7
*...*- osoba, która mówi robi cos w trakcie (rzadko będę tego używać, ale warto to wiedzieć)
-Witajcie w schronie B06-32. Musicie być zmęczeni podróżą.
Mężczyzna miał nogi na biurku i jadł ciastka, a jego filiżanka była pęknięta. Jako pierwsza przemówiła Emma, przerywając przy tym ciszę.
-To ty jesteś William Minerva?
-Nie, nie jestem nim.
-W takim razie zaprowadzisz nas do niego? Przybyliśmy tutaj, aby z nim porozmawiać.
-Nie ma go tutaj.
-CZYLI JEST OSZUSTEM!!
-Uspokójcie się. Czyli ty też o nim wiesz? Gdzie teraz się znajduje?
-Nie mam bladego pojęcia.
-Kim jesteś i co tutaj robisz?
-Kim jestem. Jestem waszym starszym kolegą. *pokazuje długopis*. Co prawda nie jestem z Grace Field. 13 lat temu razem z innymi uciekłem z farmy *pokazuje identyfikator na brzuchu* zwanej Glory Bell. Jestem taki sam jak wy dzieciaki, przybyłem tu aby zobaczyć Williama Minerve. Ale nigdy się tutaj nie pojawił.
-Gdzie są teraz twoi przyjaciele?
-Nie żyją. Teraz jestem tylko ja. Spokojnie, to było już dawno temu. Poddałem się i żyję tutaj szczęśliwie. A wy to? Spokojnie, wy jesteście tą 16 dzieci, które uciekły z Grace Field 5 dni temu. Jednak jedno pytanko. Jak cała wasza 16 nadal żyje? Oczywiście jest tutaj wszystko, ale nie jest nieskończone.
Przez moment mówił o tym, że nie chce się dzielić i on był tutaj pierwszy, aż w końcu puściły mu nerwy. Patrzyłam z przerażeniem na pistolet przy głowie Emmy. Ray miał dać już nasz długopis, gdy Emma uderzyła pięścią w krocze mężczyzny. Chłopcy zrobili bolesne miny, Ray jako pierwszy się ocknął i przyciągnął do nas rudą dziewczynę.
-Nie strzeliłeś. Blefujesz mówiąc, o zabiciu nas.
Stałam z tyłu, gdy pozostali się z nim wykłócali. Mężczyzna przerwał kłótnie wrzeszcząc jakieś imiona, zakładam, że to były imiona jego przyjaciół i padł nieprzytomny. Zostawiliśmy go przywiązanego do stołu i rozejrzeliśmy się po bunkrze. Rankiem obudziliśmy się i poszliśmy się wykąpać. Oczywiście dziewczyny i chłopcy osobno. Ubraliśmy się w ubrania, które znaleźliśmy. Razem z Rayem przygotowałam śniadanie.
Po śniadaniu Nat usiadł przy pianinie i zagrał nam melodię. Miałam łzy w oczach, ponieważ kiedy byłam młodsza grałam na pianinie razem z ojcem. Czarnowłosy to zauważył i poczochrał mnie po włosach.
-Cos się stało Elizabeth?
-Zawsze grałam na pianinie z ojcem i po prostu bardzo za tym tęsknię.
W jadalni Ray nam tłumaczył jak wyglądają identyfikatory w danych farmach. Pokazał nam też list od Williama Minervy.
-Chcemy udać się do A08-63.
Zakrztusiłam się powietrzem gdy to usłyszałam. Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Coś nie tak Elizabeth?
-Goldy Pond. To miejsce nazywa się Goldy Pond. Tam jest jedno z przejść, jednak podróż będzie niebezpieczna!
-Dlatego wy tu zostajecie. To też tyczy się ciebie Elizabeth.
-Ale Ray
-Zostaniesz tutaj, aby pilnować dzieci. Jesteśmy w tym nowi, dlatego zapytamy się naszego starszego kolegi.
Obróciłam się w stronę otwartych drzwi, w których stał mężczyzna.
-Witajcie.
-Czekaliśmy na ciebie. Przedstawmy się jestem Emma, a ty?
-Wynocha. Nie ma potrzeby, abym mówił wam jak mam na imię.
-Chcemy, abyś nami przewodził.
Udało nam się go jakoś przekonać, abyśmy tu zostali. Dzieci wychodziły z jadalni zostaliśmy tylko ja, Emma, Ray i nasz starszy kolega. Miałam już wychodzić, jednak powstrzymał mnie głos mężczyzny.
-Zaczekaj. Nie masz identyfikatora z Grace Field. Kim jesteś?
-Jestem Elizabeth. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, odpowiedz na moje pytanie. Czy jest coś w tym bunkrze co jest niedostępne.
-Co to za pytanie? Wszystko jest... jednak jest pewna skrzynka, której nikt nie mógł otworzyć. Jednak po co ci ta wiedza?
-Przynieś ją.
-I tak nic nie zdziałasz dziewczynko.
Mężczyzna wyszedł z jadalni. Ray i Emma stali jak słup soli. Po krótkiej chwili mężczyzna pojawił się z brązową skrzynką w rękach i postawił ją na stole.
-Proszę bardzo, jednak nic nie może jej otworzyć.
-To dlatego, że nie jest przeznaczona dla was.
Cała trójka zmarszczyła brwi. Dotknęłam lekko herbu naszego rodu na skrzynce i pojawił się holograficzny czytnik dłoni. Przyłożyłam swoją dłoń, a po pomieszczeniu rozniósł się mechaniczny głos.
-Skan zakończony sukcesem. Witaj Elizabeth Ratri.
Skrzynia się otworzyła i wyciągnęłam z niej szary płaszcz z kapturem, który tak dobrze pamiętam z dzieciństwa. Łzy cisnęły mi się do oczu, przytuliłam do twarzy materiał i zaciągnęłam się zapachem męskich perfum.
-Elizabeth Ratri?
-Pochodzę z rodu, który 1000 lat temu zawarł obietnicę z demonami. Jestem też córką Williama Minervy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro