na łóżku, udawałam że śpie, przecież miałam coś zrobić z Houndem, a Ratchet mi nie pozwoli. Około trzeciej w nocy, upewniłam sie czy dziewczyny spią, Juja i Nina w niewyjaśniony sposób spały na podłodze xD. Wyszłam z pokoju, znalazłam sie po chwili w gabinecie medyka. Spał, a raczej jak mi wyjaśniał "ładuje sie" przy komputerze, czy on opuszcza kiedyś ten pokój? Nie ważne, cicho przemyciłam sie na łóżko Hounda, leżało tam jego ciało.. 

"Rose" Ratchet mówił że naprawił ci pancerz.. Tylko iskra ci zgasła, zaraz to naprawimy.. 

"Optimus" Co ty tu rob..! -  Zatkałam mu usta ręką. 

"Rose" Zamknij sie.. Ratchet nie może sie obudzić.

"Optimus" Co ty tu robisz o tej godzinie?! -krzyknął szeptem

"Rose" Mam robotę, pytanie brzmi, co ty tu robisz?

"Optimus" Ja.. Um.. Zapytałem pierwszy

"Rose" Zapytałem pierwszy? Co ty dzieckiem jesteś? -powiedziałam zeskakując ze stołu, znalazłam kilka nażędzi po czym spowrotem wspiełam sie na stół. 

"Optimus" Niby jaką masz sprawe do załatwienie.. i.. co robisz obok Hounda..

"Rose" Chcem mu pomuc.. A teraz suń tyłek -Obeszłam go i wspiełam sie na klatke piersiową robota.  Zaczełam rozkręcać pancerz, by dostać sie do iskry, lecz nagle poczułam że ktoś mnie złapał i odstawił na bok.

"Rose" Optimus, zostaw mnie. Chcem mu pomuc! -krzyknełam szeptem 

"Optimus" Nie pomożesz mu, jest martwy, iskra mu zgasła..

"Rose" Wiesz co?

"Optimus" Co?

"Rose" Wkurzasz mnie! - Uniosłam go mocą telepati i przytwierdziłam go do ściany. 

"Optimus" Wypuść mnie! -krzykną, popatrzyłam na Ratcheta, spał jak kamień.. 

"Rose" Zamknij sie, masz szczęście że sie nie obudził. 

"Optimus" Jestem twoim strażnikiem masz mnie wypuścił.

"Rose" Przestań sie wiercić i daj mi pracowac.

Nie odzywał sie, siedział cicho i patrzył na moją prace, rozkręcałam klatkę piersiową by dostać sie do iskry. Gdy w końcu sie do niej dostałam, dotknełam jej.. dziwnie zabłyszczała..

"Rose" Wow..

"Optimus" Co.. Jak... ty to?

"Rose" Nie wiem..

Dotknełam jego iskry, zaczeła swiecić... Użyłam mocy, żeby zrobić coś na znak ludzkiej resuscytacjI, jego ciało podskoczyło, a iskra zaczeła świecić sama kiedy zabrałam ręke. Uśmiechnełam sie do siebie.

"Rose" Hound, słyszysz mnie?

"Hound" Kim ty jesteś?! -wycelował we mnie miotaczem, wzdrygnełam, eh.. jeszcze ten Optimus którego unosiłam, puściłam, nagły huk bo spadł na ziemie z kilku metrów, Hound popatrzył na niego, po czym na mnie. 

"Hound" Przetrzymywałaś Optimusa?! Zaraz sie ciebie pozbęde insekcie! -strzelił, cudem uniknełam strzału. 

"Ratchet" Hound?! Jak to możliwe?! Nie celuj w Rose!

"Hound" Kim ona jest?!

"Rose" Naprawiłam cie.. 

"Hound" Niby jak, jesteś zwykłem człowieczkiem!

"Optimus" Ona nie jest zwykłem człowiekiem, uratowała cie, choć twoja iskra zgasła.. Ona sprawiła że swieci

"Hound" Ale to człowiek! Ludzie nas zdradzili! - Ponownie strzelił, lecz tym razem nie miałam sie jak ruszyć, uratował mnie Optimus, który zasłonił mnie i siebie przy okazji tarczą.

"Optimus" Nie skrzywdzisz człowieka, którym sie opiekuje..

"Rose" Dzięki.. Przez tego idiote chyba skręciłam sobie kostke... Po co ja ci pomagałam? Ghrgh! 

"Hound" Co po co to robiłaś?

"Rose" Dla Hida, bo sie załamał po twojej śmierci! -Przeteleportowałam sie do pokoju, jakoś doczłapałam do swojego łóżka, usiadłam założyłam ręce na bolącą noge i użyłam magi by przestała mnie boleć. Spojżałam na zegar, wybiła własnie godzina szusta rano. Super już nie zasne.. -pomyślałam po czym wziełam jakieś ubrania z szafy i poszłam sie przebrać do łaźenki, gdy wyszłam, w pokoju był już Optimus, Bee oraz  Sunstreaker i Sideswipe, a dziewczyny odziwo siedziały i gadały z nimi. Kiedy oni kurwa sie tutaj znaleźli, aż tak długo sie przebierałam? Wyminełam każdego kto stanął mi na drodze i wyszłam z pokoju.  



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro