7
- Ohayo Hinata-sempai!
Wpatrywałem się w Feliksa, ciągle będąc w pozycji wpół leżącej, z szeroką otwartą paszczą a moje oczy wyglądały jakby miały wylecieć z orbit. Przez pewien czas patrzyłem tak na niego a on na mnie. Na jego twarzy malowała się niemal dziecięca radość. Przypominał dzieciaka który czeka niecierpliwie na prezenty od Mikołaja. Chciałem się go spytać, co tu robi? O co tu chodzi? Jak to wszystko jest możliwe? Jednak byłem w takim szoku że nie mogłem wymówić żadnego słowa. Ja! Hinata Shoyo! Dzieciak uważany przez rówieśników za nadpobudliwego nie może się wysłowić przy tym z pozoru zwykłym blondynie... w zbroi. Zaraz. ZBROI!?
- OJ,Hinata-sempai - Wstał i machał mi rękami przed oczami - Wszystko w porządku - Zaczął krążyć wokół mnie z przygłupim wyrazem twarzy - Za mocno w głowę się uderzyłeś? - To... To nawet bardzo prawdopodobne - Hym - Przystaną tuż prze de mną i zaczął nad czymś rozmyślać - AHA! - Przez chwile wydawało mi się że nad głową zapaliła mu się lampeczka, na co lekko się wzdrygnąłem - Już wiem! - Niemal krzykną i gdzieś pobiegł. Tylko po co mu wiadro i wędka? Nie musiałem czekać długo na odpowiedź. Wrócił po paru sekundach ale zaszedł mnie od tyłu. Poczułem jak łapie mnie za koszulką i coś pod nią wkłada. Coś mokrego i tłustego. A do tego si ruszało. Podskoczyłem do góry na parę metrów i wylądowałem kawałek od miejsca w którym jeszcze przed chwilą siedziałem
- WYJMIJ TO DEBILU SKOŃCZONY! - Wykonywałem najróżniejsze ruchy jak jaki głupi byle pozbyć się ryby z pod mojej koszulki. Sądząc po jej ruchach ona również nie była zachwycona swoim obecnym położeniem. Usłyszałem donośny śmiech. Odwróciłem się w ciąż próbując wyjąć przeklętą rybę i zobaczyłem Felka wijącego się po ziemi ze śmiechu i jednocześnie turlającego się po niej - I Z CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ! HI! - Jęknąłem bo poczułem jak ryba zaczęła zbliżać się do miejsca gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę - NIE ŚMIEJ SI TYLKO MI POMÓŻ - Teraz to byłem bardziej przerażony niż zły. Żadna ryba nie będzie mi zwiedzać spodni! Przez jeszcze jakiś czas sam próbowałem si jej pozbyć ale jaśnie Wielki Pan Śmieszek postanowił w końcu przerwać to kiepskie przedstawienie i podszedł do mnie złapał lew ręką za moje lewe ramie a gdy już się zaskoczony zatrzymałem prawą wyją mi rybą z koszulki i wrzucił ją z powrotem do wody. Odetchnąłem z ulgą i opadłem zmęczony na cztery litery. Nikomu takiej sytuacji nie życzę. Gdy już odetchnąłem spojrzałem na Felka który stał kilka kroków ode mnie i przyglądał mi się z tym swoim zadowolonym pewnym siebie wyrazem twarzy - Po co to zrobiłeś? - Starałem się zachować spokój choć w środku aż się gotowałem. Ten lekko przekrzywił głowę i jakby zamruczał
- Wydawałeś się być w takim szoku - na chwile przerwał i zamkną oczy po czym otworzył i kontynuował - że aż musiałem sprawdzić jak zareagujesz na rybę w koszulce - Uśmiechną się figlarnie
- A nie mogłeś mnie po prostu w policzek uszczypnąć? - Spytałem jeszcze bardziej rozdrażniony
- To by było nudne - Odpowiedział radośnie
Z otwartą buzia patrzyłem na niego jak na wariata. Już chciałem na niego nawrzeszczeć ale dotarło do mnie że w pewnym sensie przypomina mnie. Jak bardzo by chciał wyciąć taki numer Kakeyamie. Oj, ale był by ubaw! HiHi! Uśmiechnąłem się i zachichotałem
- Jesteś niemożliwy - Gdy usłyszał moje słowa zrobił się jakby jeszcze bardziej zadowolony z siebie niż wcześniej. Podszedł do mnie i z torby którą miał zawieszoną przy pasie wyją wodę i kilka o dziwo ciepłych pierożków. Momentalnie zaczęła mi cieknąc ślinka na ich widok i zaburczało mi w brzuchu. Błyskawicznie złapałem to co mi podawał i zabrałem się za konsumpcję. Początkowo był zaskoczony moją zachłannością ale szybko wrócił ten jego uśmiech i usiadł przede mną i cierpliwie czekał aż skończę jeść. Gdy połknąłem ostatni kęs wyprostował się.
- I jak, smakowało? - Pokiwałem głową na tak
- Było pyszne - Uśmiechnąłem się w jego stronę a i on go odwzajemnił, o ile można było się jeszcze bardziej uśmiechnąć
- Cieszę się. Sam je robiłem
- Naprawdę? - Byłem naprawdę zdziwiony a on przytakną
- Tak, lubię sobie od czasu do czasu sam pogotować, to sama przyjemność - Patrzałem na niego jak na jakieś odkrycie - Jak chcesz mogę ci przynosić do szkoły
- Naprawdę? - Nie mogłem opanować uśmiechu
- Hm - Przytaknął - To nie jest żaden problem
Aż podskoczyłem z radości. Całkiem zapomniałem po co tu w ogóle przyszedłem. Gadaliśmy o bzdetach. Jak to zwykli nastolatkowie. Czas nam szybko mijał. Była już ciemna noc. Siedzieliśmy przy ognisku. Skończyłem mu opowiadać jak kiedyś wkurzyłem Trenera że ten podarł cały swój zeszyt. Nagle spoważniał. Nie powiem. Lekko się wystraszyłem. Spoważniał nagle. W jednej chwili miał twarz roześmianego dziecka teraz twarz poważnego dorosłego. Ta zmiana była iście przerażająca.
- Feliks? - Odważyłem się spytać - Czy coś się stało - Mierzył nie tym przenikliwym, mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Aż ciarki przebiegły mi po plecach
- Opowiedz mi o swojej przeszłości Szary - Zacząłem się denerwować. To niezwykłe jak sytuację w ciągu kilku minut może się aż tak zmienić. Jednak zdziwiło mnie określenie jakiego w stosunku mnie użył
- Szary? - Prawie że wyszeptałem a ten lekko kiwną głową
- W końcu taki masz kolor - Spojrzałem na siebie i faktycznie mimo że skrzydła miałem ukryte w ciele to skóra pozostała szara. Ale było cos jeszcze. Cos małego. Przypatrywałem się swojej ręce i dostrzegłem na niej kilkanaście ciemnych plam o różnych kształtach i rozmiarach choć nie mniejszych niż rany po ugryzieniu komara - Zauważyłeś? - Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Spojrzałem na niego zdziwiony - To znaczy że dusza robi się coraz bardziej ciemna
- Jak to? - Spytałem wystraszony - Dlaczego?!
- Mimo że starasz się żyć jak dobry człowiek to twoja przeszłość ciągle cię prześladuje, twoja ciemna przeszłość - Już wiem do czego zmierza
- Nie powiem ci ni... - Nie dał mi dokończyć
- Mam moc przebaczenia - Zdziwiony spojrzałem na niego - Mogę ci odpuścić grzechy i cię oczyścić ale to wymaga by wyznał chociaż te najcięższe - Oświadczył a do mnie wtargnęła niepewność - Jeżeli tego nie zrobisz - Kontynuował - Zamienisz się w demona. Bezmyślną bestie która będzie tylko istnieć po to by pożerać i gnębić ludzi na jak bardziej okrutne sposoby - Byłem rozdarty. Nie chciałem być demonem ale też nie chciałem nikomu zdradzać nikomu mojej przeszłości. Musiał dostrzec moje rozdarcie bo uśmiechną się przyjaźnie co mnie uspokoiło - To może zrobimy to inaczej - Momentalnie się wzdrygnąłem i stanąłem w sekundzie na równe nogi gotowy do odparcia ciosu ale ten patrzył na mnie na maksa zdziwiony po czym zachichotał
- No co? - Spytałem się
- Nie o to mi chodziło - Popatrzył na mnie dalej rozbawiony - Usiądź, nie będziemy walczyć tylko rozmawiać - Zmierzyłem go groźnym spojrzeniem
- Już ci mówiłem - Spuściłem głowę i usiadłem - To zbyt trudne
- Tak już mówiłeś - Popatrzył na mnie - Dlatego najpierw ja opowiem ci o sobie - Zaskoczył mnie tym - Opowiem ci co musisz wiedzieć o mojej przeszłości na tą chwilę - Spojrzał na mnie z szerszym uśmiechem - Ale w zamian ty opowiesz mi później o sobie - Wzdrygnąłem się
- He - Prychnąłem - Wątpię byś mnie przebił - Uśmiechną się przebiegle
- A skąd wiesz, może jednak w pewnym sensie cię przebije - Przez jakiś czas mierzyliśmy się wzrokiem. Bardzo trudno mi było podjąć decyzje. Wiele argumentów opowiadało się za ale równie wiele przeciw rozmowie. Jednak w końcu podjąłem, chyba najbardziej szaloną decyzje w moim życiu... po życiu.
- Z-zgoda - Wypowiedziałem na co ten się uśmiechną - Ale obiecaj mi że nikomu o tym nie powiesz - Ten skiną głową
- Zgoda - Patrzyłem na niego wyczekująco. Ten rozluźnił się i parł się obiema rękami o ziemię wpatrując się w niebo - Od czego by tu zacząć?
Tak jak obiecałem. Wasz upragniony nowy rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro