Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Czarny Pan z niewyrażającą niczego miną, ale nadal groźną, rozglądał się po swoich sługach, zasiadających przy długim stole w jego posiadłości. Milczeli wymownie, bojąc się nawet spojrzeć na swojego Lorda, jakby jego spojrzenia samo w sobie miało ich zabić. Voldemort nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. O sytuacji, która tak doszczętnie zrujnowała mu wręcz doskonały plan.

Możecie mi powiedzieć — odezwał się. Jego głos był cienki, ale bardzo złowrogi. — Jak to się stało, że wszyscy moi szpiedzy ZOSTALI ZDEMASKOWANI?! — Walnął pięścią w stół, na co wszyscy mimowolnie podskoczyli. Śmierciożercy wiedzieli, że spierdzieli robotę i ktoś za to ucierpi. — Wszystko szło wyśmienicie, a tu nagle Rookwood, Roswelt i Macnair zostali wyrzuceni z Zakonu! Po tobie Peter się nie dziwię — dodał, widząc, że Glizdogon chce coś powiedzieć. — Z ciebie taki szpieg i przyjaciel jak ze mnie Gryfon — zakpił.

Milczał chwilę, uważnie obserwując swoich sługusów.

— Ktoś chce to wyjaśnić? Może ty Augustusie?

Augustus Rookwood wzdrygnął się i przez chwilę raczył zerknąć na swojego Pana.

— Mój panie, nie wiem, jak mogło do tego dojść. Wszyscy byliśmy ostrożni...

— Wygląda na to, że nie wystarczająco — przerwał mu.

— Mój panie, myślę, że Dumbledore ma wśród nas szpiega, który doniósł...

— Bzdury! — wykrzyknęła od razu Bellatrix. — Tylko głupiec byłby w stanie zrobić coś takiego! Tylko głupiec sprzeciwiłby się Czarnemu Panu! Głupiec! Powtarzam głupiec!

Severus Snape z niemrawą miną przyglądał się temu wszystkiemu. Do wewnętrznego kręgu został zwerbowany jakiś miesiąc temu, gdy oficjalnie został Mistrzem Eliksirów, co dawało mu wiele kontaktów i poszanowania w czarodziejskim świecie. Voldemort jak najbardziej potrzebował takich ludzi wokół siebie. Czuł się dziwnie, siedząc tutaj. Był najmłodszy z całego grona i zdecydowanie uważał, że to miejsce nie dla niego.

— Ten głupiec jednak, jak zdążyła zauważyć Bellatrix, sprzeciwił mi się i być może siedzi tu teraz razem z nami. Gdybyście mogli przypuszczać, kto to, to na kogo byście stawiali?

Jak na zawołanie wszystkie głowy skierowały się ku Peterowi. Nawet Severus spojrzał w tamtą stronę, zdając sobie sprawę, że tylko Pettigrew mógłby być na tyle głupi.

— Panie, to nie ja — bronił się.

— Wiem Glizdogonie, wiem. Siedzisz cały czas tutaj, nie miałbyś szans powiedzieć czegokolwiek, bo od razu bym się dowiedział.

— Nawet nie śmiałbym, panie.

Voldemort westchnął ciężko, jakby zmęczony już tym wszystkim i pogłaskał swojego węża po głowie. Nagini zasyczała cicho.

— Zejdźcie mi już z oczu — rozkazał. Śmierciożercy się podnieśli. — Oprócz ciebie Bellatrix i ciebie Severusie. — Odczekali, aż wszyscy opuszczą dworek. — Powiedz mi Bella, wiecie coś o nieszczęsnym Regulusie?

— Nie, mój panie. Chłopak przepadł jak kamień w wodę. Walburga strasznie nad tym rozpacza.

Nie mogli wiedzieć, że Regulus właśnie zajda się najpyszniejszą szarlotką, jaką w życiu jadł wraz ze swoim bratem i jego przyjaciółmi.

— Wydaje mi się to nazbyt dziwne — powiedział spokojnie Voldemort. — A co, jeśli to chłopak jest przeciekiem? — Bellatrix przełknęła ciężko ślinę. — Podziel się ze swoją rodziną o moich przypuszczeniach, a teraz idź.

Skinęła głową i przerażona odeszła. Wzrok Voldemorta przeniósł się na Severusa.

— Jak pewnie zdążyłeś zauważyć, trochę pokrzyżowały mi się plany. Potrzebuję nowego szpiega. Z tego, co mi wiadomo, masz paru przyjaciół, o ile mogę ich tak nazwać, w Zakonie.

Snape przełknął ciężko ślinę.

— Nie utrzymujemy kontaktów. Wybraliśmy strony, po których chcemy się opowiedzieć i nasza przyjaźń się zakończyła — wytłumaczył.

— Chcę, żebyś odnowił stare znajomości, Severusie i szpiegował dla mnie. Podołasz takiemu zadaniu?

Zacisnął mocniej pięść pod stołem.

— Oczywiście, mój panie — zgodził się. Czarnemu Panu się nie odmawia. — Postaram się zrobić co w mojej mocy.

— Możesz odejść — pozwolił.

Severus bezzwłocznie wstał i kłaniając się lekko, opuścił dworek, by znaleźć się bezpiecznie w domu.

Tymczasem Czarny Pan powolnym krokiem wspiął się po drewnianych schodach, które skrzypiały pod jego ciężarem. Nagini dumnie pełzła obok jego nogi, posykując cicho.

Znalazł się w swoim gabinecie, pośrodku którego stało piękne mahoniowe biurku. Przy jednej ze ścian stał kredens, na którym znajdowały się dziesiątki książek, jednak swoją uwagę skupił na siedmiu grubych w czarnych oprawach. Przejechał bladą dłonią po ich grzbietach i uśmiechnął się lekko.

Wziął jedną z nich, otwierając na zaznaczonej stronie. To był moment, kiedy musiał zacząć działać bardziej poważnie. Moment, w którym musiał sięgnąć po coś mroczniejszego i niebezpiecznego.

— Glizdogonie! — zawołał. — Glizdogonie!

Peter wpadł do pomieszczenia, prawie się przy tym przewalając.

— Tak, mój panie?

— Przyprowadź do salonu dziewczynę, która siedzi w piwnicy — polecił. — Złożę ją w ofierze. Czas zabrać się do roboty.

Peter skinął głową i pośpiesznie udał się do piwnicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro