Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 2

Wyszłam z klasy i skierowałam się do gabinetu dyrka. Weszłam do pomieszczenia. Zobaczyłam tam ubranych w czarne garnitury facetów z przeciwsłonecznymi okularkami na gałach. Zdziwiło mnie to. Zastygłam jak słup soli. Z transu wyrwał mnie głos przełożonego naszych nauczycieli:

- Alison, ci panowie chcieli z tobą porozmawiać.

- Ale panie dyrektorze. Ja ich w ogóle nie znam.

- To poznasz - poeiedziawszy to, wyszedł.

Też chciałm się wymknąć, ale ci dziwni goście cały czas się na mnie gapili. Po chwili jeden z nich zadał mi pytanie:

- Czy to ty włamałaś się do tajnej, rządowej bazy danych?

Co? Już mnie namierzyli? Ale jak? Przecież zrobiłam to dziś w nocy.

- Eee, nie proszę pana. To nie ja.

- Byliśmy już w pani domu i skonfiskowaliśmy laptop, z którego dokonała pani włamu. Wszystko zostało sprawdzone i potwierdzone przez naszych najlepszych fachowców.

- Ale to nie ja - o ku*wa! Mają mnie! Czas wiać.

- Proszę się nie wykręcać. Zabieramy panią na przesłuchanie.

Chcieli mnie chwycić, ale szybko otworzyłam drzwi od gabinetu dyrektora i wybiegłam na korytarz. Musiałam szybko wydostać się ze szkoły, ale wejście do budynku z pewnością było obstawione. Wiem! Wbiegłam do damskiej toalety, otworzyłam okno i wyskoczyłam przez nie. Ta droga ucieczki była już przeze mnie wielokrotnie sprawdzana. Nic mi sie nie stało, bo ten kibelek znajdował się na parterze. Odbiegłam trochę od szkoły, a dokładniej to za miasto i zamieniłam się w myśliwiec. Odleciałam. Uff, było blisko.


Nie mogłam niestety wrócić do domu, bo z pewnością agenci będą tam na mnie czekali. Znalazłam się w kropce. Postanowiłam posiedzieć trochę na pustyni. Wleciałam na taki duży klif, skałę (nwm jak to nazwać) i usiadłam. Przemieniłam się w robota. Byłam taka duża popatrzyłam na swoje ręce. To niesamowite, jak kilka ton metalu może być żywą istotą. Byłab tym wszystkim tak zafascynowana, że przestałam interesować się światem zewnętrznym. Nagle koło mojej głowy przeleciała wiązka energii! Popatrzyłam na dół (znajdowałam się na klifie) i zobaczyłam kilka robotów. No to mam nieźle przerąbane. Wśród nich był nawet sam Optimus Prime. Czyli natrafiłam na autoboty. Przetransformowałam się w myśluwiec i próbowałam im uciec. Byli zbyt szybcy! Tak ich nie zgubię. Chwila moment! Wśród nich było to żółe Camaro z czarnymi pasami i ten niebieski motor, które widziałam w mieście. Tylko że wtedy na motorze jechał Jack! I teraz też jedzie! O kur**! Ale odiazd! Już wiem, co zrobię!


*Perspektywa Jack'a*

Goniliśmy właśnie tego Transformersa. Najdziwniejsze było to, że jego sygnał nie był ani od Deceptikona, ani Autobota. Nie wiedzieliśmy kim lub czym jest ten ktoś. Jedno było wiadome. Nieźle nawiewał. Był szybki. Nagle wleciał pomiędzy skały, szczególnie taką jedną, bardzo dużą. Za nią nie było już nic, tylko pustynia. Wjechaliśmy tam, ale bardzo się zdziwiliśmy. Nie zobaczyliśmy Transformera, tylko rozczochraną dziewczynę siedzącą na ziemi i rozglądającą się po okolicy ze zdziwieniem. Gdy nas zobaczyła, zatrzymała na mnie wzrok. To była Alison! Alison Gold z mojej klasy! Podszedłem do niej, żeby dowiedzieć się czy nie widziała tu jakiegoś myśliwca. Odpowiedziała mi, że sobie spokojnie spała i nagle obudził ją jakiś hałas, jakby coś nad nią przelatywało. Nie wiedziała jednak nic więcej. Zapytałem się jej jeszcze, co robi tak daleko od domu, a ona odparła, że poszła na spacer, aby odpocząć trochę od matki i tak się zagapiła, że znalazła się w tym miejscu. Była też na tyle zmęczona, iż po prostu położyła się na ziemi i zasnęła. Zaproponowałem jej podwózkę do domu. Zgodziła się. Wstała z ziemi, otrzepała się z kurzu i trochę doprowadziła do ładu swoje włosy. Weszliśmy na mój motor i pojechaliśmy. Reszta Autobotów ruszyła do bazy.

- Fajny motor - powiedziała.

- Dzięki - odparłem i poklepałem czule maszynę po masce - jest naprawdę niesamowity.

- Skąd go masz?

- Znalazłem na wyprzedaży. Od razu mi się spodobał, więc go kupiłem - skłamałem. Nie mogła dowiedzieć się prawdy.

- Aha. Spoko - odpowiedziała. Gdy byliśmy jakieś dziesięć minut marszu od jej domu, powiedziała, żebym już ją tutaj odstawił. Zaargumentowała to tym, że jak matka zobaczy ją w towarzystwie jakiegoś chłopaka, to nie da jej spokoju przez min. miesiąc i będzie się dopytywać, kiedy ślub. Zdziwiłem się, ale posłuchałem dziewczyny. Zeszła z motoru, podziękowała mi i ruszyła w stronę swojego miejsca zamieszkania. Hmmm, nie jest taka, jak myślałem, czyli zimna, zła, niemiła i nie potrafiąca się kulturalnie zachować. Gdy nie znajduje się w szkole, sprawia wrażenia fajnej dziewczyny. Po chwili wróciłem z Arcee do domu, tym razem mojego.


*Perspektywa Alison*

Uff, było blisko. Jakie szczęście, że się nie skapnęli. Na przyszłość muszę bardziej uważać. Otworzyłam drzwi do domu i zobaczyłam tych samych facetów co w szkole u dyrka i wku*wioną matkę. No to mam przerąbane. Udałam, że ich nie zaiważyłam i próbowałam dostać się do swojego pokoju. No właśnie. Próbowałam. Zatrzymał mnie głos mojej rodzicielki.

- A ty gdzie się wybierasz, co?

- Do pokoju mamuś, muszę odrobić lekcje - starałam się udawać tzw. cureczkę tatusia - grzecznego aniołka, który nigdy nie jest winny.

- Lekcje, tak? Po pierwsze obie doskonale wiemy, że ty nigdy nie odrabiasz lekcji, po drugie - o której to się wraca do domu?! A po trzecie, ci panowie chcą z tobą porozmawiać.

- Ale mamo, na dzisiaj odrobiłam lekcje.

- Uważaj, bo ci uwierzę. I nie zmieniaj tematu!

- Ale to prawda! - mówiąc to, starałam się wydostać po schodach do mojego pokoju (mieszkam na piętrze). Niestety matka złapała mnie za ramię i zaprowadziła prosto przed tajniaków. Zostałam siłą posadzona na fotelu w samonie, naprzeciw agentów. Poprosili oni moją matkę, aby opuściła pomieszczenie. Zgodziła się. Wyszła. Panowie zadali pierwsze pytanie:

- A więc Alison, jak udało ci się złamać nasze zabezpieczenia?

Nic nie odpowiedziałam.

- Powiedz proszę, bo będziemy musieli przejść do mniej przyjemnych środków.

Nadal cisza.

- A więc dobrze. Zabieramy cię do naszej bazy na przesłuchanie, gdzie będziemy mogli wyczytać informacje wprost z twojego mózgu.

Chwila, co? Z mózgu? Blefują. Na pewno blefują. Ale co, jak mówią prawdę? Dowiedzieliby się wtedy o mojej tajemnicy, że potrafię się zmieniać w robota! Kurczę i co to zrobić?

- To co, mówisz? - zapytał się mnie.

- Dobra - odparłam z niechęcią.

- A więc jak zdołałaś złamać nasze zabezpieczenia.

- To nie było zbytnio trudne. Wystarczy dobry program hakerski.

- Skąd miałaś taki program?

- Eee, zrobiłam.

- A tak na prawdę?

- Serio zrobiłam.

- Uznajmy, że ci wierzę. Skąd potrafisz robić takie rzeczy.

- Nauczyłam się. Tu, na pustynii jest tak nudno, że człowiek zaczyna robić rzeczy, o których by nawet wcześniej nie pomyślał. W moim przypadku była to sztuka znajomości systemów komputerowych.

- Hakerstwo? - chciał się upewnić.

- W moich ustach to lepiej brzmi - odpowiedziałam.

[Wiadomość dla czytelnika - uznajmy, że bohaterka serio jest na tyle genialna, aby sama nauczyła się hakować.]

- W takim razie jedziesz z nami - orzekł tajniak.

- Ale dlaczego? - zapytałam się go.

- Będziesz dla nas pracować i ulepszysz nasze systemy zabezpieczeń.

- A co jeśi odmówię?

- W takim wypadku ty i twoja matka traficie na dożywocie do więzienia pod zarzutem kradzieży, włamań i spowodowania zagrożenia życia.

- Ale to przecież nie prawda. Tak nie wolno!

- Hakować też nie wolno. To jak, zgadzasz się?

- To jest szantaż!

- To prawda. Masz czas do namysłu do jutra. Przyjedziemy do twojego domu jak skończysz lekcje. A teraz do widzenia.

Wyszli. Po prostu wyszli. I co ja mam teraz zrobić? Wiem! Jak dopuszczą mnie do swoich danych, abym ulepszyła zabezpieczenia, to może dowiem się czegoś ciekawego.


*Perspektywa agenta*

Wjechałem właśnie do bazy Autobotów.

- Witaj agencie Fowler. Co cię do nas sprowadza - usłyszałem głos Prime'a.

- Witaj Optimusie. Pewna dziewczyna złamała żądowe zabezpieczenia i dowiedziała się o waszym istnieniu. Chcę, żeby pojawiła się tutaj i popracowała nad lukami w systemie.

- Czy to naprawdę konieczne?

- Tak. I dla twojej wiadomości - jak Cony się o nie dowiedzą, to może być w niebezpieczeństwie. Masz przydzielić jej ochroniaża spośród tego twojego przedszkola, jasne?

- Tak agencie. Do widzenia.

- Do widzenia.


=======================

Mam nadzieję, że moje bazgroły wam się podobają. Proszę o szczerą opinię, także krytykę, abym mogła coraz lepiej kształcić swój styl pisania. Proszę także o zwracanie mi uwagi na wszelakie błędy (od interpunkcyjnych czy ortograficznych po stylistyczne), jeśli takowe się pojawią. A teraz macie mem mojej produkcji na rozweselenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro