Rozdział 7
Niespodzianka? Taki trochę zapychacz, ale od tego rozdziału zacznie się bardziej Larry ;)
- Słoooneczko! Czas już wstawać! Boo-Bear! No wstawaaj!
Przekręciłem się na bok i zakryłem głowę poduszką próbując zagłuszyć ten skrzek.
- Ej! Nie udawaj, że śpisz. LOOOUIS! Wstawaj, Lewis.
Całymi siłami walczyłem żeby nie wstać i krzyknąć: "Zamknij się irlandzka pało!". Jedynie poruszyłem się niespokojnie na łóżku. Przez chwilę w pokoju panowała cisza, na co westchnąłem błogo, ale po minucie usłyszałem tupot małych stóp (A/N: Wyję z tego!) i dźwięk głośno zamykanych drzwi.
- Jeżeli za chwilę nie wstaniesz podpalę twoje Vansy!- krzyknął bojowo Niall, co według mnie brzmiało jak pisk małej wiewiórki.
Usłyszałem pstryknięcie i potem ciche syczenie, co znaczyło że ten skrzat na prawdę odpalił zapalniczkę.
- 1,2..
- Dobra, już! Kurwa!- usiadłem gwałtownie na łóżku i wyrwałem buta i zapalniczkę z rąk blondyna.
- Na prawdę byś to zrobił?- chlipnąłem i przyciągnąłem buta do piersi.
- Przecież to tylko buty... Poza tym masz kilkanaście innych pa-
Wypowiedź Niall' a przerwał lecący but prosto w jego czoło.
- Auu!
- Jak możesz tak mówić? Vansy to przecież... no.. wiesz "co"!
- Mhm...- rozmasowywał bolące miejsce.- Wiem "co są".
- W każdym razie po co się tu przyczołgałeś?
- Jako dobry przyjaciel i człowiek chciałem ci przyjść podziękować za rezerwację, a jak zostałem przywitany?! Butem w czoło!
- Oh.. Powiedziałbym, że mi przykro, ale wiesz... "Vans" to życie! A z tą rezerwacją nie ma za co. Jak ma na imię ta szczęściara?- zrobiłem cudzysłów palcami.
- Emma... Z resztą pracuje w twojej firmie.
- To nie moja firma, Niall. Nie mam na nazwisko Styles.
- Wiesz o co mi chodziło- jęknął.
- Tak, wiem. Ale powinieneś prawidłowo posługiwać się językiem.
- Profesorek Krasnal Tomlinson- fuknął.- Ubierz się idioto.
- Nie ma problemu, ale wyjdź.
- Wstydzisz się mnie? Po tylu latach przyjaźni?!- Niall chwycił się za serce w akcie rozpaczy.
- Nie, po prostu byłbyś zazdrosny o wielkość Willy' ego.
- Na pewno nie jest aż taki duży!- wywrócił oczami.
- Byś się zdziwił..
- Z twoim rozmiarem 8 stopy?
- Oh, zamknij się i wyjdź!
- Już, olbrzymie.
Niall wycofał się tyłem z mojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Odrzuciłem swoją kołdrę na bok i wyszedłem z łóżka. Nie przejmując się zbytnio poranną toaletą (bo to tylko Niall) naciągnąłem na siebie znoszony tank top i szare dresy zwisające mi nisko w biodrach. Wyszedłem na korytarz i wiedziony zapachem jedzenia zacząłem schodzić po schodach. Z tej odległości mogłem już usłyszeć trzaski szafek i szelesty plastikowych opakowań.
- Czy znowu plądrujesz mi kuchnie?- zapytałem zanim na dobre wszedłem do pomieszczenia.
- Nie, ale zrobiłem ci śniadanie.
Zaraz kiedy postawiłem pierwszy krok na kafelkowej podłodze zobaczyłem Niall' a zajadającego żeli i zagryzając je ciasteczkami. Co za szok!
- I ty niby jesteś na diecie?- zaśmiałem się.
- Mówiłem, że zrobiłem ci śniadanie- wskazał dłonią na wyspę kuchenną.
Spojrzałem tam i zobaczyłem jajecznicę, tosty, szklankę soku pomarańczowego i fasolkę... FASOLKĘ?!
- Niall!
- Co?
- Co tu robi fasolka?
- Hmm... Leży?
- Wiesz, że jej nienawidzę!
- Powinieneś jej spróbować, jest bardzo dobra.
- Dla ciebie wszystko jest smaczne. Swoje gówno też byś pewnie zjadł, mimo że naukowcy mówią że to niebezpieczne.
- W ekstremalnej sytuacji pewnie tak... Ale skąd wiesz skoro nie próbowałeś?
- Jesteś obrzydliwy- jęknąłem.- Ja praktycznie daję dupy, za to, że pójdziesz na kolację z dziewczyną do najlepszej restauracji w Londynie ,a ty odwdzięczasz mi się FASOLKĄ?!
- Dałeś mu dupy?!- krzyknął Niall, jakbym po tym w cale nie zrobił monologu na kilka stron.- Wiedziałem! Ale pewnie jest przystojny,
- Uspokój się! Nie spaliśmy ze sobą.
- Ale nie zaprzeczasz, że jest przystojny.
- Nie, nie zaprzeczam, ale co to zmienia?
- No w sumie nic... W takim razie co robiliście wczoraj skoro nie ruchaliście się jak króliki?- zapytał opluwając połowę swojej brody lekko strawionymi żelkami, buee!
- Byliśmy w restauracji...
- To wiem, ale nie poszliście potem do niego albo do ciebie? Może gdzieś nadal tu się chowa? Styles! Styyles! Możesz już wy-
- Jezu... Ten cukier przeżarł ci mózg.
- Czyli jednak pojechaliście do niego- pokiwał w zrozumieniu głową.
- Nie-powiedziałem twardo.- Rozmawialiśmy, rozumiesz? R-O-Z-M-A-W-I-A-L-I-Ś-M-Y.
- No dobra, już to do mnie dotarło. I jak było?
- Normalnie, całkiem.- przypomniałem sobie fragment rozmowy o umowie.
- Całkiem?
- Tak, całkiem.
- Okey, nie będę naciskał- odwrócił się z powrotem do szafek i zaczął szukać jeszcze więcej jedzenia.
Ja zrezygnowany usiadłem na wysokim krześle i zacząłem jeść posiłek.
- Jakieś plany na dzisiaj?- zapytałem przeżuwając ostatni kęs jajecznicy.
- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym.
- Może pójdziemy na basen?
- Pogrzało cię? Spójrz jaka jest pogoda.
- Przecież możemy iść na kryty.
- Nie chce mi się.
- trudno, w takim razie pójdę sam.
Zeskoczyłem z krzesła i poszedłem do mojego pokoju. W garderobie zdemolowanej wczoraj przez wybieranie stroju na kolację z Harry' m doszukałem się spodenek do pływania i wrzuciłem do byle jakiej torby tak samo jak ręcznik i szampon. Przebrałem się w jasne jeansy i biały T-shirt i zbiegłem do holu, gdzie zastałem Niall' a.
- Jednak idziesz?- zapytałem zakładając na siebie zieloną kurtkę.
- Tak, nie chciałem siedzieć tu sam.
- Wiedziałem, masz kąpielówki?
- Kupię na miejscu- machnął lekceważąco ręką.
- Ty i twoje zdolności do wydawania pieniędzy, wiesz że mogę ci pożyczyć?
- Wiem, ale twój Willy jest taaaki duży, że by mi spadały!
- Wiadomo!
- Chodźmy już.
Niall poprawił swoją footballówkę (A/N: Tak to się pisze?) i wyszedł na zewnątrz. Ja zrobiłem to samo i zamknąłem dom.
- Którym jedziemy?- zapytałem.
- Jak wolisz, możemy jechać twoim Audi.
- Okey, jest w garażu.
Nacisnąłem przycisk na pilocie i naszym oczom ukazało się moje piękne, czerwone Audi R8. Szybko wsiadłem do niego, a Horan wgramolił się na siedzenie pasażera. Powoli wyjechałem z garażu i zamknąłem z powrotem pilotem.
Na szczęście drogi były w miarę puste, więc na basen dojechaliśmy szybko. Nie cieszyłem się długo bo w zamian szukaliśmy miejsca parkingowego 10 minut. Co tu robi tyle ludzi? Kiedy wreszcie znaleźliśmy miejsce (przecznicę dalej) szybko przeszliśmy do basenu. Kupiliśmy karnety, Niall kąpielówki i poszliśmy do szatni. Jak zwykle Niall musiał "pomylić" drzwi i "przez przypadek" wejść do damskiej. Ale jak potem sam twierdził nie było warto. Wreszcie weszliśmy do właściwej szatni i przebraliśmy się. Jako pierwszy odwiedziliśmy basen sportowy. Przepłynęliśmy dziesięć długości, a potem zrobiliśmy mini zawody. Oczywiście ja- Niall wygrał... Potem żeby się trochę zrelaksować poszliśmy do jacuzzi . Niestety nie było żadnego wolnego, więc musieliśmy dołączyć do matki z dzieckiem. Jacuzzi było idealnie na przeciwko wyjścia z sauny więc mogłem obserwować osoby wychodzące z niej. Siedzieliśmy tam z Niall' em już kilkanaście minut, kiedy z sauny wyszła osoba, której się tutaj kompletnie nie spodziewałem i jej nie chciałem. Harry Pieprzony Styles we własnej osobie! I w dodatku jedynie z kusym, białym ręczniczkiem opasanym na jego biodrach. I tu muszę przyznać, że wyglądał seksownie...
Idealna, taka która mnie zawsze pociągała linia V, na której wytatuowane były dwa liście laurowe. Idealnie wyrzeźbiony sześciopak, który pokrywał kolejny rysunek, motyl. Idealnie wystające kości obojczykowe, pod którymi zatrzymane w locie były dwie jaskółki. I na końcu idealne, umięśnione, szerokie ramiona, pokryte jeszcze większą ilością rysunków. Czy nie użyłem za dużo słów "idealne"?
A to wszystko pokryte lśniącym, mokrym, jak najprawdziwszym potem. O mój Boże! Krew zaczęła mi szybciej krążyć i napływać do jednego miejsca.
- Louis! Wszystko w porządku? Czemu się tak ślinisz?- Niall pomachał mi dłonią przed oczami.
- Mmm... Tak! T-tak...
- Na kogo się tak gapisz?
- Na nikogo, z-zdaje ci s-się.
Niall podążył za moim wzrokiem, który nadal mimo woli spoczywał na Harry' m.
- Kto to? Czekaj! To Harry!- blondyn wydarł się.
Szybko zakryłem mu usta dłonią. Wcześniej wspomniany obrócił się w naszym kierunku słysząc swoje imię wypowiedziane tonem napalonej nastolatki i kurwa! Zobaczył mnie!
!KOMPLETNIE NIESPRAWDZONY, PRZEPRASZAM!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro