Kryptonim UNCLE - Stephen
HELLO THERE!
(chyba najfajniejsze powitanie xD)
Wyrobiłam się z tym shotem! YES! Brawo ja!
Przy okazji patrzyłam na datę ostatniego postu związanego z "Kryptonim UNCLE" i cholera... dawno to było xD
Wiem, że pewnie liczyliście na Bucky'ego albo Clinta, ale miałam pomysł na Stephena, także musicie się tym zadowolić 😜
Jak mówiłam, mam dziś urodzinki 🤗 I nawet zrobiliście mi taki prezent, że obserwujących jest chyba 213 xD Więc wow, dzięki ❤️
Czekam jeszcze na wyniki z dwóch egzaminów, ale prawdopodobnie je zdałam (mam taką nadzieję), więc mam wolne przez 3 tygodnie! O ile oczywiście rzeczywiście zdałam... 😅
Wiem, że ktoś z was pytał mnie o QuickKarton... Hehehe... Mam już zaczętego jednego shota, postaram się go niedługo skończyć xD W międzyczasie doznałam weny na inne dwa shoty (nie z tej serii) i weź się z tym wyrób...🤣
Chcę wam się jeszcze czymś pochwalić. Sama robiłam!
Uwaga:
Widziałam trochę takich na insta i bardzo mi się podobają. Stwierdziłam więc, że sama spróbuję swoich sił w tworzeniu takich editów i już mam ich kilkanaście zrobionych 😁 Co o nich myślicie?
Są z różnymi postaciami, z różnymi dialogami (część z takich krótkich dialogów widziałam w necie - czasem zmieniam nieco zdania albo postaci); czasem takie dialogi sama wymyślam. Planuję czasem takie obrazki wstawiać przed rozdziałem "Chatu" lub shotami.
Checie?
A. ZRÓB TO
B. Odpuść sobie, to głupie
Okej, teraz możemy wreszcie przejść do shota!
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
"Gdzie jest moja peleryna?"
Czyli o tym, jak pewnego dnia Strange zgubił swoją pelerynę...
Stephena niełatwo było wyprowadzić z równowagi. Zazwyczaj był spokojny i opanowany, choć oczywiście, jak każdemu, zdarzały mu się momenty, kiedy stawał się zaniepokojony, rozzłoszczony lub zbyt pochopnie podejmował niektóre decyzje.
To był jeden z takich momentów.
Od godziny szukał swojej peleryny i miał wrażenie, że wyparowała. Przeszukał całe Sanctum Sanctorum i choć był pewien, że ostatni raz miał swoją zgubę w Stark Tower, postanowił zacząć poszukiwania w swoim domu. W końcu peleryna mogła tu przelecieć przez portal, który stworzył, by przenieść herbatniki ze swojej kuchni do salonu w wieży Starka.
Tyle tylko, że peleryny tam nie było.
Sfrustrowany, westchnął głośno, przeczesując korytarze budynku zamieszkałego przez Avengersów. Sprawdził już kuchnię, jadalnię, sypialnię Natashy – i nic. Zero śladu po jego wiernym (do tej pory) towarzyszu. A ponoć jeśli Peleryna Lewitacji kogoś wybierze, to jest mu oddana do końca. Cóż, chyba trzeba zaktualizować tę informację.
Postanowił więc spróbować szczęścia na siłowni – może któryś z Avengersów zagadał jego ubranie? Strange przejechał ręką po twarzy, gdy uświadomił sobie, jak głupio to brzmiało. Nie żeby Avengersi byli normalnie, do tego im daleko. Ale gdyby ktoś z zewnątrz usłyszałby o „rozmawianiu z pelerynami", zapewne zadzwoniłby do rządu, domagając się, by bohaterowie mieli przeprowadzone badania psychiatryczne.
Szczerze, gdyby Stephen był na miejscu kogoś takiego, sam by wykręcił numer do psychiatryka. Nie wiedział tylko poprosiłby o miejsce dla siebie, czy dla Mścicieli.
Zmarszczył brwi, mijając po drodze sypialnię Wilsona. A może Sam namówił pelerynę do wycięcia jakiegoś kawału Barnesowi? Peleryna, mimo że była ubraniem, miała dość dziwaczne poczucie humoru. Było więc prawdopodobne, że sprzymierzyła się z Falconem, by zobaczyć zapewne komiczną reakcję Bucky'ego na kawał, jaki zostanie mu wycięty.
Zastukał więc w drzwi prowadzące do sypialni Sama, ale odpowiedziała mu cisza. Zapukał drugi raz, ale ponownie nie usłyszał żadnego odzewu. Westchnął cicho, zrezygnowany, po czym wznowił marsz w stronę siłowni. Czy dziś wszyscy, jak na złość, muszą się przed nim ukrywać? Co to za dzień? Wszyscy grają w chowanego – nawet jego własna peleryna – bez informowania go o tym? Co za głupota. W dodatku nawet nie powiedzieli mu, że jest szukającym.
Kiedy w końcu dotarł na siłownię, nikt specjalnie nie zwrócił na niego uwagi. Przynajmniej na początku. Steve i Bucky mieli sparring na ringu – ich umiejętności były na podobnym poziomie, dlatego walki, które między sobą toczyli, oglądało się z zapartym tchem. Ta szybkość, celność, wytrzymałość... Wybitnie zdolni wojownicy.
Dziś jednak Stephen nie miał ani zamiaru, ani ochoty się im przyglądać. Przeniósł spojrzenie lekko w lewo, gdzie najwyraźniej Clint i Scott robili zakłady o to, który z superżołnierzy wygra. Co chwila wskazywali na któregoś z nich palcami i coś do siebie mówili. Kawałek dalej Sam sparował się z Natashą. Czy może raczej... miał obijany tyłek przez Natashę. Gdy wylądował na ziemi, głośno jęknął, po czym zaczął masować obolały pośladek.
- Rany boskie, kobieto – mruknął, patrząc z wyrzutem na rudowłosą. – Może trochę delikatniej?
- Nie. – Romanoff pokręciła głową, a jej usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. – Skrzydła to nie wszystko, Sam. W walce nie zawsze cię uratują.
Ciemnoskóry podniósł się z ziemi z cichym przekleństwem, ale zanim ustawił się w pozycji obronnej, zauważył stojącego przy drzwiach Strange'a.
- O, doktorek! – wykrzyknął. – Może się przyłączysz? Chcesz trochę powalczyć z Nat?
Stephen postanowił zignorować jego pytania. Po pierwsze nie był w nastroju na trening, a po drugie nie miał zamiaru próbować swoich sił przeciwko Romanoff. Może i był Mistrzem Sztuk Magicznych, ale w walce wręcz zdecydowanie odstawał od rudowłosej agentki.
Tego oczywiście na głos nie zamierzał przyznawać. I zdecydowanie nie chciał mieć świadków, jeśli to jego treningu z Natashą kiedykolwiek by doszło.
- Widzieliście moją pelerynę? – spytał.
- Nie – odpowiedział Clint, odrywając na chwilę wzrok na walczących superżołnierzy. – Zgubiłeś ubranie?
- Nie skomentuję tego, Barton. – Stephen zmarszczył lekko brwi. Czasem nie rozumiał poczucia humoru Clinta. Dziś jednak wyjątkowo nie był w nastroju, żeby słuchać czyichkolwiek głupich żartów.
- Przykro mi, ale nie. – Steve, który ocierał z czoła pot, spojrzał na stojącego kawałek dalej Strange'a. – A gdzie widziałeś ją ostatnio?
- W Wieży. – Mag nie pamiętał, gdzie dokładnie. Prawdopodobnie w salonie, ale to nie miało znaczenia, bo peleryny i tak tam nie było.
- To pewnie wciąż tu jest. – Barnes wziął łyka wody. – Spytaj FRIDAY, może będzie wiedzieć.
No tak, FRIDAY! Wszystko wie i wszystko widzi!
Że też wcześniej na to nie wpadłem!
- Dobry pomysł. – Stephen kiwnął głową. – Dzięki.
Bucky odwzajemnił gest, po czym obrócił się w stronę Steve'a. Zapewne pytał go o jakiś zakład, ale o co chodziło – Strange nie miał pojęcia. Nie został dłużej, by przysłuchiwać się ich dyskusji. Zamiast tego wyszedł z siłowni, zamykając za sobą drzwi, po czym przeszedł kilka kroków w przód. Zawsze czuł się dziwnie pytając o cokolwiek FRIDAY. Był człowiekiem uczonym, owszem, ale nawet dla niego tak zaawansowana sztuczna inteligencja była czymś niesamowitym. Był pełen podziwu dla Starka, że zdołał stworzyć coś takiego.
Czego oczywiście również mu nigdy na głos nie powie. Prędzej by umarł, niż te słowa przeszłyby przez jego gardło.
- FRIDAY – zaczął, mimowolnie patrząc w sufit. Często tak robił. To był odruch, zupełnie jak wtedy, gdy rozmawia się z drugą osobą – też wtedy się na nią patrzy. – wiesz może, gdzie jest moja peleryna?
- Obecnie znajduje się w pokoju Petera – odpowiedział mechaniczny głos.
Parkera? Zdziwił się Stephen. Co niby jego peleryna robi w sypialni tego dzieciaka?
- Dzięki – mruknął, od razu kierując się w stronę królestwa młodego pająka.
Sypialnia nastolatka była jednym z ostatnich miejsc, które podejrzewał Strange. Spodziewał się wszystkiego – sali kinowej, siłowni, nawet laboratorium Starka. Ale żeby pokój Spidermana?
Życie jest pełne niespodzianek.
Kiedy dotarł pod właściwe drzwi, natychmiast w nie zapukał, mając nadzieję, że chłopiec wciąż jest w środku. Z jego peleryną. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, na co zmarszczył brwi, zaskoczony. Czyżby Peter w ciągu niecałych dwóch minut poszedł do innego pomieszczenia? A może po prostu słucha muzyki, dlatego nie usłyszał pukania?
Stephen postanowił to sprawdzić. Przecież nie przyłapie nastolatka na żadnych... nieprzyzwoitościach, bo Peter jest wyjątkowo przyzwoity. Jak na piętnastolatka. Jest kulturalny, miły, choć czasem zbyt narwany. Strange skłamałby jednak, gdyby powiedział, że nie lubi chłopca. Było w nim coś niesamowitego, co sprawiało, że nielubienie go było praktycznie niemożliwe.
Uchylił lekko drzwi i zajrzał do środka. W pomieszczeniu było dość ciemno, a była godzina 16:12. Zanim mężczyzna zdążył się odezwać, dostrzegł leżącą na łóżku postać, zawiniętą w czerwony koc.
Nie. Wróć. To nie był koc.
To była jego peleryna!
Oczy Stephena rozszerzyły się, gdy dokładnie zrozumiał zastany widok. Peter Parker, najwyraźniej zmęczony po ciężkim dniu w szkole oraz długim patrolowaniu w nocy (za co Tony już sprawił mu porządną reprymendę), musiał uciąć sobie popołudniową drzemkę. A jego peleryna, jakże troskliwa, gdy zobaczyła, w jakim dzieciak jest stanie, postanowiła mu potowarzyszyć. Owinęła się wokół niego, chcąc zapewnić mu odpowiednią ilość ciepła. Nastolatek musiał być tak wykończony, że prawdopodobnie padł na łóżko, nie myśląc nawet o przykryciu się kocem.
Strange westchnął cicho. Nie miał serca budzić młodego tylko po to, by odzyskać swoją pelerynę. Nie jest mu w tej chwili potrzebna, więc...
Nagły, aczkolwiek niewielki ruch, przykuł jego uwagę. To peleryna uniosła w górę jeden ze swoich rogów i ewidentnie zaczęła wpatrywać się w swojego właściciela.
- Zdrajca – szepnął mag. Peleryna poruszyła się lekko, ostrożna, by nie zbudzić chłopca. Stephen uniósł lewą brew. – No jaki z ciebie lojalny kawałek materiału – prychnął. Odpowiedź dostał praktycznie od razu. – O tym to my sobie jeszcze porozmawiamy. – Pogroził jej palcem. – A teraz przestań się wiercić, bo go obudzisz.
Dokładnie w tym samym momencie Peter cicho westchnął, lekko się wzdrygając. Zarówno Strange jak i peleryna, zamarli, z uwagą i przerażeniem wpatrując się w śpiącego wciąż chłopca. Na szczęście nie obudził się, jedynie nieco bardziej skulił, zaciskając dłoń na kawałku materiału.
Peleryna nieco się poprawiła, tak by go dokładniej przykryć, po czym ostentacyjnie położyła na jego nogach ten róg, który wcześniej podniosła, by spojrzeć na Strange'a.
- Zdecydowanie jeszcze o tym pogadamy – mruknął jedynie mężczyzna.
Po tych słowach wyszedł z pokoju, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
***********************************************************************************************
Półtorej godziny później Stephen, wraz kilkorgiem pozostałych Avengersów, siedział w salonie, oglądając Indianę Jonesa. Lubił stare filmy tego typu, a przygody odważnego archeologa z Ameryki zna chyba każdy. To dobra forma relaksu. Nawet Strange ją lubi, choć na co dzień stara się nie oglądać za dużo telewizji.
- A właśnie – odezwał się nagle Bucky, przerywając jedzenie chipsów, do których co jakiś czas próbował sięgnąć Sam. – Jak poszukiwania twojej peleryny? – Obrócił się w stronę czarodzieja.
- O, słyszałem o tym! – Wyszczerzył się Tony. – Strange: poszukiwacz zaginionej peleryny! Brzmi świetnie, no nie?
- Brzmi idiotycznie – fuknął Stephen, skupiając się na fabule filmu. – A co do peleryny to owszem, znalazłem ją.
- I gdzie była? – zaczął dopytywać Steve.
- Cóż... - chirurg przerwał wypowiedź, by chwilę pomyśleć. Powiedzieć im całą prawdę, czy lekko ją nagiąć?
Zanim jednak zdążył podjąć decyzję, do salonu wszedł zaspany Peter.
- Hej wszystkim – przywitał się. Widząc wolne miejsce obok Tony'ego, natychmiast skorzystał z okazji i zajął je, od razu wtulając się w ponownie szczerzącego się miliardera.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego – oni siedzący obok siebie na kanapie, Peter wtulony w swojego nie-tatę, oglądający film, to codzienny widok, do którego wszyscy mieszkańcy Wieży (nie tylko ci stali) zdążyli się przyzwyczaić. Co natomiast zwróciło uwagę wszystkich?
Czerwona peleryna wciąż szczelnie owinięta wokół Parkera. Sama winna zamieszania jakby w ogóle się tym nie przejmowała. W najlepsze opatuliła chłopca, znów praktycznie po samą szyję, po czym ułożyła się wygodnie na jego ramieniu.
Tony prawie wybuchnął śmiechem widząc zaistniałą sytuację. Przytulił dzieciaka do siebie, a następnie poczochrał go krótko po włosach. Steve uśmiechał się lekko, Bucky wpatrywał się raz w pelerynę, raz w Strange'a, a Sam skorzystał z okazji i wreszcie wyrwał miskę z chipsami z rąk Barnesa (ku wielkiemu niezadowoleniu Jamesa).
- I znalazła się twoja zguba. – Zachichotał miliarder.
W tym momencie Stephen wiedział już, że Ironman nigdy nie zapomni o tym zdarzeniu.
Co wcale nie napawało mu wielką radością. Wręcz przeciwnie – powodowało u niego nieznaczny spadek chęci do przychodzenia do Wieży.
- Przepraszam, wujku – odezwał się nagle Parker. Lekko się uśmiechał, próbując ukryć swoje zawstydzenie. – Nawet nie wiem, kiedy się wokół mnie owinęła. – Spojrzał na czerwony kawałek materiału, wciąż szczelnie opatulający go. Zaśmiał się cicho, gdy jeden z rogów peleryny połaskotał go po szyi.
Mistrz Sztuk Magicznych nie do końca wiedział, co powinien powiedzieć. Rzadko zdarzało się, by jego peleryna aż tak kogoś polubiła. Poza tym czemu Peter przepraszał? Przecież nie zabrał tego ubraniowego zdrajcy siłą – ba! To ta czerwona kolaboracjonistka wymsknęła się swojemu właścicielowi i zdecydowała się ogrzać śpiącego nastolatka.
- Nie gniewam się – odpowiedział Stephen, wpatrując się w obrazek przedstawiający zmęczonego Petera (jak widać ta drzemka nie była wystarczająca) wtulonego w uśmiechającego się Starka, który głaskał go po włosach. Peleryna wciąż była owinięta wokół chłopca i nie wyglądało na to, by szybko z tego zrezygnowała. – Przynajmniej jest ci ciepło – dodał, sam nawet nie będąc pewnym dlaczego.
- O tak. – Nastolatek westchnął cicho. – Jest naprawdę fajna – powiedział, patrząc na czerwony kawałek materiału.
Strange lekko się uśmiechnął.
- Oho, wujkowy instynkt się odezwał! – Stark jak zwykle musiał wtrącić swoje trzy grosze.
Stephen miał coraz większą ochotę wrzucić go do portalu. Jakby trochę w nim pospadał, może przestałby być taki irytujący.
Z drugiej jednak strony jego słowa nieco skłoniły Strange'a do myślenia. Mistrz Sztuk Magicznych był zdziwiony, kiedy Peter zaczął nazywać go wujkiem. Można się było tego spodziewać – w końcu praktycznie wszyscy Avengersi nosili już miano „wujka", cioci" albo „siostry" czy brata". Nadszedł również czas na Stephena.
Mężczyzna na początku nie widział, co o tym myśleć. Nigdy nie widział się w roli dziecięcego opiekuna i jakoś specjalnie nie marzył o posiadaniu własnego dzieciaka, ale coś w Peterze sprawiało, że Stephenowi nie przeszkadzało bycie nazywanym „wujkiem". Właściwie... To było miłe. Przyjemna odmiana. Nastolatek jest naprawdę sympatycznym chłopcem i Strange – jak do tej pory – nie mógł na niego za bardzo narzekać. Owszem, miał jakieś dziwne młodzieżowe ADHD, bywał narwany i chaotyczny, lecz mimo to i tak miał więcej zalet niż wad.
A że peleryna najwidoczniej czuła to samo, to był znak. Chyba będzie musiał po prostu przywyknąć do nowej funkcji.
***********************************************************************************************
Kiedy następnego dnia Stephen wszedł do kuchni i zobaczył siedzącego przy stole Petera, odrabiającego pracę domową, zatrzymał się w przejściu, widząc, że jego peleryna ponownie przyczepiła się do chłopca. Wyglądała tak, jakby zerkała mu przez ramię, patrząc na to, co pisze. Chłopak miał uśmiech na twarzy i ani na chwilę nie przerwał pracy.
- Raczej jej już nie odzyskasz. – Stojący przy kuchennym blacie Tony zauważył Strange'a jako pierwszy. – Pogódź się z tym, że twoja peleryna ma innego właściciela.
To zwróciło uwagę Parkera.
- Wujek! – wykrzyknął, odrywając się od jakiegoś równania. – Ja naprawdę przepraszam! Ta peleryna sama do mnie przyszła i jakoś zapomniałem ci powiedzieć, że jest ze mną i –
- Spokojnie. – Przerwał mu Stephen, widząc, że nastolatek chce z siebie wyrzucić naprawdę długie zdanie. Przez chwilę przypatrywał się chłopcu oraz swojej pelerynie, która wyglądała tak, jakby naprawdę dobrze się bawiła. Parszywa zdrajczyni. – Nie odpowiadasz za decyzje mojej peleryny, Peter. Chociaż nie ukrywam, że dziwnie widzieć ją na ramionach kogoś innego.
Na te słowa peleryna zatrzepotała dwoma swoimi rogami i poszybowała kilka centymetrów w górę, jednocześnie ciągnąc za sobą zdecydowanie niespodziewającego się tego Parkera.
- Ej, bez takich mi tu! – zawołał Stark, grożąc pelerynie drewnianą łyżką.
- Łii! – wykrzyknął chłopak. Najwyraźniej zdążył przyzwyczaić się do nowej pozycji. – Wujku, ta peleryna jest totalnie czadowa!
- Masz w tej chwili postawić Petera na ziemi! – Miliarder wciąż nie dawał za wygraną.
Strange za to uśmiechnął się pod nosem. Zawsze zabawnie jest widzieć Tony'ego w przedwczesnym stadium ataku paniki spowodowanym jakąś akcją z Parkerem. Jedyny momenty, kiedy Stark tracił swoje „pierdolić wszystko i wszystkich; ja jestem najlepszy" nastawienie.
Kiedy nastolatek w końcu znalazł się na podłodze, miliarder cicho westchnął.
- Chyba właśnie wyskoczyło mi kilka siwych włosów – mruknął. – Idę do lustra, zaraz wracam.
Po tych słowach wyszedł z kuchni. On i jego dramatyzm.
Peter za to zachichotał. Po chwili spojrzał na Stephena, jakby coś sobie przypomniał.
- O, właśnie! – Chwycił maga za ramię i pociągnął go lekko w stronę stołu. – Możesz mi pomóc w jednym zadaniu z chemii?
Takim oto sposobem Strange skończył siedząc na krześle obok Parkera i pomagając mu w pracy domowe. Peleryna obróciła się tak, że była w pozycji poziomej, dzięki czemu mogła zarzucić jeden róg na lewe ramię Petera, a drugi na prawy bark Stephen, tym samym obejmując ich obydwu. Widząc ten gest nastolatek szeroko się uśmiechnął, a kąciki ust starszego mężczyzny poszybowały lekko w górę.
Mistrz Sztuk Magicznych musi chyba przyjąć do wiadomości, że od teraz będzie musiał dzielić się swoją peleryną z tym emanującym pozytywną energią chłopcem.
O dziwo jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało.
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Ta-Dam! Stephen w roli wujka!
Podobało się? 😁
Peleryna jest super, change my mind. To jak się uczepiła Petera, kojarzy mi się z pewnym odcinkiem "What if...?" Kto wie, ten wie 😜
Ciekawe jaka wena najdzie mnie na kolejnego shota z tej serii... Może na Bucky'ego, w końcu tak go chcecie w tej roli zobaczyć? xD Kto wie
Okej, zmykam. Muszę jeszcze upiec zaraz babeczki, także... Bajoo!!! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro