Rozdział 9
Święta, święta i po świętach... Mam nadzieję, że spędziliście je wesoło(?)! No i nowy rok! Juhu! A teraz zapraszam na rozdział ;) Trochę dłuższy z okazji dłuższej przerwy :)
Kolejne dni, potem przemieniające w tygodnie mijały, a ja nadal byłem nękany przez Harry' ego. Tylko, że z każdym kolejnym dniem nie zaliczyłbym tego jako nękanie. Bo nękanie jest tylko wtedy kiedy jedna z osób tego nie chce? A mi zaczęły podobać się jego zaloty i nie tylko to... Tak na prawdę miałem coraz mniej wymówek by odmówić podpisania umowy. No może Zayn... Dosyć niefortunnie się złożyło bo jakby.. No cóż... To on okazał się zastępcą Harry' ego w "Buisness Styles Exspress". I teraz to on na prawdę mnie nęka, co na szczęście ogranicza się tylko do szturchania na korytarzu (co się zdarza rzadko, bo jest taki ważny, że prawie nie wychodzi ze swojego biura) lub po prostu zawalania mnie dodatkową, zbędną robotą. Cały czas nie wiem jaki ma problem.
Jednak w końcu za namowami Niall' a podpisałem te świstki papieru, które nawet bez tych magicznych przenośni czasów w książkach, wiem że zmienią moje życie. Nie wiem czy na lepsze, czy na gorsze...
***
Aktualnie drzemałem sobie jeszcze w moim cieplutkim łóżku, kiedy moje ostatnie chwile wytchnienia przerwał długi dzwonek do drzwi. Myśląc, że to poczciwa staruszka Maria zwlokłem się z łóżka i stwierdzając, że podłoga jest dziś wyjątkowo zimna oprócz moich bokserek założyłem różowe, puchate skarpety w białe króliki (taki śmieszny prezent urodzinowy od Niall' a). Zszedłem na dół i otworzyłem szeroko drzwi, a moje ciało owiało lodowate powietrze.
- Przeziębisz, a nie chcę żebyś kichał kiedy będziesz robił mi loda. Wyobraź sobie, że będę miał całe podbrzusze w smarkach!
- C-co ty tu robisz?
- Głupie pytanie, przyjechałem po ciebie. Za półgodziny masz być w pracy- Harry podciągnął rękaw swojej eleganckiej koszuli i spojrzał na swojego Rolex'a.
- J-jak to? To niemożliwe!- spojrzałem na zegar naścienny.- Kurwa!
- Nie przeklinaj- zwrócił mi uwagę.
- Nie upominaj mnie, nie masz do tego prawa- trochę dziecinna wymówka, ale jest.
- Myślę, że już mam- prychnął i uśmiechnął się ukazując swój jeden dołeczek- Podpisałeś umowę- dodał pewnie.
- S-skąd? Jak?
- To było kwestią czasu.
- Dlatego przyjechałeś...- bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Bystrzak! A teraz ubierz się, będę miał jeszcze wiele okazji by oglądać cię bez ubrań.
Prychnąłem i wszedłem głębiej do domu. Nie próbowałem go nawet zapraszać, bo wiedziałem że wejdzie sam. Nie myliłem się,niecałą sekundę później Harry zamknął za sobą drzwi.
- Rozgość się- rzuciłem za siebie wchodząc o schodach.
Harry nie odpowiedział, tylko przeszedł do dalszej części domu. Pod presją czasu szybko skorzystałem z łazienki i wybrałem losowy garnitur z garderoby. Popsikałem się dezodorantem i perfumami, po czym ostatni raz przejrzałem się w lustrze. Potem spakowałem teczkę nie zapominając o tej umowie. Wreszcie gotowy zszedłem na dół słysząc rozmowy z kuchni. Wszedłem tam zastając Harry' ego i Marię siedzących przy wyspie kuchennej i pijących kawy ze swoich filiżanek. O nie, wiem co będzie za chwilę.
- Lou, kochanie. Chyba musimy porozmawiać- gosposia zmierzyła mnie wzrokiem.
- Tak, oczywiście. Chodźmy do salonu.
Harry zaśmiał się ze mnie.
- Poczekaj na nas kochaniutki, musimy po prostu porozmawiać z Louiskiem- poczochrała jego włosy, jakby znali się więcej niż 10 minut, i poszła do salonu.
Ja za nią, zarabiając po drodze klapsa od Styles'a . Okey... To było przyjemne. Maria usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie. Posłusznie przyklapnąłem obok niej i już przygotowywałem się na jej krzyk.
- Louisie Williamie Tomlinsonie! Czemu nie powiedziałeś mi, że masz chłopaka?!- skuliłem się.
- J-ja po prostu... T-to nie tak jak wygląda.
Nie mogłem jej powiedzieć, że podpisałem z nim umowę i od teraz jestem jego... dziwką? O mój Boże!
- A jak? Harry powiedział mi, że umawiacie się już od miesiąca!
-Co?
- To była jakaś tajemnica? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko...- zasmuciła się odrobinę.
- Wiem, Mario... Ale po prostu to jeszcze nic pewnego..
- Oh, rozumiem! Nie chciałeś robić nadziei... Po prostu tak mi zależy na twoim szczęściu, szczególnie po-
- Rozumiem, ale proszę nie przypominaj...- westchnąłem.
- W takim razie myślę, że możesz już iść, Harry pewnie się już niecierpliwi.
Wstaliśmy oboje z kanapy i już miałem wyjść z pomieszczenia kiedy usłyszałem za sobą jeszcze jej głos.
- Lou, czy wy już TO robiliście?
- Mario!- zaczerwieniłem się na całej twarzy, mając z tyłu głowy świadomość, że Harry może to słyszeć.
- Tylko się pytam! Pamiętaj o zabezpieczeniu! Niby nie możesz zajść w ciążę, ale medycyna w tych czasach! A te wszystkie HIV' y i inne gó-
- Tak! Już, rozumiem.
Kobieta tylko machnęła ręką i poszła...gdzieś. Ja wróciłem do kuchni i zastałem Styles'a na tym samym krześle co wcześniej. Gdy tylko mnie zobaczył wstał i podszedł do mnie w dwóch krokach. Jego ciepły, miętowy oddech otulił moją twarz, a jego duże dłonie znalazły swoje miejsce na mojej talii.
- Zrobiłeś się strasznie śmiały- wyszeptałem.
- Bo teraz jesteś mój... I masz zwracać się do mnie z szacunkiem- warknął i zacisnął swój uścisk na mojej skórze.
- Przepraszam... tatusiu?
- Masz do tego jakieś wątpliwości?
- Nie, t-tatusiu...
- To rozumiem, chodźmy już.
Chwycił mnie za dłoń i wyprowadził z domu. W milczeniu wsiedliśmy do jego auta i wyjechaliśmy na drogę.
- Dzisiaj zwalniam cię wcześniej z pracy i pojedziesz ze mną w pewne miejsce.
- Jakie?- ożywiłem się odrobinę.
- To niespodzianka, chłopczyku...- tym zdrobnieniem przypomniał mi o czymś.
- Oh, a czy p-potem moglibyśmy-
- Co moglibyśmy?- zacisnął ręce na kierownicy.
- T-to znaczy czy mógłbyś mi tatusiu później wytłumaczyć kilka rzeczy z umowy?
- Oczywiście, kochanie. Nie rozumiem o co tyle nerwów. Rozumiem, że nie wiesz jeszcze kilku rzeczy, ale to normalne. Podejrzewam, że jesteś w tym nowy- spojrzał na mnie znacząco.
- Masz rację tatusiu.
- To dobrze, lubię niewyrobionych... Poza tym tatuś zawsze ma rację- położył rękę na moim kolanie.
Zanim się zorientowałem byliśmy już na podziemnym parkingu wieżowca. Wysiadłem z auta i zabrałem wszystkie moje rzecz. Zaczekałem na bruneta, który objął mnie w biodrach i wprowadził do windy. W niej tylko na moment wziął swoją dłoń,by wcisnąć odpowiedni przycisk. Po kilku chwilach i niewinnych dotykach dojechaliśmy na górę i wysiedliśmy z maszyny. Szliśmy przez hol, kiedy mijaliśmy biurko Sophie kiwnąłem do niej głową na przywitanie, na co ona odpowiedziała uśmiechem. Dopiero po chwili zobaczyła jak blisko jestem z Harry'm, na co zrobiła zszokowaną minę i jej szczęka ścierała kurz z podłogi. Wzruszyłem na to ramionami. Harry pchnął szklane drzwi i przepuścił mnie przodem. O dziwo nie przyciągnął mnie z powrotem do siebie tylko szedł dalej sam. Widziałem jak wszyscy się na nas patrzą, niektórzy z ciekawością, a niektórzy z tym specyficznym wyrazem twarzy, jak : "I tak wiem, co knujesz mały skurczybyku!". Rozumiem, nie chce żeby ktoś nas razem zobaczył. Nie wiem czy czuć się urażonym, czy poczuć ulgę przez to, że tym zachowaniem ograniczy plotki. A nie chciałem być na językach 3/4 londyńczyków. Lekko skrępowany poszedłem do gabinetu przy wejściu wymieniając spojrzenia z Harrym.
- Cześć, Louis!
Obróciłem się w kierunku uśmiechniętego Liam' a.
- Hej! Jak tam?
- Nic ciekawego... Tylko wiesz, mam taki problem- zarumienił się, przez co wyglądał uroczo.
- Wal śmiało!- zachęciłem go.
- Wiesz, ty wydajesz się dobry w tych sprawach... Wiesz tych z płcią piękną-
- Masz na myśli wyłącznie kobiety? Bo wiesz niektórzy mężczyźni też są piękni...- zachichotałem.- Wybacz, ale jestem tak prostu jak włosy Ha- naszego szefa, znaczy się- odchrząknąłem.
- Słucham?- jego szczęka opadła.
- Jestem gejem... Przeszkadza ci to?- zmartwiłem się, bo możliwe, że jednym wyznaniem zniszczyłem szansę na przyjaźń z tym super chłopakiem.
- Nie, nie! Tylko wydawałeś się taki...
- Rozumiem cię, dużo osób popełnia ten błąd.
- Czyli nie pomożesz mi?- skrzywił się.
- Może podołam, mów co cię dręczy.
- Więc... Podoba mi się pewna dziewczyna i nie wiem jak ją zaprosić na randkę.
Możesz ją po prostu zmusić, tak jak zrobił to Styles. Nie patyczkuj się- pomyślałem. Ale jednak chyba to niedobry sposób.
- Oh... Znam ją?
- Tak, t-to Sophie.
- Na prawdę?!- ucieszyłem się.
- Tak jak powiedziałem.
- Uh.. Więc to nie będzie trudne. Kup jej piękny bukiet kwiatów, ale skromny. Dobierz jakieś znaczenie kwiatów, zaimponujesz jej tym! A na randkę zabierz ją w jakieś ustronne miejsce... To chyba wszystko.
- Okeey, dużo o niej wiesz. Dzięki!- uśmiechnął się wdzięcznie i wrócił do pracy.
***
- Kupiłem ci nowe ubrania, przebież się w nie- rozkazał Harry, gdy byliśmy już w jego aucie na parkingu.
- Tutaj?
- Tak.
Wyciągnąłem papierową torbę spod moich nóg i rozchyliłem jej brzegi. Wyciągnąłem z niej czarne, nie zwężane spodnie, rękawiczki i... różową koszulkę z kołnierzykiem?
- Jedziemy na golfa?- zapytałem.
- Ale z ciebie bystrzak, słonko- usłyszałem nutę sarkazmu w jego głosie.- A teraz ubierz się, czas nie jest z gumy.
- Mmm... Czy ta koszulka musi być różowa? I nie uważasz, że jest trochę zbyt obcisła?
- Louis! Zadajesz dużo pytań, za dużo.- powiedział załamującym się głosem.
- J-ja przepraszam, tat-tusiu- wyjąkałem, nadal nie byłem przyzwyczajony do tego "czegoś".
- Przyjęte, skarbie, a teraz ubierz się wreszcie.
Zdjąłem marynarkę i rzuciłem ją na tylne kanapy. Rozpiąłem pas dla większej swobody i zacząłem rozpinać moją lekko wymiętą koszulę. Byłbym głupcem gdybym nie poczuł natrętnego spojrzenia Harry' ego na sobie. Zsunąłem po kolei dwa rękawy i tak jak marynarkę rzuciłem koszulę do tyłu. Strzepnąłem delikatnie koszulkę i zacząłem ją przekładać przez głowę gdy przerwał mi ochrypły głos bruneta.
- Spodnie, najpierw spodnie, dziecinko.
Posłusznie odrzuciłem koszulkę na bok i ściągnąłem moje spodnie do kostek. Dopiero wtedy zorientowałem się, że muszę ściągnąć także buty. Schyliłem się i rozwiązałem sznurówki, po czym skopałem je mało kulturalnie ze stóp. Wracając do pionu wyciągnąłem z siatki spodnie. Byłem teraz tylko w bokserkach. Nagle Harry chwycił mnie za obydwie dłonie, opatulając je prawie całkowicie swoimi większymi.
- Jesteś taki piękny, skarbie... - powiedział powoli dając mi szanse delektować się każdym słówkiem wypływających z pomiędzy jego warg po czym pocałował mnie.
Tak jak z zapraszaniem mnie na randkę nie patyczkował się i od razu wtargnął językiem do mojej buzi. Jęknąłem zaskoczony, ale żeby go nie denerwować zacząłem oddawać pocałunek. Lekko nie nadążałem z tempem, co Harry chyba zauważył bo zwolnił i zaczął subtelnie lizać moje wargi. Smakował jak pieczone jabłko z cynamonem i laska wanilii i odrobina mięty. Tak skupiłem się na pocałunku, który swoją drogą był naszym pierwszym, że nie zarejestrowałem kiedy Harry chwycił mnie pod pośladkami i przeniósł na swoje kolana. Po drodze zahaczył moim udem o drążek zmiany biegów co poskutkowało ugryzieniem jego dolnej wargi, Zasyczał i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Chwyciłem go za kark i polizałem jego podniebienie, na co cały zadrżał i zaczął ściskać i delikatnie klepać moją pupę. Jęczałem cichutko, bo jednak byliśmy na publicznym parkingu!
Wciągałem powietrze przez nos, nie chcąc przerywać pocałunku, bo był nie z tej ziemi! Kiedy mój penis zaczął twardnieć zacząłem się o niego ocierać wyginając delikatnie plecy. Poczułem, że z każdym moim ruchem on także robił się coraz bardziej potrzebujący. W przypływie odwagi odsunąłem się trochę i (starając się) ponętnie przygryźć wargę rozpiąłem jego pasek, a potem rozporek. Na jego szarych bokserkach była już całkiem duża plama, z czego byłem zadowolony. Już odchylałem materiał, kiedy w samochodzie rozbrzmiał dźwięk dzwonka typowy dla Iphone'a. Harry warknął głośno po czym ciągnąc zębami moją dolną wargę sięgnął po telefon. Zły mocno "wcisnął" zieloną słuchawkę, jakby w takim telefonie miało to coś dać.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego Malik- splunął.- Jestem zajęty!
O! Mój ulubiony wice-szef (?) dzwoni! Usłyszałem podniesiony głos z drugiej strony i odwróciłem głowę w drugą stronę.
- Nie mów tak o nim! Jakoś o niej tak nie mówiłeś!
- Nie, to to samo!
- Przestań, wiesz że to nie ma sensu!
- Nie! j-ja...- spoważniał na chwilę i na jego twarzy pojawił się smutek.
- Jesteś niesprawiedliwy.. Nie zmuszaj mnie żebym odpowiedział na to pytanie. T-to szantaż emocjonalny.
- Nie będę z tobą o tym teraz rozmawiać!- warknął ostatni raz do słuchawki i rozłączył się rzucając telefon na siedzenie.
Siedział prosto i oddychał ciężko. W jego oczach nie widziałem już podniecenia, tak jak wcześniej tylko zastąpił je smutek i... coś jeszcze. Stwierdzając, że to nieodpowiedni moment na kontynuowanie delikatnie wgramoliłem się z powrotem na swoje siedzenie i w ciszy ubrałem się w przygotowane ubrania. Po kilku minutach wreszcie odpalił silnik i wyjechaliśmy. Siedziałem spięty nie wiedzą jakiego zachowania spodziewać się po moim "tatusiu". Na szczęście poczułem niedługo potem dużą dłoń na swoim udzie... Całkiem niedaleko mojego wciąż pobudzonego krocza. Odchrząknąłem niezręcznie wiercąc się co spotkało się z wrednym uśmieszkiem Stylesa. Uśmiechnąłem się na to... Wszystko było już ok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro