Rozdział 1
ZWIASTUN W MEDIACH.💓🎊
Miłego czytania!
ilość słów: 1103
~*~*~*~*~*~*~*
Nerwowo przestępowałem z nogi na nogę. Strasznie stresowałem się moim pierwszym dniem pracy. Wytarłem chusteczką pocące się dłonie. Tak na prawdę bardzo się zdziwiłem, że dostałem tą pracę. Jestem bardzo młody, bo mam dopiero 23 lata i już zostałem przyjęty do najlepszej firmy w całej Wielkiej Brytanii. Firma rozszerzała swoją działalność na całą Europę oraz na niektóre obszary Ameryki Północnej. Skończyłem z wyróżnieniem najlepsze studia w Londynie, tą pracę dostałem częściowo przez kontakty. Mój ojciec przyjaźnił się z ojcem szefa firmy. Właśnie, szef firmy- najbardziej obgadywana osoba w Londynie. Podobno miał mnóstwo kochanek, jak i kochanków. Ma dopiero 27 lat, firmę dostał w spadku po wujku. Po oznajmieniu przez głośnik w windzie, że dotarłem na odpowiednie piętro drzwi urządzenia rozsunęły się. Na drżących nogach wszedłem do pomieszczenia, które pełniło rolę przedsionka firmy. Ściany były pokryte farbą w przytulnym kolorze kawy. Po lewej znajdowało się okno panoramiczne, przez które było widać Londyn. W całym pomieszczeniu były porozstawiane kanapy i fotele w jasnym kolorze skóry dla oczekujących klientów. Na ścianach były powieszone gdzieniegdzie obrazy abstrakcyjne. Kiedy odwróciłem głowę po drugiej stronie pomieszczenia zobaczyłem mahoniowe biurko, przy którym siedziała zgrabna brunetka. Podszedłem do niej i uśmiechnąłem się na tyle ile mi pozwalały mi moje nerwy. Niestety nie zauważyła tego ponieważ była wpatrzona w ekran komputera. Odchrząknąłem, by zdobyć jej uwagę- udało się. Spojrzała na mnie i uniosła kąciki ust ku górze.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc?- zapytała wyuczonym oficjalnym tonem.
- Jestem nowym pracownikiem, Louis Tomlinson.
- Tak, jasne!- wstała i podeszła do mnie wyciągając swoją dłoń w moim kierunku.- Jestem Sophie, witamy w "BUISNESS STYLE'S EXPRESS".
Potrząsnąłem jej ręką i podążyłem za nią do kolejnych drzwi. Zaraz kiedy je otworzyła do moich uszu dotarły dźwięki głośnych rozmów, zszywaczy, drukarek i wszystkich innych przyrządów biurowych. Podążałem nadal za Sophie po drodze wymieniając ciepłe uśmiechy z niektórymi pracownikami. W końcu zatrzymaliśmy się pod drzwiami do osobnego pokoju. Dziewczyna gestem ręki nakazała mi otworzyć drzwi. Owinąłem rękę wokół złotej gałki i przekręciłem ją wchodząc do pomieszczenia. Pierwsze co przykuło moją uwagę było drugie biurko, przy którym siedział dobrze zbudowany brunet. Nie powiedziano mi, że będę pracował jeszcze z kimś, ale nie narzekam, w końcu w grupie zawsze raźniej.
- Liam, to jest Louis Tomlinson- powiedziała Sophie.
Domniemany Liam spojrzał na nas i uśmiechnął się.
- Cześć Louis. Mam nadzieję, że będzie nam się miło pracować. Siadaj- wskazał na drugie biurko stojące koło okna.
Podszedłem do niego i usiadłem przy nim. Sophie nadal stała w pokoju i wpatrywała się w mojego nowego kolegę jak obrazek. Uśmiechnąłem się na to pod nosem. Odchrząknąłem znacząco, spojrzała na mnie zdezorientowana. Wskazałem palcem na chłopaka, który stał do nas tyłem. Na to Sophie zarumieniła się wściekle i zacisnęła pięści na jej ołówkowej spódnicy. Kiedy Liam wreszcie znalazł jakieś kartki wyprostował się i odwrócił się do nas.
- Sophie, potrzebujesz jeszcze czegoś?
- N-nie, już idę- odwróciła się i szybkim krokiem opuściła pokój.
- Okey, dzisiaj Louis będziesz korygował umowy, lekkie zadanie na pierwszy dzień- położył stos kartek na moje biurko.
- Dzięki, jeszcze coś?
- Nie, to wszystko. Jak skończysz jesteś wolny. Przerwa na lunch jest o 12:00.
Wrócił do swojego biurka. Wyciągnąłem z mojej teczki pióro i zabrałem się do pracy. Do naszego pokoju co chwilę wchodziły różne osoby, gównie miały sprawy do Liam'a, ale niektórzy zagadywali do mnie. Nieliczni, ale jednak posyłali mi niemiłe spojrzenia, ale starałem się je ignorować. Rozumiałem ich po części. Ja mam dopiero 23 lata i zaczynam tutaj prace i już jestem kierownikiem działu, oni mają dwa razy więcej lat i pracują tutaj długo dużej, a nadal tkwią w tym samym miejscu. Po kilku godzinach wreszcie wyszedłem na lunch. Kiedy szedłem korytarzem do windy słyszałem jak ludzie szepczą między sobą: "nowa dziwka Styles'a" albo " pewnie wskoczył mu do łóżka". Żadne z tych słów nie było na szczęście prawdą. Wsiadłem do windy i wcisnąłem przycisk "parter". Ze wzrokiem umieszczonym na czubkach moich butów wyszedłem z windy. Niestety wpadłem na kogoś, rozsypując pliki kartek po całej podłodze.
- Oops!- usłyszałem męski, zachrypnięty głos.
- Hi!- mruknąłem pod nosem.
Nie miałem czasu ani ochoty by nawiązywać w tamtym momencie nowe znajomości. Musiałem wyjść i zapalić. Nadal nie patrząc na osobę, z którą się zderzyłem zacząłem zbierać kartki. Kiedy skończyłem czynność podałem właścicielowi papier do rąk zauważając tatuaż w kształcie krzyża na jego dłoni. Wycofałem się ostrożnie i poszedłem w stronę wyjścia. Przez cały czas czułem na sobie wzrok mężczyzny, znaczy się na moim tyłku. Rozumiem, że jest TROCHĘ większy, ale nie musi się gapić przy ludziach. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem bardziej kręcić biodrami. Automatycznie usłyszałem za sobą dość głośne syknięcie- zawsze działa. Popchnąłem drzwi i od razu owiało mnie zimne, lutowe powietrze. Wzdrygnąłem się lekko na uczucie zimna, ale nadal kontynuowałem podróż do mojego celu- Starbucks'a po drugiej stronie ulicy. Potrzebowałem kawy. Nigdy nie byłem pracowitym człowiekiem, za naukę na studiach wziąłem się dopiero pod koniec 2. roku. Wcześniej cały czas imprezowałem, nie wyobrażałem sobie dnia bez jednej lub dwóch puszek piwa. Co spowodowało tak nagłą zmianę, a raczej kto? Na jednej z imprez poznałem uroczego chłopaka, siedział w kącie wyraźnie zdegustowany tym co się wkoło niego dzieje. Podszedłem do niego i zagaiłem rozmowę. Miał na imię James. Był nieco wyższy ode mnie . Miał lśniące, czarne włosy i tego samego koloru oczy. Można było powiedzieć, że zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Jeszcze na tej samej imprezie wymieniliśmy się numerami. Potem spotkaliśmy się, a potem jeszcze raz i jeszcze. Po 2 miesiącach byliśmy parą. James zamiast wychodzić na imprezy wolał pouczyć się albo poczytać komiksy MARVEL'A, które ubóstwiał. Niestety niecały rok później zostawił mnie bez słowa, dla kogoś innego, dla innej DZIEWCZYNY. Od tamtego czasu nie byłem z nikim na poważnie, akceptowałem tylko jedno nocne przygody. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Rozejrzałem się wkoło siebie. Stałem na środku przejścia dla pieszych. Jakiś rozeźlony kierowca trąbił na mnie bez przerwy. Przebiegłem szybko na drugą stronę ulicy. Potarłem dłonie i wszedłem do ciepłej kawiarni. Stanąłem w kolejce i czekałem cierpliwie aż będę mógł złożyć zamówienie. Kiedy wreszcie podszedłem do kasy zamówiłem zwykłą czarną kawę i ciastko. Odebrałem moją kawę, na której widniało imię Loueh i skierowałem się z powrotem do biura. Tym razem nie zatrzymując się na środku ulicy podszedłem do wieżowca i szybko zapaliłem papierosa. Stałem tam kilka minut dopóki ktoś, kim okazał się Liam klepnął mnie w ramię.
-Hmm?- spojrzałem na niego.
- Musisz się zbierać, szef chce cię widzieć.
- Oh..., okey. Już kończę.
Ostatni raz się zaciągnąłem po czym zrzuciłem papierosa zgniatając go podeszwą buta.
- Aha! Jeszcze jedno. Przypomnisz mi Liam jak on ma na imię?
- Kto? Nasz szef?
- Mhm.
- Harry Styles.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro