Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

*...*- osoba, która mówi robi cos w trakcie (rzadko będę tego używać, ale warto to wiedzieć)

-Witajcie w schronie B06-32. Musicie być zmęczeni podróżą.

Mężczyzna miał nogi na biurku i jadł ciastka, a jego filiżanka była pęknięta. Jako pierwsza przemówiła Emma, przerywając przy tym ciszę.

-To ty jesteś William Minerva?

-Nie, nie jestem nim.

-W takim razie zaprowadzisz nas do niego? Przybyliśmy tutaj, aby z nim porozmawiać.

-Nie ma go tutaj.

-CZYLI JEST OSZUSTEM!!

-Uspokójcie się. Czyli ty też o nim wiesz? Gdzie teraz się znajduje?

-Nie mam bladego pojęcia.

-Kim jesteś i co tutaj robisz?

-Kim jestem. Jestem waszym starszym kolegą. *pokazuje długopis*. Co prawda nie jestem z Grace Field. 13 lat temu razem z innymi uciekłem z farmy *pokazuje identyfikator na brzuchu* zwanej Glory Bell. Jestem taki sam jak wy dzieciaki, przybyłem tu aby zobaczyć Williama Minerve. Ale nigdy się tutaj nie pojawił.

-Gdzie są teraz twoi przyjaciele?

-Nie żyją. Teraz jestem tylko ja. Spokojnie, to było już dawno temu. Poddałem się i żyję tutaj szczęśliwie. A wy to? Spokojnie, wy jesteście tą 16 dzieci, które uciekły z Grace Field 5 dni temu. Jednak jedno pytanko. Jak cała wasza 16 nadal żyje? Oczywiście jest tutaj wszystko, ale nie jest nieskończone.

Przez moment mówił o tym, że nie chce się dzielić i on był tutaj pierwszy, aż w końcu puściły mu nerwy. Patrzyłam z przerażeniem na pistolet przy głowie Emmy. Ray miał dać już nasz długopis, gdy Emma uderzyła pięścią w krocze mężczyzny. Chłopcy zrobili bolesne miny, Ray jako pierwszy się ocknął i przyciągnął do nas rudą dziewczynę.

-Nie strzeliłeś. Blefujesz mówiąc, o zabiciu nas.

Stałam z tyłu, gdy pozostali się z nim wykłócali. Mężczyzna przerwał kłótnie wrzeszcząc jakieś imiona, zakładam, że to były imiona jego przyjaciół i padł nieprzytomny. Zostawiliśmy go przywiązanego do stołu i rozejrzeliśmy się po bunkrze. Rankiem obudziliśmy się i poszliśmy się wykąpać. Oczywiście dziewczyny i chłopcy osobno. Ubraliśmy się w ubrania, które znaleźliśmy. Razem z Rayem przygotowałam śniadanie.

 Po śniadaniu Nat usiadł przy pianinie i zagrał nam melodię. Miałam łzy w oczach, ponieważ kiedy byłam młodsza grałam na pianinie razem z ojcem. Czarnowłosy to zauważył i poczochrał mnie po włosach.

-Cos się stało Elizabeth?

-Zawsze grałam na pianinie z ojcem i po prostu bardzo za tym tęsknię.

W jadalni Ray nam tłumaczył jak wyglądają identyfikatory w danych farmach. Pokazał nam też list od Williama Minervy. 

-Chcemy udać się do A08-63.

Zakrztusiłam się powietrzem gdy to usłyszałam. Wszyscy spojrzeli na mnie.

-Coś nie tak Elizabeth?

-Goldy Pond. To miejsce nazywa się Goldy Pond. Tam jest jedno z przejść, jednak podróż będzie niebezpieczna!

-Dlatego wy tu zostajecie. To też tyczy się ciebie Elizabeth.

-Ale Ray

-Zostaniesz tutaj, aby pilnować dzieci. Jesteśmy w tym nowi, dlatego zapytamy się naszego starszego kolegi.

Obróciłam się w stronę otwartych drzwi, w których stał mężczyzna.

-Witajcie.

-Czekaliśmy na ciebie. Przedstawmy się jestem Emma, a ty?

-Wynocha. Nie ma potrzeby, abym mówił wam jak mam na imię. 

-Chcemy, abyś nami przewodził.

Udało nam się go jakoś przekonać, abyśmy tu zostali. Dzieci wychodziły z jadalni zostaliśmy tylko ja, Emma, Ray i nasz starszy kolega. Miałam już wychodzić, jednak powstrzymał mnie głos mężczyzny.

-Zaczekaj. Nie masz identyfikatora z Grace Field. Kim jesteś?

-Jestem Elizabeth. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, odpowiedz na moje pytanie. Czy jest coś w tym bunkrze co jest niedostępne.

-Co to za pytanie? Wszystko jest... jednak jest pewna skrzynka, której nikt nie mógł otworzyć. Jednak po co ci ta wiedza?

-Przynieś ją.

-I tak nic nie zdziałasz dziewczynko.

Mężczyzna wyszedł z jadalni. Ray i Emma stali jak słup soli. Po krótkiej chwili mężczyzna pojawił się z brązową skrzynką w rękach i postawił ją na stole.

-Proszę bardzo, jednak nic nie może jej otworzyć.

-To dlatego, że nie jest przeznaczona dla was.

Cała trójka zmarszczyła brwi. Dotknęłam lekko herbu naszego rodu na skrzynce i pojawił się holograficzny czytnik dłoni. Przyłożyłam swoją dłoń, a po pomieszczeniu rozniósł się mechaniczny głos.

-Skan zakończony sukcesem. Witaj Elizabeth Ratri.

Skrzynia się otworzyła i wyciągnęłam z niej szary płaszcz z kapturem, który tak dobrze pamiętam z dzieciństwa. Łzy cisnęły mi się do oczu, przytuliłam do twarzy materiał i zaciągnęłam się zapachem męskich perfum.

-Elizabeth Ratri?

-Pochodzę z rodu, który 1000 lat temu zawarł obietnicę z demonami. Jestem też córką Williama Minervy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro