Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 - Niewidzialny mur

Gorączkowała przez cztery dni. Chcieli zostawić ją na obserwacji w szpitalu, ale nie dała sobie przetłumaczyć, że tak będzie lepiej. Caleb odnosił wrażenie jakby ta placówka ją przerażała i nie rozumiał tego. Gdy wrócili do domu była rozpalona. Zaniósł ją do sypialni i położył do łóżka. Cały ten czas praktycznie nie odstępował jej ani na krok. Był przemęczony i obolały od spania w fotelu, tuż przy jej łóżku. Gdy któregoś popołudnia obudził go warkot motoru przez chwilę zastanawiał się gdzie jest i co się dzieje. Odjeżdżający motor.

— Indigo — wyszeptał, wpatrując się w puste łóżko.

Błyskawicznie zorientował się, że wraz z dziewczyną zniknął również jej plecak. Zaklął siarczyście zbiegając ze schodów i błyskawicznie wsiadł do samochodu uruchamiając silnik zanim jeszcze zdążył zamknąć drzwiczki/drzwi auta. Niczego nie rozumiał. Dlaczego uciekła? Bo przecież nie można było tego inaczej interpretować. Po tym wszystkim, co przeszli, po wyznaniu, którego się nie spodziewał i na które nie liczył, a którego pragnął nawet nie zdając sobie sprawy jak bardzo. I tak po prostu wsiadła na motor i odjechała? Przerażała go świadomość, że jego auto nie ma szansy dogonić jej motoru. Ale cóż miał robić? Siedzieć i czekać? Na co? Przecież odjeżdżając zabrała sens jego życia, cel, którym się stała, jedyną rzecz, na jakiej mu zależało.

— Gatlinburg — wymruczał pod nosem, starając się zebrać wszystko, co mu o sobie mówiła. W tym momencie niczego już nie był pewien poza jednym. Nie ustanie zanim jej nie odnajdzie. Nie zamierzał nawet wracać do domu.

Gdy wyjechał z miasteczka z zaciętą miną jechał przed siebie kierując się w stronę autostrady. Stacja benzynowa — mapa. Zaklął pod nosem. Przecież nawet nie miał ze sobą pieniędzy. Pomimo to jechał dalej. W chwili, gdy ujrzał na drodze przewrócony motor jego serce na moment stanęło. Wyskoczył z auta nie gasząc silnika i podbiegł do siedzącej na ziemi dziewczyny klękając przed nią. Płakała chowając twarz w dłoniach.

— Co się stało, Indi? Co ci jest? — zapytał łamiącym się głosem i delikatnie odsunął dłonie z jej twarzy. Na drodze nie było śladu hamowania, a jej ubranie nie było zniszczone. — Indigo, powiedz coś, zanim oszaleję.

— Nie potrafię — wydusiła, zanosząc się szlochem. — Ja po prostu kurwa nie mogę.

— Czego nie możesz? Indi, mów co się dzieje! — zażądał i ujął w dłonie jej zapłakaną twarz.

— Nie mogę stąd wyjechać. Jakby wokoło był jakiś niewidzialny mur. Nie potrafię! Rozumiesz?

— Ty wariatko — wyszeptał i pocałował ją w czoło, a później przygarnął do siebie i poczuł jak się w niego wtula, a jej ciałem wstrząsa szloch. — Czy to przez to, co stało się tam w rzece? — zapytał cicho i usłyszał westchnienie.

— Ty niczego nie rozumiesz, Cal — wydusiła. — Ja po prostu nie mogę z tobą zostać. Ja muszę... o boże, ja po prostu muszę...

— Musisz wrócić ze mną do domu — przerwał jej.

— Nie mogę.

— To nie było pytanie, Indi — mówiąc to podniósł się i wziął ją na ręce.

— Musze odejść, Cal — usłyszał i westchnął. Niepokoiła go coraz bardziej. — Jest coś, o czym nie wiesz... — wyszeptała, a on przystanął.

— Cokolwiek by to nie było, zabieram cię teraz do naszego domu, a gdy tam dojedziemy zapalisz sobie lizaka i opowiesz mi o tym — powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem. — Zajmę się wszystkim.

— Tym nie możesz się zająć... to po prostu... Są rzeczy, których nie można naprawić. — Westchnęła, gdy wkładał ją do auta. W lusterku wstecznym ujrzała jak idzie w stronę motoru i już po chwili maszyna znalazła się na tyle pickupa.

Podczas jazdy nic nie mówiła. Był zdenerwowany, ale najważniejsze było to, że ją odnalazł, że była przy nim, cała i zdrowa. Kiedy tylko zaparkowali na podjeździe wysiadła z auta i poszła w stronę tarasu. Gdy do niej poszedł zastał ją jak zwykle na huśtawce, jednak tym razem nie patrzyła na świat do góry nogami. Siedziała normalnie. W milczeniu tępo wpatrywała się zachodzące słońce. Drżącą ręką podpaliła papierosa i głęboko zaciągnęła się dymem. Zacisnął zęby, ale nie zaprotestował. Usiadł obok niej i czekał. Po chwili ujął jej dłoń w swą i poczuł silny uścisk.

— Nie pozwolę ci odejść — powiedział zdecydowanym głosem i usłyszał jak ciężko wzdycha. — Powiedziałem ci kiedyś, że lubię mieć cel w życiu i teraz go mam. Powiedziałem ci, że chcę znaleźć swoje miejsce i zostać tam na zawsze. Ty jesteś moim celem, Indi.

— Przestań.

— A moje miejsce jest przy tobie, gdziekolwiek byś nie poszła, tam będzie moje miejsce. Nie pozwolę ci odejść, Indigo. — Ujrzał jak drżąca dłonią wkłada do ust papierosa i zaciąga się dymem. Ledwie powstrzymał się przed reakcją.

— Jestem chora — usłyszał i zmarszczył czoło. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego zapłakanymi oczyma. Coś ścisnęło go w gardle. — Nie mogę tu zostać, ponieważ jestem chora. To nieuleczalna choroba. Już niedługo nie będę w stanie w pełni kontrolować swego ciała, Caleb. Ja po prostu nie mogę tu... — Nie dokończyła, poczuwszy jego uścisk.

— Co to za choroba? — usłyszała troskę w jego głosie i rozpłakała się. — Znajdziemy lekarstwo, obiecu...

— Pląsawica Hundingtona* — przerwała mu. — Na nią nie ma lekarstwa.

— To dlatego wciąż uciekałaś — szepnął, a ona westchnęła i wtuliła się w niego. — „Nie odkładaj na jutro tego, co możesz zrobić dziś, ponieważ jutro może nigdy nie nadejść". — wspomniał jej słowa. — Wtedy nie rozumiałem. A tam w rzece... powiedziałaś, że umierasz. I tego też nie rozumiałem.

— Bo tak jest. Już niedługo stanę się...

— Znam tą chorobę, kochanie — szepnął. — Nie jest tak jak mówisz, Indi. Masz rację, nie ma na to lekarstwa, ale możesz z tym normalnie żyć. Poradzimy sobie, zobaczysz.

— Czy ty słyszysz co mówisz? — warknęła. — Jestem chora! Nie wiem ile mi zostało. Może rok, a może dziesięć lat, ale...

— Nie dramatyzuj. — Przerwał jej i wyjął z jej dłoni dopalającego się papierosa. — Z tym koniec!

— Nie będziesz mi mówił...

— Będę. A teraz posłuchaj jak to widzę, rudzielcu — usłyszała i zmarszczyła czoło. Nie poznawała go. W rzece bluźnił jak szewc i zachowywał się jak furiat, co nie było do niego podobne. Teraz nazywał ją rudzielcem, zwracał się do niej per kochanie, a przecież nigdy tak nie mówił. Nigdy nie był taki jak teraz. Gdzie podział się ten ponury mruk? — Jesteś chora na chorobę, na którą nie ma lekarstwa. Owszem. Ale co z tego? Przejmujesz się tym, że za kilka lat twoje ręce będą drżały, a ciało ogarniały niekontrolowane odruchy?

— A ty się tym nie przejmujesz?

— Szczerze mówiąc bardziej irytuje mnie, gdy naśladujesz Jacksona na środku ulicy — stwierdził, a ona sapnęła z irytacją.

— Przestań. Ja po prostu nie chcę być przy tobie, gdy to wszystko zacznie się ze mną dziać, gdy moje ciało nie będzie mnie już słuchało i gdy... — Przerwał jej pocałunkiem.

— Może tego nie zauważyłaś, ale ja cię kocham, Indi — wyznał. — I w zasadzie nie masz wyboru. Od tamtej nocy w Vegas jesteś na mnie skazana, podpisałaś cyrograf i jeżeli spróbujesz odejść, odnajdę cię wszędzie. Gdybyś próbowała ponownie ucieczki, poczekam. Kochasz swą rodzinę. Jestem pewien, że ich nie opuścisz i nie wiem ile to potrwa, ale kiedyś wrócisz do Gatlinburga. Do pensjonatu Glorii, do baru Grina.

— Grega — poprawiła.

— To nieistotne, Indigo. Wiem, że jest rudy, na pewno go rozpoznam. Jestem też pewien, że odwiedzisz warsztat Deana. A ja jestem bardzo cierpliwy. Więc masz dwa wyjścia. Odejść i włóczyć się bez celu po świecie. A gdy odwiedzisz Glorię albo Deana, to ja będę tam na ciebie czekał. Albo...

— Albo?

— Nie — usłyszała. — W sumie masz tylko jedno wyjście.

— Jakie?

— Zostać ze mną w naszym świecie do góry nogami i nienawidzić mnie tak bardzo, jak ja nienawidzę ciebie. Wraz ze swoją pląsawicą, zamiłowaniem do kąpieli z aligatorami, okropnym gustem muzycznym i skłonnością do palenia lizaków.

— Nie chcę żebyś mnie taką widział — szepnęła, podkulając nogi i wtulając się w tego ogromnego, troskliwego mężczyznę.

— Jaką? Łapiącą się za krocze tańcząc na ulicy moonwalk? Swoją drogą nie wychodzi ci za dobrze, może gdy już pokażą się u ciebie pierwsze objawy Hundingtona, to wtedy... — Nie skończył czując jej usta na swoich.

— Chciałabym zostać, uwierz mi, że niczego bardziej nie pragnę, ale nie mogę z tobą zostać, Caleb.

— Wierzyłaś kiedyś w coś, czego nie ma? — zapytał, a ona zmarszczyła czoło zdezorientowana. — Jeżeli nie wierzyłaś, to musisz uwierzyć teraz. Uwierzyć, że nie ma takiej możliwości abym pozwolił ci odejść.

— Przestań.

— Pamiętasz tamtą noc w Vegas? Przypomnij ją sobie i pomyśl, czy gdybyś mogła cofnąć czas i stojąc pod tym klubem, to odeszłabyś? Potrafiłabyś? Nie musisz odpowiadać. Nie mi. Ta odpowiedź potrzebna jest tobie.

— Myślę, że nie potrafiłabym odejść, Cal. Korciłoby mnie, aby wejść tam i choćby przez chwile na ciebie popatrzeć. Takiego zupełnie nieświadomego — usłyszał i pokręcił głową.

— A później korciłoby cię, żeby dla mnie zatańczyć, żeby wyjść ze mną do pokoju dla Vipów i porozmawiać.

— Może.

— Wciąż ocierałabyś się o granicę. Jak daleko możesz się posunąć, aby poczuć się bezpiecznie, aby móc się jeszcze wycofać? Ale wiesz co? Przekroczyłabyś tą granicę już w chwili, gdy przestąpiłabyś progi Orgazmo, a właśnie przyznałaś, że zrobiłabyś to ponownie. — Westchnęła. — Zrozum, Indi. Nie pozwolę ci odejść. Ja nie zadaję ci pytań, ja cię informuję, że już nie zniknę z twojego życia.

— A jeżeli ja chcę abyś zadał pytanie?

— Wtedy zapytam, ale cokolwiek byś nie odpowiedziała, ja cię nie wypuszczę, a jak uciekniesz, to cię znajdę. — Poczuł jak siada na nim okrakiem i opiera swe czoło o niego, a dłonie wsuwa w jego włosy. — Chcesz abym zapytał?

— Zapytaj — szepnęła i westchnęła poczuwszy jego dłonie na swej tali. Spodziewała się pytania, ale nie takiego, jakie usłyszała.

— Kochasz mnie? — Ten ton głosu, cisza, jaką przerywał jedynie dźwięk cykad. I w tym momencie pomyślała, że chciałaby zobaczyć jak to miejsce wygląda zimą.

— Jeden warunek — szepnęła.

— Wszystko, co tylko powiesz — usłyszała ulgę w jego głosie.

— Chodzi o moją chorobę — wydusiła drżącym głosem i poczuła jak zagarnia ją do siebie. Było jej tak cholernie dobrze. — Dopóki nie pojawią się pierwsze symptomy, nie chcę słyszeć o lekarzach, szpitalach, leczeniu.

— Ale...

— Jeżeli mam tu zostać, z tobą, to chcę cieszyć się tym bez ciągłej presji jaką jest moja choroba. Ja, ty i nic więcej.

— Jesteś pewna, że nie chcesz jeszcze jakiegoś aligatora? — usłyszała i uderzyła go w ramię.

— Przestań sobie żartować, Cal. Na tą chorobę nie ma lekarstwa, będę się musiała jej poddać, ale do tego czasu nie chcę być królikiem doświadczalnym. Myślę, że zostało mi jeszcze kilka lat i chcę się tym cieszyć, tak jakbym nie była na nic chora. To jedyny warunek, jeżeli...

— Chora? Na co chora? — zapytał, a ona westchnęła z ulgą.

— Jeszcze coś. — Ułożyła głowę na jego ramieniu. — Jeszcze w tym tygodniu zrobimy te cholerne zabezpieczenia. A jutro...

— Jutro?

— Jutro pójdziesz ze mną nad rzekę i...

— Nie wiem czy podoba mi się ten pomysł.

— Weźmiemy broń i wpakujemy cały magazynek w każdego aligatora, którego zobaczymy.

— Wiesz, że są pod ochroną?

— Chciały sobie zrobić z nas kolację — powiedziała wściekle. — Więc... pieprzyć ochronę.

— Zmieniłem zdanie. Jednak podoba mi się ten pomysł — usłyszała i poczuła ulgę. To było chyba jedyne miejsce na świecie, gdzie czas stawał w miejscu i czuła się bezpieczna.

— To takie dziwne — wyszeptała.

— Co takiego?

— Jestem twoją żoną.

— Jesteś moją żoną, Indi.

— I kocham cię, pomimo, że jesteś nudny, ponury, ciągle marudzisz, upierasz się, zawsze masz inne zdanie, nie umiesz tańczy, nie lubisz się bawić i...

— Nie wiesz o mnie wielu rzeczy.

— Chcę je wiedzieć.

— Mamy na to dużo czasu. — To było dziwne, ale gdy tak o tym mówił, zaczynała powoli w to wierzyć. — Czy jest coś jeszcze, czego chcesz?

— Chcę mieć psa — oświadczyła, a on przypomniał sobie jak jeszcze niedawno ujrzała małe szczeniaki, na których widok w jej oczach pojawił się radosny blask, a gdy zapytał czy chce jednego, nagle posmutniała. Teraz wiedział dlaczego.

— Coś jeszcze?

— Tak — szepnęła. — Nie chcę dziś spać sama.



*[Pląsawica Huntingtona lub choroba Huntingtona (łac. chorea chronica hereditaria progressiva, ang. Huntington's disease, chorea progressiva maior, HD) – choroba genetyczna ośrodkowego układu nerwowego objawiająca się niekontrolowanymi ruchami oraz otępieniem, pojawienie się drżenia rąk i nóg, zmniejszenie napięcia mięśni, zaburzenia umysłowe, otępienie, postępujące zaburzenia pamięci, zmiany osobowości, depresja. Przebieg choroby jest powolny i postępujący. Z czasem pojawiają się zaburzenia mowy i połykania, a chory staje się uzależniony od pomocy innych ludzi. Zachłystowe zapalenie płuc spowodowane zaburzeniami połykania jest pierwszą przyczyną śmierci pacjentów z HD, odpowiadając za 85% zgonów. Choroba ujawnia się w późnym wieku. Od momentu rozpoznania średni czas przeżycia wynosi 15-20 lat Jak na razie nie ma skutecznych metod leczenia tej choroby]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro