Rozdział 13: Spotkanie z Darthem
Widziała swoje odbicie w brudnym lustrze. Szare oczy, brązowe, potargane w biegu włosy i bladą twarz, na której tak dawno nie było prawdziwego uśmiechu. Twarz, która przeżyła te wszystkie cierpienia w Akademii i grobowcach. Nagle oczy poruszyły się i spojrzały na nowe ubranie. Szara tunika dobrze leżała, w końcu była szyta zgodnie z zaleceniami Zash. Dodatkowo górna część miała czerwone wstęgi przyszyte do ramion i złączone w pasie.
Nemmip zakręciła się przed lustrem, a tunika zawirowała. Wyglądała z pewnością lepiej niż w swoim poprzednim spalonym ubraniu. Z krzesła, które było na zapleczu, dziewczyna podniosła jeszcze ciemnoszary płaszcz z kapturem, który był zapinany pod szyją. Nałożyła go na siebie, a następnie sięgnęła po rękawice — również szaro-czerwone. Gdy już była gotowa, udała się do staruszki.
Torgutanka wyczekiwała jej z niecierpliwością. Gdy w końcu zza ściany wyłoniła się młoda dziewczyna, serce starszej kobiety zabiło szybciej. Była uradowana, że jej praca, godziny spędzone na doborze materiałów, kolorów i szyciu nie poszły na marne, a całościowy efekt okazał się znacznie lepszy, niż mogłaby sobie wyobrażać. Na myśl o tym uśmiechnęła się ciepło do nadchodzącej uczennicy Zash.
Nemmip stanęła przed ladą i wpatrywała się pytającym wzrokiem w sprzedawczynię. Zastanawiało ją, jak miała zapłacić za te wspaniałe szaty, nie mając przy sobie ani grosza. Westchnęła głośno.
— Jak niby mam za to zapłacić...? — burknęła pod nosem zmieszana.
Obca tylko wesoło spojrzała na dziewczynę i wytłumaczyła jej krok po kroku, co zrobić.
Wystarczyło tylko podać sprzedawcy HoloNet, z którego można było spisać specjalny numer konta i przelać pieniądze — ot, cała filozofia. Gdy już wreszcie było po wszystkim i Nemm w końcu wydostała się ze sklepiku „Szaty u Lyry", postanowiła, że poszuka Khema. Sięgnęła po HoloNet, aby sprawdzić godzinę. Niedobrze — zostało tylko piętnaście minut do odlotu, a ona nie znalazła jeszcze ani swojego towarzysza, ani prowiantu.
Pogodzona z myślą, że jednak jej żołądek pozostanie pusty przez dłuższy czas, ruszyła na poszukiwania przyjaciela. Ostatnim razem, jak go widziała, to kazała mu udać się do Kantyny. Mogło być pewne, że był tam, ponieważ tylko Nemmip znała dokładny numer statku, którym mieli się dostać na Dromund Kaas.
Ruszyła więc żwawym krokiem w prawidłowym kierunku. Gdy minęła Market i giełdę, gdzie sprzedawano ulepszenia do broni, już widziała zarys Kantyny i... no właśnie. I Khem. Nic nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że ten wielki potwór dusił droida protokolarnego. O ile w ogóle maszynę można dusić. W każdym razie Khem Val trzymał go w górze i najwyraźniej nie miał zamiaru puścić. Gdy Wrażliwa dostrzegła, że to, co widzi, dzieje się naprawdę, wściekle ruszyła w kierunku zdarzenia.
— KHEM! — wrzasnęła tak głośno, że mogłoby się wydawać, iż cała Stacja zamarła na chwilę. Zacisnęła pięści, a z jej opuszków palców wydobywały się małe, świecące błyskawice. Dziewczyna była już gotowa porazić Dashade'a i tego droida, którego dręczył. Jednak nie zrobiła tego. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Była przecież uczennicą Lady Zash, nie mogła tak po prostu wywołać jakiegoś kryzysu na Stacji — to przyniosłoby jej Mistrzyni hańbę.
Monstrum odwróciło głowę w kierunku dźwięku. Odczuwało jak mały Sith nagle jest pochłonięty nienawiścią, lecz po chwili ten stan mija. To nie był dobry omen. Nie powinna była tak postępować, to nie jest zgodne z naukami Sithów. Jednak mimo to Khem Val był jej wdzięczny, że nie poraziła go Błyskawicami Mocy. Powoli opuścił droida na ziemię, zabrał prowiant, za który nie zapłacił i ruszył w kierunku hangarów.
Dziewczyna, widząc, że jej kompan wreszcie się opanował oraz ruszył w ich miejsce docelowe, zrobiła to samo i już po chwili znaleźli się wewnątrz promu. W przeciwieństwie do poprzedniego pojazdu, w tym przynajmniej nie było nikogo oprócz Nemm i Dashade'a, a też można było obserwować zewsząd otaczające statek gwiazdy. Te malutkie, jasne punkciki wprawiały Uczennicę w zachwyt. Już je pokochała.
Jej towarzysz nie miał zamiaru spoglądać na widoczny zza okna Wszechświat. Postanowił na czas lotu trochę się zdrzemnąć.
Niestety lot do najkrótszych nie należał, ponieważ promy nie posiadały hipernapędu. Mimo wszystko te modele statków mogły to nadrobić o wiele większą prędkością. Po prawie dwóch godzinach leniwie wyłoniła się zielono-niebieska planeta — Dromund Kaas.
Głównie przeważały tu bagna, dżungle i oceany, które z sekundy na sekundę robiły się coraz większe i większe.
Wreszcie prom wszedł w atmosferę planety, co spowodowało małe wstrząsy. Pilot zmniejszył prędkość i kąt lotu, aby nic nie stało się kierowanemu przez niego statkowi. Dziewczyna zauważyła za oknem lotnisko. Co prawda nie powalało swoją wielkością, jednak było zdecydowanie bardziej pokaźne niż to na Korriban. Lądowaniu, jak zwykle, towarzyszyły turbulencje. Nemmip szturchnęła Khema w ramię, aby go zbudzić. Ten co prawda nie był zadowolony z tego powodu, jednak nie miał wyboru i razem ze swoją towarzyszką wyszli z pokładu statku na płytę.
Przemknęli przez korytarz prowadzący do głównej sali i udali się w kierunku bramek. Oboje musieli zarejestrować swój przelot. Prawo Imperium nakazywało, aby wszyscy, oprócz Darthów i ich uczniów, musieli się zarejestrować na każdej planecie, na którą się udali.
Nemm podeszła do konsoli i wystukała kilka klawiszy. Na ekranie pojawiły się dane osobowe do uzupełnienia. Wpisała swoje imię oraz miejsce urodzenia. Imiona rodziców ustawiła na „nieznane", nie chciała bowiem, by ktoś inny dowiedział się, że kiedyś była niewolnicą. Zastanawiała ją jeszcze kwestia nazwiska. Niewolnicy ich nie posiadali albo nie pamiętali o nich. Dziewczyna musiała improwizować. W pustą rubrykę wpisała Antvool. Nawet jej się podobało nowe nazwisko. Wypełniwszy wszystkie wymagane procedury, w tym zarejestrowanie Khema, oboje bez problemu przeszli przez barierki ograniczające.
Jakiś „imperialny" wyrzucił próbującego się przedostać cywila. Na Nemmip tego typu akcje już nie wywierały zbyt dużego wrażenia. To po prostu było Imperium, które miało taką, a nie inną mentalność.
Dziewczyna zauważyła też, że wprost na nią i jej kompana idą trzy postacie – dwóch Trandoshan oraz cyborg. Prawdę mówiąc, Uczennica po raz pierwszy widziała cyborga, a Khem człowieka z tak dużą ilością mechanicznych wszczepów. Ciekawe, co musiało się stać, aby do tego doszło.
Trójka przystanęła tuż przed nimi. Jeden z Trandoshanów szepnął swojemu zwierzchnikowi:
— Mój panie, czy ta cienkoskóra nie jest przypadkiem nową zabawką złotowłosej Zash? — Syknęła jaszczuropodobna istota do swojego Mistrza.
Trandoshanie byli podobnych gabarytów, co Khem, ale mieli łuski i charakterystycznie syczeli. Niestety Nemm nie rozumiała ich dziwnego języka. Rasa ta specjalizowała się w polowaniach na przeróżne istoty, wręcz można byłoby powiedzieć, że była to ich tradycja, którą namiętnie kultywowali.
Lord odwrócił się w stronę swojego poddanego i rzucił mu władcze spojrzenie.
— Milcz — rozkazał — zachowaj swoje syczenie dla siebie.
Trandoshianin ukłonił się i oddalił kilka kroków w tył, aby nie przeszkadzać swojemu panu w rozmowie. Podobnie uczynił i drugi osobnik.
— Co do ciebie... niewolnico. — To słowo było niczym cios dla dziewczyny. Myślała, że czasy „niewolnicy" skończyły się na Korriban. — Darth Skotia chce przejść, więc lepiej zejdź mu z drogi — odparł cyborg.
— Skotia może zaczekać — powiedziała Wrażliwa, trzymając ręce na biodrach. Towarzyszący jej Khem był zadowolony, że potrafi się postawić każdemu bez względu na to, kim jest.
Cyborg wściekł się. Już był gotów dosięgnąć swojego miecza świetlnego, jednak cofnął rękę – nie mógł sobie pozwolić na akt przemocy w miejscu publicznym. Wziął głęboki, świszczący przez przeróżne urządzenia wdech.
— Przekaż swojej mistrzyni wiadomość ode mnie: Mam na nią oko i wiem o wszystkim. — Ponownie zaczerpnął powietrza. — Powiedz jej to. I wiem, co chce zrobić na tej planecie. — Kolejny wdech. — Ty i twoja mistrzyni zaszłyście już stanowczo za daleko, ale na szczęście to skończy się tutaj. Ja i tylko ja mam klucz. Poinformuj ją o tym. — Ostatnie zdanie powiedział wręcz mechanicznie.
Przez kolejne paręnaście minut Nemmip wysłuchiwała elaboratu tego dziwnego człowieka. Jakim prawem on mógł sądzić, że ani ona, ani Zash nie mają żadnej przyszłości związanej z Zakonem? To było niedorzeczne. Gdy wreszcie zapadła błoga cisza, Nemm postanowiła wtrącić swoje trzy grosze.
— Jak myślisz? — Uśmiechnęła się zawadiacko do Khema. Potwór wiedział, że ten uśmiech mógł oznaczać tylko jedno. — Dasz radę go zjeść?
Monstrum przez chwilę rozmyślało wszystkie możliwe scenariusze konsumpcji cyborga.
— Wydaje się, że jest bardziej maszyną, niż człowiekiem — stwierdził. — Nie będzie się dobrze trawił — dodał po chwili namysłu.
— Ha! Głupcy! — krzyknął ciemnoskóry cyborg i przepchnął się między nich, a barierki.
Wrażliwa odprowadziła wzrokiem tego niezbyt przyjaznego człowieka... albo maszynę. Sama już nie wiedziała, kim tak dokładnie jest. Po chwili wraz z Khemem ruszyła przez opustoszałą salę w kierunku wyjścia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro