Rozdział 38
W ogóle nie miałam weny, ale już zbliżamy się do końca ;) Nie myślcie sobie jednak, że będzie nudno.
POV Harry'ego
Obudziły mnie stłumione krzyki dzieci z dołu. Ku mojemu zdziwieniu obudziłem się w łóżku sam, a na dodatek było już dobrze po 11. Zazwyczaj wstawałem około 6 będąc tak przyzwyczajonym przez pracę.
Rozciągnąłem się czując jak wszystkie moje kości strzykają. Skrzywiłem się, gdy dotarł do mnie lekki ból głowy, skutek eskapady z Zayn'em. Musiałem się czegoś napić, teraz.
Wczorajsze ubrania nieprzyjemnie przylegały do mojej skóry, dlatego od razu udałem się do łazienki przylegającej do sypialni Louis'a. Po szybkim, orzeźwiającym prysznicu stanąłem przed trudnym zadaniem. Ubrania, które miałem przy sobie zdecydowanie nie nadawały się do ponownego założenia, więc musiałem wybrać coś dla siebie z garderoby szatyna.
Po zrobieniu małego bałaganu włożyłem na siebie ciasną koszulkę, która ledwo zakrywała mi pępek i koszykarskie spodenki, które mi sięgały do połowy uda i uciskały tyłek. Chociaż i tak miałem wrażenie, że mój kutas zostanie zmiażdżony przez za małą bieliznę, ale wolałem to, niż świecenie genitaliami przed rodziną Louis'a.
Gdy byłem ogarnięty zszedłem na dół, gdzie powitał mnie zabałaganionej stół po śniadaniu i cała rodzina rozłożona w salonie. Pierwszy zauważył mnie ojczym Louis'a, który wydawał się odrobinę zdystansowany od tego rozgardiaszu.
- Dzień dobry, Harry- na to wszystkie głowy obróciły się w moją stronę.
- Dzień dobry- uśmiechnąłem się krzywo, czując się niezręcznie pod tyloma spojrzeniami.
Louis oderwał się od Ernesta i szybkim krokiem podszedł do mnie.
- Dzień dobry, kochanie. Fajne spodenki- uśmiechnął się psotnie- i koszulka.
- Nawet mnie nie denerwuj, bo mój kutas jest tak zgniatany, że aż boli- dyskretnie poprawiłem bieliznę szukając choć odrobinę komfortu.
- Hm, może coś na to zaradzę... później- mrugnął i odszedł mocno kręcąc biodrami. Co za mały kusiciel.
- Harry, zostawiliśmy dla ciebie śniadanie, częstuj się- mama Louis'a kiwnęła zachęcająco głową w kierunku jedynego nieużytego nakrycia na stole.
- Dziękuję, pani Deakin.
- Jaka tam pani, mów mi Jay- uśmiechnąłem się szeroko, bo to chyba oznacza że mnie polubiła, prawda?
Zjadłem śniadanie w akompaniamencie rozmów i z odrobiną przeszkadzania od najmłodszych bliźniaków. Resztę poranka poświęciłem także na naukę rozróżniania Phoebe i Daisy. Zaraz przed obiadem pożegnaliśmy liczną rodzinę i mimo, że wizyta przebiegła nie tak źle jak zakładałem z westchnieniem ulgi rozłożyłem się na kanapie.
- Kochają cię- Louis położył się na przeciwko mnie i splątał nasze nogi.
- Już coś wspominałeś.
- Narcyz- szturchnął mnie piętą w udo.
- Mówię prawdę i tylko prawdę- złapałem jego stopę i unieruchomiłem przygniatając ją do kanapy.
- Mógłbyś chociaż udawać skromnego, ale i tak zasługujesz na nagrodę- podciągnął się odrobinę i nachylił nade mną opierając się na moich udach.
- Rozwiń, proszę- przeniosłem dłonie na jego zaokrąglone biodra jak zawsze zachwycając się ich kształtem.
- Chyba obiecywałem ci coś rano- jego małe dłonie powoli zmieniały swoje położenie lokując się na moim kroczu, a ja nie byłem w stanie oderwać od nich oczu- Trzeba pozbyć się tych spodenek.
Louis chwycił za końcówkę nogawek i pociągnął gwałtownie w dół odsłaniając niesamowicie opinające bokserki. Można było dokładnie zobaczyć kształt mojej męskości, która powoli budziła się do życia na samą wizję tego co Louis może z nią zrobić.
- Oj, tatusiu- zacmokał i ściągnął powoli bokserki, a ja westchnąłem na długo oczekiwaną ulgę- Pocałować żeby nie bolało?- pokiwałem tylko głową, patrząc jak ta jego obniża się.
Zajęczałem cicho, gdy Louis złożył delikatny pocałunek na mojej główce zupełnie nie pasujący do okoliczności. Zaraz po tym obcałował całą długość.
- Czy nadal boli, tatusiu?- popatrzył mi się prosto w oczy, bezwstydnie łapiąc mojego kutasa w dłoń i zaczynając go mocno pocierać.
- Dobrze znasz odpowiedź, oh, kochanie- nie mogłem nic poradzić na jęk, który wydostał się z moich ust, ale Louis wyglądał tak ślicznie i robił takie rzeczy.
Zacisnąłem dłoń na jego włosach, gdy nagle wziął mnie głęboko w gardło. Jego usta były tak ciepłe, miękkie i mokre, dokładnie badały mój każdy centymetr. Szatyn doskonale wiedział kiedy zacisnąć usta, wystawić język, czy ścisnąć jądra, bym po kilku minutach był na krawędzi. Jego głowa rytmicznie unosiła się i opadała między moimi nogami.
- Kurwa, jestem już blisko- zajęczałem.
- Mm, ja też, tatusiu- dopiero teraz zauważyłem, że Louis ociera się o kanapę wykonując okrężne ruchy biodrami.
Chcąc mu pomóc ściągnąłem drugą dłoń z oparcia i sunąc nią po jego plechach wsunąłem pod spodnie i bieliznę. Środkowym palcem okrążyłem jego dziurkę po czym wsunąłem go do środka. Jego wnętrze było gorące i od razu zacisnęło się na moim palcu. Louis zakrztusił się na to na moim kutasie, ale nie zaprzestał ruchów, a wręcz przeciwnie przyspieszył, tak jak te jego miednicą.
Poruszałem w nim jednym palcem budując coraz szybsze tempo. Sam byłem sekundy od spełnienia głośno dysząc. Nie zdążyłem ostrzec mężczyzny, gdy mocno wytrysnąłem w jego ustach. Louis na to zaprzestał ruchu biodrami i skupił się na połknięciu mojej spermy.
- Kochanie, twoja kolej. Dojdź- wznowiłem szybkie ruchy w jego dziurce, gdy Louis opierając rozgrzany policzek o moje udo zaczął szybko ocierać się o obicie.
- Tak, tak, tak- wykrzyczał, gdy doszedł na kanapę.
Jego biodra jeszcze przez chwilę wierzgały, ale po chwili uspokoił się i podciągnął, by schować się w moich ramionach. Oparłem czoło o jego ramię i odetchnąłem głęboko. Louis pachniał tak dobrze, a szczególnie po seksie. Męsko, ale delikatnie, tak jak i cały on.
- Dziękuję, Louis- wyszeptałem- To było niesamowite.
- Przyjemność po mojej stronie- zachichotał trzęsąc się w moich ramionach- Masz dzisiaj jakieś plany?
- Nie, raczej nie, a co?
- Chciałbyś odwiedzić ze mną Chloé? Te dziewczynkę z sierocińca, nie wiem czy pamiętasz.
- Oh, pamiętam... Myślisz, że to dobry pomysł? Wiesz, że nie mam podejścia do dzieci.
- Po reakcji Doris i Ernesta śmiem twierdzić inaczej, ale nie chcę cię zmuszać- obrócił głowę w moim kierunku.
- Jedźmy- odparłem po chwili zastanowienia.
***
- A kto to?
Dziewczynka wskazała na mnie palcem nawet nie starając się tego ukryć. Prawie zapomniałem jak bezpośrednie są dzieci.
- To jest Harry, skarbie. Jest moim chłopakiem.
- Cześ Harry, jestem Chloé- w mgnieniu oka dziewczynka podeszła do mnie z wyciągniętą dłonią, co za inteligentna bestia.
- Witaj, Chloé. Miło cię poznać.
- Wiesz, że mój ulubiony pluszak nazywa się Harry, Harry?
- Oh, to... super?- jak się odpowiada na takie rzeczy? Posłałem błagające spojrzenie w kierunku Louis'a.
- Boisz się czegoś, Harry?- przekrzywiła swoją głowę i przeszyła mnie swoim błękitno- niebieskim spojrzeniem.
- Nie, skądże- odchrząknąłem.
- W takim razie chodź się pobawić- chwyciła mnie za dłoń i gwałtownie pociągnęła.
Przez to potknąłem się, a Louis zachichotał głośno.
- Głupek- powiedziałem bezgłośnie.
- Takiego mnie uwielbiasz- mrugnął, a ja nie wiem czy to przez kolejne pociągnięcie Chloé, czy przez coś innego, ale poczułem szarpnięcie w żołądku, bo tak, uwielbiam go.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro