Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog


Nazywam się Hinata Shōyō, lat 15. Uczęszczam do Liceum Karasuno i jestem członkiem zespołu siatkowego Karasuno. To świetna szkoła i jeszcze świetniejsza drużyna. Świetnie współpracujemy. Jesteśmy zgraną drużyną. Myśleliśmy że jesteśmy wielcy... ale się myliliśmy. Jeden mecz otworzył nam oczy.  Byłem rozgoryczony. Byłem wściekły. Tyle pracy, treningów i potu poszło na marne. A było tak blisko. Brakowało tak niewiele do wygranej. Jeszcze dziś rano byłem pewien wygranej. Wszyscy byliśmy. A teraz chodzę sam po ciemnych ulicach próbując ochłonąć po porażce. Nie wiem ile szlem i gdzie jestem. Hm, wypadało by się w końcu zorientować. Zapuściłem się... eee... nawet nie wiem gdzie. W sumie nawet nie patrzałem przed siebie tylko głowę miałem wlepioną w drogę. Byłem na jakiejś szosie przy stromym zboczu. Obróciłem się do tyłu i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem moje rodzinne miasto w całej okazałości. 

- EEEEEEEE! - Ze zdziwienia aż podskoczyłem - Jak ja tu doszedłem yyy i ile mi to zajęło? - Podrapałem się po brodzie intensywnie myśląc z pewnie głupim wyrazem twarzy. Ostatecznie tylko wzruszyłem ramionami - No nie ma co, trzeba wracać bo jeszcze mama się wścieknie a w tedy to dopiero będę mieć piekło na ziemi - Powiedziałem do siebie i ruszyłem z powrotem 

Szedłem sobie pogwizdując kiedy usłyszałem za sobą ostry pisk opon. W tej chwili zdałem sobie sprawę że idę po środku ulicy. Szybko się odwróciłem i dostrzegłem światła samochodów. Instynktownie skoczyłem przed siebie.... i to był mój chyba najpoważniejszy błąd w życiu. Co mnie tknęło by tak wysoko skakać? Zamiast skoczyć kawałek, tak na przykład do barierki, skoczyłem po za nie. A tam była przepaść wysoka na.... oj nawet nie chce wiedzieć jak jest wysoka. Z całych sił próbowałem złapać się czegoś ale nie zdołałem. Przeklinałem swoją głupotę. Spadałem bardzo szybko w stronę rumowiska skał które zleciały z urwiska. Błagałem żeby to był sen. Miałem szczerą nadzieje że to tylko zwykły koszmar i za raz obudzę się w swoim ukochanym łóżeczku w bezpiecznym domu. Nadzieja przepadła z chwila zderzenia z glebą. Bardzo bolesnym zderzeniem.

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! - Wrzasnąłem na cały głos. Cholernie bolało. Czułem maje połamane a raczej zgniecione, pogruchotane kości. Pościnane żyły z których obficie cieka szkarłatna ciepła krew. Czułem kamienie wbijające mi się w mięśnie i skórę - BOLI BOLI BOLI BOLI BOLI!!!!!!!!!!!!! - Powtarzałem cały czas licząc na pomoc. Chciałem wstać ale z przerażeniem stwierdziłem że nie czuje prawie całego ciała. Kaszlnąłem krwią, bardzo obficie. Cała bluza była we krwi. - To nie może się tak skończyć - Jęknąłem a coraz więcej łez zaczęło mi napływać do oczu i spływać po policzku - BŁAGAM JA NIECHCE UMIERAĆ, NIE CHCE NIEEEE!!!!! - W tym momencie się zawiesiłem a moje ciało opadło bezwładnie. Czy to już? Nic już nie czułem. Ni to bólu, ni to łez, ni to powietrza. Ni to strachu. Miałem wrażenie że zaczynam lewitować. Przed oczami zaczęło mi robić się co raz ciemniej i ciemniej ... aż zapadła całkowita ciemność. Nie wiem ile tak trwała ale długo.

Nagle zobaczyłem mignięcie. Potem następne, mocniejsze. Znowu. I znowu. Światło zbliżało się aż w końcu mnie otoczyło i oślepiło. Świeciło stanowczo za jasno. Ale tak nagle jak się pokazało równie nagle znikło. Rozejrzałem się wokół siebie. Przede mną widniały trzy wrota. Złote po Prawej, Srebrne po Środku i Miedziane po Lewej. Każde miało inne zdobienia:

* Złota posiadała przyjazne freski i rzeźbienia przedstawiające szczęście i radość

*Srebrna pokorę i ciężką pracę

* Miedziana pokutę i karę

Lekko się cofnąłem i teraz zdałem sobie sprawę że mam swoje ciało. Ale nie, chwila , to nie jest ciało. Cały prześwituje. Przyjrzałem się zdziwiony jak dziecko całemu swojemu ciału i zacząłem intensywnie myśleć. W końcu nad głowa zapaliła mi się lampeczka. Skoro umarłem to to musi być niebo albo coś w podobnego a ja jestem swoja duszą. Uśmiechnąłem się dumnie że do tego do.... - Chwilunia! - Złapałem się za głowę - ZARAZ! Z CZEGO JA SIE CIESZĘ! UMARŁEM PRZECIE! - Krzyczałem na cały głos 

Ktoś chrząkną. Momentalnie z poważniałem. Powoli z wyłupiałymi przerażonymi oczami spojrzałem przed siebie. Przełknąłem ślinę. Ee, ślinę? Ale przecie.... A nieważne to teraz.  Przede mną stały dwie postacie. Pierwsza która stała pod Złotą bramą była ubrana na biało a twarz miała zakrytą białym kapturem. Druga stała pod Miedziana bramą i była ubrana na czarno i również zakrywała twarz. Obje podnieśli ręce do góry a z ich rąk wyleciała potężna wiązka energii. Spojrzałem w górę. Nagle z góry zleciała na dół wielka srebrna waga. Postacie podeszły do niej. Spojrzeli się na mnie a biała postać poprosiła bym podszedł. Nie pewnie podszedłem bardzo powoli aż w połowie drogi kazali mi się zatrzymać znakiem ręki.

- Imię - Dobył się doniosły głos zapewne nie należący do żadnej z postaci. Po chwili wahania w końcu odpowiedziałem

-H-h-Hinata Shōyō - Jąkałem się ze strachu 

- A więc Hinata - Odezwał się ponownie tajemniczy głos - Czas twojego sądu wreszcie nadszedł 

-Sądu?! - Cicho wydukałem

- Tak - Odpowiedział głos - Spójrz na wagę - Nakazał głos i tez tak uczyniłem - Wsypiemy teraz na ów wagę piasek który reprezentował będzie twoje dobre i źle uczynki. Jeśli przeważać będzie po prawej pójdziesz do nieba - Uśmiechnąłem się ale nie na długo - Ale jeżeli przeważać będzie po lewej stronię - chwila przerwy - pójdziesz do piekła - Na moją twarz zstąpiło przerażenie i strach. Co prawda nic szczególnie złego nie zrobiłem więc nie ma się o co martwic ale mimo wszystko miałem prawo się obawiać. Nagle coś mnie zastanowiło. Nieśmiało podniosłem rękę - Tak?

- Aaaa... a do czego są te Srebrne wrota?

- Do nich trafiają ci co mają tyle samo złych jak i dobrych uczynków ale to prawdziwa rzadkość - Bynajmniej to mnie nie pocieszyło - ZACZYNAJMY WIĘC! - Rozległ się doniosły głos

Na wagę zaczął się sypać piasek. Bardzo dużo piasku. Ogromna ilość. JAK TO SIE TAM ZMIEŚCI? Czułem coraz większy strach. Raz sypało się więcej na prawo raz na lewo i tak na przemian. No zawału można dostać. Nerwowo obgryzałem moje duchowe paznokcie które ciągle odrastały.  Nie wiem jak długo trwała ta katorga ale w końcu się skończyła. Przyjrzałem się dokładniej górze piachu i otarłem oczy bo wydawało mi się że jest po równo. Spojrzałem na reprezentantów nieba i piekła. Oni również byli zaskoczeni.

- WERDYKT - Usłyszeliśmy i mimowolnie stanąłem na baczność - Hinata Shōyō, zostaniesz wysłany, w wyniku werdyktu, do Srebrnej bramy przez co masz wybór - Wybór? - Albo się odrodzisz w całkiem nowym ciele by życie zacząć od nowa albo.... Wrócisz do swojego ciała - Myślałem że ze szczęścia się popłaczę - Ale - Zawiesiłem się. Nie znoszę tego słowa - Już nie jako człowiek - Moja twarz nie wyrażała uczuć

- Co? Ale jak to czemu?! - Dopytywałem się wściekły

- Nie można zmartwychwstać a szczególnie w twoim wypadku - No to fakt - Ale możesz zostać istotą duchową pod rozkazami nieba i wiódł żywot w śród ludzi aż zasłużył byś na miejsce w niebie ... lub piekle - Przez chwile rozważałem za i przeciw

- A kim konkretnie miałbym być? 

- Inkwizytorem, Inkwizytorem Nieba- Chyba już wiem co będę robić ale lepiej się spytać

- A co będę konkretnie robił? - Pot spływał mi po ciele

- Zabijał istoty niebezpieczne, Demony, Ghule, Upadłe Anioły którym sam w nawiasie będziesz i Ludzi - Co?

- Ale dlaczego ludzi? - Spytałem przerażony

- Duszę niektórych ludzi są zbyt spaczone i złe dlatego pozbywamy się ich dla dobra ogółu 

-Ale ich dusze tu i tak trafią

-Nie, jeżeli je zjesz - On żartuje, prawda?

- Jak to zjem?

- Musisz pożerać swoje ofiary aż dostaniesz się do duszy którą również pożresz co zwiększy twoją siłę a następnie za pomocą mocy usuniesz ślady po konsumpcji - Gdybym mógł to bym rzygnął   - Ludzie nie zobaczą różnicy

Intensywnie myślałem. Nie chciałem zabijając ani nikogo zjadając ale tak bardzo chciałem zobaczysz swoją drużynę. Swoja Mamę i Siostrę. Nie miałem wyboru. Musiałem się na to zgodzić. Dlaczego ja?

- Zgoda ale żądam jakiegoś eto, przewodnika, kogoś kto pomógł by mi się odnaleźć 

- Zgoda, za trzy doby do ciebie dołączy do tego czasu nikomu nie mów co przeżyłeś i czekaj na wytyczne - Kiwnąłem głową na znak że rozumiem - To wszystko

Ruszyłem w stronę bramy a postacie mnie odprowadziły. Wziąłem głęboki wdech i przeszedłem przez nią i czułem się jak bym spadał w  dół gwiezdnego tunelu. Spadałem coraz to szybciej a zobaczyłem swoje zmasakrowane ciało do którego wpadłem. 

Wokół ciała rozpromieniało światło. Nie wiem co się stało. Widziałem ciemność. Spróbowałem otworzyć oczy. Na trzy. Otworzyłem i momentalnie poraziło mnie rażące światło słońca które było tuż na de mną. Powoli spróbowałem wstać co udało mi się bez problemu bo ciało było w całości i czułem się jak nowo narodzony,  i już po chwili stałem na dwóch nogach. Rozejrzałem się wokół i nabrałem powietrza p o czym wykrzyczałem:

- JA ŻYJĘ!!!!!!!!!!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro