Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

009. LIŚCIE I JESIEŃ

                W mieszkaniu pachniało naleśnikami i jajecznicą, kiedy Amaya otworzyła oczy, nie będąc w stanie określić, która była godzina. Jej budzik jeszcze się nie włączyć, więc nie mogła już minąć ósma rano. Kilka promieni słońca wpadało przez białe zasłony i oświetlało salon, w którym spała. Dziewczyna, przeciągając się z ziewnięciem, przetarła oczy i westchnęła przez to, że była sama w pokoju. Słyszała, jak w radio cicho leci Bitter Leaf od Leaks, a Irene smażyła bekon gdzieś za drzwiami kuchni. Kiedy Amaya tak leżała i przez pierwsze kilka minut kontemplowała swoje życie, wspomnienia z ostatniej nocy powoli do niej wróciły. Latarenki, śmiech Chrisa, gdy żartobliwie ją szturchał, mądra rada Josha i oczy Matta patrzące na nią ponad płomieniami.

Swoją drogą, ładnie wyglądasz.

Z westchnieniem odwróciła się, by poklepać podłogę w poszukiwaniu swojego telefonu. Wszystko, co wydarzyło się poprzedniej nocy, wydawało jej się snem, z którego właśnie się obudziła i przez to jej żołądek boleśnie się skręcił. Nie chciała, żeby to był sen. By to wszystko było tylko wytworem jej wyobraźni. Ale sądząc po ubraniach Rosaly leżących na podłodze, które znalazła zamiast telefonu, to musiała być prawda. Nie było mowy, żeby Amaya zabrała je z innego względu niż Joshuę, który kazał jej je założyć na imprezę z okazji nowej kolekcji Jonny'ego.

Kiedy dziewczyna w końcu dotknęła swojego telefonu, podniosła go i położyła się ponownie, z ekranem tuż nad jej twarzą, kilkukrotnie zamykając i otwierając zmęczone oczy. 7:47. Jej budzik i tak wkrótce zacząłby dzwonić, więc Amaya nie zawracała sobie głowy narzekaniem na utracone dziesięć minut snu. Poranek tutaj był zbyt przyjemny i piękny, żeby w ogóle na cokolwiek narzekała. Tęskniła się za tym... Budzeniem się bez natychmiastowego uderzenia niepokoju. Patrzeniem w lustro bez obawy, że Connor pojawi się za nią. To było prawie zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.

Otwierając Instagrama, brunetka nie zauważyła nic nowego. Kilka osób pytało o tatuaż, ale tak wcześnie rano nie wzbudziło to jej zainteresowania. Weszła tam tylko po to, żeby zobaczyć odpowiedź Matta na wiadomość, którą wysłała poprzedniego wieczora.

Nic.

Dziewczyna usiadła ze zmarszczonymi brwiami i wbiła wzrok w ich konwersacje.

To było dziwne. Może po prostu jeszcze się nie obudził i dlatego nie odpisał? Z drwiną frustracji upuściła telefon na kolana i przetarła oczy wierzchem dłoni. Siniaki nadal bolały, ale przynajmniej już nie krzywiła się z bólu.

Swoją drogą, ładnie wyglądasz.

Czy powiedział to tylko dlatego, że zatuszowała siniaki?

Kręcąc głową, Amaya przerzuciła nogi przez krawędź łóżka, aby wstać. Słyszała ciche chichoty dochodzące z kuchni, dlatego uśmiechnęła się, słysząc, jak świetnie mieli się Irene i Sebastian. Byli cudowni. Jako nastolatka, czytająca co najmniej jeden romans tygodniowo, Amaya zawsze marzyła o tym, aby jej przyszłość wyglądała właśnie tak. Szczęśliwy związek, dom pełen miłości, uczciwości i zaufania. Miejsce pracy, które by jej nie zanudziło. Czasami dziewczyna pragnęła w przeszłości dokonać innych wyborów. Cofnąć się w czasie i zdecydować, że nie będzie realizować swojego marzenia, ale robić to, czego oczekiwali od niej rodzice. Studiować architekturę, tyrać w pracy, póki nie odniesie sukcesu i będzie bogata. Bo oni nie mogli tego zrobić. Chcieli, żeby zrobiła to ich najstarsza córka.

May z westchnieniem udała się do łazienki. Może jej młodszej siostrze uda się spełnić marzenia rodziców. Ponieważ Amaya z pewnością tego nie zrobiła. Postanowiła zignorować swoje odbicie w lustrze, raczej z przyzwyczajenia, a w zamian umyła twarz i zęby zapasową szczoteczką do zębów, którą Irene zawsze zostawiała dla niej na zlewie. Zakręciła wodę, wytarła twarz ręcznikiem i rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swojej kosmetyczki, aż w końcu coś sobie przypomniała. Zostawiła ją w studiu, kiedy wczoraj się szykowała. Z frustracji szczypiąc się w nos, zdecydowała się po prostu zrobić makijaż na miejscu i wyszła z łazienki, aby spotkać się z Irene i Sebem w kuchni.

– Jak leci, imprezowiczko? – Mężczyzna roześmiał się, gdy tylko ją zobaczył, poruszając przy tym brwiami.

Amaya tylko pokręciła głową ze śmiechem.

– Nie imprezowałam aż tak bardzo. Wypiłam tylko puszkę piwa korzennego, siedziała z trojaczkami i ich przyjaciółmi na podwórku, z daleka od faktycznej imprezy – wyjaśniła, a Irene odwróciła się do niej z uśmiechem.

– Musisz mi trochę opowiedzieć o tych twoich nowych przyjaciołach. Trojaczki, co? Którego z nich lubisz najbardziej? – Kobieta skrzyżowała ramiona na piersi, opierając się o blat i patrząc na nią analizującym, ale ciepłym wzrokiem. Prawie jak matka.

– Nie powiedziałabym, że któregoś lubię bardziej lub mniej, ale z Mattem dogaduję się najlepiej. Poznałam Chrisa wczoraj wieczorem, jest bardzo miły i zabawny. Ale nie wiem, jak z Nickiem. Dogadujemy się i żartujemy, ale nie mieliśmy takiej chwili, żeby nawiązać jakąś więź – wyjaśniła, siadając na jednym ze stołków barowych i unikając patrzenia na Irene.

– Ich, już słyszałam o tym Matcie. Seb czasem nie potrafi trzymać języka za zębami. – Irene roześmiała się, patrząc na swojego chłopaka, który zmarszczył brwi.

– O czym ty do cholery mówisz? – odpowiedział, machając ramionami z urazą.

Kobieta tylko prychnęła, podchodząc do niego i kładąc dłoń na jego ramieniu, aby się uspokoił.

– Cicho, kochanie. W porządku, jesteśmy tu tylko ja i May. Nikt inny nie dowie się, że gadasz przez sen. – Zachichotała, po czym złożyła krótki pocałunek na jego policzku, nim wróciła do kuchenki i przewróciła jeden ze swoich słynnych naleśników z kawałkami czekolady.

Amaya poczuła, że prawie ślini się na wspomnienie tego smaku i zamrugała kilka razy, próbując odzyskać spokój.

– Mówiłem o tym dzieciaku przez sen? – zapytał Seb, niemal przerażony, gdy patrzył, jak jego dziewczyna kręci się po kuchni.

– Powiedziałeś, że złamiesz mu szczękę, jeśli skrzywdzi May czy coś takiego. To była ciężka noc.

Amaya nie mogła powstrzymać się od prychnięcia i szybko zakryła usta dłonią, patrząc na Sebastiana z rozbawieniem.

– To dziwne... – stwierdził mężczyzna, siadając obok May i szturchając ją, aby przestała się z niego śmiać.

– Śniłam ci się. W sumie to słodkie. Ale zdecydowanie martwisz się o niewłaściwą osobę. – Zachichotała, upijając łyk soku pomarańczowego, który Irene wcześniej im nalała.

– Och, zaufaj mi. Sny, w których przyjebałem Connorowi? Pamiętam je doskonale. To moje ulubione. – Seb uśmiechnął się do swojego talerza na to wspomnienie.

– Nie udawaj, że wygrałbyś z nim w bójce. Wykonałbyś pierwszy cios tylko dlatego, że by się tego nie spodziewał. Później skończyłoby się na twoim pobycie na ostrym dyżurze – wtrąciła Irene, jednocześnie stawiając przed nimi stos naleśników.

– Nie wierzysz, że potrafię się bić?

– Nie. Nie wiem. Ale wolę żyć w takim przekonaniu. – Kobieta ze śmiechem rozłożyła na stole wcześniej przygotowane jedzenie, zanim sama usiadła. – Poza tym mam już dość siedzenia na ostrym dyżurze. Wystarczy nam na ten rok.

Amaya roześmiała się, krojąc naleśnik na kawałki.

– Swoją drogą, jak twoja ręka?

Chwyciwszy bitą śmietanę, May spojrzała na kobietę, która tylko się do niej uśmiechnęła.

– Dobrze. Seb pewnie zrobił z tego wielkie halo, ale nic mi nie jest.

Sebastian podniósł wzrok z zaciśniętymi ustami i urażonym grymasem na twarzy. Jego spojrzenie krzyczało „Mówisz, że dramatyzuję?", co wywołało śmiech kobiet.

– Lubisz robić sceny – zgodziła się Amaya, wkładając do ust kawałek bekonu.

Seb pospiesznie przełknął jedzenie, aby odpowiedzieć i podniósł jeden palec, aby je skarcić.

– Ale kłamiesz. Nie mogę uwierzyć, że tak mówisz.



⋆。 ̊ ☁ ̊。⋆。 ̊☽ ̊。⋆



                – Wygląda zajebiście – sapnął Joshua, próbując dojrzeć swoją łopatkę w studyjnym lustrze Amayi. Dziewczyna z uśmiechem sunęła po podłodze swoim krzesłem, sprzątając bałagan.

– No oczywiście, ja go zrobiłam – odpowiedziała, przez co on się zaśmiał.

– Okej, odpuść sobie, laleczko.

May natychmiast zamarła w miejscu i spojrzała na Joshuę z mieszanką niedowierzania i obrzydzenia.

– Kurwa, nigdy więcej tak nie mów. – Udała, że wymiotuje, wstając, żeby wyrzucić ręczniki papierowe.

Joshua tylko się roześmiał, zakładając z powrotem koszulkę i patrząc na zegarek.

– Zajęło to dłużej, niż myślałem. Ale zdecydowanie było warto. – Uśmiechnął się do May, która uniosła brwi.

– Może przydałoby się mi jakoś zapłacić, nie sądzisz?

Kąciki ust Josha opadły. Nawet o tym nie pomyślał.

– Och, tak, oczywiście! Ile chcesz? – Poklepał kieszenie w poszukiwaniu portfela, jednak Amaya parsknęła śmiechem, nie mogąc zachować powagi.

– Nie, spokojnie. Nie martw się. Może kup ciasto dla pracowników czy coś, ale nie chcę od ciebie pieniędzy. – May skończyła sprzątać, zdejmując w końcu rękawiczki i wyrzucając je z westchnieniem.

– Nienawidzisz wszystkich ciast, z wyjątkiem tego różowego tortu dla dzieci z tym głupim kreskówkowym słoniem.

Dziewczyna z poważną miną wskazała na niego palcem.

– Nie waż się lekceważyć mojego ukochanego Benjamina Blümchena. Nie pamiętam zbyt wiele o mojej babci z Niemiec poza tym ciastem i tą kreskówką, więc lepiej jedz to ciasto z radością, bo inaczej... – Zmrużyła oczy, co sprawiło, że popatrzył na nią wyzywająco, dopóki jego uwaga nie skupiła się na otwierających się za nią drzwiach, a jego uśmiech zniknął, jakby wcale nie okazywał braku szacunku jej ulubionemu słoniowi.

– Ma obsesję na jego punkcie. Kilka miesięcy temu, kiedy u mnie nocowała, kazała mi włączyć tę bajkę, bo źle się poczuła. Nie żartuję. Nadal zna każde pieprzone słowo tej czołówki i krzyczała je na całe mieszkanie. – Seb roześmiał się, wchodząc do pokoju, a Amaya uśmiechnęła się na to wspomnienie.

– Cieszcie się, że Benjamin Blümchen ma krótką czołówkę. Bibi Blocksberg ma o wiele dłuższą i były trzy różne wersje na przestrzeni lat. Nadal znam je wszystkie na pamięć. – May uniosła wyzywająco brwi, patrząc na Joshuę, który tylko uniósł ręce w defensywie.

– Nie potrafię nawet wymówić imienia tego słonia, więc nie myśl, że chcę słuchać, jak śpiewasz wszystkie trzy piosenki z tej Bibi. Jedyne, co utkwiło mi w pamięci z zajęć niemieckiego w liceum, to Tschüss.

– Przynajmniej dobrze to wymawiasz. Mogło być gorzej. – Roześmiała się, spoglądając z powrotem na Seba, który z uśmiechem skrzyżował ramiona, najwyraźniej za bardzo napawając się tą sprzeczką.

Milczał trochę za długo, co skłoniło ją do wznowienia porządkowania półki z roślinkami, ponieważ w poniedziałek miał znaleźć się na niej nowy notek. Klientka od kilku tygodni planowała z nią swój pierwszy tatuaż i w końcu nadszedł czas, aby umieściła go na jej skórze. Znaczenie: czas na nową roślinę.

– Przyszedłem powiedzieć, że ktoś przyszedł zabrać cię na randkę.

Amaya prychnęła na myśl o tym, że Joshua szedł na randkę, a następnie popatrzyła na niego kpiąco.

– Więc to dlatego tak układałeś te włosy. Rozumiem... – May skrzyżowała ramiona z uśmiechem, podczas gdy Joshua zmarszczył brwi, patrząc na nią, a potem na Seba.

– Nie idę na żadną randkę?

– Nie mówiłem do ciebie – odparł Sebastian.

Obaj mężczyźni spojrzeli na Amayę, której kąciki ust powoli opadły.

– Dlaczego tak na mnie patrzycie? O czym ty mówisz? Ktoś po mnie przyszedł? – bąknęła, jej ręce opadły wzdłuż ciała, gdy musiała przestać droczyć się z Joshem.

Tym razem to on parsknął śmiechem, trzymając pięść blisko ust, żeby to ukryć.

– Connor tu jest? Dowiedział się? – Amaya szepnęła, podchodząc bliżej do Seba, a jej nagły strach starł uśmiechy z ich twarzy.

– O Boże, kochanie, nie. Nadal jest w Seattle, nie martw się. – Seb ujął jej twarz w dłonie, aby zapewnić ją, że jest bezpieczna.

May powoli skinęła głową, wypuszczając ciężki oddech z płuc. Joshua podszedł, żeby pogładzić ją po plecach, po czym spojrzał na ich szefa.

– Więc kto to?

– Trojaczek. Czy był w ogóle jeden dzień, w którym nie był w salonie, odkąd zrobił sobie pierwszy tatuaż? – Roześmiał się, puszczając Amayę i wskazując drzwi. – Czeka na ciebie w holu.

Dziewczyna zdezorientowana się rozejrzała, nie wiedząc, co powinna ze sobą zrobić. Sebastian ewidentnie miał na myśli Matta. Trojaczek, który zrobił tu sobie pierwszy tatuaż. Ale przez cały dzień nie odpisał na jej wiadomość. Myślała, że zmienił zdanie i już jej tam nie chciał. Wolał spędzić czas ze swoją grupą przyjaciół.

W pełni by jej to odpowiadało, gdyby to po prostu jej powiedział, a nie ją zignorował. Ale teraz tu był, więc czego mógł chcieć?

– Tak, okej, uspokój się. To tylko Matt – powiedział Joshua, chwytając ją, żeby przestała chodzić po pomieszczeniu w transie. Z westchnieniem obrócił dziewczynę w ramionach tak, aby mogli stanąć ze sobą twarzą w twarz. – Weź się w garść, laleczko.

– Fuj, Joshua, co do cholery? Kazałam ci przestać tak mówić! – jęknęła May, uderzając go, a ten zachichotał.

– Przynajmniej udało mi się wyrwać cię z tego transu myśli. A teraz idź zobaczyć, czego chce, zamiast wymyślać straszne scenariusze. – Odwrócił ją ponownie twarzą do drzwi i wypchnął na korytarz. – Pa, pa.

Kiedy Amaya ponownie zaczęła narzekać, Seb z uśmiechem zamknął jej drzwi do jej własnego studia tuż przed twarzą, zostawiając ją samą na korytarzu, bez innego wyjścia, jak iść do holu, łazienki lub innego studia. Z westchnieniem zdała sobie sprawę, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłoby spotkać się z Mattem i odsunąć na bok zamartwianie się. Może po prostu wpadł się przywitać, ale nie odczytał wiadomości, bo nie było go cały dzień na Instagramie. Zdecydowanie za dużo myślała...

Poprawiając dotychczas podciągnięte rękawy, Amaya udała się do holu, gdzie zobaczyła Matta stojącego przy jednej ze ścian, na której prezentowano prace amatorskich artystów. A konkretnie jej prace, bo to była jej ściana... Matt nie zauważył jej, dopóki nie zatrzymała się obok niego, patrząc na własne projekty tatuaży.

– Który podoba ci się najbardziej? – Zdecydowanie nie o to miała zapytać, ale to wydawało się naturalne, zwłaszcza gdy uśmiechnął się i spojrzał na nią przez sekundę, po czym wskazał na liście o różnej wielkości, unoszące się na papierze jak na delikatnym, jesiennym wietrzyku.

– Ten... Przypomina mi dom. Jesień to moja ulubiona pora roku. W Bostonie jest wtedy pięknie.

– Nigdy tam nie byłam. Może powinnam pojechać tam jesienią. – Mówiła raczej z roztargnieniem, nie zdając sobie sprawy z ukrytego znaczenia jej słow. Może mogłaby go odwiedzić.

– Powinnaś. Oprowadzę cię, jeśli przyjedziesz. – Powoli odwrócił się w stronę dziewczyny.

Po tym, co powiedział, była nieco zdenerwowana. Oprowadzę cię, jeśli przyjedziesz.

Swoją drogą, ładnie wyglądasz.

Z westchnieniem spuściła wzrok na swoje stopy.

– Mogę ci w czymś pomóc? Planujesz wytatuować te liście? – zapytała niemal bez emocji, jakby rozmawiała z prawdziwym klientem.

– Planuję, ale nie dzisiaj. Przyjechałem po ciebie. – Jego dłonie zniknęły w kieszeniach, gdy niemal zestresowany odchylił się na piętach.

– Po mnie? – powtórzyła dziewczyna, w końcu na niego spoglądając.

Uniósł brwi, jakby to było oczywiste.

– Tak? Mieliśmy iść na plażę? Napisałaś do mnie, pomyślałem, że chcesz wpaść. – Matt wyjaśnił, przyglądając się jej uważnie, jakby źle odczytał jej zamiary. Jakby odniósł mylne wrażenie.

– Myślałam, że nie chcesz, bym przyszła? – powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy, tłumiąc potrzebę zakrycia dłonią ust.

– Dlaczego miałbym nie chcieć, żebyś przyszła? Zaprosiłem cię na imprezie Jonny'ego. Nigdy nie wycofałbym zaproszenia.

Wątpliwości Amayi w jakiś sposób rozbawiły chłopaka, który patrzył na nią z uśmiechem, gdy próbowała znaleźć odpowiedź.

– Nie odpisałeś mi, więc tak założyłam. – W końcu westchnęła, spoglądając na witrynę sklepową, gdzie złote promienie powoli zapowiadały zachód słońca.

– Nie odpisałem, żeby Connor tego nie przeczytał, kiedy wróci z Seattle. Swoją drogą, chyba powinnaś usunąć swoją wiadomość – wyjaśnił Matt, szturchając lekko Amayę, żeby nie wyglądała już na tak przytłoczoną. Nie zignorował jej celowo, tylko ze względu na jej bezpieczeństwo. Matt obiecał jej, że Connor nigdy się nie dowie.

– Powinnam... Tak – szepnęła May, trochę zdenerwowana faktem, że Matt był tak wspaniałomyślny. Ze wszystkich scenariuszy, które wymyśliła w ciągu ostatnich pięciu minut, ten z pewnością nie był jednym z nich.

– Jesteś gotowa? Już pytałem Seba, czy możesz wyjść trochę wcześniej.

Zachichotał, widząc jej zszokowaną minę i to, jak dziko ogląda się przez ramię w kierunku swojego studia. Jakby została zdradzona.

– Tak, daj mi chwilę, tylko wezmę swoje rzeczy. – Uśmiechnęła się do niego, a gdy skinął głową, zaczęła sunąć korytarzem w kapciach Josha. Też musiała sobie takie kupić, była z nimi niezła zabawa.

Kiedy Amaya wzięła torbę i zmieniła buty, wychodząc z zaplecza, stanęła twarzą w twarz z Joshuą i Sebem opartymi o drzwi jej studia i uśmiechającymi się do niej, jakby to było najzabawniejsze, co spotkało ich w życiu.

– Co? – May skrzyżowała ramiona na piersi, mierząc ich wzrokiem.

– Nic. Baw się dobrze, dzieciaku. – Seb uśmiechnął się niewinnie, szturchając Joshuę.

– Napisz do mnie, kiedy będziesz już chciała wracać. Wezmę twoje rzeczy od Seba, przyjadę po ciebie i bezpiecznie odwiozę do domu – powiedział Josh, na co May przewróciła oczami.

– Bo sama nie potrafię wrócić do domu – zadrwiła, a mężczyzna spojrzał na nią wyzywająco.

– Możesz spróbować. – Uniósł brwi. – Ale jeśli to zrobisz, ukradnę ci telefon i udostępnię sobie twoją lokalizację. Wtedy zawsze będę wiedział, gdzie jesteś.

– Przerażające. To ja lecę. – May uśmiechnęła się słodko, machając do nich, gdy szła korytarzem, by spotkać się z Mattem w holu.

– Gotowa? – zapytał, ponownie wsuwając dłonie do kieszeni i pozwalając swoim oczom błądzić po jej ciele. Wczoraj zdecydowanie wyglądała inaczej. Nie zrozumcie go źle, podobało mu się, ale to, jak była ubrana teraz? To było całkowicie w jej stylu. Bez żadnego konkretnego stylu. Tylko May i bardzo mu się to podobało.

Z uśmiechem ponownie na nią spojrzał, zdając sobie sprawę, że jej spojrzenie stało się niepewne, a ona zaczęła wygładzać nieistniejące zagniecenia koszulki.

– Wyglądasz pięknie, nie martw się. Chodźmy – polecił, otwierając drzwi salonu i przytrzymując je, gdy ta wyszła na zewnątrz z zarumienioną twarzą.

Jeśli na początku odniósł mylne wrażenie, bardzo za to przepraszam, ale nie miałem żadnych ukrytych zamiarów. Chciałem tylko znaleźć dobrą tatuażystką, której ufam, a zarazem nową przyjaciółkę w Los Angeles.

May przypomniała sobie te słowa, żeby zachować spokój. Connor błędnie to zinterpretował i ona też to zrobi, jeśli nie będzie w stanie zachować spokoju. Matt był zdecydowanie zbyt miły. Skinął głową, żeby poszła za nim wzdłuż ulicy i skręciła za rogiem na parking Targetu. Amaya zmarszczyła brwi.

– Idziemy po coś do jedzenia?

– Możemy, jeśli chcesz. Ale samochód Laury jest tu zaparkowany. Pożyczyłem go, żeby po ciebie przyjechać – wyjaśnił Matt, kopiąc kamień po drodze, po czym ponownie podniósł wzrok.

– Laura? – powtórzyła Amaya, rozglądając się po parkingu.

– Nasza menedżerka. To też mama Madi.

– Naprawdę? To super. Czyli to tak się poznaliście z Madi?

– W zasadzie tak. – Zaśmiał się, widząc jej nagłe zainteresowanie, i zdecydował poprowadzić ją do celu, ponieważ przekąski i napoje nigdy się nie marnowały.

Spędzenie z nią więcej czasu było naprawdę dobrym wyborem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro