Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11: Wiadomość od Darth'a

Miał jeden wielki mętlik w głowie, myśli toczyły wojnę między sobą. Sumienie napierało na jego umysł, rozsądek zaś próbował go odepchnąć. Po prawej stronie widział Harkuna. On go zawsze wspierał, wróżył świetlaną przyszłość u boku stojącej przed nim blondynki. Miał być najlepszym członkiem Zakonu Sithów w całej Galaktyce. Bo był Sithem. Bo miał to we krwi.

Co miał jej odpowiedzieć? Że przez cały czas oszukiwał? Odkąd dostał do ręki miecz treningowy? Że ma tak śmieszną ilość midichrolianów, że wszystko sprawia mu trudność? Że nie potrafi nawet dobrze walczyć, a co dopiero używać Mocy? Że Spindrall nie zaliczył jego próby?

Jego przeciwniczka, mimo że jej nienawidził, miała do tego wszystkiego predyspozycje. Nawet nie przechodziła szkoleń, a jej styl walki powalał na kolana. Althe zastanawiał się, dlaczego ona, niewolnica z zerowym doświadczeniem, jest lepsza od niego. Nawet nie miała żadnego pochodzenia, które mogłoby to uwarunkować. Chociaż... nie wiadomo było, kto był jej ojcem. Sithowie często zapuszczali się w tamte rejony. Po co mieliby przepłacać w burdelach na Nar Shaddaa?

— Czy ty przyniosłeś mapę z grobowca Nagi Sadowa? — Przegonił jego myśli głos Lady Zash.

Teraz Ffon rozważał wszystkie możliwe do zrealizowania scenariusze. Z jednej strony bardzo pragnął zostać uczniem Zash. Byłoby to spełnieniem jego marzeń. Z drugiej strony zmarnowałby potencjał, stojący przed nim. Dziewczynę, która ujarzmiła Dashade'a. Był jednak Sithem i zdawał sobie sprawę, że Imperium nigdy nie było i nigdy nie będzie sprawiedliwe.

— Ja... ja, j-aa — zaczął, jąkając się. Przyniósł czy nie? Stanął przed najtrudniejszą decyzją, która mogła zmienić całe jego życie. — N-nie — szepnął cicho, a potem powtórzył głośniej — nie. Nie przyniosłem... nie przyniosłem. Przepraszam, przepraszam — powtarzał ciągle. Dlaczego to powiedział? Czemu nie powiedział tak? Przecież miało być inaczej, miał skłamać.

Twarz Lady Zash wykrzywił grymas niezadowolenia. Nadzorca i jego uczeń okłamali ją. Zdała sobie sprawę, że nie tylko teraz, tylko przy każdej możliwej próbie. Ona już wybrała ucznia. Na koniec pobytu na tej przeklętej planecie chciała dokończyć kilka spraw.

— Harkun, ty debilu — zabrzmiał jej głos. — W jakiejkolwiek innej grupie dla jakiegokolwiek innego Lorda ta młoda dziewczyna — wskazała wściekle ręką na Wrażliwą — rozerwałaby innych akolitów na strzępy. Co chciałeś tym udowodnić? — Wpatrywała się morderczym wzrokiem w nadzorcę. Ten złożył ręce i oparł je o czoło, jakby błagał jakąś siłę wyższą o pomoc. — Że możesz przechytrzyć mnie? Że wiesz lepiej ode mnie, kogo potrzebuję na ucznia? — Wyciągnęła ręce w stronę dwóch mężczyzn i puściła błyskawice, które poraziły Ffona. Wydarł się z bólu na całą Akademię. Po chwili opadł bezwładnie na ziemię. Harkun odsunął się kilka kroków od trupa. Był oszołomiony zaistniałą sytuacją.

— Tu jest twój pupilek, nadzorco. Uczennico — zwróciła się do dziewczyny twardo — spotkaj się ze mną w moich komnatach na górze. — Po chwili zniknęła w czeluściach korytarza.

Nemmip kiwnęła tylko głową, na znak, że zrozumiała. Była uradowana, iż to wszystko się tak zakończyło. Stała w ciszy z Harkunem i Khemem. Nadzorca wyczekiwał, aż Lady Zash odejdzie na tyle daleko, aby nie zdołała usłyszeć ich rozmowy. Zapewne ostatniej.

— To jeszcze nie jest koniec — wycedził przez zęby. — Bez Lady Zash, która cię ochroni, jesteś nikim. Mam znajomości. Znajdę cię, gdziekolwiek pójdziesz. — Zagroził jej.

— Niezła gadka jak na taką gnidę — zripostowała zręcznie dziewczyna.

Harkun zacisnął pięści i poczerwieniał. Był wściekły, że ktoś taki jak ona jeszcze ma czelność go obrażać. Za to, że przeszła próby bez szwanku, powinna mu dziękować.

— Zejdź mi z oczu, niewolnico — wykrztusił wściekle. — Twoja nowa mistrzyni czeka na ciebie na górze.

Wrażliwa zamiotła spaloną szatą i odwróciła się na pięcie. Szła w kierunku schodów. Była ciekawa, jak długo zostanie i czy jeszcze w ogóle tu wróci. Mimo wszystko bała się nowych światów. Tutaj się urodziła, na Korriban, i mimo wszystko to będzie jej dom. Może nie wymarzony, ale dom. Tutaj spędzała wszystkie chwile z matką, tutaj ona opowiadała jej o swoim życiu. Tu się uczyła, zdała wszystkie próby, nienawidziła, bała się, zabijała i rozmawiała. Nawiązała nowe kontakty, poznała sprzymierzeńców i wrogów. Zdobywała grobowce, odkrywała ich sekrety. Poznała Imperium od podszewki. Było jej szkoda tych wszystkich niedocenionych chwil na tej czerwonej, piaszczystej planecie.

Nemmip stanęła przed wejściem do komnaty Lady Zash. Nigdy nie podejrzewała, że zajdzie aż tu i będzie rozmawiać ze swoją Mistrzynią. Wzięła głęboki wdech i poprawiła zniszczoną szatę. Zrobiła krok w przód. Znalazła się w korytarzu prowadzącym do pokoju. Dumnie kroczyła w jego stronę.

Samo biuro nie było jakoś bogato wyposażone. Na podwyższeniu stało masywne, szare biurko. Przed nim, na podłodze, były ustawione krzesła z obu stron. Pewnie dla interesantów. Zarówno po prawej, jak i lewej stronie, we wgłębieniach, stały posągi trzech zakapturzonych Sithów. Były podświetlone na czerwono, co dawało im złowieszczy wygląd.

Zash siedziała zadowolona przy swoim biurku, pomiędzy dwiema flagami Imperium - białymi, zdobionymi sześciokątami na czerwonym jak krew polu.

— Ahh — westchnęła na powitanie — moja wspaniała, nowa uczennica. Gratuluję.

— Dziękuję za danie mi takiej szansy — zwróciła się Nemmip do swojej Mistrzyni.

— Zapracowałaś sobie na nią, moja droga uczennico. — Dziewczyna weszła na podwyższenie, zostawiając swojego wielkiego towarzysza z tyłu. — Właśnie spoglądałam na tę zdumiewającą mapę, którą przyniosłaś i mogę powiedzieć, że przed nami mnóstwo pracy — stwierdziła, gdy dziewczyna była wystarczająco blisko.

— Co dokładnie przedstawia ta mapa? — zapytała Wrażliwa. Była ciekawa, co znajdowało się w dysku, dla którego prawie musiała poświęcić życie.

Mistrzyni posmutniała.

— Nie możemy tutaj o tym rozmawiać. — Rozłożyła ręce, wskazując na ściany. — Za dużo wrogich uszu. Musisz się ze mną spotkać na Dromund Kaas. Tam możemy więcej omówić.

Nemm szybko złożyła najważniejsze informacje w głowie, po czym rzekła:

— Dromund Kaas. Rozumiem.

— Spotkamy się w moich komnatach w Cytadeli Miasta Kaas. Tam możemy rozmawiać swobodnie o czekającej na nas pracy - bez strachu przed wrogimi uszami.

Dziewczyna nagle wyczuła zakłócenie Mocy. Jakby ktoś wdarł się w pole, gdzie rozmawiały. Zignorowała to ostrzeżenie. Być może miała już paranoję.

Lady Zash wstała zza biurka, a następnie schyliła się do skrytki pod nim. Wyciągnęła z niej metalowy, błyszczący przedmiot. Był to miecz świetlny. Wrażliwa natychmiast rozpoznała ten charakterystyczny kształt.

— To jest miecz świetlny, który miałam, gdy sama byłam uczennicą — wyjaśniła. — Chciałabym, abyś go miała. — Podała delikatnie broń Nemmip. Dziewczyna uścisnęła mocno rękojeść - była gładka, wykonana ze srebrnego metalu. Podrzuciła go kilka razy w górę. Okazał się niesamowicie lekki. Za lekki jak dla niej. Jednak to nie miało znaczenia, bo miała swój miecz świetlny. Mimo że nie stworzyła go, to był dla niej idealny. Wpatrywała się triumfalnie w przedmiot, który sprawił jej tyle radości. Palcami wymacała przyciski uruchamiające i wyłączające broń. Instynktownie wcisnęła jeden z nich. Rękojeść lekko zadrżała, wydobywając ze swojego wnętrza ostrze o kolorze czerwonym, przeznaczonym dla Sithów. Wrażliwa wykonała kilka zamachów jedną ręką. Wszystko wychodziło lepiej, niż na tych treningowych mieczykach. Po chwili delikatnie chwyciła broń obiema rękami. Czerwona poświata lekko oświetlała twarz dziewczyny, nadając jej bladej skórze nienaturalny wygląd. Czuła bijące od ostrza przyjemne ciepło. Wręcz zahipnotyzowana wpatrywała się w czerwoną klingę. Po chwili odwróciła wzrok w kierunku Zash.

Lady zauważyła ogromną radość, wymalowaną na twarzy swojej uczennicy. Dobrze. Bardzo dobrze. Następnie Nemmip wyłączyła miecz i przypięła go do swojego pasa.

— Będę siać nim spustoszenie, gdziekolwiek pójdę — rzekła z dumą w oczach.

— Wspaniale. Nie wątpię, że tak będzie — odpowiedziała zadowolona kobieta. — Teraz zapamiętaj — upomniała ją. — Cytadela. Dromund Kaas. Ważne jest, aby zacząć pracę najszybciej, jak to tylko możliwe. — Wyszła zza biurka i powoli podążała w kierunku wyjścia. Jej uczennica i jej potwór poszli za nią.

Zash wyszła w końcu ze swojej tymczasowej komnaty. O ile to ściernisko można było nazwać komnatą. Kątem oka spostrzegła grupkę akolitów, stojących obok jej wejścia. Kiwnęli głowami na powitanie. Nie powtórzyła znaku. Nie miała na to najmniejszej ochoty. Udała się w kierunku swojego prywatnego statku, aby nareszcie odlecieć z tej przeklętej planety na Dromund Kaas.

Nemmip widziała znikającą z pola widzenia sylwetkę blondynki. W drodze wyrzuciła do kosza swój stary miecz treningowy. Nie miała zamiaru nosić niepotrzebnego balastu.

Nagle zza ściany wyłoniła się grupa mężczyzn. Jeden bardzo dobrze zbudowany. Miał mocno ciemną karnację, czarne włosy i równie czarne oczy. Nosił ciężką, przetartą, czerwoną zbroję. U boku dzierżył miecz. Towarzyszyło mu jeszcze dwóch. Byli miernej budowy, o głowę niżsi od Nemmip. Wręcz nie nadawali się do walki.

— Zatrzymaj się, niewolnico — rozkazał jej ciemnoskóry. — Darth Skotia ma wiadomość dla ciebie.

— Podaj mi tę wiadomość — powiedziała krótko.

— Wiadomość jest taka: nie polecisz na Dromund Kaas — odpowiedział szybko. — Wszystko, co tu zrobiłaś, wszystko, z czym się uporałaś, włączając Lady Zash, jest nieaktualne.

Jak to nieaktualne? Kim jest Darth Skotia? Kim jest człowiek stojący przed nią? Po co tu przyszli? Po nią? Dlaczego teraz, gdy właśnie została uczennicą Zash? Czy to sprawka Harkuna? Nie wiedziała. Nic nie wiedziała. Ciekawe, kiedy odnajdzie odpowiedzi. I czy kiedykolwiek to zrobi.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro