Jak Avengersi spędzają Święta Narodzin Barnesa
Ho, Ho, Ho! 😁
Są Święta, więc przybywam i ja - tym razem nawet nie spóźniona 😎
Jak wam minęła Wigilia? Miło spędziliście czas? Udane prezenty? 🎁
Dziś i ja mam dla was prezent! Obiecany świąteczny shot 😇 Mam nadzieję, że ten prezent również będzie udany 🤗
!!!!!!!!!! Pod shotem mam dla was WAŻNE pytanie !!!!!!!!!
Wiem, że sporo z was miało jeszcze obejrzeć Spidermana - udało się? Jak wrażenia? 😁
No i... Hawkeye! Oglądaliście? Moim zdaniem naprawdę udany serial, jedynie jedna postać w ostatnim odcinku... cóż, liczyłam, że będzie większe wow, ale całościowo serial jest super ❤️ Polecam obejrzeć!
A teraz chciałabym wam jeszcze życzyć wszystkiego dobrego, dużo szczęścia, uśmiechu, żebyście te dwa świąteczne dni spędzili w miłej atmosferze, a nowy rok żeby był jeszcze lepszy niż ten ❤️
Tym oto akcentem przechodzę już do shota 😝
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
"Jak Avenegrsi spędzają Święta Narodzin Barnesa"
- Aaaal I want for Christmas iiiiiis youuuuu!
Bucky skrzywił się, słysząc jak Sam setny raz tego dnia śpiewa refren tej piosenki. Miał jej dosyć. Wilsona w sumie też. Ile razy w ciągu doby można słuchać świątecznych piosenek? James je lubił, oczywiście, ale co za dużo, to niezdrowo. Nie warto ich tak często puszczać, bo przez to szybciej się człowiekowi przejadają.
Na Sama chyba to jednak nie działało, a przynajmniej nie w okresie świąt, bo świąteczna playlista już od prawie dwóch tygodni leciała na okrągło z jego telefonu.
- Mam nadzieję, że ktoś kupił mi jako prezent zatyczki do uszu – mruknął Bucky, nakładając na duży półmisek pieczoną szynkę.
- Jak tak teraz o tym mówisz, to zatyczki rzeczywiście byłyby dobrym pomysłem. – Zgodził się wchodzący do kuchni Steve, niosący ze sobą trzy butelki czerwonego wina.
- Tylko trzymaj je z daleka od Clinta! – powiedział Pietro, który z szerokim uśmiechem na twarzy biegał po domu z Nathanielem na barana.
Przygotowania do świątecznej kolacji szły o dziwo bardzo sprawnie. Avengersi ubrali choinkę kilka dni wcześniej (choć bez sprzeczek typu „ja wybrałem to miejsce na swoją bombkę i ja ją tu wieszam, więc spierdalaj" się nie obyło), a także przystroili wszystkie piętra mieszkalne w Stark Tower przeróżnymi dekoracjami świątecznymi. Gdy wśród nich znalazło się przerobione zdjęcie Clinta w świątecznym, zielonym swetrze oraz reniferowym porożem na głowie (Pietro musiał za to zwiewać przed Bartonem na drugi koniec Wieży), reszta superbohaterów – po tym, jak udało im się złapać oddech po napadzie śmiechu – zdecydowała, że wywieszenie swoich zdjęć (oczywiście w świątecznych ubraniach) jest świetnym pomysłem. Nawet Stephen dał się do tego przekonać, choć jak do tego doszło – Natasha nie chciała zdradzić. Jeszcze tego samego dnia korytarze avengersowego domu były przyozdobionymi pięknymi zdjęciami, które każdy oczywiście musiał dla siebie udokumentować. Takim oto sposobem Sam miał na swoim telefonie zdjęcie Barnesa z czerwonym nosem Rudolfa, Wanda śmiała się pod nosem z widoku Lokiego w zielonym swetrze, na którego środku była wyszyta piękna choinka, Tony ustawił sobie jako tapetę fotografię małego Petera siedzącego na kolanach jakiegoś Mikołaja, a Romanoff zapisała w swoim tajnym folderze zdjęcie Strange'a, który trzymał w ręku kubek z napisem „Merry Tea-stmass".
Kiedy nadszedł dzień Wigilii (pierwszy dzień Świąt Narodzin Barnesa, jak to kiedyś powiedział Loki – a nazwa ta wyjątkowo szybko przyjęła się wśród Avengersów), od rana przygotowywano wszystko na wieczorną wieczerzę.
Bucky od kilku długich godzin siedział w kuchni i przeganiał z niej wszystkich, którzy przyszli tam podjadać lub patrzeć, a nie mu pomagać. Miał na sobie swój ulubiony fartuszek, a włosy związał z tyłu głowy, by nie przeszkadzały mu w gotowaniu.
Pietro i Peter od wczoraj spędzali czas z dziećmi Bartonów – dzięki temu nie dość, że mieli okazję jeszcze bardziej się z nimi zapoznać, dorośli mogli trochę od nich odpocząć. Czasem zaglądała do nich Wanda, a rano dołączyła również podekscytowana Shuri.
Sam mianował się świątecznym DJ-em i poprzez wszelkie znalezione w domu głośniki, puszczał świąteczne piosenki (przy okazji do nich śpiewał i nie zwracał uwagi na narzekającego na to Barnesa).
Natasha pomagała Pepper w wyborze świątecznej stylizacji, a potem ich role się odwróciły – to Potts doradzała Romanoff. Po rady przyszła również Wanda, która nie mogła wybrać między czerwoną sukienką przed kolano, a granatowym garniturem. Wtedy jednak do pokoju wpadł Loki i wręcz zażądał, by założyła suknię. Nie przyjmował słów sprzeciwu, więc Maximoff – z lekkim rumieńcem na twarzy – odgarnęła włosy z czoła i chwyciła wyciągniętą w jej stronę rękę boga kłamstw. Oboje wyszli z sypialni Natashy, a dwie rudowłose kobiety wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Tony, jak to Tony, musiał trochę ponarzekać. Odmówił nawet założenia świątecznego swetra, ale szczenięce oczy Petera oraz jedno spojrzenie ze strony Pepper wystarczyły, by zmienił zdanie. Mrucząc pod nosem, że wygląda idiotycznie, poszedł za swoją żoną do salonu, gdzie była większa część Avengersów. Usiadł na kanapie obok czytającego książkę Stephena, po czym westchnął cicho, słysząc jak Sam puszcza kolejny raz „Last Christmas".
- Przepraszam bardzo wszystkich siedzących – odezwał się nagle Bucky. – Ale te naczynia nie zaniosą się same na stół. – Wskazał ręką stos talerzy, które miały zostać rozłożone na świątecznym stole. – Czy byłby ktoś tak łaskawy i przywlókł tu swoje cztery litery?
Odzew był natychmiastowy – czyli żaden.
Sam jedynie zwiększył głośność piosenki, przez co jej refren był jeszcze bardziej słyszalny. Zanim Barnes zdążył otworzyć usta, by sprzedać mu porządną wiązankę, do salonu weszły Natasha wraz z Wandą.
- Przycisz to, bo uszy nam zaraz poodpadają! – nakazała Romanoff. – Wszystkie lenie do kuchni i roznosić naczynia!
Wspomogła ją idąca w stronę kuchennego blatu Pepper.
- No już, ociężali będziecie się czuć dopiero po kolacji. – Klasnęła w dłonie.
- Pójdę po dzieciaki – mruknął Clint.
- Dzieci zostaw. – Laura położyła mu dłoń na ramieniu. – Sami rozłożymy talerze, a dzieci przyjdą jak już wszystko będzie gotowe.
- Co? – Barton spojrzał na swoją żonę z niedowierzaniem. – My mamy harować, a dzieciaki mogą się bawić? To nie fair! Zawołajmy tu chociaż Pietro!
- Jeśli uważasz, że rozkładanie talerzy jest „harowaniem", to tak, będziesz teraz harował – odpowiedziała Laura, prowadząc męża w stronę kuchni. – A Pietro zajmuje się Nathanielem, więc daj mu święty spokój.
Bucky uśmiechnął się pod nosem, a Steve z rozbawieniem pokręcił głową. Czuł, że to będą jedne z najdziwniejszych świąt jego życia. Cieszył się, że spędzi je z rodziną – może i byli patologią, jak to określali co niektórzy, ale przynajmniej mieli siebie nawzajem i się o siebie troszczyli. Czyż nie to było najważniejsze? Mieć bliskie sobie osoby tuż obok? Nawet jeśli potrafiły cię czasem niemiłosiernie wkurzyć.
Podczas gdy dorośli nakrywali do stołu, młodsza część zgromadzenia obmyślała plan dostania się do prezentów. Przecież jeśli teraz ukradliby po jednym, to nic by się nie stało. Pod choinką (czy raczej wokół niej) i tak leżał ich już cały stos!
- Powinien iść Nathaniel – odezwał się Pietro. – Jest najmniejszy, nawet go nie zauważą.
- Narażasz Nathaniela na burę od Clinta? – zdziwiła się Shuri, patrząc na najstarszego z ich towarzystwa.
- Barton mu nic nie zrobi – odpowiedział Maximoff.
- Racja – zgodziła się księżniczka po chwili namysłu. – To ciebie pierwszego pogoniłby pasem. – Złośliwie się uśmiechnęła.
- Kiedy z tym wreszcie skończysz? – jęknął chłopak, przeklinając w duchu Bartona i jego pas. Teraz Shuri nigdy mu już nie odpuści!
- Nigdy. – Ciemnoskóra posłała mu szeroki uśmiech.
- O Clincie i jego pasie pogadacie później! – syknął Peter. – Musimy obmyśleć plan!
Zanim którekolwiek z dzieci miało szansę odpowiedzieć, usłyszeli za sobą znajomy głos.
- Plan odnośnie czego? Bo jeśli mówicie o przejęciu tej Wieży, to jestem za.
Dzieciaki odwróciły się i ujrzały stojącego za nimi Lokiego. Uśmiechy oraz uczucie ulgi od razu były widoczne na ich twarzach. Peter wyciągnął rękę i chwycił nią przedramię Odinsona, ciągnąc go tym samym w dół.
- Chcemy przejąć po jednym prezencie – szepnął, odwracając głowę w stronę kuchni, chcąc sprawdzić, czy dorośli wciąż są zajęci.
- Mówię wam, to głupie – odezwała się Lila, której przez głowę przechodziły same kompromitujące sytuacje, jakie mogą wydarzyć się w razie prawdopodobnego niepowodzenia.
Loki uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony. Po chwili jednak sprytnie się uśmiechnął.
- Ach, złodzieje prezentów – mruknął rozbawiony. – Ponoć wszelkie próby kradzieży trzeba zgłaszać.
- Nie! – Nathaniel natychmiast się ożywił i użył zdecydowanie zbyt wysokiego tonu głosu. Pietro natychmiast przyciągnął go do siebie i zakrył mu usta ręką.
Dzieciaki zamarły, patrząc zza ściany w stronę kuchni. Clint, Laura i Natasha obrócili się w ich stronę, a Bucky przestał coś mieszać i wyjrzał zza ramienia Romanoff.
- Słyszeliście coś? – spytał Barton.
- Pewnie Pietro znowu droczy się z Nathanielem. – Laura położyła rękę na ramieniu męża. – Spokojnie.
- Przysięgam, że ten gówniarz dostanie rózgę na święta – mruknął łucznik.
Pietro, słysząc te słowa, jedynie przewrócił oczami, uśmiechając się przy tym złośliwie. Otwierał usta, by coś powiedzieć, ale wtedy doszedł do nich dźwięk przyjeżdżającej windy. Dosłownie sekundę później w korytarzu pojawił się Thor, nucący pod nosem „Merry Christmas Everyone". Zanim Peter zdołał mu zasygnalizować, by nie zdradzał nikomu ich kryjówki, blondyn rozłożył szeroko ramiona.
- Ach, młodzieńcy i młode damy!
Lila zrobiła znanego wszystkim face palma, Nathaniel cicho jęknął, Peter głośno westchnął, a Pietro zdusił w sobie przekleństwo. Loki za to parsknął śmiechem i, patrząc na dzieci z rozbawieniem, wstał i wszedł do kuchni.
- Chodźcie, zaraz będzie czas na wieczerzę! – wykrzyknął uradowany Thor.
Mówiąc to, chwycił najmłodszego z Bartonów pod pachami i usadowił go sobie na ramionach. Nathaniel natychmiast zapomniał o nieudanym polowaniu na prezenty i uniósł wysoko ręce, wykrzykując głośne „Łiiiii!". Milczący do tej pory Cooper wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu i udał się za braćmi Odinson. Reszta, nie mając za dużego wyboru, zrobiła to samo.
- Ach, są nasze zagubione dzieciaki. – Tony powitał ich szerokim uśmiechem. Przyciągnął Petera do siebie i zarzucił rękę na jego ramiona. – Zaraz będzie kolacja.
- A może zaczniemy od ciast? – spytał wchodzący do pomieszczenia Quill.
- No ten jak zawsze... - Bucky pokręcił głową, zdejmując z siebie fartuszek.
- Miałeś ograniczyć słodycze. – Gamora posłała swojemu chłopakowi jedno ze swoich słynnych spojrzeń – to o numerze 3.
- Ale to nie dotyczy okresu świąt. – Peter skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. – Ani Sylwestra. I czyichkolwiek urodzin.
- No oczywiście. – Rocket wziął się pod boki. – Zaraz codziennie będziesz coś świętował, byleby tylko zjeść coś słodkiego.
- Czuję się niedoceniany – burknął mężczyzna.
Zanim ich sprzeczka zdążyła się rozkręcić, Steve klasnął w dłonie.
- Myślę, że możemy już siadać do stołu.
- Nareszcie! – Ucieszył się Thor. Wraz z Nathanielem na ramionach popędził do stołu i jako pierwszy zajął przy nim miejsce.
- Chodźmy, zanim sam wszystko zeżre – mruknął Clint.
- Ratować jedzenie! – wykrzyknął Quill.
- Ratować jedzenie przed tymi żarłokami! – Sam wskazał palcem na dwóch mężczyzna siedzących już przy stole.
Pozostali jedynie westchnęli cicho lub pokręcili z rozbawieniem głowami, po czym ruszyli do salonu. Zanim jednak zdołali zasiąść do stołu, Pepper wzięła z szafki swój telefon, po czym lekko się uśmiechnęła i ruszyła w stronę korytarza.
- Zaraz wracam! – rzuciła tylko.
- Huh? – Zdziwił się Tony. To stało się tak szybko, że nawet nie zdążył zapytać, co się dzieje.
- Nosz kurde, jestem głodnyyyy – jęknął Quill, patrząc z bólem na leżącą niedaleko niego pieczoną szynkę.
- Powstrzymaj ślinotok. – Gamora szturchnęła go łokciem w żebro, na co Peter cicho jęknął.
Po chwili z korytarza dał się słyszeć jakiś śmiech oraz coraz głośniejsze głosy. Jeden z nich należał do Pepper, natomiast drugi...
- Zaraz – mruknął Tony, odchodząc kilka kroków od stołu. – Znam ten głos.
Wtedy do salonu weszła Pepper, a tuż za nią młody, średniego wzrostu chłopak o włosach w kolorze ciemnego blondu. Zanim Stark zdążył otworzyć usta, Peter błyskawicznie zaczął biec w stronę gościa.
- Hello there! – wykrzyknął.
- General Kenobi! – odpowiedział nastolatek, szeroko się przy tym uśmiechając.
Chłopcy przytulili się, a banany nie znikały z ich twarzy nawet na sekundę.
- No proszę, proszę, kogóż to przywiało? – spytał Stark, robiąc kilka kroków w stronę przybysza.
- Tak, tak, ciebie też fajnie jest znowu zobaczyć na żywo. – Zaśmiał się blondyn.
Tony nie czekał dłużej – objął dzieciaka ramionami, mocno go do siebie przyciągając.
- Mówiłeś, że nie dasz rady przyjechać – powiedział, gdy przerwali uścisk.
- Zaplanowaliśmy to razem. – Pepper położyła chłopcu rękę na ramieniu.
- Czaaaad! – wykrzyknął Peter.
- Przepraszam, ale czy tylko ja nie wiem, o co chodzi? – odezwał się Clint, patrząc na rozgrywającą się przed nimi scenę.
Wszyscy stali przy stole i w milczeniu przypatrywali się nowej osobie. Nawet Quill zapomniał na chwilę o jedzeniu i z ciekawością obserwował sytuację.
- Ach, wy się jeszcze nie poznaliście. – Stark objął nastolatka ramieniem i poprowadził go kilka kroków w przód. – To jest Harley. Harley – Avenegrsi.
W salonie zapadła cisza. Niektórzy patrzyli na siebie, inni raz na Tony'ego, raz na Harleya.
- Robi się dziwnie – szepnął Keener.
- Spytam o to tylko raz. – Barton miał wyjątkowo poważny wyraz twarzy. – Czy Harley jest twoim synem, Stark?
Zarówno wspomniany nastolatek, jak i Tony z Pepper szeroko otworzyli oczy ze zdziwienia. Pozostali członkowie Avengers jedynie w milczeniu stali wokół stołu, wyczekując odpowiedzi. W końcu to było prawdopodobne – podobnie było z Peterem. Najpierw Tony zarzekał się, że nie ma i nie będzie mieć syna, a Parker jest jedynie jego stażystą, a ostatecznie i tak przyznał się do tego, jaka jest między nimi relacja. Z Harleyem więc może być tak samo. Avengersi nie chcieli ryzykować i czekać kilka miesięcy na rezultaty – chcieli odpowiedzi tu i teraz.
- Poznałem Harleya kilka lat temu i pomógł mi wtedy w jednej sprawie – zaczął Stark, ani na chwilę nie zdejmując ręki z ramienia blondyna. – Utrzymywaliśmy kontakt, ale internetowy. Ostatnio rozmawialiśmy częściej, zwłaszcza od kiedy chłopcy się poznali.
Peter przytaknął. Polubili się z Harleyem praktycznie od razu. Keener był zaledwie kilka miesięcy starszy od niego, był nerdem, a przede wszystkim uwielbiał „Star Wars". Parkerowi nic więcej potrzebne nie było – niemalże od razu zostali braćmi, mimo że żaden z nich nigdy tego oficjalnie nie powiedział. Po prostu to czuli. Tony, zdaje się, też to wyczuł, bo niejednokrotnie uśmiechał się pod nosem, widząc ich integrację.
- No czyli jest twoim snem! – wykrzyknął Sam. – Kto by pomyślał! Tony Stark jest ojcem dwóch nastolatków! – Zaśmiał się. – No, no, to jeszcze większa odpowiedzialność.
- Tony, muszę ci pogratulować. – Barton z uznaniem skinął głową. – Adopcja bywa trudna, tak jak opiekowanie się dziećmi-przybłędami, wiem z doświadczenia – powiedział, zerkając na stojącego obok niego Pietro, na co Maximoff zareagował szalenie dojrzale, pokazując mu język. – Cieszę się, że mamy zaszczyt poznać twojego drugiego syna.
Zanim Harley zdołał zaprzeczyć, Tony obrócił twarz w jego stronę.
- Nie zaprzeczaj, bo to i tak nic nie da – szepnął. – Ta banda idiotów już sobie coś postanowiła i teraz nie ma bata, że zmienią zdanie. Po prostu usiądźmy już przy stole.
Widząc, że Tony, Pepper oraz ich dwaj synowie (dwaj! To wciąż był dla Avengersów szok) kierują się w stronę stołu, pozostali zajęli swoje miejsca. Jedno wolne nakrycie (Pepper doskonale wiedziała, co robi, upierając się na jeden pusty zestaw talerzy) zajął Harley, obok którego Peter, z szerokim uśmiechem na ustach, wpatrywał się w pieczoną szynkę, którą zaczął kroić Steve.
Kolacja przebiegła w miłej atmosferze, o dziwo bez wielu kłótni. Jedynie Sam z Buckym od czasu do czasu sobie docinali, ale było to już na tyle codziennością, że w większości przypadków reszta Avengersów nie zwracała na to uwagi – no chyba że z ust któregoś z nich padło coś naprawdę śmiesznego. Wszyscy za to co jakiś czas zerkali na Harleya, a także z chęcią przysłuchiwali się temu, co mówił. Bardzo szybo przyjęli go do ich „rodzinnego kręgu", kilkukrotnie nazywając do synem Tony'ego. Prym wiódł w tym Thor ze swoim „Starksonem numer dwa". Clintowi tak się spodobało to określenie, że bardzo szybko sam zaczął go używać.
Jednym słowem – Keener został oficjalnym członkiem rodziny. Na początku czuł się z tym dość niezręcznie, ale z czasem zaczął przyswajać tę informację. Niewątpliwie pomagała mu w tym obecność Petera, który był tak podekscytowany możliwością poznania Harleya na żywo, że paplał o wszystkim i o niczym. Tony szybko zauważył, że dzięki temu blondynowi łatwiej było się rozluźnić. Pozostali również podchodzili do niego z ogromną sympatią i Stark po prostu wiedział, że Keener ich polubił.
W końcu, kto by ich nie lubił? Nawet jeśli są bandą idiotów, to mają w sobie coś wyjątkowego. Tony oczywiście nie zamierzał przyznać tego na głos. Ma swoją reputację, o którą musi dbać. Wyznawanie Avengersom ckliwych słówek zdecydowanie by ją zniszczyło.
- Kiedy otworzymy prezenty? – Nathaniel stuknął Clinta w ramię.
- Och, niedługo – odpowiedział Clint, a w jego oczu błysnęła iskierka... czegoś, co sprawiło, że siedząca naprzeciwko Natasha zmarszczyła lekko brwi.
- Lepiej wcześniej niż później – mruknął chłopiec, zerkając w stronę ogromnej choinki, wokół której piętrzył się stos prezentów.
Kilkoro Avengersów cicho się zaśmiało. Sam dojadał kawałek sernika, a Bucky dokańczał murzynka, w międzyczasie dziwiąc się, czemu Wilson ma własne ciasto, a on nie. Falcon oczywiście nie byłby sobą, gdyby mu nie odpowiedział kąśliwą uwagą, ale zanim ich sprzeczka zdążyła się pogłębić, Pepper klasnęła raz w dłonie.
- Myślę, że to czas, by otworzyć prezenty!
Dzieci tylko na to czekały. Nathaniel jako pierwszy zerwał się z krzesła i pociągnął Pietro za ramię, chcąc jak najszybciej otworzyć pierwszy prezent.
- Moja babeczka! – jęknął Maximoff, który nie zdążył dokończyć wypieku.
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli usiądziemy na kanapach, fotelach i podłodze – powiedziała nagle Natasha, wstając i poprawiając przy okazji sukienkę. – Wtedy wygodniej będzie otwierać prezenty.
Wszyscy przytaknęli i zaczęli zajmować odpowiednie dla siebie miejsca. Steve i Bucky wcisnęli się na szeroki fotel – Barnes oparł głowę o ramię Rogersa, wzdychając przy tym cicho. Sam i T'Challa usiedli na kanapie, tuż obok Scotta, Cassie i Rhodneya. Rodzina Bartonów zajęła następną sofę, a rodzeństwo Odinson, wraz ze swoimi miłościami, jeszcze kolejną. Tony, Pepper, Peter i Harley usiedli na dwóch dużych, miękkich pufach, a reszta osób usadowiła się na podłodze.
Wtedy Nathaniel wziął spod choinki pierwszy prezent. Zanim jednak zdołał go przekazać odpowiedniej osobie, przerwał mu głos jego ojca.
- Stop!
Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na wstającego Clinta. Mężczyzna podszedł do choinki i wyjął spod niej jeden z prezentów – wąski, ale za to dość długi.
- Najpierw chciałbym, by Pietro otworzył ten – powiedział, kierując się w stronę zdziwionego chłopaka.
- Huh? – Szarowłosy spojrzał najpierw na Bartona, następnie na opakowanie, a potem znowu na łucznika.
- To nie fair! – wykrzyknął Nathaniel, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Ćiiii, skarbie. – Laura pogłaskała go po głowie. – Za chwilę zaczniesz rozdawać prezenty pozostałym. – Pocałowała go w czoło.
W tym czasie Clint stał nad Pietrem, szeroko się przy tym uśmiechając.
- No już, otwieraj – ponaglił go.
Wszyscy w oczekiwaniu patrzyli, jak Maximoff ostrożnie bierze prezent z rąk Bartona i powoli zaczyna go otwierać.
- Jeśli to będzie coś, co strzeli mi w twarz, to przysięgam, że się zemszczę – mruknął tylko.
Wanda wychyliła się nieco do przodu, chcąc lepiej widzieć. Zastanawiała się, co takiego mógł dostać Pietro. Po ich „ojcu" wszystkiego się można było spodziewać. On i Pietro mieli wyjątkową relację – była co prawda specyficzna, ale niesamowitości nie można jej było odmówić. Wprawdzie na początku nie za bardzo się dogadywali i nawzajem na siebie narzekali (nie żeby teraz tak nie robili – to się dzieje praktycznie na każdym kroku. Po prostu teraz jest inaczej odczuwalne), jednak dość szybko i oni, i pozostali Avengersi, zorientowali się, że działo się tak z sympatii. Clint bardzo troszczył się o Pietro, choć miał dziwny sposób na okazywanie tego. Traktował szarowłosego inaczej, niż swoje pozostałe dzieci, ale to właśnie było piękne. Bo, pomimo że Maximoff nie był jego biologicznym synem, zaczął się tak czuć – oczywiście głośno się do tego nie przyznawał. Prędzej dałby się pokroić niż wyznałby, jak naprawdę widzi Bartona.
Wanda to uwielbiała. Clint może i nie zastąpiłby ich biologicznego ojca, ale nawet nie próbował tego robić. Łucznik po prostu pojawił się w ich życiu i w jakiś niewyjaśniony sposób stał się dla nich wzorem i mentorem. Z czasem i kimś na wzór taty, opiekuna. To właśnie on najbardziej się nimi zajął, gdy byli zagubieni po wydarzeniach z Ultronem. On się nimi zaopiekował, rozmawiał z nimi, pocieszał. I choć wielokrotnie nazywał Pietro „wypierdkiem" i „gówniarzem", wszyscy wiedzieli, że ten współczesny Sonic wręcz wbiegł do serca starszego mężczyzny. I wyglądało na to, że zagnieździł się w nim na dobre.
Pietro otworzył prezent i po chwili wyjął z niego... długi, dość wąski patyk.
- Dałeś mi badyla? – Zdziwił się. Po chwili jego oczy rozszerzyły się, gdy uświadomił sobie, co się stało.
Clint szczerzył się jak głupi, obserwując reakcję swojego nie-syna. Przez chwilę w salonie panowała cisza. Przerwał ją wybuch śmiechu Wandy. Dziewczyna zgięła się w pół, próbując nabrać powietrza. Po chwili pozostali poszli w jej ślady.
- Pietro dostał rózgę! – wykrzyknął Nathaniel, którego chwilowy zły nastrój poszedł w zapomnienie. – Pietro dostał rózgę!
Sam zakrył usta ręką, jednocześnie klepiąc po udzie chichoczącego T'Challę. Shuri bez najmniejszego skrępowania wręcz wiła się po kanapie, wskazując palcem oniemiałego Pietro.
- Szykuj tyłek! – wykrzyczała tylko, zanim obezwładniła ją kolejna fala śmiechu.
Wanda złapała się za brzuch, czując jak zaczyna ją boleć. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy aż tak głośno i długo się śmiała.
Peter i Harley już coś między sobą szeptali, a Tony nachylił się w ich stronę, kładąc im ręce na głowach, i powiedział:
- Bądźcie grzeczni, bo inaczej to samo czeka was za rok.
W odpowiedzi Peter parsknął cicho śmiechem, a Harley pokazał Starkowi język. Ach, dwaj nastoletni synowie. Cudowna sprawa.
To znaczy... Syn i nie-syn.
Syn i prawie-syn?
Pierdolę, to i tak moje dzieciaki, pomyślał miliarder.
Steve oparł czoło o tors Bucky'ego, próbując unormować oddech po gwałtownym napadzie śmiechu. Nawet się nie zorientował, kiedy jego prawa dłoń powędrowała na lewą pierś Barnesa. Rogers był tak zajęty ratowaniem własnych płuc, że nie wiedział, kiedy zaczął klepać swojego narzeczonego po klatce piersiowej.
- Boże drogi, Steve! – wykrzyknął rozbawiony James. – Nie molestuj mnie przy wszystkich!
- Poczekaj z tym aż znajdziecie się w sypialni! – dodał widzący całą sytuację Sam.
Kiedy salwy śmiechu ucichły, a wszyscy zapanowali nad swoimi oddechami, Pietro głośno westchnął.
- Jesteś najgorszym ojcem świata – mruknął.
- Przyznał się! – wykrzyknęła Shuri. – Przyznał!
- Znaczy... - zawahał się chłopak. – Dziadem! Miałem na myśli „dziadem"!
- Uważaj, bo zaraz użyję na tobie tej rózgi. – Zaśmiał się Clint.
- Zanim do tego dojdzie – przerwała mu Laura. – proponuję otworzyć prezenty.
- Jeeeeeej! – Nathaniel jako pierwszy skorzystał z propozycji mamy.
Takim oto sposobem nadszedł czas na najbardziej wyczekiwany moment dnia.
Stephen siedział otoczony kilkunastoma opakowaniami herbaty (Natasha dawno nie widziała go tak szczęśliwego), a w ręku trzymał kubek z napisem „Dumbledore mi do pięt nie dorasta". Loki skrzywił się, widząc ten podarek, ale gdy zobaczył, że sam dostał kilka książek, humor od razu mu się poprawił.
Natasha uśmiechnęła się zadowolona, gdy wyjęła z torby cały zestaw kosmetyków, a ten uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy odkryła, że dostała również komplet specjalnych noży do walki – zamierzała go wykorzystać przy pierwszej możliwej okazji.
Oczy Steve'a i Bucky'ego rozszerzyły się, gdy jednym z ich prezentów okazały się być... kajdanki. I to w dodatku z różowym puszkiem wokół obręczy.
- Jezus Maria... - jęknął cicho Steve, mając ochotę zapaść się pod ziemię.
- Poprosiłem Shuri, by dodała tam nieco vibranium. – Wyszczerzył się Sam. – Dzięki temu wam nie pękną!
- Co? – T'Challa spojrzał ze zdziwieniem na swojego chłopaka, a po chwili przeniósł wzrok na wielce zadowoloną siostrę. – Czy wyście poszaleli?
- Dbamy tylko, by w ich związku nie było nudy. – Wilson wzruszył ramionami, jakby dawanie przyjaciołom erotycznych kajdanek było czymś normalnym.
Tony wybuchł śmiechem, a w ślad za nim poszedł Clint i kilka innych osób.
Ale wtedy Bucky chytrze się uśmiechnął.
- Dziękujemy, że tak o nas dbacie – odezwał się. – My też kupiliśmy wam coś specjalnego.
Tym razem to oczy Sama i T'Challi się rozszerzyły. Wszyscy z wyczekiwaniem czekali na to, co będzie tym podarunkiem. Wilson ostrożnie zaczął zrywać papier z pudełka, w myślach modląc się, by to nie był przypadkiem żaden wibrator. Jeśli jednak jego obawy okażą się prawdą, prawdopodobnie włoży to urządzenie Barnesowi w dupę. I to nie dla przyjemności.
- Ja pierdole – szepnął, widząc co jest w środku.
- Że T'Challę to wiemy, ale z łaski swojej nie róbcie tego tutaj. – Bucky złośliwie się uśmiechnął.
- Za rok Święta spędzam w Wakandzie – mruknął jedynie zażenowany król.
- O, świetny pomysł! – Wykrzyknął Tony. – Jeszcze nigdy nie spędzaliśmy tam świąt, będzie fajnie.
- Nie, źle mnie zrozumiałeś. – Udaku posłał mu zmęczone spojrzenie. – Ja spędzę tam święta. Z Samem. Z dala od was.
- Ranisz nas. – Clint teatralnie złapał się za serce.
- Wszystko fajnie, ale chcę wiedzieć, co jest w pudełku – odezwała się Natasha.
- Nic ciekawego. – Sam pospiesznie zakrył wieczkiem wnętrze opakowania.
W salonie zapadł cisza.
- No nie wstydź się – zachęcił Bucky, sięgając po pudełko. Wilson sprawnym ruchem odsunął się, zabierając mu dostęp.
Nagle prezent poszybował w górę i zanim Sam lub T'Challa zdążyli się zorientować, co się dzieje, Wanda już zrzuciła pokrycie na podłogę, a ze środka wyleciały...
- Kocie uszy! – wykrzyknęła dziewczyna. – Och, i ogon!
Falcon i król spalili buraki, co na ich ciemnej karnacji dało naprawdę komiczny efekt.
- Ach, koteczku – zamruczał Pietro, udając, że drapie pazurami powietrze.
- Boże... - jęknął Sam. – Zgiń, przepadnij, Barnes. I ty, Maximoff, też – dodał, posyłając szarowłosemu mordercze spojrzenie.
- I nawzajem. – Wyszczerzył się James.
Prezentom nie było końca. Reakcji na nie też – tylu uśmiechów i salw śmiechu w Avengers Tower dawno nie było. Quill co prawda zanim zabrał się za otwieranie swoich podarunków musiał dokończyć dwa kawałki ciast, które sobie wcześniej nałożył i z czasem przestał reagować na komentarze Rocketa, że „w końcu pęknie mu pasek i będą go musieli wtaczać na statek".
Pietro zajął się otwieraniem innych prezentów, a rózgę przejął od niego Clint, mrucząc coś pod nosem, że weźmie ją na przechowanie. Zanim chłopak zdołał mu się odgryźć, spostrzegł nowe buty do biegania, które ostatnio przeglądał w necie.
- Wow – szepnął. Kątem oka zauważył uśmiechającego się Bartona.
Wanda dostała kartę dwuosobową do SPA i zaczęła w głowie planować gdzie i kiedy dokładnie tam z Lokim pojadą. Chciała to omówić ze swoim chłopakiem, więc na kilka minut wyszła z nim do kuchni.
W tym czasie pozostali dobierali się do reszty prezentów.
- O ja cię! – wykrzyknął zachwycony Peter. – Super mega zestaw „Sokoła Millenium"! – obejrzał opakowanie ze wszystkich stron. – Dziękuję, tato! – Wtulił się w siedzącego obok Tony'ego, który z uśmiechem na twarzy odwzajemnił gest.
- StarkPad, czaaaad! – Harley uniósł urządzenie na wysokość oczu. – Dzięki, to jest naprawdę cool! – Spojrzał na Starka i Pepper, którzy w odpowiedzi szeroko się do niego uśmiechnęli.
Podczas gdy Quill kończył jedzenie drugiego kawałka murzynka, Gamora zachwycała się nowym zestawem pierścionków. Było ich naprawdę dużo, tak że mogła w nich chodzić na zmianę przez tydzień. I w dodatku miały różne kształty, kolory i wzory. Kobieta je pokochała.
Rocket natomiast już zaczął planować, gdzie i kiedy wypróbuje miotacz, który dostał. Przeglądał go ze wszystkich stron, pod wszelkimi możliwymi kątami. Uśmiechnął się, widząc ile ma wbudowanych funkcji.
Thor próbował zrozumieć przeznaczenie zestawu kosmetyków do włosów. Uważnie czytał ich etykiety, co chwilę pytając o coś siedzącą nieopodal Natashę. Gubił się, który produkt do czego służył. Jeden to odżywka, drugi olejek, trzeci coś na miękkość włosa, a czwarty na jeszcze co innego. Biedak był tak zagubiony, że pewnie minie czasu zanim nauczy się je rozróżniać.
Zanim wszyscy rozpakowali swoje prezenty, minęło sporo czasu. Wanda wraz z Lokim wracali do salonu i już mieli siadać na swoich miejscach, gdy podczas przechodzeniu przez próg zatrzymał ich głos Pietro.
- STOP! – wrzasnął.
Oboje podskoczyli, nie wiedząc, co się dzieje.
- Czego wrzeszczysz? – burknął Clint, masując lekko lewe ucho.
- Stoją pod jemiołą! – Wyszczerzył się chłopak, wskazując ręką na wiszącą nad parą roślinkę.
Wanda i Loki spojrzeli w górę i po sekundzie na policzkach dziewczyny zawitał blady odcień czerwieni.
- I co z tego? – spytał Odinson, nie bardzo rozumiejąc sytuację.
- Pietro, masz wybaczone ten wrzask. – Barton położył rękę na głowie swojego nie-syna. – Otóż jemioła to taka słynna roślina. – Zaczął z uśmiechem łucznik. – Jeśli jakieś dwie osoby pod nią stoją, muszą się pocałować.
- Ca-łus! Ca-łus! – wykrzyknął Nathaniel, klaszcząc z rozbawieniem w ręce.
- Awww, słodko. – Lila uroczo się uśmiechnęła.
- Wiecie, że oni nie odpuszczą? – spytał Stephen, uważnie przypatrując się sytuacji.
Wanda westchnęła cicho, widocznie zrezygnowana. Że też jej własny brat bliźniak wrobił ją w coś takiego... Oj, bez zemsty się nie obejdzie. Już ona kiedyś coś wymyśli. Odwróciła się w stronę Lokiego, na którego twarzy zagościł lekki uśmieszek.
- Chyba nie mamy wyboru – powiedział tylko, zanim schylił się, kierując swoje wargi ku wargom dziewczyny.
- Chyba nie – szepnęła, tuż przed tym, jak ich usta złączyły się w delikatnym, ale czułym pocałunku.
- Ach, jakie to piękne. - Pietro udał wzruszenie.
Wanda oderwała się od Lokiego i przekręciła oczami.
- Papo, użyj na nim rózgi – nakazała, spoglądając na swojego przygłupiego brata i siedzącego obok niego Clinta.
- Neh, tym razem nie zasłużył. – Barton poklepał go po ramieniu. – Ale spokojnie, będę miał ją cały czas w pogotowiu.
- No boki zrywać, dziadzie – burknął chłopak.
Kiedy wszyscy rozpakowali już swoje prezenty i nawzajem się nimi pozachwycali, Sam oznajmił, że najwyższy czas na wspólne śpiewanie świątecznych piosenek.
- Steve, daj mi coś, czym mogę w niego rzucić – powiedział wtedy Bucky.
- Zanim będziecie się obrzucać różnymi rzeczami – Pepper wstała, a tuż po nie uczynił to też Tony. Wszystkie pary oczu skierowały się w ich stronę. – Mamy dla was jeszcze jeden prezent.
Oboje wyszli na chwilę z salonu, a w międzyczasie pozostali zaczęli zastanawiać się o co chodzi.
- Może jakiś wspólny wyjazd w góry? – rzucił Pietro. – Zawsze chciałem nauczyć się jeździć na snowboardzie!
- Raczej coś związanego ze sprzętem Avenegrs – powiedziała Natasha.
- A może spersonalizowane rzeczy dotyczące każdego z Avengersów? - spytał Steve. – No wiecie, jakaś nowa linia figurek, słodyczy czy czegoś.
- O, to by w sumie było fajne – przytaknął Sam.
Kiedy małżeństwo wróciło do pomieszczenia, niosąc po kilkanaście toreb, wszyscy z wyczekiwaniem się w nie wpatrywali. Tony wziął do ręki odpowiednie pakunki i bez wahania podszedł do Petera i Harleya.
- Chcemy, żebyście otworzyli jako pierwsi.
Chłopcy spojrzeli na siebie zaskoczeni, ale po sekundzie zabrali się za rozpakowywanie prezentów. Na to, co było w środku, nie trzeba było długo czekać – nastolatkowie wyjęli z torebek koszulki. Szybko je rozłożyli i zmarszczyli brwi, widząc znajdujący się na nich napis.
- „Big Brother" – przeczytał Harley. – To nawiązanie do mnie i Petera, czy --? – przerwał, gdy zobaczył, że Parker dostał taką samą bluzkę.
- Huh? – Zdziwił się Spiderman.
- O Boże – szepnął Keener, od razu przerzucając swoje spojrzenie na Pepper. – Jest pani w ciąży?!
Wtedy usta Petera otworzyły się na kształt niemej litery „o".
- Będziecie wspaniałymi braćmi dla Stark Juniora. – Uśmiechnął się Tony, przyciągając do siebie małżonkę.
- O Boże, będę starszym bratem?! – Do Parkera ta informacja dotarła dopiero po kilku sekundach. – O Boże, o Boże! – Natychmiast wstał z kanapy i wręcz rzucił się tacie na szyję, mocno do niego przylegając.
Mężczyzna odwzajemnił gest, szeroko się przy tym uśmiechając. Prawą ręką skinął w stronę wciąż siedzącego na kanapie Harleya.
- Na co czekasz, młody?
- Ale – zaczął, wstając ze swojego miejsca. – Ale—Naprawdę chcesz, żebym był starszym bratem twojego dziecka?
- To chyba normalne? – wtrącił Clint. – W końcu też jestem synem Tony'ego. – Po tych słowach bezceremonialnie popchnął chłopca tak, że ten praktycznie wpadł w objęcia Ironmana.
- Gratulacje! – wykrzyknęła Wanda. – Będziemy mieć maleństwo w rodzinie!
- Brawo dla przyszłych rodziców! – Rhodes zaczął klaskać, a po chwili włączyła się cała reszta.
- Stark wreszcie będzie zmieniał pieluchy. – Uśmiechnął się zwycięsko Sam.
- Dla każdego z was mamy po koszulce – powiedziała Pepper.
Zanim zdążyła się schylić po pierwszą z toreb, Natasha zerwała się z kanapy i podeszła do rudowłosej.
- Ja je rozdam – powiedziała.
Pepper uśmiechnęła się i skinęła głową.
Dwie minuty później każdy już miał swoją koszulkę. Męska część otrzymała bluzki z napisem „Super Wujek", natomiast damska – takie, na których na środku znajdowało się „Super Ciocia". Uśmiechom i gratulacjom nie było końca – zanim każdy powiedział od siebie jakieś miłe słówko, minęło prawie piętnaście minut. Po tym, kiedy już wszyscy zajęli znowu swoje miejsca, Wilson zadecydował, że czas najwyższy na wspólne śpiewanie. Jako pierwsze na playliście wleciało „Last Christmas", które Wilson zaczął głośno śpiewać. Dzieciaki od razu dołączyły, natomiast nie wszyscy dorośli byli do tego aż tacy chętni.
- Śpiewaj, tato – szepnął Peter, szturchając siedzącego obok Tony'ego w żebra.
- Właśnie – zgodził się Harley, przerywając na chwilę śpiewanie.
Stark przewrócił oczami, ale zaczął podśpiewywać pod nosem niektóre wersy. Steve i Bucky siedzieli wtuleni w siebie, a tuż obok to samo robili Sam i T'Challa. Clint obejmował Laurę, a na jego kolanach siedział Nathaniel. Pietro i Shuri wyjątkowo wczuli w bujanie się do rytmu, podobnie jak Peter i Harley. Natasha oparła się plecami o bok Stephena, który delikatnie głaskał ją po przedramieniu.
Może i Avengersi byli czasem dziwni. Może sami siebie nazywali patologią. Może mieli narwane akcje i odzywki nie z tego świata. Może i dość często dochodziło między nimi do różnego rodzaju sprzeczek.
Ale byli rodziną. I to było dla nich najważniejsze. A w końcu święta najlepiej spędzać z rodziną, prawda?
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Udany prezent? 🤣 (Kocham ten tytuł i w ogóle nazwę tych świąt xDDDD)
Oto wspomniane przeze mnie pytanie... Jest WAŻNE, więc byłoby miło, gdyby jak najwięcej z was zagłosowało 🥰
Mianowicie... Jak już zapewne dobrze wiecie, na "Chacie" jednym z najpopularniejszych hastagów jest #(ł)ojciecroku. Stąd też ankieta:
Kto waszym zdaniem powinien otrzymać tytuł ojca roku?
A. Tony stark
B. Clint Barton
Głosujcie! Im więcej głosów, tym lepiej! 😁
Wyniki pojawią się w kolejnym poście (Chat), już w Nowym Roku 😉
A jak tam w ogóle jedzenie u was? Najedzeni? Przejedzeni? 😂
Do zobaczenia w Nowym Roku ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro