63.Jestem Leila Khan
Dlaczego w ogóle do tego doszło? Dlaczego rozmawialiśmy w dosyć normalny sposób?
-------------
[Leila]
Podążałam leśną ścieżką wsłuchując się w każdy szmer. Nagle w powietrzu wyczułam zapach Lance'a. Skręciłam gwałtownie zostawiając za sobą ślady. Rzuciłam się na chłopaka, przez co ten upadł. Spojrzałam na niego trzymając łapy na jego torsie, przyciskając do ziemi.
-Leila? Co Ty tu robisz?-zeszłam z niego, a on wstał
-Potrzebujemy Twojej pomocy. Leiftan to Deamon. Za chwilę wszystko będzie zniszczone. Zapewne chce się pozbyć kryształu. On chce doprowadzić do naszej śmierci.
-Wypij to.-wystawił w moją stronę butelkę z płynem
-Co to?
-Jak chcesz szybciej wrócić to pij.
Przystawił szkło do mojej kufy po czym przechylił, a ja zaczęłam pić. Kiedy opróżniłam naczynie, białowłosy odłożył probówkę i położył dłoń na moim czole. Nagle poczułam mrowienie na całym ciele. W mgnieniu oka powiększyłam się jakieś pięć razy. Mężczyzna uśmiechnął się i założył maskę. Następnie wdrapał się po moim futrze i usiadł na moim karku. Złapał się pojedynczych pasków sierści. Zawyłam głośno i biegiem ruszyłam z powrotem.
Przeskoczyłam przez mur odbijając się od ściany w połowie i pognałam do drzwi. Przemieniłam się potykając się o swój ogon. Lance złapał mnie za ramię i podtrzymał. Skinęłam głową i pobiegliśmy do Kryształowej Sali. Wpadliśmy do środka. Ujrzałam tylko Villenda i Ezarela.
-Gdzie reszta?
-Zaraz tu przyjdą.-odpowiedział Vill
-Lance?-zapytał niepewnie elf
-To oni już wiedzą?-zdjął maskę
-Tak wyszło.-usłyszałam Miiko
-Są wszyscy?-odezwał się Nevra, a ja przeleciałam po wszystkich wzrokiem
-Tak.-zauważyłam, że Valkyion przygląda się swojemu bratu- Jakieś pomysły?
-Trzeba zadbać o to, aby nikt z cywili nie wyszedł na zewnątrz. Nawet strażnicy. Każdy bierze broń. Musimy zaczekać, aż Leiftan do nas podejdzie, inaczej nie mamy szans.-zaczął Lance- Jakieś pytania?
-Co jeżeli zobaczymy, że ktoś padł?
-Nie podchodzimy.
-Co?! Mamy patrzeć jak umierają?!-wrzasnęła Mii
-Zrozum, że to może być pułapka. Wolisz, żeby była jedna osoba do odratowania, czy ponieść szkody na całą naszą grupę?-nie odezwała się
-To idziemy?
-Macie dziesięć minut, aby przekazać każdemu, że wyjście z zamku jest zakazane i źle się dla nich skończy.
Wszyscy kiwnęli głowami. Lance został z Natanem, aby zająć się bronią. Wyszliśmy z pomieszczenia. Poczułam dłoń na swoim ramieniu.
-Nevra.-spojrzałam na niego
-Ja.-zaśmiał się
-Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego.
-To Ty powinnaś mi to obiecać.-pocałował mnie
-Obiecuje.-uśmiechnęłam się
-Chodźmy im powiedzieć.
Złapałam go za rękę, po czym udaliśmy się rozpowiedzieć o zakazie wychodzenia. W następnej kolejności przeszliśmy na schody z zamiarem czekania na resztę. Na szczęście brakowało tylko Miiko, która zjawiła się już po chwili. Wzięłam od Natana łuk oraz kilka sztyletów. Następnie każdy wybierał broń. Gotowi wyszliśmy na zewnątrz zamykając wrota. Przełknęłam ślinę zaciskając dłonie na łuku. Ruszyliśmy do przodu chcąc dopaść wroga. Rozstawiliśmy się niedaleko stuletniej wiśni. Już po chwili mogliśmy usłyszeć podły śmiech. Przed nami pojawił się Leiftan w swojej prawdziwej odsłonie. Czarne rogi, gigantyczne skrzydła oraz przeszywające nas oczy.
-Coś długo wam to zajęło.-zaśmiał się, a ziemia zaczęła lekko pękać
-Jesteś zwykłym zdrajcą!-pisnął Natan
-Jesteście zabawni.-uśmiechnął się- Jak tam Lance? Rozmawiałeś już z bratem?
-To nie Twoja sprawa.-odwarknął smok- To przez Ciebie musiałem to zrobić. przez Ciebie odejść.
-Mogłeś zrezygnować.
-Pozwalając Ci zamordować wszystkich? Teraz mam okazję się zemścić.
-Myślisz, że Ci się uda?-wybuchł śmiechem- O, kogo to moje oczy widzą. Villend.-uśmiechnął się- Jak się tam powodzi Twoim rodzicom?
-Nie masz prawa o nich mówić. -warknął zaciskając dłonie w pięści
-Pewnie cieszą się, że nie muszą Cię już oglądać.
-Może.-uspokoił się- Nie dajcie mu się wyprowadzić z równowagi.
-Ojej będziecie się słuchać hybrydy?-zakpił podkreślając ostatnie słowo
-Nic Ci do tego.-warknął Ez
-Skończmy z nim.-zaproponował Valkyion
-Jestem za!-krzyknął Nevra
Uśmiechnęłam się i szybko użyłam swojej broni. Już po chwili strzała leciała wprost na Leiftana. Ten zauważył to i zrobił unik. Następne minuty były pełne strachu i adrenaliny. Wszyscy rozdzielili rozproszyli się na różne strony i zaczęli atakować chłopaka. Niestety ten unikał nas. Trzeba to skończyć.
Podbiegłam do niego od tyłu z zamiarem wbicia w jego ciało sztyletu. Ten jednak odwrócił się i złapał mnie za nadgarstek. Spojrzał mi prosto w oczy po czym z niemałym uśmiechem z impetem odrzucił. Całe ciało mnie bolało. Leżałam na trawie, a po całym moim ciele przeszło zimno.
-Leila. Spójrz na mnie.-przede mną stała Oracle
-O-Oracle?
-Wstań i walcz. Nie poddawaj się.
-Nie mogę...Wszystko mnie boli.-moje ciało przemieniło się w to wilcze
-Oni Cię potrzebują. Ja Ci pomogę. Odnajdź w sobie siłę i tam idź.
Zniknęła, a ja niekontrolowanie zawyłam. Następnie podniosłam się na wszystkie cztery łapy. Zadrżałam podnosząc głowę. Zaczęłam iść w stronę całego zamieszania. Wszyscy stali w ukryciu. Każdy miał jakieś drobne zadrapania. Stanęłam tuż przed Deamonem i zmieniłam się w ludzką formę. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
-Oj dziewczynko już Ci nic nie pomoże.
-Ja jej pomogę. To koniec Twoich rządów.-usłyszeliśmy cichy szept
-Co?
-Jestem Leila Khan. Jestem wyznaczona przez Oracle. Jestem gotowa zabić.-moje oczy zabłysnęły- Jestem twoim koszmarem.-warknęłam, a mojej dłoni pojawił się ogień
Dalej wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Płonącą dłoń przyłożyłam do zdezorientowanego chłopaka. W tym samym czasie Ezarel podbiegł od tyłu i w bił w jego plecy miecz, który przeszył całe jego ciało. Upadł na ziemię.
-Jeszcze się zemszczę...-wybełkotał, a z jego ust zaczęła wypływać krwistoczerwona ciecz
-Uciekajcie....Za chwilę po całym ogrodzie rozprzestrzeni się ogień i trujące opary...Schowajcie się na kilka godzin...-zobaczyliśmy ducha Oracle- Dziękuję wam...Już prawie jestem wolna w całości...
Bez zastanowienia ruszyliśmy z powrotem. Wszyscy unieśli się okrzykami i oklaskami. Każdy był szczęśliwy. Uśmiechnęłam się. "W końcu jesteśmy do niego wolni. Jeszcze trochę i odbudujemy kryształ, ale kto jeszcze nam zagraża?"
Każdy zaczął nam gratulować. Pojawiały się również pytania i podziękowania. Spojrzałam w bok. Ezarel stał wraz z Villendem. Nagle jakaś młoda kobieta uściskała hybrydę, która się zdziwiła. Chłopak niepewnie i drżącymi rękoma objął ją, po czym szybko puścił. "Mam nadzieje, że go zaakceptują". Następne osoby podawały obydwóm dłonie dziękując. W oczu rzucał się drobny uśmiech elfa, który stał trochę za Villendem.
-Co robisz?-podszedł do mnie Nevra i objął ramieniem
-Stoję, nie widać?-zaśmiałam się
-Kogo tam wypatrujesz? Mam być zazdrosny?
-Nie masz o kogo.-uśmiechnęłam się- Kocham tylko Ciebie.
-I na taką odpowiedź liczyłem.-uśmiechnął i pocałował mnie delikatnie
-Widziałeś gdzieś Valkyiona?
-Przed chwilą. Stoi niedaleko z Miiko.
-A Lance?
-Szwendał się gdzieś tutaj.
-Ciekawe, który pierwszy zacznie rozmowę.
-Nie mam pojęcia. Oby się pogodzili. Z resztą i tak będzie musiał się tłumaczyć przed Lśniącą Strażą.
-Mam taką nadzieję.-przytuliłam się do niego
Przytulił mnie po czym pocałował w czoło. Trwaliśmy w uścisku przez chwilę. Nagle z tłumu wybiegła zapłakana kobieta. Podbiegliśmy w jej stronę gdzie stał już Villend z Ezarelem.
-Co się stało?-zapytałam
-M-Moje dziecko.-płakała- O-Ono zostało na zewnątrz.-zalała się łzami
-Jak to?-podszedł Ez
-J-Ja zasłabłam i wzięła mnie tutaj siostra...N-Nie wiedziała, że moja córka tam jest. Przed chwilą się obudziłam.-zaczęła łkać- R-Ratujcie ją proszę...
-Nie możemy teraz wychodzić...-zaczął Nevra- Na zewnątrz jest niebezpiecznie...
Kobieta upadła na kolana zakrywając twarz dłońmi. Cała się trzęsła i płakała.
------------------------
Słowa: 1053
Pozbyliśmy się Leiftana! *oklaski*
***zostaw po sobie ślad, czy coś :0
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro