Tu-Du (cz.2 - ostatnia)
Witam ponownie!
Obiecałam, więc wstawiam ;P
Czy Tony przeżyje?
Czy Steve i Bucky staną się super-wujkami?
Czy jesteście ciekawi dalszego rozwoju wydarzeń?
A. TAAAAAK
B. Znowu zadajesz głupie pytania
C. Nie, po to tu przyszłam/przyszedłem, żeby nie czytać rozdziału
Kiedy masz recenzję do napisania, ale totalnie nie masz na to weny... xD -> Me :c
Okej, zapraszam do czytania!
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Dwie godziny później los pana Starka wciąż był nieznany. Jeden z lekarzy szybko przebiegł korytarzem, po czym wrócił, rzucając po drodze, że „pracują". Peter wiedział, że doktorzy robili wszystko, co w ich mocy. Widział, jak zaawansowana technologicznie jest Wakanda, więc zdawał sobie sprawę, że jeśli istnieje jakiekolwiek miejsce, w którym Tony mógłby zostać uratowany, byłoby to właśnie tu.
Jego stres jednak nie zmniejszał się. Z każdą kolejną minutą wzrastała niepewność, którą odczuwali wszyscy znajdujący się w pałacu. Steve co jakiś czas zerkał w stronę sali, na której operowany był pan Stark, Stephen przez większość czasu siedział zamyślony przy oknie, ale potem gdzieś wyszedł, Wanda popijała jakiś napój, a ciocia May oparła się wygodnie o poduszkę znajdującą się na kanapie i z napięciem na twarzy oczekiwała na werdykt.
Peter natomiast przemieszczał się po holu, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Chyba nigdy w życiu nie był tak zaniepokojony. Nawet stres, który czuł przed poważnymi egzaminami w szkole, był niczym w porównaniu do tego, co czuł w pałacu królewskim. Nie miał nawet ochoty pozwiedzać ani zadawać żadnych pytań, co zrobiłby, gdyby znalazł się tu w zupełnie innych okolicznościach – np. świętując zwycięstwo. Teraz jednak imprezowanie to ostatnie, na to miał ochotę.
Miał zamiar podejść do cioci i w spokoju posiedzieć z nią na kanapie, gdy nagle usłyszał nowy, podejrzanie dziecięcy głos.
- Peter!
Obrócił się w jego stronę i zobaczył Pepper, obok której stała mała, najwyżej pięcioletnia dziewczynka. Jego oczy rozszerzyły się, widząc, że dziecko trzyma panią Stark za rękę. Zaraz, czyżby...?
- Peter! – Powtórzyła z szerokim uśmiechem na twarzy. Zanim Parker zdołał zapytać, kim ona jest (mimo że miał pewne podejrzenia), dziewczynka wyrwała się Pepper i podbiegła do niego i dosłownie rzuciła się na jego nogi, kurczowo do nich przylegając. – Nareszcie!
Chłopak był tak zaskoczony, że zanim położył ręce na plecach małej, minęło kilka sekund.
- Em – zaczął, patrząc w dół w wielkie, pełne szczęścia, ciemne oczy. Jak pana Starka, pomyślał. – Hej?
- Hej!
W tej samej chwili podeszła do nich Pepper. Uśmiechnęła się, głaszcząc brzdąca po włosach.
- Peter, to jest Morgan – powiedziała. – Nasza córka.
Parker ponownie spojrzał na tulącą się do niego dziewczynkę. Była piękna. Dopiero gdy się jej przyjrzał, zauważył jeszcze więcej podobieństw między nią a Tonym. Ciemne włosy. Bystre spojrzenie. Nos – Nie, nos był Pepper.
- Miło mi cię poznać – odezwał się w końcu, posyłając jej szeroki uśmiech. Poczuł też ból w klatce piersiowej. Tak dużo go ominęło... Czy gdyby nie został zamieniony w pył, pan Stark pozwoliłby mu brać swoją córkę na ręce? Mógłby z nią siedzieć w salonie i rysować lub oglądać bajki! Mógłby...
Mógłby robić tyle rzeczy.
- Mamusiu! – wykrzyknęła Morgan, patrząc na rudowłosą. – On naprawdę jest taki jak opowiadał tata!
Nastolatek spojrzał na kobietę, zaskoczony. Pan Stark opowiadał swojej córce o nim?
- Pan Stark mówił ci o... o mnie? – spytał, spoglądając znów na małą.
- Tak! Mówił, że byłbyś najlepszym bratem na świecie! I obiecał, że sprowadzi cię z powrotem!
Peter poczuł, że w jego oczach gromadzą się łzy. Chyba nigdy w życiu nie był tak wzruszony. Gdyby nie wpatrująca się w niego Morgan, pewnie rozpłakałby się na środku korytarza.
- Czemu mówisz do taty „pan"? – spytała z ciekawością, ale w jej oczach widoczne było niezrozumienie. – Przecież to tata.
Parker nie wiedział, co odpowiedzieć. Otworzył usta, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. Stał nieruchomo, z rękami cały czas oplatającymi plecy dziewczynki i milczał.
Z sytuacji uratowała go Pepper.
- Chodź, Morgan. – Wzięła małą za rękę. – Przyniesiemy Peterowi te smaczne naleśniki, które jadłaś.
- Okej! – Brunetka od razu poszła za mamą, szeroko się przy tym uśmiechając.
Gdy zniknęły za zakrętem, Peter nawet nie próbował powstrzymywać dłużej łez, które nagromadziły się w jego oczach. Nie obchodziło go, że patrzy na niego kilkoro Avengersów. Nie obchodziło go, co mogą sobie o nim pomyśleć. Nie obchodziło go, że prawdopodobnie wygląda żałośnie.
Obchodziło go jedynie to, że Morgan nazwała go „bratem". To był jeden z najpiękniejszych momentów jego życia, a byłby jeszcze lepszy, gdyby pan Stark... gdyby pan Stark się już obudził i go przytulił. Ich przytulił, oboje.
Poczuł oplatające go ramiona i instynktownie wtulił się w osobę, która obok niego stanęła. Ciocia.
- Ćsiiiii – szepnęła uspokajająco, głaszcząc go po włosach.
Parker mocniej ją objął, ale uważał, by jej przy tym nie zranić. Potrzebował teraz bliskości drugiej osoby i z ulgą oparł policzek na ramieniu May.
- Nazwała mnie bratem – szepnął.
- Słyszałam. – Nastolatek był po prostu pewien, że kobieta się uśmiechnęła. – Jest słodka.
- Przesłodka.
Stali tak przez kilka długich sekund, dopóki Peter się nie uspokoił. W międzyczasie do holu wrócił Stephen, który, widząc w jakim jest stanie, podał mu paczkę chusteczek (Parker przyjął je z wdzięcznością i uświadomił sobie, jak Morgan dostała się do Wakandy – pan magik musiał otworzyć im portal, dlatego wcześniej zniknął), a jego peleryna otarła z jego policzków resztki łez.
- Woow. – Uśmiechnął się. – Naprawdę jesteś super ubraniem.
Peleryna jedynie wyprężyła się, jakby z dumy, po czym pofrunęła do siedzącego już przy oknie doktora Strange'a. Peter z May zajęli swoje miejsca na kanapie, a dosłownie minutę później do pomieszczenia wróciły Pepper z córką.
- Pete! – wykrzyknęła mała, niosąc w ręku pudełeczko z jedzeniem. – Są pyszne, polubisz je – powiedziała, wręczając mu karton.
- Skoro tak mówisz, to na pewno tak będzie. – Uśmiechnął się.
Kiedy otworzył pokrywkę, do jego nosa dostał się przyjemny zapach, uświadamiający go, jak bardzo był głodny. Wcześniej nie sądził, że da radę cokolwiek przegryźć, ale teraz musiał coś zjeść. Jego żołądek nieprzyjemnie się skręcił, a przede wszystkim nie chciał robić przykrości Morgan. Wziął więc do buzi pierwszego gryza i westchnął cicho.
- Pycha – powiedział tylko, po czym ukroił sobie kolejny kawałek.
Morgan usadowiła się obok niego na kanapie, a Pepper zajęła miejsce na pobliskim fotelu, dając porcję naleśników May. Ciocia przyjęła je z wdzięcznością i również zaczęła jeść, chwaląc dostarczone danie.
- Naprawdę potrafisz chodzić po ścianach? – spytała nagle dziewczynka, gdy odłożył puste już pudełko na pobliski stolik. Kiedy potwierdził, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Pokaż! Proszę, pokaż!
- Morgan – zaczęła Pepper.
- Jest w porządku – przerwał jej Parker.
Podszedł do ściany i zaczął się na nią wspinać, niczym prawdziwy pająk. Gdy był prawie pod sufitem, obrócił się i przykucając tak, że opierał się stopami i plecami o gładką powierzchnię, pomachał do Morgan.
- Woooooo! – wykrzyknęła, zachwycona. Następnie zaklaskała, podskakując lekko w miejscu. – Mamusiu, widzisz? Widzisz?
- Tak, kochanie – odparła łagodnie rudowłosa, głaszcząc córkę po włosach.
- Ci nowy bohaterowie. – Sam przewrócił oczami, przypatrując się rozgrywającej się scenie.
Steve i Bucky jedynie uśmiechnęli się pod nosem.
- Ach, Sam nie może przeboleć, że dzieciak jest lepszy od niego – westchnął Barnes, wygodniej opierając się o poduszkę. – No ale w sumie od niego to praktycznie każdy byłby lepszy.
- A pier-- - Powstrzymał się Wilson, czując na sobie złowrogie spojrzenie Pepper. – dnąć ci pod nos? – dokończył, na szybko wymyślając jakieś zakończenie.
James spojrzał na niego z rozbawieniem, Steve pokręcił ze zrezygnowaniem głową, a Morgan cichutko się zaśmiała.
- Jesteście zabawni – stwierdziła tylko.
- No ba! Wujek Sam melduje się na stanowisku!
- Biedne dziecko, którego byłbyś wujkiem – skomentował Bucky.
Zanim Falcon zdołał odpowiedzieć, do rozmowy wtrącił się Rogers.
- Ja jestem Steve, pamiętasz mnie? – spytał, podchodząc do dziewczynki i kucając przed nią. Kiedy pokiwała twierdząco głową, blondyn wskazał Sama i Jamesa siedzących na kanapie. – Te dwa głupki to moim najlepsi przyjaciele, Sam i Bucky. – Mężczyźni pomachali przyjaźnie do Morgan. – Nie zwracaj uwagi na ich przekomarzanki, często to robią. – Puścił jej oczko.
Młoda Stark w odpowiedzi krótko się zaśmiała.
- A to jest Peter, mój brat! – powiedziała dumnie, wskazując palcem prawej ręki na podchodzącego do nich Parkera.
- Wiem, już go poznaliśmy. – Steve uśmiechnął się ciepło w stronę lekko poczerwieniałego nastolatka. – Masz naprawdę niesamowitego brata.
- Tata mówił, że Peter jest wspaniały. – Morgan chwyciła Petera za rękę. – Kiedy się obudzi, na pewno się ucieszy, że znów tu jesteś!
Na te słowa nikt nie był w stanie odpowiedzieć. Dziewczynka wyraźnie powiedziała „kiedy", nie „jeśli". Wierzyła... Nie, była pewna, że jej ojciec się obudzi. Pepper nie mogła powiedzieć jej całej prawdy, przynajmniej nie teraz, i wszyscy dokładnie to rozumieli. Wiedzieli też, że muszą dać z siebie wszystko, by nie zawieść ani małej, ani Tony'ego.
Bo Tony się obudzi. Potrzeba tylko czasu.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Minął tydzień od pamiętnej bitwy i mimo że według lekarzy operacja przebiegła pomyślnie (choć pan Stark musiał mieć amputowaną rękę), Tony wciąż się nie budził. Cały czas był pod stałą obserwacją, a doktorzy już kilka razy musieli reagować, bo jakieś z urządzeń zaczęło nagle pikać.
Odwiedziny były możliwe rzadko, więc do sali szpitalnej, w której leżał miliarder, wchodziła głównie jego rodzina – najczęściej Pepper z Morgan, która zawsze nalegała, by Peter szedł z nimi.
Gdy po raz pierwszy zobaczyli Tony'ego... To był szok. Mężczyzna miał twarz oraz szyję prawie całe w bandażach i choć Shuri zapewniała, że dzięki nowoczesnej technologii blizny nie będą aż tak widoczne, widok pana Starka w tak ciężkim stanie był... nieprzyjemny. Dodatkowo nie miał też prawej ręki – księżniczka powiedziała, że proteza dla niego jest już w fazie wykończeniowej i że podłączą mu ją za jakiś czas, by nerwy miały czas na przyzwyczajenie się do nowego ciała obcego. Bucky zapewniał, że sztuczne kończyny wykonane w Wakandzie są niesamowite i Tony nie będzie miał żadnych problemów z przyzwyczajeniem się do swojej. Po pewnym czasie zapomni nawet, że jego prawa ręka nie jest prawdziwa.
Najważniejsze jednak, że mężczyzna żył. Oddychał, powoli wracał do zdrowia, był okaleczony, ale żył.
Tylko kiedy się obudzi?
- Minął już ponad tydzień – szepnął pewnego dnia Peter.
Wraz z ciocią praktycznie zamieszkali w Wakandzie, choć Pepper często zapraszała ich do domku nad jeziorem, z czego korzystali, chcąc choć na chwilę wyjść poza mury szpitala. Stephen regularnie otwierał im portale, za co byli mu niezmiernie wdzięczni.
- Wiem, ale na wyleczenie takich ran potrzeba czasu – powiedziała pokrzepiająco May, która, siedząc obok niego, jadła jogurt truskawkowy. – Tony ma ogromne szczęście, że żyje. Obudzi się, daj mu czas.
Dodatkowym problemem było to, że Morgan coraz częściej zaczęła pytać o tatę. Kiedy zobaczyła go pierwszy raz, rozpłakała się, zwłaszcza na widok braku ręki. Dopiero gdy Pepper udało się ją uspokoić, podeszła do łóżka chorego i dotknęła palcem zdrowej części jego twarzy.
- Nie możesz długo spać, tato – szepnęła. – Peter wrócił. Obiecałeś, że kiedyś pobawisz się z nim i ze mną w chowanego.
Usłyszawszy to, Parker prawie się rozpłakał. Według tego, co mówiła Pepper, Tony często opowiadał córce o przygodach Spidermana i dziewczynka niemalże od razu go pokochała. A kiedy tata pokazywał jej album ze zdjęciami, na których widoczny był Peter, Morgan uśmiechała się, żądając więcej opowieści o swoim ulubionym bohaterze. Pan Stark często wtedy udawał, że boli go serce – żeby jego własna córka nie uważała Ironmana za najlepszego na świecie bohatera? Skandal! Potem jednak sam przyznawał, że Spiderman jest jego ulubionym superbohaterem. Gdy tylko o tym pierwszy raz usłyszał, chłopiec uronił kilka pojedynczych łez, które szybko wytarł rękawem bluzy.
Odkąd Tony zaczął opowiadać o Peterze, dziewczynka szybko weszło w nawyk nazywanie Petera „bratem", co sam miliarder niemal od razu potwierdził. I obiecał, że sprowadzi chłopca z powrotem.
Dotrzymał słowa.
Peter był cały i zdrowy i siedział przy łóżku swojego mentora kiedy tylko mógł, marząc o chwili, kiedy ten się obudzi.
- Tony, proszę – powiedział jednego dnia, nachylając się nad torsem mężczyzny. Rudowłosa wyszła z małą do łazienki, więc miał chwilę sam na sam z Ironmanem. – Obudź się. Nie możesz mnie zostawić. Nas. Proszę, wróć. – Chwycił go za lewą dłoń. – Tato – szepnął. – Błagam.
Dni mijały, a Tony wciąż się nie budził. Morgan coraz częściej pytała, kiedy tata się obudzi, a Pepper za każdym razem powtarzała, że niedługo. Dziewczynce jednak przestało to wystarczać.
- Ale już tak długo śpi! – jęknęła z wyrzutem. – Chcę, żeby wrócił!
- Ja też, kochanie. – Rudowłosa pocałowała córkę w czubek głowy. – Ja też.
Peter akurat siedział przy wielkim oknie, gdy usłyszał, jak ktoś do niego podchodzi. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że to Steve. Mężczyzna usiadł obok niego na kanapie i przez chwilę oboje w ciszy wpatrywali się w krajobraz Wakandy.
- Cieszę się, że Tony ma taką wspaniałą rodzinę – odezwał się nagle Kapitan. – Zasługuje na nią.
- Tak. – Przytaknął chłopiec. – Pepper to jedna z najukochańszych kobiet na świecie, a Morgan jest po prostu przesłodka.
- Syn też trafił mu się niesamowity.
Parker spojrzał na niego z mieszanką kłębiących się w nich uczuć.
- Trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć, że jesteście dla siebie jak ojciec i syn. – Kontynuował Rogers, posyłając mu lekki uśmiech. – Masz świetnego mentora i tatę, Peter.
- Wiem. – Kąciki jego ust poszybowały lekko w górę. – Tony jest wspaniały. Tylko... - przerwał, przygryzając dolną wargę.
- Obudzi się – zapewnił go Steve, kładąc mu rękę na ramieniu. – Na pewno.
- Wciąż się o niego troszczysz – zauważył Parker, uważnie wpatrując się w twarz Kapitana.
Blondyn skinął głową.
- Między nami już jest wszystko w porządku – potwierdził.
- Cieszę się. – Chłopak westchnął cicho.
Zanim zdołał powiedzieć coś jeszcze, usłyszał znajomy już głos.
- Pete! Petey!
Morgan biegła w jego stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Wskoczyła mu na kolana, a nastolatek objął ją, uważając, by nie spadła.
- Kozy są suuuupeeer! – wykrzyknęła, odgarniając sobie włosy z policzków. – Musisz je ze mną następnym razem odwiedzić!
- O nie – głośny, nieco udawany jęk nadchodzącej osoby był bardzo słyszalny. – Jeśli będzie ich dwójka, to wtedy nie wezmę odpowiedzialności za nich oboje.
Bucky stanął obok Steve'a, na co Morgan cicho się zaśmiała.
- Ale Peter musi poznać Steviego!
- Słucham? – Rogers spojrzał najpierw na nią, a potem na swojego przyjaciela. – Nazwałeś kozę moim imieniem?
- Ta koza to praktycznie ty, tylko w wersji zwierzęcej. – Wzruszył ramionami James. – Ciągle robi coś głupiego, a jakimś cudem jeszcze żyje. Steve to dla niej odpowiedniej imię.
- Buckyyy – jęknął Kapitan, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Za każdym razem, gdy Peter, Morgan, Pepper, a czasem i Happy, pojawiali się w Wakandzie, Bucky i Steve (kiedy tylko mieli taką możliwość) zabierali dzieciaki na spacer, by pokazać im prawdziwe oblicze Wakandy. Pani Stark była im za to niezwykle wdzięczna – dzięki temu zarówno Peter, jak i Morgan wychodzili ze strefy smutku i, zapominając choć na kilka godzin o Tonym, mogli cieszyć się swoim towarzystwem i nawzajem się poznawać. A tego bardzo potrzebowali. Nie mogli ciągle siedzieć przy łóżku ich ojca i szeptać do niego, by się obudził.
Mała i tak już po pół godzinie stwierdziła, że naprawdę kocha Petera i że jest on „najlepszym i naj najfajniejszym bratem na świecie". Parker za to niemal od razu poczuł w sobie coś, co zaczął nazywać „braterskim instynktem." Wiedział, że musi chronić Morgan, ale robił to też, bo tego chciał. Bo uważał ją za młodszą siostrę, dla której zrobiłby praktycznie wszystko. Pepper zawsze uśmiechała się, widząc ich razem. Nie mogła się doczekać, aż Tony ujrzy ten widok. Od tak dawna o tym marzył... A teraz gdy to marzenie spełniło się, on wciąż nie mógł go doświadczyć.
Steve i Bucky natomiast (oraz okazjonalnie Sam) odkryli w sobie powołanie do bycia wujkami. Bardzo szybko złapali dobry kontakt z dziećmi, które ich wręcz ubóstwiały. Rhodes aż zaczął się robić zazdrosny, stwierdzając, że Morgan bardziej od niego woli metalowe ramię Jamesa. Rogers i Barnes robili wszystko, by zająć umysły młodych czymś, co odwróciłoby ich uwagę od stanu Tony'ego. To, co się wydarzyło, było trudne dla wszystkich, ale dzieci zawsze należy stawiać na pierwszym miejscu. Dlatego też, kiedy spędzali czas z Peterem i Morgan, odrzucali na bok smutki i starali się robić wszystko, by wywołać na ich twarzach uśmiechy.
Działało.
A przynajmniej do momentu, w którym nie wchodzili ponownie do sali, w której leżał Ironman. Wszyscy musieli jednak przyznać, że już po kilku spotkaniach ze stuletnimi wujkami, dzieciakom się poprawiło. Nawet gdy siedzieli przy łóżku poszkodowanego, opowiadali mu o tym, jak minął ich dzień, często się przy tym uśmiechając.
Wystarczyło jedynie cierpliwie poczekać na to, aż mężczyzna się obudzi.
Kluczowym słowem było „cierpliwie". Minęły trzy tygodnie od ostatecznej bitwy, a stan pana Starka, mimo że stabilny, wciąż uniemożliwiał mu otworzenie oczu. Shuri oraz pozostali lekarze zapewniali, że to się zmieni, ale nie umieli dokładnie stwierdzić kiedy. Tony mógł otworzyć oczy w każdej chwili. Dlatego też Pepper wraz z dziećmi tak dużo czasu przebywała w Wakandzie, a doktor Strange był cały czas pod telefonem, na wypadek jakby coś się działo.
Dodatkowo, proteza dla Tony'ego została już zakończona i wkrótce księżniczka „podłączy" ją do nerwów miliardera. Wszystko było gotowe, a każdy czekał na tę najważniejszą chwilę, kiedy pan Stark wreszcie się obudzi.
Tylko kiedy to nastąpi?
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
- Dzieciaki! – zawołał Bucky, biegnąc za rozpędzoną Morgan. – Mieliście na nas zaczekać! Nie jesteśmy już tacy młodzi!
- Całe szczęście, że kondycja wciąż na najwyższym poziomie – mruknął Steve, truchtając obok niego.
- Ale kości i tak stuletnie – burknął Barnes. – Ile to trzeba mieć energii, żeby nadążyć za taką dwójką... Już się nie dziwię, skąd Stark ma tyle siwych włosów i dlaczego się farbuje. A teraz jak wrócił Peter, to chyba biedak będzie musiał kupić cały zapas farb.
Zaśmiali się krótko, po czym podbiegli do dzieci, które stały już przy wielkim drzewie śliwkowym.
- Wooo – Dziewczynka była zachwycona. – Śliwki!
- To co? – spytał Peter. – Zerwiemy kilka?
- Tak! – wykrzyknęła uradowana.
Parker wziął ją na barana, a Bucky wziął do ręki najbliżej stojący koszyk i podszedł do nastolatka, stając obok niego, tak by Morgan mogła z łatwością wrzucać owoce do środka.
- Moja krew. – Udał wzruszenie.
Steve jedynie pokręcił głową, rozbawiony, po czym usiadł pod drzewem, przypatrując się pozostałej trójce.
Znał te dzieciaki niecały miesiąc, a już wiedział, że zrobiłby dla nich wszystko – nawet oddałby za nie życie. Ma wobec Tony'ego ogromny dług, dlatego obiecał sobie, że nigdy, ale to przenigdy, nie pozwoli, by któremuś z jego dzieci coś się stało. Jeśli któreś będzie go potrzebowało, jeśli cokolwiek się stanie (Boże, uchroń ich od tego), zjawi się.
Rozmawiali o tym z Buckym i James również zadeklarował, że jeśli tylko Stark przyjmie jego pomoc, przybędzie, gdy zostanie o to poproszony. Był winny Tony'emu wiele, jednak nie spodziewał się wybaczenia. Wciąż utrzymywał, że na nie nie zasługuje. Ale dla Petera i Morgan jest w stanie zrobić naprawdę wiele.
W końcu od czego są wujkowie?
Akurat gdy byli w połowie wypełniania koszyka, kilka metrów dalej otworzył się portal, a Stephen, obok którego stała wyraźnie poruszona Pepper, powiedział dwa proste słowa.
- Obudził się.
Dzieci praktycznie od razu rzuciły koszyk na ziemię i popędziły w stronę portalu; Steve z Buckym biegli tuż za nimi.
Nareszcie!
Przebiegli przez długo hol i zatrzymali się pod odpowiednią salą. Morgan wzięła mamę za rękę i z szerokim uśmiechem na twarzy weszły przez drzwi, mijając wychodzącą z pomieszczenia Shuri.
- Jest jeszcze słaby, ale wręcz zażądał zobaczenia was. – Zaśmiała się cicho. – Groził nawet, że wstanie.
Rudowłosa podziękowała jej skinieniem głowy, a po chwili zniknęły za drzwiami.
Peter jednak zatrzymał się przy ścianie, niepewny, co powinien teraz zrobić. Z jednej strony chciał tam wejść, i to bardzo, ale z drugiej... Pan Stark powinien mieć teraz chwilę sam na sam z rodziną. Pepper i Morgan tak długo czekały, należy im się pierwszeństwo. Chłopiec zaczeka. Czekał trzy tygodnie, więc kolejnych kilkanaście minut go nie zbawi.
- Co ty tu jeszcze robisz? – spytał nagle Steve, unoszą prawą brew.
- Bo lekarz mówił, że tylko najbliższa rodzina może teraz wejść – odparł, choć poczuł w gardle dużą gulę.
- Dlatego ponawiam pytanie. Co tu jeszcze robisz?
Parker zamilkł. Przygryzł dolną wargę, po czym spuścił głowę, nie chcąc patrzeć Kapitanowi w oczy.
- Boże... - westchnął głośno Barnes.
Zanim Peter zdołał się zorientować, co się dzieje, Bucky złapał go delikatnie, aczkolwiek stanowczo za ramię, a następnie najzwyczajniej w świecie wepchnął do pomieszczenia, zamykając za nim drzwi. Przez kilka sekund nastolatek stał osłupiały, nie będąc w stanie się ruszyć.
Dopiero głos Morgan wybudził go z transu.
- Petey!
Spojrzał w jej stronę i prawie się rozpłakał, widząc ciemne oczy pana Starka, uważnie mu się przypatrujące.
- Hej, dzieciaku – powiedział, a jego głos był dość ochrypły.
- H- Hej – odpowiedział, robiąc krok w stronę jego łóżka.
- Tatusiu! – Dziewczynka zarzuciła ojcu prawą rękę na jego zdrowy bark, a po chwili wtuliła się w niego, zaciskając palce na jego koszuli. – Tęskniłam.
Tony jedynie lekko się uśmiechnął, całując córkę w czubek głowy. Pepper chwyciła męża za dłoń i otarła łzę, która spłynęła po jej policzku.
- Och, czyżbyś po mnie płakała? – spytał. Pomimo ciężkiego stanu, w jego oczach widoczna była nutka rozbawienia.
Rudowłosa jedynie zaśmiała się cicho, ściskając rękę męża.
Peter za to nie wiedział, co ze sobą zrobić. Czuł się... obco. Jakby przerywał ważny, rodzinny moment. Zaczął się nerwowo bawić rękawem swojej bluzy i spuścił głowę, licząc, że na podłodze będzie napisana jakaś wskazówka co do dalszego postępowania.
- Długo będziesz tam tak stał? – Usłyszał nagle.
Kiedy spojrzał w stronę pana Starka, zauważył, że zarówno on, jak i Morgan z Pepper, intensywnie się w niego wpatrują.
- Petey, chodź! – Dziewczynka wyciągnęła w jego stronę swoją małą dłoń.
- Chcę przytulić swoje dzieci – powiedział Tony. – Oboje. Więc jeśli tu w tej chwili nie podejdziesz, przysięgam, że wstanę i cię przytulę, ale jeśli dostanę przy tym wylewu z przemęczenia, to będzie twoja wina.
Peter mimowolnie zaśmiał się krótko, słysząc znajomy sarkazm w jego głosie. Tony wrócił.
Ostrożnie podszedł do łóżka, próbując pohamować łzy, które chciały wylecieć z jego oczu. Pan Stark wyciągnął prawą rękę w jego stronę i Parker zauważył, że ta proteza jest niesamowita. Może miliarder pozwoli mu kiedyś na nią spojrzeć? O, to by było cudowne! Teraz jednak nie skupiał się na niej, ale na mężczyźnie, którego postrzegał jak ojca.
- Tony – szepnął, siadając na łóżku.
Pan Stark natychmiast przyciągnął go do siebie, oplatając jego plecy swoim ramieniem tak, że chłopiec został wręcz zmuszony do położenia się obok niego i oparcia głowy na jego klatce piersiowej, tuż koło miejsca, gdzie leżała Morgan.
- Nareszcie. – Ironman westchnął cicho, z wyraźną ulgą w głosie.
Nastolatek położył dłoń na koszuli Tony'ego, a dwie łzy spłynęły po jego policzkach.
- Tęskniłem – wyszeptał. – Tato.
Pan Stark w odpowiedzi jeszcze mocniej go do siebie przytulił, a chłopiec po prostu wiedział, że szeroko się przy tym uśmiechnął.
- Wreszcie jest tak, jak powinno być, Pep – powiedział, na co kobieta przytaknęła głową.
Wstała, po czym wyjęła z torebki telefon i zrobiła im zdjęcie.
- Zrobimy takie samo, kiedy zdejmą mi te wszystkie bandaże z twarzy – stwierdził potem Tony.
- Zrobimy cały album zdjęć! – wykrzyknęła Morgan.
- Nawet dwa. – Tony pocałował córkę w czubek głowy, a po chwili zrobił to samo Peterowi. – Moje dzieciaki. – Pogłaskał ich po plecach, nie mając zamiaru ich w najbliższym czasie puścić.
Byli tu. Oboje. Tak jak to powinno być od początku. To dla niego było teraz najważniejsze. Thanos został pokonany, a jego rodzina była przy nim, cała i zdrowa. O cóż więcej prosić?
Może jedynie o cheeseburgera. Ale to później.
Teraz chciał leżeć w spokoju ze swoimi dziećmi oraz żoną siedzącą obok. W końcu miał to, czego pragnął i już nigdy nie zamierzał wypuścić tego z rąk.
- Jak już będziesz mógł wstać, to zabierzemy cię do Steve'a! – wykrzyknęła nagle Morgan.
Tony uniósł prawą brew.
- Do Steve'a Rogersa?
- M-m – zaprzeczyła dziewczynka. – Znaczy wujek Steve jest fajny, ale miałam na myśli kozę wujka Bucky'ego.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się.
- Wujek Bucky?
- Kapitan i Bucky bardzo nam pomogli – wtrącił Peter, zaciskając lekko palce na koszulce Ironmana. – Spędzali z nami sporo czasu, żebyśmy... żebyśmy się czymś zajęli.
Stark zrozumiał.
Więc ci dwaj... Mieli na oku jego dzieciaki. Kto by pomyślał, że to właśnie oni, o ironio, staną się wujkami? Wychodzi na to, że Tony będzie musiał im podziękować. Nawet Barnesowi. Ale skoro Peter i Morgan tak go lubią...
Nie. O tym później. Teraz priorytetem są dzieci i siedząca obok jego łóżka żona. Oni są jego najbliższą rodziną i to z nimi miliarder chce spędzić jak najwięcej czasu.
Parker leżał na torsie swojego mentora, nie mając zamiaru się podnieść dopóki nie będzie to absolutnie konieczne, i czuł nieopisaną ulgę. Jego tata żył. Wydobrzeje i za jakiś czas wyjdzie ze szpitala, w jeszcze lepszej kondycji.
- Shuri powiedziała, że to ty usłyszałeś bicie mojego serca – odezwał się nagle Tony. – Naprawdę jesteś moim ulubionym superbohaterem, dzieciaku – dodał, na co Peter szeroko się uśmiechnął.
Zamknął oczy, wsłuchując się w stabilne bicie serca swojego ojca. Czuł się spokojny, bezpieczny, kochany. Miał rodzinę – miał więc wszystko, co było dla niego najważniejsze.
Tu-du.
Tu-du.
Tu-du.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Szczerze, to jestem zadowolona z tego 2-shota :D Może i jest to nieco (okej, bardzo xD) idealistyczna wersja, ale za to jakże piękna! *.* Tony z dwójką swoich dzieci, żywy, otoczony przez rodzinę i przyjaciół <3
Zbyt piękne, żeby mogło być w MCU :'(
Ale od czego są ff, ja nie od pisania własnych wytworów wyobraźni? :D
Mam nadzieję, że wam się podobało ^^
Tak jak obiecałam, najwcześniej pojawi się "Chat", ale po prawdopodobnie 2/3 częściach wrócimy do tej książki, gdzie pojawią się pierwsze przygody Avenegrsów jako licealistów! Liczę, że ten pomysł w moim wykonaniu również przypadnie wam do gustu ;P
Na teraz się żegnam i idę dalej męczyć tę nieszczęsną recenzję xD :c
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro