Rozdział 13
Czujesz się jak w zamknięciu. Chodź, nikt cię nie więzi. Próby przejścia do zakazanych miejsc się nie powiodły. A atak na któregoś z ochroniarzy nie wchodził w grę. Zresztą. W niebie? Jak można kogoś tam zabić? A na stołówce dają plastikowe sztućce. Straciłaś też poczucie czasu. Czujesz, jak by wszystko szło, nie w tę stronę co trzeba.
Pewnego dnia, gdy wyszłaś z pokoju, zobaczyłaś Angel Sansa rozmawiającego z Reapere. Niestety zauważyli cię od razu i zniknęli. Powoli traciłaś nadzieję, że z tond wyjdziesz. Do tego dochodziły częste spotkania z niejaką Ateną. Bo to ona z tobą przez cały czas rozmawiała. Na dźwięk jej imienia w tym miejscu przypomina ci się bogini z Greckiej mitologi. Jeżeli to, co mówił Error i Ink jest prawdą, oznacza to. . . . że Atena, jak i inni bogowie wyszli prosto z ich rąk. A dokładniej z gwiazd, które oni tworzyli. A Atena jest jednym z nich.
Dziś przesypiając, nie wiadomo ile czasu. Bo nie ma zegarka. Wstałaś i przebierając się, pokierowałaś się na stołówkę. Bo poczułaś. Że jesteś głodna. Bądź co bądź, ale jedzenie jest tu wyśmienicie dobre. Często twoje kubki smakowe porównują je do niebiańskiego jedzenia.
Weszłaś na stołówkę. . . . i twoje oczy zatrzymały się na jednym. . . . . . jedynym stoliku. Był to też jedyny stolik, który był zajęty. Na nim były butelki alkoholu, pieniądze, oraz inne pieniądze, które za chiny nie mogłaś odróżnić. Rozum jednak podpowiadał ci, że czarno czerwone banknoty i srebrno czarne monety są z piekła. A niebiesko białe banknoty oraz złoto białe monety są z nieba. Jednak nie to zwróciło najbardziej twoją uwagę. Największą uwagę zwróciły osoby. Demon, cały czarny jak smoła, jakiś obleśny potwór z wielką gębą jak u krokodyla, ubrany w czarny kostium. . . . . . Undyne z ReaperTale jako bogini walki, Demon Sans, oraz Reaper. . . . . A nie. . . . Jeszcze jedna. . . . .wyróżniająca się osoba z białym kostiumie i skrzydłach, oczywiście anielskich. Angel Sans. Jako jedyny nie był zadowolony z towarzystwa, które co chwila nalewało kolejne kieliszki alkoholu. Odór nieznośny. Zapach alkohol rozprzestrzenił się po całej stołówce. Jednak nie to było ważne. Angel Sans jako pierwszy cię zauważył. Nie był piany jak jego towarzysze. Czyżby przerwa w pracy. Najprawdopodobniej. Ale to nie wyjaśnia obecności Angel Sansa. Po Angelu reszta ferajny zwróciła na ciebie uwagę.
Reaper nie był tak mocno podpity tak, jak reszta towarzyszy. Kontem oka widzisz etykietkę na alkoholu. "Wódka z PIEKŁArodem" tak było na niej napisane. Pod spodem ognistymi liczbami widniała liczba 668% promili. Mówiąc wprost. Zatkało cię. Nawet nie wiedziałaś, że taka wódka może istnieć. I jeszcze oni się trzymają? To znaczy. Angel na pewno nie pił. Jego anielskie serduszko pewnie by nie wytrzymało. Reaper przez cały czas obserwuje cię z Angelem. O ile Angel próbuje to ukrywać, tak Reaper nie ma żadnej przeszkody. Wpatruje się w ciebie. . . . . Głęboko. . . . . Przeszywa ciało i duszę. A delikatnie podpity wzrok sprawia, że dodaje mu straszności. Nagle twój brzuch upomina się o jedzenie, wydając z siebie dźwięk. Oczywiście nie ominął cię śmiech ze stolika. Jak byś nie miała prawa być głodna. Nagle Undyne się odzywa.
-Mała. O tej godzinie stołówka zamknięta.-Pokazuje rozbawiona na okienko od stołówki, które jest zamknięte.
-Z kont mam niby wiedzieć która jest godzina?-Rzekłaś zdenerwowana. Reaper od razu ci odpowiedział. Nie był w humorze.
-A od czego masz rozum? Wystarczy zapytać jakąś osobę.-Towarzystwo śmieje się. Jakby Reaper powiedział przed chwilą najlepszy żart na świecie. Tylko Angel nic nie mówił i nie robił, to było trochę podejrzane. Tylko obserwował. Westchnęłaś zrezygnowana.
-Więc powiedz Reaperku ty mój kochany i wyjaw sekret łaskawy. Która jest godzina?-Ułożyłaś niezbyt dobry rym, by odgryźć się trochę. Towarzystwo zrobiło sławne "Uuuuuuuuuuu". Undyne powiedziała.
-Reaper. Ta mała cię ciśnie, jak chce.
-Zamknij się Undyne. Jest godzina 22:45. Czego tu chcesz.-Mówiąc to, Reaper bierze kieliszek i wypija go na raz, nawet nie wzdrygając się.
-Jestem głodna. I przyszłam, aby zaspokoić ten głód.
-Ta. Jasne.-Słychać w jego głosie niedowierzanie. Wywróciłaś oczami.
-Macie coś do jedzenia? Jakieś paluszki lub coś, co tam zawsze bierze się na zagryzkę?-Wszyscy spojrzeli się na siebie i nagle zaczęli się śmiać. Nawet Angel cicho zaśmiał się raz pod nosem, ale potem jego wzrok stał się obojętny.
-Na zagryzkę to ja mogę wziąć twoją duszę.-Odpowiedział rozbawiony Reaper.
-Właśnie. Ciekawe. Mały niewinny aniołek, który przyszedł, bo jest głodny. Chciałbym jej duszę.-Odezwał się Demon Sans i od razu odpowiedział mu Angel.
-To nie anioł. Jest to człowiek. Normalna jedno kolorowa duszyczka. Do tego jest pod obserwacją.
-Dlatego potrzebuje "Zagryzki".-Odpowiada czarny Demon.
-. . . . . He. . . . . mam lekarstwo ma twojego "głód".-Odpowiedział Reaper, uśmiechając się szyderczo. Zastanawiasz się, czy to przypadkiem nie jego blaster zatrzasnął na tobie szczęki.
-Co ty chcesz jej dać?-Zapytał Demon Sans wyraźnie rozbawiony.
-Jak to co? Siadaj mała.-Ma szyderczy uśmiech i magią przysuwa gwałtownie krzesło do stolika. Wzdrygasz się. Czy możesz mu zaufać? Angel nic nie mówi. Jest dalej obojętny. . . . . a z pustym żołądkiem nie widzi ci się iść spać. Z rezygnacją podchodzisz. Siadasz przy stoliku.
-Pięknie. Patrzcie jaka odważna. Liro. Idź po sok pomarańczowy.
-Po co?-Odzywa się potwór z gębą krokodyla.
-No przecież czystej wody jej nie dam.-Wody? O co mu chodzi? Chce nakarmić cię sokiem pomarańczowym? Potwór znika i wręcz po chwili wraca z litrowym kartonem soku pomarańczowego. Reaper przywołuje pstryknięciem szklankę i nalewa do niego soku. . . . . Następnie bierze wódkę. Wzdrygasz się. Chcesz już mu ją zabrać, aby nie nalewał. . . . Jednak on nalewa tylko jedną małą kropelkę. Następnie daje przed tobą.
-Pij od razu do dna. Dzięki temu nie będziesz już głodna.-Uśmiecha się dziwnie. Znowu twój brzuch daje się we znaki. Bierzesz niepewnie szklankę i szybko pijesz. Czujesz normalny sok pomarańczowy. Wypijasz ostatnią kroplę. Stawiasz szklankę. . . . i nagle czujesz, jak twoje gardło zostaje wyżarte od środka. Pali, piecze. Chcesz pić. Ale nie ma już soku pomarańczowego ani w szklance, ani kartonu na stole. Przełykasz szybko ślinę. Łapiesz się za gardło. Czujesz posmak krwi w ustach.
Towarzystwo tylko śmieje się z twoich poczynań. A Angel nie reaguje. Czujesz po chwili, jak brzuch zaczyna cię piec. Przez cały czas odchrząkujesz. Ale to nie pomaga. W końcu odchrząkujesz parę kropel krwi.
-Oko za oko, ząb za ząb.-Reaper uśmiecha się parszywie.
Więc to o to chodziło. Reaper odegrał się i to nie za jedno. . . . za Errora i za rymowankę. Chcesz poprosić o wodę. Ale nie zrobisz tego. Czujesz wściekłość. A najbardziej na Angela, który pewnie wiedział, co cię czeka. Ale on chyba w środku cieszy się jak małe dziecko z twojego pośmiewiska.
Dalej trzymając się za gardło, wstajesz i odchodzisz od stolika. Słyszysz dalej parszywy śmiech. "Jeszcze im pokaże". Myślisz. Jak tylko staniesz się silniejsza, zniszczysz ich wszystkich. A na pierwszy ogień. Pójdzie Reaper i Angel.
Gdy tylko przechodzisz przez drzwi i je zamykasz, od razu biegniesz do toalety. Zaczynasz płukać gardło wodą, jednak czujesz, że to tylko pogarsza sytuację. W końcu, gdy wypłukujesz ostatni raz gardło, widzisz krew na nieskazitelnie białym zlewie. Trunek naprawdę wypalił ci gardło. Przestajesz je płukać. Dalej pali cię jak diabli. Wychodzisz z toalety. Idziesz na "balkon".
Gdy dochodzisz, otwierasz drzwi i wychodzisz na zewnątrz. Wciągasz czyste powietrze nosem i od razu gardło bardziej daje ci się we znaki jeszcze mocniejszym bólem. Próbujesz ograniczyć wdechy. Jednak nie za bardzo ci to wychodzi. Chcesz już wrócić. . . . Gdy nagle. . . . . Kontem oka widzisz. . . . Powiewający przez wiatr brązowy szalik. . . . . Ktoś opiera się o drzewo . . . . .
=)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro