Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

005. KŁAMSTWA I NIEUCZCIWOŚĆ


TW! napaść, znęcanie się

Kiedy Amaya otworzyła drzwi do mieszkania jej i Connora o dwudziestej drugiej, była zaskoczona, zastając ciszę. Być może postanowił pójść spać, zanim wróciła? Ostrożnie zamknęła drzwi, starając się nie wydawać żadnego dźwięki, gdy przekręcała zamek. Powiesiła torbę i kurtkę na wieszaku obok szafy na buty, po czym ruszyła w stronę korytarza. W salonie paliło cię słabe światło.

Przełknęła głośno ślinę, aby zwilżyć suche gardło, i przesunęła się do przodu, opierając jedną rękę o ścianę po prawej stronie, by poczuć jej chłodną powierzchnię. Jak to ją uziemiło. Jeszcze zanim zdążyła przekroczyć próg, wyczuł jej obecność.

– Gdzie byłaś? – Jego głos nie był groźny, ale raczej spokojny i apatyczny. Ale to tylko sprawiło, że był jeszcze bardziej przerażający niż wcześniej.

– Ktoś przyszedł, bo niechcący zerwał ochronną warstwę... To uszkodziło tatuaż, więc musiałam zostać dłużej. – Amaya stanęła w drzwiach i spojrzała na sofę, na której siedział z telefonem w dłoni. Odczytywał wiadomości. Miała wrażenie, że skłamanie na temat uszkodzenia tatuażu było w tym przypadku najbezpieczniejszą opcją. Przynajmniej było to wiarygodne. Ale to nadal było kłamstwo.

Czasami Amaya miała wrażenie, że kłamała tak często, iż sama zaczynała wierzyć we własne kłamstwa. Jakby jej mózg nie był pewien, co jest prawdziwe, a co nie.

– Zabawne. Bo Matthew właśnie podziękował ci za pomoc, mimo że to nie było nic takiego. – Connor zachichotał, wciąż nie odwracając głowy w jej stronę. Ale to nie znaczyło, że nie wyczuł, jak zamarła w miejscu.

Czytał jej wiadomości. Nie swoje.

– Kim do cholery jest Matthew, Amaya?

Chłopak rzucił komórkę na kanapę i podszedł do niej z surowym spojrzeniem.

– Klient, którego wczoraj tatuowałam – odpowiedziała jedynie chrapliwym szeptem. Jedna z pierwszych prawd, które wypowiedziała od wielu godzin. Nie zbliżaj się do mnie...

– Od kiedy rozmawiasz z klientami, jakby byli twoimi bliskimi przyjaciółmi? Od kiedy klienci flirtują z tobą przez wiadomości? I od kiedy uważasz, że ty możesz flirtować z nimi?!

Amaya zaczęła podnosić ręce przed siebie w obronnym geście, nie do końca pewna, jak mógł zinterpretować ich normalną rozmowę na Instagramie jako flirt, ale mówienie mu, że się myli, zawsze tylko pogarszało sytuację. Więc milczała, powoli się wycofując i próbuj ukryć w cieniu.

Jednak bez skutku. Chwycił ją za nadgarstki z taką siłą, że dziewczyna się skrzywiła.

– Nie masz nic do powiedzenia? Ostatnio wydawało się, że nie potrafisz trzymać języka za zębami – syknął, gdy przyciągnął ją do siebie, a jego oddech na jej twarzy zmusił ją do zamknięcia oczu. Jego paznokcie wbijały się w jej skórę niczym igły.

– Przepraszam... – szepnęła, a jej głos zabrzmiał jak jęk.

Connor prychnął i popchnął ją na ścianę korytarza.

– Nie chcę, żebyś kiedykolwiek jeszcze widziała się z tym facetem. Ani z nim rozmawiała – zażądał, przez chwilę wpatrując się w krew pod jego paznokciami, jednak postanowił to po prostu zignorować. Amaya chciała kiwnąć głową, żeby to wszystko dobiegło końca, ale mógłby wpaść w jeszcze większą wściekłość, gdyby Matt przyszedł jutro na spotkanie z Jonnym. Powinna powiedzieć Connorowi, zanim dowie się o tym skądś indziej.

– Być może przyjdzie jutro rano... Jego przyjaciel robi u mnie tatuaż – przyznała, unikając jego wzroku. Przez sekundę czuła jego oceniający wzrok.

– W takim razie powiedz mu, żeby wyszedł. – Connor uniósł brwi w wyzywający sposób, zmuszając ją do lekkiego potrząśnięcia głową.

– Nie mogę tego zrobić, Connor, to ktoś ważny dla Sebastiana. Jest dość popularny na YouTube i Instagramie, a Seb potrzebuje go ze względów reklamowych. Nie mogę tak po prostu tego zaprzepaścić, bo jesteś zazdrosny!

Amaya zakryła usta dłonią i otworzyła szeroko oczy, gdy uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała.

– Chcesz mi powiedzieć, że nie mogę być zazdrosny, kiedy moja dziewczyna flirtuje z innymi facetami.

Potrząsnęła maniakalnie głową, przyciskając się mocniej do ściany, gdy znów się do niej zbliżył.

– Chcesz mi powiedzieć, że nie mogę zmusić cię do ignorowania go? – zapytał ponownie, jego palce owinęły się wokół jej gardła, a nos przycisnął do policzka, gdy ta z niepokojem wstrzymała oddech. Za blisko... Kurwa, za blisko. – Cóż, w takim razie może powinienem sprawić, żeby zobaczył, do kogo należysz.

Jego palce wbiły się w jej skórę; w jej tchawicy nagle zabrakło powietrza. Serce ścisnęło się jej na myśl, że chciał ją skrzywdzić. Robił jej krzywdę.

– Connor, proszę... – jęknęła na jednym z ostatnich oddechów, ledwo będąc w stanie cokolwiek zarejestrować, kiedy zrobiło jej się ciemno przed oczami. Jedyną rzeczą, którą widziała, były jego zielone oczy wpatrujące się w nią.

– Jak inaczej mam mu to wyjaśnić? – warknął. Jego oddech musnął jej skórę i sprawił, że całe jej ciało zaczęło się trząść.

Kiedy Connor najwyraźniej miał już dość, odciągnął ją od ściany za gardło i wepchnął przez drzwi do salonu. Amaya potknęła się, unosząc dłoń do szyi, gdy tylko ją puścił. Zaczęła kasłać, musiała się trochę pochylić, bo jej plecy były zbyt słabe, by utrzymać ją w pozycji pionowej.

– Jutro wejdziesz do tego cholernego salonu dumna ze śladów, jakie na tobie dzisiaj zostawię!

Drewniana podłoga zaskrzypiała, gdy ponownie do niej podszedł. W chwili, gdy była na tyle silna, aby powoli się wyprostować i spojrzeć na niego, palący ból i ogłuszający dźwięk uderzenia sprawiły, że ponownie się potknęła. Uderzył ją.

Amaya skrzywiła się, próbując zapanować nad łzami, które napływały jej do oczu. Czuła pieczenie rany na kości jarzmowej. Pierścionek, który zawsze nosił, rozciął jej skórę.

– Proszę, Connor... – błagała. Szloch opuścił jej gardło, gdy poczuła, jak znów się przybliża.

– Nie zachowuj się, jakby to nie była twoja wina. Ciesz się, że jestem wyrozumiały i pozwalam ci uniknąć tego jednego błędu. Nadal cię kocham i wiem, że pewnie pragnęłaś uwagi. – Jego głos był pokryty słodyczą i drwiną, jego palce unosiły jej podbródek, by musiała na niego popatrzeć. – Pozwól, że obdarzę cię uwagą, której tak bardzo pragniesz.

Przynajmniej potem używał już ręki bez pierścienia...



⋆。 ̊ ☁ ̊。⋆。 ̊☽ ̊。⋆



                 Była 9:05, kiedy Amaya wbiegła do salonu zdyszana. Tego poranka nic nie układało się tak, jakby chciała. Padało, jakby miał nastąpić koniec świata. Metro, którym zwykle dojeżdżała do pracy, było odwołane ze względu na prace budowlane. Jej śniadaniowe tosty się spaliły, gdy próbowała zatuszować siniaki wykwitające na jej ciele... Bez skutku. Makijaż się zciastkował i wyglądał, jakby jej skóra miała się złuszczać jak u węża. Dlatego go zmyła i mentalnie przygotowała się na to, że Seb wpadnie w szał.

Kiedy drzwi się za nią zamknęły, poczuła, jak ubranie się do niej przykleiło, a włosy zaczęły moczyć drewnianą podłogę.

– Bardzo przepraszam. To był chujowy poranek... – Amaya rozejrzała się i zobaczyła trzy osoby przyglądające się z poczekalni, wygodnie siedzieli na brązowej skórzanej sofie i fotelu. Matt siedział w jej fotelu. Oczywiście. Nie mogła nawet odetchnąć.

– Wyglądasz jak przemoczony pies – skomentował Seb, podchodząc do niej z uśmiechem i próbując odgarnąć mokre kosmyki włosów z jej twarzy. Ale jego ręka natychmiast opadła, gdy odsłonił jej posiniaczoną i pociętą skórę. Mężczyzna cofnął się o krok, przez chwilę oceniając jej obrażenia, po czym powoli potrząsnął głową z niedowierzaniem. – O mój pieprzony Boże... JOSHUA!

Amaya szybko zmniejszyła dystans między nimi i położyła obie ręce na jego ramionach.

– Seb, naprawdę nic mi nie jest... To był tylko głupi wypadek.

Jednak mężczyzna tylko się zaśmiał. Joshua wyszedł na korytarz w kapciach, chcąc zobaczyć, dlaczego szef go wezwał.

– Wypadek, co?

– Tak... Na podłodze była mokra plama i się poślizgnęłam. Uderzyłam się w głowę. O drzwi. Ale nie martw się, Connor opatrzył moje rany. – Kolejne kłamstwo. Takie, o którym marzyła, aby przynajmniej wydawało się prawdziwe.

– Ach, tak? – mruknął Seb, dając Joshowi znak, by podszedł bliżej. – Popatrz na to. Uderzyła głową o drzwi, a Connor opatrzył jej rany. Jak miło!

Jego głos ociekał sarkazmem, a Amaya musiała ukryć niespokojny wdech. Nie wierzyli jej.

– I powiedz mi, czy ściskał cię za gardło, żebyś stała prosto, kiedy ci pomagał, czy zanim uderzyłaś się w głowę?

Przyłapana.

– Boże, May, to wygląda okropnie – powiedział cicho Joshua, w przeciwieństwie do Seba, starając się nie zwracać na siebie uwagi. – Przyniosę ci ręcznik i moje ubrania na zmianę. Usiądź spokojnie, maleńka.

Uśmiechnął się do niej czule, po czym rzucił Sebowi ostrzegawcze spojrzenie i obrócił się na pięcie, by ponownie przejść przez korytarz. Amaya westchnęła, zanim napotkała jego groźne spojrzenie. Wiedziała, że nie był na nią zły, ale miała wrażenie, że...

– Przykro mi, Seb, ja...

– Dzisiaj nocujesz u mnie. Bez dyskusji. Jeśli Connor chce zrobić scenę, może przyjść, kiedy tylko chce, aż do dwudziestej. Potem nie zobaczysz go przez całą noc. Jedna pieprzona noc spokoju. – Skrzyżował ramiona, po czym skinął głowę w stronę miejsca, na którym siedział jej klient, i zniknął na zapleczu, podobnie jak Joshua.

Zamykając na sekundę oczy i biorąc kilka uspokajających oddechów, Amaya pozbyła się kurtki i podeszła do trójki.

– Świetny początek. Bardzo mi przykro, że musiałeś czekać, Jonny. Bardzo miło cię poznać. – Uśmiechnęła się do mężczyzny, który jedynie machnął dłonią i odwzajemnił tę minę.

– Czekaliśmy tylko pięć minut, a twój szef jest bardzo miły.

Amaya skinęła głową, a jej wzrok powędrował w lewo. Siedziała tam dziewczyna, trochę młodsza od Matta, miała ciemne długie włosy, okrągłą twarz — była szalenie piękna.

– Jestem Madi. Chciałam zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Sama myślę o zrobieniu sobie tatuażu – wyjaśniła, uśmiechając się do niej jednocześnie uprzejmie i z zaniepokojeniem. Może nawet z litością. Amaya musiała odwrócić wzrok, żeby nie zacząć płakać.

Kiedy próbowała nawiązać kontakt wzrokowy z Mattem, jego spojrzenie było chłodne. Tak lodowate, że przez jej ciało przeszła fala dreszczy. O Boże... Po prostu zejdź mi z oczu. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

– Chodźmy do mojego studia. Szybko się przebiorę, a wtedy zaczniemy pracować nad twoim tatuażem – zaproponowała całej trójce, po czym poprowadziła ich korytarzem.

Po drodze spotkali Josha, który otworzył drzwi, kończąc rozmowę z Sebastianem na zapleczu.

– Tam... – Amaya otworzyła drzwi klientom, a oni zniknęli, podczas gdy ona stanęła twarzą w twarz z Joshuą.

W chwili, gdy ją zauważył, wściekły wyraz zniknął z jego twarzy i znów uśmiechnął się w ten kochający sposób. Jakby każda negatywna emocja mogła ją złamać, a on bał się być jej przyczyną. Bez słowa podał jej ręcznik i trzymane ubrania, gestem dłoni nakazując jej zdjęcie butów.

– Nie trzeba, Josh, naprawdę – odparła, ale on potrząsnął głową.

– Nie bądź głupia. Jeszcze się rozchorujesz.

Joshua zdjął swoje kapcie i naszykował je tak, aby mogła włożyć je, gdy tylko zdejmie trampki. Nie była do tego przyzwyczajona — do takiej uprzejmości. Zawsze byli dla niej mili, ale w tamtym momencie faktycznie się o nią troszczyli. Od ponad roku nie weszła do salonu z widocznymi siniakami, więc to raczej nie zdarzało się często.

– Dziękuję... – Westchnęła, zakładając kosmyki włosów za ucho.

– Nie musisz mi dziękować. Pospiesz się, nie każ swojemu sławnemu klientowi znowu czekać.

– A właśnie, podpisał ci już koszulkę?

Uśmiechnęła się na widok jego zadowolonej miny.

– O tak. Specjalnie kupiłem marker do tkanin, żeby przypadkowo nie zmyć podpisu. – Wyglądał na tak dumnego, że Amaya niemal zapomniała o własnych problemach. – Będę niedaleko, jeśli będziesz czegoś potrzebować.

Po posłaniu jej ciepłego uśmiechu udał się do własnego studia. Obserwując drzwi jeszcze przez kilka sekund, Amaya głęboko odetchnęła, a następnie poszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. W chwili, gdy dostrzegła swoje odbicie, nie mogła uwierzyć, że to ona. Deszcz zmył resztkę makijażu, który miał zatuszować siniaki. Wyglądały jeszcze ciemniej niż w lustrze w jej domu... Rana była zaschnięta, nadal czerwona... Kręcąc głową, Amaya po prostu odwróciła wzrok i zdecydowała się już nie patrzeć w lustro. Bluza Josha była jak koc, a świeże skarpetki w połączeniu z kapciami były jak zesłane z nieba.

Z całą pewnością potrzebowała dobrego nastawienia, żeby przetrwać ten dzień. Musiała przejść przez spotkanie z Jonnym i ignorować Matta najlepiej, jak tylko była w stanie.

Bała się, że Connor znowu ją skrzywdzi. Zrani ją, jeżeli będzie patrzyła na Matta zbyt długo... Nie patrz. Nie odzywaj się. Po prostu bądź jak cień i rób swoje.

Cień...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro