Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8


-Jesteś córką Minervy!?! Więc wiesz gdzie teraz jest?

Nadal patrząc na płaszcz, uśmiechnęłam się słabo i próbowałam powstrzymać łzy.

-Nie żyje, umarł ponad rok temu.

-To znaczy, że nasza ucieczka na nic? Co teraz zrobimy?

-Oczywiście, że uciekniemy. Może mojego ojca już nie ma, ale macie mnie. 

- Jest coś jeszcze w tej skrzynce, oprócz tego płaszcza?

Spojrzałam do środka i zauważyłam zdjęcie. Wzięłam je do ręki i już nie mogłam powstrzymać łez. Na zdjęciu byłam ja, Simon i mój ojciec, miałam wtedy 5 lat, razem z Simonem siedzieliśmy pod płaszczem, który był w skrzynce. Ray do mnie podszedł i mnie przytulił, spojrzał też na zdjęcie.

-To ty?

-Tak, uwielbiałam mieć na sobie jego płaszcz. Czułam się wtedy bezpiecznie. A ten chłopak obok to Simon, jest ode mnie starszy o 2 lata. Jest moim bliskim przyjacielem, zawsze robiliśmy wszystko razem.

-Posłuchaj mnie, zostaniesz z pozostałymi i razem z Donem i Gildą będziecie się nimi opiekować.

-Chcę pomóc! 

-*mężczyzna szepcze do Emmy* Chyba lepiej, abyśmy dali im trochę prywatności.

- W taki sposób pomożesz nam najlepiej!

-Dlaczego mi rozkazujesz tutaj zostać?!

-Ponieważ * w myślach: nie powiem jej, że jest dla mnie ważna, no wymyśl coś!* nie zabieramy dzieci, które mają 10 lat!

-Ugh, mam ciebie dosyć!! Będę tu siedzieć a wasza trójka będzie się narażać! Macie wrócić w jednym kawałku, jasne?! 

-Tak, tak. 

-Weź ten płaszcz *wyciąga do niego rękę z płaszczem*.

-Ale to twojego ojca. 

-Na szczęście.

-Okej. Czekaj, a gdzie Emma?

-Huh, nie ma ich. Tak bardzo byliśmy zajęci "kłóceniem się", że nie zauważyliśmy kiedy oni wyszli. Chodźmy ich poszukać.

Wyszliśmy z jadalni, nie musieliśmy ich długo szukać, bo zobaczyliśmy ich w pokoju z pianinem.

-Wybierzecie sobie broń na naszą wyprawę *otworzył przejście za pianinem*.

Pomieszczenie za pianinem było zbrojownią. Ray i Emma wybrali swoją broń, sprawdzili czy sobie poradzimy i udali się na wyprawę. Nie wiadomo ile może im zająć ta podróż. 

-Spokojnie Elizabeth, nic im nie będzie, a zwłaszcza Rayowi.

-Gilda czy ty jesteś w zmowie z Emmą?!

-Nie wiem o czym mówisz. A poza tym on troszczy się o ciebie.

-On się o kogoś troszczy? Nie żartuj.

-Nie chciał cię zabrać, bo się boi, że coś ci się może stać. To takie urocze!

-Zgadzam się z Gildą, jeszcze nigdy nie widziałem Raya, który się tak martwi o kogoś!

-Don ty też?!

* W międzyczasie Ray POV*

-Masz na sobie płaszcz od Elizabeth, jak słodko.

-Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz.

-I jeszcze nie chciałeś, żeby szła na tak niebezpieczną wyprawę. Troszczysz się o nią.

-Przestań gadać głupstwa, Emmo.

-Szczenięca miłość.

-Pft jaka znowu miłość.

-Denerwujesz się, bo wiemy, że zależy ci na niej.

-Nie masz przypadkiem gorączki?

-Nie, po prostu to ty tego nie potrafisz zaakceptować.

-Po pierwsze jesteśmy dziećmi, po drugie nie ma czego akceptować.

-Winny się tłumaczy.

Jeśli tak będzie wyglądać ta podróż, to prędzej Emma zginie z moich rąk, niż zostanie zabita przez demona.

______________________________________________________

Postanowiłam nie robić na razie akcji w Goldy Pond. Może zrobię to jako retrospekcje, ale raczej nie będę się zbytnio o tym rozpisywać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro