Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42

Komentujcie, komentujcie 👀👀

POV Louis'a

Obudził mnie głośny hałas, który dopiero po chwili rozpoznałem jako dzwonek mojego telefonu. Zaciekawiony tym kto może do mnie dzwonić w niedzielę rano wyszedłem spod ciepłych ramion mojego męża. Trochę minęło zanim zlokalizowałem urządzenie, ale na szczęście zdążyłem odebrać.

- Halo?- odchrząknąłem chcąc pozbyć się porannej chrypki.

- Dzień dobry! Pan Tomlinson?- osoba po drugiej stronie miała zdecydowanie dużo entuzjazmu.

- Tomlinson- Styles- poprawiłem- Przy telefonie, słucham.

- Z tej strony Amanda Parker, dzwonię z centrum adopcyjnego „Promyczek"- na ten wstęp ożywiłem się i pocierałem szybko oczy chcąc się rozbudzić- Mam dla pana i pana Styles'a, rozumiem pańskiego męża, radosną informację.

Moje serce przyspieszyło swój bieg, gdy jak dziki zacząłem potrząsać ramieniem śpiącego mężczyzny. Musiał się obudzić.

- Co?- wymruczał opierając się na łokciach.

- To z „Promyczka"- wykrzyczałem szeptem zasłaniając dłonią słuchawkę.

Mogłem zobaczyć jak nuta podekscytowania pojawia się w jego jeszcze zamglonych od snu oczach. Przełączyłem kobietę na głośnik.

- Dostaliśmy wczoraj pozytywną odpowiedź od sądu. Przeszliście państwo pomyślnie wszystkie testy i spełniacie wszystkie wymagania- wiedziałem do czego to zmierza, ale i tak, gdy padły te słowa nie mogłem powstrzymać szczęśliwego szlochu- Chloé jest już oficjalnie wasza, czeka tylko aż ją państwo odbierzecie.

Upuściłem telefon na pościel, nie byłem w stanie odpowiedzieć. Byłem tak szczęśliwy. O adopcję dziewczynki zaczęliśmy się starać już po naszych zaręczynach. Obydwoje ją pokochaliśmy i wiedzieliśmy, że chcemy dzieci, więc decyzja była oczywista. Teraz Chloé była już odrobinę starsza, miała już prawie 8 lat, ale nie zmieniliśmy przez to zdania.

Cały proces trzymaliśmy w tajemnicy. Nie chcieliśmy robić nikomu nadziei, jeśli wszystkie nasze wysiłki miały spełznąć na niczym, a było kilka trudniejszych momentów. Mimo to po roku starania się, a po prawie pięciu widywania się z dziewczynką wreszcie była oficjalnie naszą córką.

- Dzień dobry! Z tej strony Harry Styles, mój mąż jest zbyt szczęśliwy, by odpowiedzieć- wróciłem do rzeczywistości, gdy Harry przejął telefon- Kiedy możemy wziąć Chloé?

- Tak właściwie w każdym momencie, musiałabym tylko poprosić opiekunki o jej spakowanie.

- W takim razie będziemy po nią jutro z samego rana.

- Wspaniale! Życzę miłego weekendu i do widzenia.

- Dziękujemy, do widzenia- mężczyzna odrzucił telefon na pościel i od razu wziął mnie w swoje ramiona- Jesteśmy rodzicami, to niesamowite- wyszeptał.

- Tak- pokiwałem głową- Musimy powiedzieć dzisiaj wszystkim na śniadaniu.

- To będzie na pewno miła informacja dla ich skacowanych umysłów.

- Sam nie czuję się najlepiej- przyznałem- Nalałeś mi wczoraj za dużo szampana.

- Nie narzekaj, było bardzo miło- przygryzł moją szyję, a mnie przeszedł dreszcz na wspomnienia z wczorajszej nocy.

Wzdychnąłem i całkowicie oparłem cały swój ciężar na Harry'm. Informacje cały czas do mnie docierały, nie mogłem w pełni uwierzyć, że zostaliśmy prawnymi opiekunami Chloé i nie będziemy musieli jej odwiedzać w domu dziecka, a będziemy żyć razem, jak prawdziwa rodzina.

Jej pokój czekał przygotowany, kilka razy była u nas na noc, by sprawdzić czy czuje się wystarczająco komfortowo. To były jedne z przyjemniejszych chwil, te spędzone razem w trójkę. Teraz miało być tak na codzień.

Harry też wydawał się głęboko zamyślić. Siedział wpatrzony w okno i mrugał powoli. Dla niego to też była duża dawka emocji. Już nie mogę się doczekać jak zareagują nasi najbliżsi. Organizowaliśmy dzisiaj o 11 uroczyste śniadanie dla najbliższej rodziny i przyjaciół i będzie to idealna okazja na przekazanie wielkich wieści.

- Harry, kochanie- trąciłem nosem jego policzek- Powinniśmy się już zacząć szykować.

- Co? Mhm, tak. Szykujmy się.

***

POV Zayn'a

Zgodnie z planem wstałem, gdy zadzwonił budzik, godzinę przed zaplanowanym śniadaniem. Jednak jak codziennie od kilku tygodni nie miałem ani grama chęci, by się podnieść. Nawet ślub dwójki moich najlepszych przyjaciół nie dał mi wystarczająco dużej dawki motywacji, przez co czułem się winny, ale nie byłem w stanie kontrolować swoich emocji. Od pewnego czasu nic nie jest już takie same.

Wszystkie dni zlewały się w jedno mimo ogromnego wsparcia rodziny i Niall'a, któremu też było ciężko. Nikt jednak nie czuł tego samego co ja. Dodatkowo dzisiaj nadszedł dzień, w którym musiałem zepsuć sielankę nowej pary młodej.

Razem z mężem staraliśmy się to odwlec jak najdalej w czasie, ale dzisiaj był już ostateczny termin, nie mogliśmy zwlekać, gdy od tego zależało kogoś życie.

- Zee, skarbie. Wstałeś?- zerknąłem na blondyna obok mnie i uśmiechnąłem się lekko, był jedynym źródłem szczęścia dla mnie.

- Mhm, próbuję się jakoś zebrać- westchnąłem.

- Nie możemy zawieźć Harry'ego i Lou, musimy się ogarnąć.

- I tak spieprzymy im dzisiaj humor... i może życie.

- Jeżeli nie przyjmą tego jak powinni, to w ogóle na to nie zasługują. Wiemy kto jest teraz naszym priorytetem i nie jest to ich dobry humor.

- Masz rację, jak zawsze.

- Wiadomo, a teraz wstawaj, bo się spóźnimy.

Posłusznie wykonałem polecenie męża i przygotowałem się w miarę sprawnie do wyjścia. Koszula, mimo że była luźna wydawała się być dusząca tak, że każdy krok, który mnie zbliżał do śniadania i tej przeklętej rozmowy był cięższy.

Mimo to dotarliśmy do restauracji na czas, a nawet 5 minut przed nim. Mój żołądek skręcał się niemiłosiernie, ale nie mogłem zdecydować, która emocja przewyższa- smutek czy stres. Obydwa mieszały się we  mnie bezlitośnie pozbawiając mnie stopniowo snu i zdrowych zmysłów od ponad miesiąca.

Rodziny Harry'ego i Louis'a siedziały już przy ogromnym stole. Charlotte i Daisy przyszły ze swoimi chłopakami, tak jak Gemma. Zauważyłem także Liam'a ze swoją nową partnerką, Maią. Wszyscy byli radośni i rozmawiali ze sobą żywo. Młoda para siedziała u szczytu stołu i mogłem poczuć jak moje usta wykrzywiają się mocno w rozpaczliwym grymasie.

Byli tak szczęśliwi...oczy świeciły im się jak gwiazdy, gdy trzymali się za dłonie i opowiadali coś rodzicom. Razem tworzyli definicję radości i miłości. Tak bardzo nie chciałem tego niszczyć, ale musiałem. Ja i Niall musieliśmy, to był nasz obowiązek.

- Zayn, Niall!- Louis wykrzyknął, gdy tylko nas zobaczył.

Razem z Harry'm wstali i podeszli do nas.

- Tak się cieszymy, że dotarliście- po kolei uścisnęli nas mocno, a ja sztywno to odwzajemniłem.

Gdzieś pomiędzy złapałem zaniepokojone spojrzenie Harry'ego, ale je zignorowałem. To jeszcze nie czas, po śniadaniu.

Zostaliśmy zaprowadzeni do naszych siedzeń i tak rozpoczęło się śniadanie. Jedzenie było pyszne, a atmosfera ciepła i rodzinna. Tak bardzo chciałem móc być w stanie cieszyć się tym w pełni. Tą chwilą, szczęściem moich przyjaciół, móc tak żywo uczestniczyć w rozmowie. Nie byłem jednak jedyny w moich zmaganiach.

Z bólem patrzyłem jak Niall nie mógł nawet przełknąć jednej kanapki, gdy zazwyczaj jadł więcej, niż ktokolwiek kogo znam. Zdecydowanie za szybko zorientowałem się, że wszyscy skończyli posiłek i teraz tylko popijali kawę, czy herbatę.

Nagle Harry odchrząknął głośno zwracając uwagę wszystkich gości. Z wielkim uśmiechem, wstał i wypiął dumnie pierś jakby był pieprzonym lwem. Coś się święciło, ale nie wiedziałem co.

- Jeszcze raz dziękuję za przybycie. To naprawdę dużo znaczy, że wszystkie osoby, które kochamy są dzisiaj, tutaj z nami. Szczególnie, gdy z Lou mamy wspaniałe wieści- ułożył dłoń na ramieniu wymienionego mężczyzny, który sam promieniście uśmiechał się- Żadne z was tego nie wie, ale rok temu wszczęliśmy proces adopcyjny- na te słowa wokół stołu można było usłyszeć kilka zaskoczonych sapnięć, w tym moje i Niall'a- Dzisiaj zostaliśmy oficjalnie rodzicami Chloé, która zamieszka z nami od jutra.

Gdy reszta rzuciła się na parę z gratulacjami i wyrzutami o wstrzymywanie informacji, ja z Niall'em siedzieliśmy roztrzęsieni na swoich miejscach. To nie tak miało być, zupełnie nie tak. Spojrzałem przerażony na męża, który wydawał się na skraju paniki ze łzami w oczach.

Zanim zdążyłem się odezwać był przy mnie już Harry, a zaraz za nim Louis. Obydwoje mieli zaniepokojone miny, gdy taksowali nas spojrzeniem.

- Wszystko w porządku?- zapytał Louis- Wyglądacie... na przestraszonych.

- Musimy z wami porozmawiać- wykrztusił z siebie Niall- Jakby teraz, w tym momencie.

- Co się stało?- szatyn był wyraźnie zmieszany- To coś poważnego?

- Bardzo- zapewniłem- Zwlekaliśmy wystarczająco długo.

- Dobrze, chodźmy w takim razie do ogrodu.

W ciszy pełnej napięcia przeszliśmy na zewnątrz, gdzie usiedliśmy wkoło małego, białego stoliczka. Zapach kwiatów był tak przytłaczający w tamtym momencie.

- Co macie nam do powiedzenia? Razem z Louis'em zauważyliśmy, że zachowujecie się nieswojo już od pewnego czasu, ale prawdę mówiąc ignorowaliśmy to.

Wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. Musiałem to zrobić. Dla niej, tak jak jej obiecałem, ale także dla niego.

- Właśnie to chcemy wyjaśnić- zacząłem- Chodzi o Annę- ich oczy komicznie rozszerzyły się.

- A-ale ona wyjechała wiele lat temu- wyjąkał Louis.

- To prawda, ale wcale nie straciliśmy z nią kontaktu. Wręcz przeciwnie, musieliśmy ją wspierać jeszcze bardziej.

- Okłamałeś mnie- Louis zwrócił się bezpośrednio do Niall'a.

- Lou, proszę. Wysłuchajcie Zayn'a do końca i nie przerywajcie.

- Anna wyjechała z Londynu, gdy byliście na wakacjach w Grecji, wyjechała bo... Zaszła w ciążę.

- Co?!- Harry sapnął w niedowierzaniu.

- Daj mi dokończyć. Zaszła w ciążę, a ojcem dziecka jesteś ty, Harry- uciszyłem go dłonią, gdy zobaczyłem jak otwiera usta- Razem z Niall'em przekonywaliśmy ją, by została i powiedziała ci o tym, ale jej duma ją przed tym powstrzymała. Stwierdziła, że nie chce jeszcze bardziej psuć waszego wspólnego szczęścia, chciała wychować dziecko w pojedynkę. Razem z Niall'em nie mogliśmy zrobić nic więcej tylko zaakceptować jej decyzję i ją wspierać. Pomogliśmy jej osiąść w Liverpool'u i pomagaliśmy jej jak mogliśmy całą ciążę, która do lekkich nie należała- uśmiechnąłem się smętnie na wszystkie wspomnienia- Musieliśmy masować jej stopy i plecy, robić zastrzyki, znosić humorki i wozić do lekarza. Jednak wszystko wynagrodził mały Tobias... Urodził się 16 maja, trzy lata temu. Najpiękniejszy i najbardziej uroczy bobas na świecie, tak podobny do swojej mamy...- moje gardło zacisnęło się, tak jak dłoń Niall'a na moim udzie w pocieszającym geście, ale i tak poczułem gorące łzy- Stał się od razu naszym oczkiem w głowie i miłością życia Anny. Kochała go tak bardzo... Zapewne nadal kocha, dlatego odbywamy tę rozmowę teraz.

- Nie rozumiem, czemu kochaŁA. Gdzie ona teraz jest?- Louis dopytywał się, gdy Harry siedział obok w ciężkim szoku.

- Anna... Ona, n-nie żyje- wszystko znowu zwaliło się na mnie i załamany ułożyłem twarz w dłoniach i pozwoliłem sobie zmoczyć je łzami.

- Rok temu u Anny została wykryta białaczka- kontynuował Niall, za co byłem wdzięczny- Walczyła dzielnie, dla swojego syna i dla nas, ale choroba okazała się silniejsza. Zabrała ją siedem tygodni temu.

- O Boże...- Louis chwycił mocno dłoń swojego męża.

- Co z Tobiasem? Co z moim synem?- Harry wydawał się dojść do siebie, ale wiedziałem, że i tak jest przerażony.

- Dla niego tu jesteśmy- pociągnąłem nosem i starałem się powstrzymać drżenie głosu- Gdy Anna wiedziała już, że... odejdzie spisała swoją ostatnią wolę, ale kazała także sobie coś obiecać. Poprosiła mnie, bym upewnił się, że Tobias trafi do kochającego domu, do swojego ojca i ciebie, Louis. Chciała, żebyście to właśnie wy zajęli się chłopcem i tak napisała w swoim testamencie.

- Boże! Mam syna, mam 3-letniego syna, a jego matka właśnie zmarła. A-anna zmarła- jego głos także się załamał.

Mimo, że tworzył od wielu lat związek z Louis'em i byli teraz małżeństwem, wiedziałem że ta wiadomość nim wstrząsnęła. Niezależnie jak gorąco się tego zapierał, to kiedyś kochał ją i mimo, że nie widzieli się od lat zawsze będzie zajmowała skrawek jego serca, jako jego pierwsza miłość.

- Tobias przez ten czas mieszkał u rodziców Zayn'a- zaczął ponownie Niall- Jednak prawnicy są jak sępy i jeśli testament nie zostanie spełniony Tobias trafi do domu dziecka, dopóki któreś z nas nie wniesie wniosku o adopcje. Jesteście jego jedyną nadzieją.

- Weźmiemy go, oczywiście, że tak- Harry powiedział pewnie, ale po sekundzie spojrzał kontrolnie na Louis'a.

- Harry, skarbie. To twój syn, oczywiście, że go weźmiemy- ścisnął mocno jego dłoń- Kiedy możemy go poznać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro