Rozdział 43
*błędy w wypowiedziach dziecka celowe*
Przed nami jeszcze tylko jeden rozdział i epilog 😢
POV Harry'ego
Już kolejną godzinę przewracałem się z boku na bok nie mogąc usnąć. Louis leżał obok mnie i spał spokojnie, jednak w mojej głowie kotłowało się za dużo myśli.
Jestem ojcem. Prawdziwym, biologicznym ojcem małego chłopca, który kilka tygodni temu stracił swoją matkę i za kilka godzin mam go poznać i zaadoptować. Tak jak Chloé.
Boże jakim cudem w ciągu doby razem z Louis'em staniemy się rodzicami nie jednego, a dwójki dzieci? Właśnie, jak Tobias przyjmie wiadomość, że ma tatę? Czy zaakceptuje Louis'a? Jak chłopiec przyjął śmierć swojej mamy? Czy damy radę ich wychować na dobrych ludzi?
Takie i miliony innych pytań spędzało mi sen z powiek. W końcu jednak moja szamotanina musiała obudzić leżącego obok Louis'a, bo poczułem ciepłe dłonie owijające się wokół mojego pasa.
- Harry, co się dzieje?- wymruczał sennie.
- Nie mogę przestać myśleć- ilość pytań i rozważań była przytłaczająca wywołując ból głowy.
- O Tobiasie- bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Stresuję się, co jeśli nas nie polubi? Co jeśli będzie sprawiał problemy w domu?
- Harry- Louis powiedział poważnym tonem i uniósł się nade mną opierając na łokciu- Wiadomo, że na początku może być trudno. Tobias jest małym, trzyletnim chłopcem, który właśnie przeżył ogromną tragedię nie będąc tego nawet do końca świadomym. Nie wiemy jak odreaguje śmierć Anny, może będzie małym rozrabiaką- zaśmiał się cicho- A może zamknie się w sobie. Poradzimy sobie, bo zapewnimy mu wszystko co najlepsze, tak jak Chloé. Opiekę, szacunek i miłość.
Z każdym słowem męża czułem jak moja głowa oczyszcza się, a ciało rozluźnia. Wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany, był wspaniały.
- Czym zasłużyłem sobie na tak mądrego męża?- zapytałem.
- Całym sobą, kochanie- nachylił się i pocałował mnie czule- Wszystko będzie w porządku, zobaczysz...
***
Kolejny dzień zaczął się nerwowo dla dwójki z nas. Obydwoje nie byliśmy w stanie zjeść śniadania i zadowoliliśmy się tylko kawą. Wszystko wypadało mi z dłoni, od szamponu pod prysznicem do kluczyków od auta.
Dopiero gdy podjeżdżaliśmy pod sierociniec poczułem odrobinę ekscytacji. Wreszcie zabieraliśmy Chloé do domu. Trzymając się mocno za dłonie przekroczyliśmy próg placówki i od razu zostaliśmy zgnieceni przez już nie takie małe ramiona.
- Hazza, Lou! Wreszcie jesteście. Myślałam, że już się nie doczekam- wywróciła oczami, ale i tak wiedziałem, że cieszy się tak jak my, albo nawet bardziej.
- Nie tym tonem, młoda panno. Teraz żyjesz na naszych zasadach- pogroziłem jej żartobliwie palcem.
Dziewczynka zupełnie mnie zignorowała i z piskiem objęła pas szatyna wtulając się w niego mocno zaczynając gadać o tym jak się cieszy, że zamieszkamy razem. Moje serce biło mocno z miłości do tej dwójki.
Ten magiczny moment przerwała urzędniczka.
- Państwo Styles, zapraszam do gabinetu. Musimy się zająć jeszcze formalnościami- gestem wskazała duże drzwi.
Objąłem męża w pasie podążając za kobietą, a Chloé tym razem przylepiła się do mojego boku. Z szerokim uśmiechem podniosłem ją jedną ręką i posadziłem sobie na biodrze.
- Uf, kiedy ty tak urosłaś, co?- nie powiem, że noszenie 8-letniej dziewczynki na jednej ręce należy do najłatwiejszych.
- Kiedy ty wyszedłeś z formy, Hazza?- uśmiechnęła się ukazując swoje braki w uzębieniu.
- Jesteś małą diablicą- uszczypnąłem delikatnie jej udo.
Chloè pisnęła głośno i schowała twarz w mojej szyi. Czułem jak urzędniczka uważnie nas obserwuje. Usiedliśmy naprzeciw niej na niewygodnych plastikowych krzesełkach.
- Za chwilę będą mogli państwo jechać do domu, ale potrzebuję kilku podpisów- przesunęła w naszym kierunku kilka plików kartek.
Odgarnąłem jasne włosy dziewczynki ze swojej twarzy i nachyliłem się nad papierami czytając dokładnie co mieliśmy podpisać, to samo robił Louis. Po porozumiewawczej wymianie spojrzeń podpisaliśmy się we wszystkich wymaganych miejscach.
- Czy to wszystko?- Louis odłożył długopis i spojrzał się na kobietę.
- Z papierologii wszystko. Muszę jednak przypomnieć o wizytach kontrolnych przez najbliższy rok. Część z nich będzie zapowiedziana, część nie. Oczywiście z czasem wizyty będą coraz rzadsze.
- Ale po co?- poważny ton kobiety przerwał słodki głos dziewczynki.
- Musimy się upewnić, że twoi nowi rodzice nie robią ci żadnej krzywdy- urzędniczka uśmiechnęła się pobłażliwie do Chloé.
- Przecież Harry i Lou są najlepsi na świecie, nie zrobią mi nic złego. Nie musi pani sprawdzać- stwierdziła pewnie.
- Niektóre rzeczy trzeba zostawić dorosłym, skarbie.
- Głupia baba- Chloé powiedziała cicho do mojego ucha naburmuszonym tonem, a ja prychnąłem głośno nie mogąc się powstrzymać.
Louis i kobieta spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Przepraszam, coś wpadło mi do gardła- odchrząknąłem chcąc uwiarygodnić moją wypowiedź, ale Louis'a nie oszukałem i wiedziałem, że będę musiał się tłumaczyć zaraz po tym jak opuścimy ten pokój.
Nie pomyliłem się.
- Co to było?
- Zapytaj się Chloé.
- Więc słucham... Chloé?- poklepał ją delikatnie po plecach, przez co podniosła głowę z mojego ramienia i spojrzała na szatyna.
- To była po prostu głupia baba- prychnęła pewna siebie, a ja znowu nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, gdy zobaczyłem szeroko rozszerzone oczy Louis'a w szoku.
- Chloé!- praktycznie zaskrzeczał- Nie wolno tak mówić, to niegrzeczne.
- Ale ty tak mówisz- zajęczała oskarżycielsko.
- Jak będziesz tak duża jak ja i Harry to też będziesz mogła tak mówić.
- Ale to będzie za...- zamyśliła się na chwilę- Chyba sto lat!
- Po kim ty jesteś taka pyskata, co?- oparł swoje dłonie na biodrach i włączył swój tryb „matka".
- Harry mówi, że to ty jesteś pyskaty, ale to lubi.
- Harry!- tym razem poczerwieniał na twarzy.
- Może chodźmy po prostu do auta- ominąłem zręcznie Louis'a i szybkim krokiem z Chloé na rękach udałem się w stronę wyjścia.
- Jasne, zostawcie mnie ze wszystkimi bagażami- usłyszałem zza siebie prychnięcie, a zaraz po tym cichy chichot blisko ucha.
- Uciekamy- zacząłem biec, co spowodowało głośny śmiech dziewczynki i okrzyki „biegnij szybciej, Harry!"
Minutę później pomagałem jej już się zapiąć w aucie. Niedługo potem Louis włożył z niezadowoloną miną torby do bagażnika i mogliśmy ruszać dalej, czyli po Tobiasa, o czym nie wiedziała jeszcze Chloé.
W aucie panowała cisza, którą przerywał jedynie kierunkowskaz, czy odgłos zmiany biegu. Do domu rodziców Zayn'a, gdzie obecnie przebywał chłopiec, był kawałek drogi. Tam mieli na nas czekać również Zayn i Niall, by Tobias czuł się jak najbardziej komfortowo.
- Harry, Louis?- Chloé przerwała ciszę pytaniem.
- Tak, skarbie?- szatyn obrócił się do tyłu, by na nią patrzeć.
- Bo ta pani powiedziała, że jesteście moimi rodzicami. Czy to prawda?
- Oh. Tak, teraz w świetle prawa jesteśmy twoimi rodzicami, ale jeśli nie czujesz się komfortowo, by zwracać się do nas „tato", to nie musisz. Jednak byłby to dla nas ogromny zaszczyt, Chloé, bo razem z Harry'm bardzo cię kochamy.
- Tak jakbyś od zawsze była nasza- dodałem i uśmiechnąłem się do niej ciepło w odbiciu lusterka do cofania.
Louis chwycił mocno moją dłoń i spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Znałem go tak bardzo i wiedziałem, że to spojrzenie znaczy „kocham cię", dlatego odpowiedziałem na głos:
- Ja ciebie też.
- Przestańcie być tacy słodcy, tatowie.
- Oh, Chloé- zaśmiałem się cicho, ale byłem tak szczęśliwy.
- Ja was też kocham, czy coś- zawstydziła się i próbowała ukryć twarz odwracając się w kierunku okna.
- Musisz wiedzieć jeszcze o jednej rzeczy, Chloé- zaczął niepewnie Louis- Nie jedziemy teraz do domu.
- Co, jak to?
- Dzisiaj do naszej rodziny dołączy jeszcze jeden członek.
- Czy to pies? Kupiliście mi psa?- zaczęła podskakiwać na podstawce.
- Nie, to nie pies. Jedziemy po Tobiasa, który będzie twoim młodszym bratem, okay?- widziałem jak Louis stara się jak najprościej wytłumaczyć wszystko dziewczynce.
- Będę miała brata? To jeszcze lepsze niż pies!- wykrzyknęła.
- Więc cieszysz się?- upewniłem się.
- No jasne!
Odetchnąłem z ulgą, jeden problem z głowy. Teraz najtrudniejsze przed nami. Po pół godzinnej jeździe dojechaliśmy pod całkiem duży dom jednorodzinny. Pamiętam jak dziś, kiedy Zayn go kupował, był tak szczęśliwy, że w końcu może się odwdzięczyć swojej rodzinie za wszystko.
Ponownie pomogłem Chloé wyjść z wysoko zawieszonego samochodu i w trójkę podeszliśmy pod duże, czarne drzwi. Wziąłem głęboki oddech zanim zadzwoniłem dzwonkiem. Mimo ogromnego zdenerwowania czułem też odrobinę radości, w końcu miałem poznać swojego syna.
Już po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stała uśmiechająca się Tricia Malik.
- Wchodźcie, kochani- zaprosiła nas do środka, a potem do kuchni.
Staliśmy zdenerwowani, nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić. Gdzie jest Tobias?
- Może ja zapoznam się z tą uroczą dziewczynką, a wy pójdziecie do Tobiasa, co wy na to?- uśmiechnęła się ciepło do Chloé, która od razu odwzajemniła gest, była taka śmiała.
- Jasne, a gdzie- Louis nie zdążył skończyć, gdy z salonu obok dotarł do nas głośny, dziecięcy śmiech.
Na ten dźwięk uśmiechnąłem się i nie czekając na nikogo, ani nic praktycznie pobiegłem do źródła hałasu. Chciałem już zobaczyć moje dziecko.
Pierwszym co zobaczyłem były ciemne włosy Zayn'a, dopiero gdy uniósł głowę dojrzałem roześmianego chłopca w jego ramionach. Był... piękny.
Jego blond włosy kręciły się wkoło jego okrągłej, dziecięcej twarzyczki. Rumiane policzki zdobiły dołeczki, zupełnie identyczne jak moje. Miał drobny nosek i błyszczące, błękitne oczy, był tak podobny do swojej matki...
Wydawał się tak drobny w objęciach Zayn'a. Ocknąłem się odrobinę, gdy poczułem jak w moją dłoń wsuwa się druga, drobniejsza.
- Jest tak... śliczny- wyszeptał Louis, gdy tak jak ja wpatrywał się w chłopca.
Nasza obecność została zauważona dopiero po chwili i to w dodatku przez samego Tobiasa. Jednak to co zrobił chwilę później wprawiło wszystkich w osłupienie.
- Tata!- wykrzyknął i na małych nóżkach zaczął biec w moją stronę.
Ze zdumieniem otworzyłem swoje ramiona, w które wbiegł chłopiec. W momencie, w którym przytuliłem go do piersi czułem jak wszystkie tamy runą, a ciężkie łzy płyną w dół mojej twarzy.
Mój synek, mój mały. Od razu poczułem ogromną miłość, która wypełniła mnie. Pierwszy raz czegoś takiego doświadczyłem i mimo, że dowiedziałem się o istnieniu Tobiasa dzień wcześniej myśl o tym, że jestem ojcem zakorzeniła się tak głęboko, że czułem jakbym czekał na ten moment od lat.
- Mama mówiła. Mówiła, że tata po mnie przyjdzie- chwycił moją twarz w swoje małe łapki- I mama mówiła, że tata przyjdzie z Lou- Lou- Tobias zaciął się i skrzywił buźkę sfrustrowany.
- Z Louis'em, tak?- pomogłem mu.
- Tak- pokiwał głową wprawiając swoje loczki w ruch.
- Bardzo się cieszę, że mogę cię wreszcie poznać- złożyłem mokry pocałunek na jego policzku.
- Tata płacze, czemu?
- Tata jest bardzo szczęśliwy, dlatego płacze.
- Ja też jestem szczę- szczęściowy- Louis zaśmiał się miękko na błąd chłopca i kucnął obok nas.
- Cześć, Tobias. Tak jak tata nie mogłem się doczekać, by cię spotkać.
- Cześć, ale ja wiedziałem, że tata i Lou przyjdą. Mama mówiła, że gdy będzie z aniołkami przyjdą dwa pany i będą się mną opiekować. Jeden mój tata, a drugi- wyliczał na paluszkach- A drugi Lou taty.
Tobias wziął wielki oddech zanim zaczął kontynuować.
- A wiecie, że moja mama jest w niebie? Poleciała, jak- jak astromanci i teraz mama jest z aniołami. Sama tak mama powiedziała!
Serce krajało mi się na słowa chłopca. Naprawdę był nieświadomy tego co się stało, ale może to lepiej? Wizja tego, że mama poleciała rakietą w kosmos jest lepsza, niż to, że umarła w cierpieniu i nigdy nie wróci.
- Twoja mama musi być naprawdę szczęśliwa teraz- Louis pociągnął nosem, jak widać jego też poruszyły słowa Tobiasa.
- Mamę bolało w śpitalu, a w niebie nie boli mamy, więc mama szczęśliwa.
- Oh, Tobias- przytuliłem chłopca ponownie do siebie i nie miałem go najmniejszego ochoty puszczać.
- Tulaski! Tata jest tulaśny, Lou też?- chłopiec jak mała dżdżownica wyślizgnął się z moich ramion i nieśmiało podszedł do mojego męża.
- Oczywiście, Toby- zdrobnił i też przytulił chłopca do siebie.
- Jest jeszcze jedna osoba, która na pewno by chciała tulaski, Tobias- chwyciłem jego rączkę w swoją dłoń i dostosowując swoje tempo do tego chłopca poszliśmy do kuchni.
Chloé od razu wyczuła naszą obecność i odwróciła się na wysokim krześle barowym, z którego i tak zeskoczyła zaraz jak nas zobaczyła.
- Toby, to jest Chloé. Będziemy mieszkać razem- Louis wytłumaczył.
- Cześć, Toby!- dziewczynka usiadła po turecku na przeciwko chłopca, który wpatrywał się w nią zaciekawiony- Od dzisiaj jestem twoją siostrą i mamy super dwóch tatów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro