Rozdział 16. Męskim okiem cz. II
Wracamy w miejscu, w którym skończyliśmy 🥰
____
Proszę, przyjmij mnie, jakim został stworzony.
– Wow – wyszeptała, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami. Przełknęła nerwowo ślinę, małe punkty rumieńca znaczyły jej policzki i nos. – Aleś ty wielki.
Nie wiedział czy ma się roześmiać czy skłonić.
– Chcesz żebym się rozebrał? – zapytał niepewnie, a Peanellise cała się zaczerwieniła. Jego ogon poruszył się nerwowo, chcąc dotknąć kobiety. Skakała spojrzeniem po całej sylwetce Carniveana.
– Lepiej nie, bo już teraz mam problem z myśleniem – wymamrotała pod nosem. – Boże, jesteś gigantem. Jak ci mogło nie przeszkadzać takie kurczenie się? To trochę uwłaczające. Twoja twarz nie powinna być taka atrakcyjna. Nie masz jej. Czy to dziwne? Mam ochotę jej dotknąć. Jak ty się całujesz z demonami i demonicami skoro nie masz ust? Po prostu je wsysasz i... Przesadzam, nie?
Wielka pierś Carniveana zatrzęsła się pod napływem śmiechu. Ostrożnie wrócił do Peanellise, ponownie przyklękając. Materiał spodni na jego udach napiął się, pomiędzy nimi zmieścił się fotel z kobietą. Ogon niecierpliwy przesunął się w górę jej łydki, musnął kolano i przedramię.
– Czy wzbudza to twój dyskomfort? – zapytał, ale niemo potrząsnęła głową. Wyciągnęła palce i z wahaniem pogładziła twardą skórę ogona. Obło zakończony kolorystyką dopasowany był do jego szponów: niczym gradient przechodził z czerni do złotego koniuszka.
– Nie – tchnęła zafascynowana badając fakturę. – Czy przez moje pytania masz już pierdolca?
Roześmiał się.
– Odrobinę, ale tylko przez to że ciężko zapamiętać kolejność, by na nie odpowiedzieć – posłała mu kwaśne spojrzenie, na dłużej zostając przy ciemności i pyle. – Możesz dotknąć.
Nie zawahała się nawet na pół sekundy, ciekawska istota. Jej dłoń od razu poszybowała w okolicę jego głowy. Mgła była równie niecierpliwa, ciągnęła do niej. Peanellise przyłożyła rękę tylko do powierzchni, bała się zanurzyć ją głębiej.
– Och – westchnęła. – Czuję... chłód i ciepło jednocześnie. Takie mrowiące wrażenie, jakbyś dotykał mnie milionem palców. Przyjemne.
Gdy pochyliła się do pocałunku zrobił wszystko, żeby przyjemne wrażenie się utrzymywało, jednak była to sztuka przy niestałej formie cieni. Chciały ją pochłonąć i zadowolić, lecz nie można porównać efemerycznego odczucia do prawdziwego dotyku ust. Szponem delikatnie starł krople śliny, które chciały skapnąć z kącika warg Peanellise na kolana.
Odsunął się od niej, żeby zmienić ciemność i pył na swoje drugie oblicze. Wiedział, że rysy twarzy miały dużo z księcia inkubów – tak nierealnie piękne, aż w pewien sposób brzydkie. Ostre, pociągłe linie kości policzkowych, mocno osadzone oczy składające się z mroku i zaczesane do tyłu, miękkie włosy które rozpływały się na końcówkach w cienie. Wszystko gotowe rozpłynąć się, by fantazja zajęła miejsce.
Znów nie czekała – niepomna na ostre zęby, które widziała za jego wargami, zarzuciła mu ramiona na barki i zaczęła całować. Osunęła się na kolana Carniveana, używając jego ud jako poduszek. Jej palce były wszędzie, badała całe ciało które mogła dosięgnąć. Ogon Veana owijał się wokół jej talii, łydki, wszędzie byleby przyciągnąć ją jak najbliżej.
– Przysięgam, że widzę w twoich oczach gwiazdy – tchnęła, gdy odsunęła się od niego z niechęcią.
– Wszystkie te iskry wzbudzasz ty – odparł grubym z podniecenia i zadowolenia głosem. Nie uciekła od niego w popłochu, wręcz przeciwnie, próbowała się wdrapać na nim jeszcze wyżej. – Zmienię się, żeby było ci łatwiej...
– Nie! – zaprzeczyła prędko przerywając mu. Odsunęła się odrobinę do tyłu, opierając talię o fotel. – Wszystkie twoje wcielenia mi się podobają, bardzo. Ale chcę, żebyś się czuł ze mną swobodnie.
Carnivean uświadomił sobie, że ze wszystkich możliwych scenariuszy bardziej niż złości Nieba obawiał się zrażenia do siebie Peanellise. A ona przyjmowała go z otwartymi, akceptującymi ramionami.
Patrzył na nią i dumał, co przyniosą następne dni.
– Czego pragniesz, moja miła? – zapytał cicho, ostrożnie odsuwając włosy za jej ucho.
– Nie mam pojęcia, mam nad czym myśleć. Bo boję się... – urwała i uciekła spojrzeniem w bok.
– Mnie? – trącił ją szponem w podbródek. Zaprzeczyła przed sekundą zawahania.
– Szykuj się na słowotok – westchnęła, przez co się roześmiał. Pocałował ją w czoło i czekał na wyjaśnienia. – Co zastanę po przebudzeniu? Zimne, puste mieszkanie na widok którego będę sobie chciała żywcem oczy wypłakać? Gdy otwieram oczy nic tak naprawdę nie ma sensu, nie wiem co myśleć, w co wierzyć i potrafię czuć albo tylko nostalgiczną przyjemność albo rozdzierający smutek. Wiesz? I teraz część mnie cholernie mocno wierzy w tę – zamachała dłonią między nimi – realność, w ciebie. A jednocześnie jestem przerażona. Nie tobą, bo w jakiś sposób cię znam. Ale jak cię znam? Znam bo cię wymyśliłam? Bo chcę żebyś taki był? To wszystko takie zwariowane... – wyszeptała do siebie, zerkała wciąż na jego dłoń tak blisko swojej twarzy. Nie w strachu przez szpony, lecz z zafascynowaniem. – Bardzo... bardzo bym chciała, żeby to nie był tylko przypadek. Wariatów można spotkać w każdym zakątku Walnut Creek i ogółem na całym świecie, więc prawdopodobieństwo ze Greta ma kuku na muniu i jej Zakon powinien się nią zająć jest ogromne. Ale ja tego nie chcę, wiesz?
Scałowywał jej łzy.
– Wiem – wyszeptał z rozdartym sercem. – Wiem, że chcesz bym był prawdziwy i jestem. Naprawdę jestem, po przebudzeniu, za dwa dni i przez przyszłe eony. Tak realny jak twoje pracujące, ogromne serce.
Pomógł odzyskać oddech kobiecie, a dopóki nie uciekła z krawędzi paniki, nie spojrzała na niego.
– Sama nie wiem w co chcę wierzyć – powiedziała już w miarę spokojnym tonem. – Ale postaram się zrobić to z całych sił.
Carnivean czuł się rozdarty. Najlepiej by było, gdyby już teraz sie przebudzili, na jawie nie byłoby żadnego zaprzeczania. Zostali jednak tak mocno zakotwiczeni w tej wypaczonej fantazji, że nie było na to przez chwilę szans.
– Uwierz w to, co dzieje się między nami, Peanellise. Bo może tak miało się wydarzyć, może przez to, że Bóg i mój pan, Aeszma ci błogosławili – wyjaśnił. Co prawda było to cholernie butne twierdzenie, wręcz święte przekonanie o tym, że była mu przeznaczona. – Któregoś dnia odkryjemy prawdę.
Jeśli zechcesz. Chciał dodać i ukryć tę nadzieję, nie chciał przypadkiem wywierać na niej presji. Przeznaczenie czy nie, bez niej na pokładzie gówno zdziała.
– Czyli to przez to mam takie sny? Bo ktoś machnął... przepraszam, bo ktoś mi błogosławił? – Wyprostowała się patrząc na niego z nadzieją.
Carnivean gryzł się przez kilka chwil, ale prędko sprostował:
– Nie wiemy jeszcze skąd biorą się twe sny – powiedział, chwilowo ukrywając jej nieobecność w palatium Somiela. Dodawanie niepokoju w postaci nieświadomego Archanioła raczej nie pomoże w uspokojeniu kobiety. – Jako protoplastka Aeszmy...
– Jako co!? – przerwała mu gwałtownie, zaalarmowana. – Czekaj, czekaj, czekaj, czy ty mi właśnie powiedziałeś, że jestem, co, dzieckiem demona?
Carnivean uśmiechnął się czarcio.
– Jesteś setną wodą po demonicznym kisielu, tak – odparł, ale prędko zaczął ją uspokajać. – Spokojnie, Peanellise, nie wyrosną ci rogi ani ogon. Jakiekolwiek umiejętności magiczne, poza twoim śnieniem, w rodzie Amedeo dawno wygasły. Zdominował cię rodowód adamowy.
Pokiwała głową, ale wydawała się być o setki myśli dalej niż ten mały seraj, niż uścisk demona i dwie fantazje ocierające o siebie swoje ciała.
– Mówiłeś o zbieraniu energii – odezwała się nagle, skupiając na nim całe swoje bezdenne spojrzenie. – Czy każdy sen musi skończyć się orgazmem?
Carnivean zastanowił się nad tym, zanim ostrożnie jej odpowiedział.
– Peanellise, gdy mówiłem ci o tym, jak unikalna jesteś, naprawdę miałem to na myśli. Dotychczas kobiety po prostu brały przyjemność, na tym polega ta symbioza. A z tobą... – urwał i odwrócił od niej twarz, skupiając się na dwójce mężczyzn, na sile ich kolan wgniatających poduszki i fantomowym aromacie ich ciał. – Z tobą chodzi chyba o wszystko: każdy dotyk, oddech i pocałunek. Orgazm pomaga, w końcu jest najsilniejszym narzędziem w ad amorum, ale nie ma takiej potrzeby.
Kobieta niepewnie bawiła się jego palcami, muskając doliny między kłykciami.
– Czy jeśli we mnie by się coś zmieniło i potrzebowałbyś energii... poszedłbyś do innej kobiety?
Chodziłeś do nich? Wiedział, że to pytanie było tym, o co chciała zapytać, może nawet krążyło po jej głowie od samego początku. Patrzyła na niego z takim napięciem i brakiem pewności siebie, że jego demoniczna część aż zapłakała. Przy nim powinna rozkwitać, a nie czuć się... w ten podły sposób.
– Nie – odparł z prostotą, bez chwili zawahania. – Odkąd przyciągnęłaś mnie do siebie, jestem tylko twój.
Czy znów bez niej by cierpiał i były skończonym durniem, gdyby wystawił się na ponowne katusze? Jak najbardziej, zrobiłby to bez wahania.
Spróbowała wyrwać swoją dłoń, ale nie pozwolił jej wiedząc, że kompletnie opacznie go zrozumiała.
– Czyli cię zmuszam do przebywania ze sobą? – Nie krzyknęła, ale niemal skrzywił się przez ten ton.
– Archaniołowie litości – jęknął. – Peanellise nie użyłaś kręgu przyzwania, nie jestem twoim niewolnikiem. Po prostu...
– Po prostu? – ciągnęła go za język, szukając jego spojrzenia.
– Jesteśmy kompatybilni – wykrztusił. – Na elementarnym poziomie związani i przyciągani, to poza naszą kontrolą.
– Zabrzmiało to jeszcze gorzej, ale nie będę cię nękać – westchnęła i szturchnęła go kolanem. – Co teraz?
Carnivean wzruszył ramionami.
– Zależy od ciebie. Teraz nie mogę cię na własną rękę stąd wyrzucić, że to tak ujmę. Możemy kontynuować fantazję tak, jak pierwotnie powinna przebiegać, możemy tylko patrzeć... lub możesz spróbować zasnąć, obudzić się popołudniu i przemyśleć – powiedział łagodnie. Masował jej udo zamyślonym, bezwiednym gestem. – Powrócę kolejnej nocy, jeśli zechcesz.
– Czy przez to, że jesteś inkubem, moje podniecenie się utrzymuje? – zapytała nieśmiało.
– Tak, między innymi tak – przyznał. – W dużej mierze to także po prostu twoje pragnienia, chcące doznać zaspokojenia.
Peanellise pokiwała głową, nieskupionym spojrzeniem wpatrywała się w dwójkę mężczyzn, która na nowo zaczęła się całować. Ich dłonie śmielej przesuwały się po mięśniach.
– Chcę cię poznać, Carniveanie – prędko wykrztusiła, jakby sama ze sobą walczyła o przyznanie tego na głos. – Nie tylko we śnie.
– Randka w kawiarni dalej aktualna – trącił ją palcem w nos. Zmniejszył trochę szpony, żeby nie czuła zagrożenia.
Kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie.
– Dobrze, nie mam zamiaru ci odpuścić, pięknisiu. – Wyraźnie się zawahała, biorąc drżący oddech. – Jak wielki sprawiam ci dyskomfort tym wszystkim? – zapytała zataczając dłonią łuk po scenerii.
Zrozumiał o co chodziło. Pokręcił delikatnie głową i uwięził spojrzenie kobiety, chcąc ją zahipnotyzować.
– Twoje fantazję należą do mnie, wszystkie – oznajmił pewnie. Tak jak sam nie odwiedzał innych, tak nigdy więcej nie dopuści do niej żadnego inkuba bez jej świadomości. Był zachłanny. – Przeczytaj te książki składowane w całym pokoju. Weź do ręki każde dzieło, którym pragniesz się zainspirować, jakie cię fascynuje. A potem? Potem opowiedz mi historię twoich pragnień. Każdej najmniejszej rzeczy, jaka sprawia, że zamykasz oczy i śnisz.
Brała drżący oddech, pod opuszkami palców niemal wyczuwał dudnienie jej serca, choć jego dłoń znajdowała się zbyt daleko.
– I naprawdę je spełnisz? Każdą kolejną? – Zaskoczenie Peanellise niemal go uraziło.
– Czyż nie to dotychczas robiłem?
– Ale teraz... teraz wiesz, że jestem ciebie świadoma – wymamrotała, jakby to miało zredukować jego do roli wstydnisia.
– To nic nie zmienia. Wszystko zrobię z rozkoszą i bez słowa sprzeciwu.
Peanellise, wciąż zbyt nieprzekonana, przygryzła na sekundę wargę.
– Nawet jeśli nie spodoba ci się mój pomysł? Zrobisz to wbrew sobie?
Ach, cóż za uparta istota.
– Moja miła, ty jesteś moim pragnieniem, a sam jestem bardziej samolubny, niż ci się wydaje. Jako inkub najwyraźniej nie mogę się tobą nasycić. To się nie zmieni, Peanellise – odparł.
Nie chciał tego zmieniać, chociaż miał świadomość, że porządek rzeczy i świata mógł mieć coś innego na myśli. W tej chwili, w tym śnie i przy jej ciele się tym nie przejmował.
Zastanowiła się przez chwilę, znów spoglądając na mężczyzn. Jej gardło poruszyło się, gdy jeden rozsunął szerzej krawędzie dżinsów i zobaczyła zarys pobudzonego kutasa.
– Mam wyrzuty sumienia, ze tak ich podglądamy, a jednoczenie tracę głowę przez ten widok i nie mogę przestać patrzeć.
– Nie rób więc tego – szepnął nęcąco. Prędko przekręcił ich tak, by wesprzeć plecy o fotel. Usadził Peanellise na swoich kolanach, żeby była zwrócona w stronę mężczyzn. – Na tym polega natura fantazji we śnie: to scenariusz, imaginacja. Granica, jaką możesz przekroczyć bez konsekwencji. Gdybyś nie była w pełni świadoma, nie roztrząsałabyś tego pod kątem moralnym. Widziałabyś ciała, które pożądasz, słyszałabyś dźwięki wzmagające twoje podniecenie i czułabyś zapachy, od których masz dreszcze. Byłabyś uczuciem, nie myślą.
Z każdym słowem jego wielkie dłonie przesuwały się od kolan w górę ud kobiety. Skrzyżował je na brzuchu, aż jedną sięgnął ku piersi a drugą zacisnął delikatnie na gardle Peanellise. Jęknęła przez pewny uchwyt, w jakim ją trzymał. Wbiła biodra w jego krocze, aż syknął z bólu i przyjemności.
– Co teraz zrobią? – szepnęła zafascynowana.
– Podziwiaj – wymruczał do jej ucha, kątem oka zerkając na fantazję.
Jeden z mężczyzn złapał ich fiuty w pewny uścisk, masturbując ich skóra przy skórze. Drugi spiesznie szarpnął spodnie w dół krągłych pośladków i mocnych ud. Ugniatał je wielkimi, spracowanymi dłońmi. Jęk Peanellise zharmonizował się z warknięciem jednego z nich, gdy palce zostały zanurzone po kłykieć w odbycie kochanka. Jęczeli w swoje usta, całując się agresywnie, nie zostawiali przestrzeni między nimi.
Peanellise wbiła paznokcie w przedramiona Carniveana, jej biodra poruszyły się bezwiednie. Usłyszał, że ciężko przełknęła ślinę i wzięła drżący oddech. Pocałował bok głowy kobiety dodając jej odwagi.
– Czy możesz robić mi to samo, co... – urwała, słowa zaklinowały się w jej piersi gorące od pragnienia, stłumione przez nieśmiałość.
Carnivean ponownie pocałował ją w skroń, potem w czubek ucha. Szponami rozerwał miękkie legginsy, które miała na sobie. Przez brak bielizny miał bezpośredni dostęp do jej cipki. Zmienił dłoń na ludzką, równie ciężką i szorstką.
– Każdy najmniejszy ruch? – upewnił się, zbierając wilgoć z cipki. Pewnym ruchem wsunął go w jej tyłek, aż zamarła z zaskoczenia.
Przyjemność uderzyła chwilę później, jęknęła gwałtownie.
– Każdy – wysapała. – I jeszcze więcej.
Zatem nie miał zamiaru się powstrzymywać. Podskubywał zębami jej szyję, składając na niej oraz na obojczyku intensywne, mokre pocałunki. Upewnił się, że cały czas podziwiała mężczyzn. Do pierwszego palca dodał drugi, a wkrótce i trzeci. Mężczyźni, wiedzeni pragnieniami Peanellise, co jakiś czas zerkali w ich kierunku, żeby posłać jej gorące spojrzenia oraz zachęcające uśmiechy. Próbowała wówczas się chować w jego ramionach, ale nie mogła oderwać od nich wzroku.
– Są wspaniali, prawda? – pochwalił.
– Tak. Och, kurwa, tak – jęknęła przeciągle, aż nie wiedział czy się z nim zgadza, czy wyraża swoja przyjemność. – Muszę cię pocałować, ale nie chcę uronić ani chwili...
Delikatnym gestem obrócił jej twarz ku sobie. Pocałował ją w podbródek i spojrzał uważnie w oczy kobiety. Twarz miał trochę demona, trochę jej człowieka.
– Nie stracisz ani chwili, jeśli tego nie będziesz chciała – zapewnił ją. – Wszystko jest dla ciebie, nie na odwrót.
Przygryzła na moment wargę.
– Jestem także dla ciebie, wiesz? – zapytała, cichym, małym głosem. – Możesz ode mnie wziąć wszystko, co zechcesz.
Pocałował ją więc, by przypieczętować tę słodko brzmiącą obietnicę. Ogonem pomógł sobie w ustawieniu Peanellise na swoim podołku. Pięty oparła tuż nad jego kolanami, swoje nogi rozszerzył jednocześnie otwierając ją na scenę. Jęknęła gardłowo, a on zadowolony spijał każdy dźwięk.
Ogon Carniveana poruszył się w górę łydki kobiety, minął wewnętrzną stronę uda i zatrzymał się tuż przy wargach sromowych Peanellise.
– Czy to w porządku? – zapytał spiętym głosem. – Nie przeszkadza ci?
Oczy miała ogromne.
– Jak... – odchrząknęła i zerknęła w dół. Oblizała wargi i niepewna dotknęła złotej końcówki. – Jakie to wrażenie?
– Bardzo przyjemne – przyznał ochryple. – Czuję wszystko.
Zaczęła entuzjastycznie przytakiwać.
– Droga wolna – odparła, na co się roześmiał. – Fakt, nie zabrzmiało to zbyt nęcąco, nie jestem pasem startowym... och.
Samą końcówką ogona okrążył jej łechtaczkę. Peanellise opuściła głowę na jego bark, dysząc ciężko gdy jednocześnie poruszał palcami i ogonem.
– Wiedziesz mnie na pokuszenie samą zgodą – uspokoił ją z krzywym uśmieszkiem.
– Przypomnę ci te słowa jak zacznę wygadywać gorsze brednie – wysapała z trudem. uniosła do góry dłonie, żeby zapleść je na jego karku.
– Wysłucham wszystkiego – obiecał. – W końcu liczy się to, co czujesz.
Chwycił bok głowy kobiety, by obrócić ją do pocałunku. Upewniwszy się, że jest odpowiednio spragniona i podniecona, stanowczo skierował jej twarz na dwójkę mężczyzn. Ci odstąpili od siebie na niewielką odległość, żeby w pośpiechu ściągnąć z siebie spodnie.
Peanellise patrzyła zahipnotyzowana na ich nagie ciała. Obaj byli doprawdy atrakcyjni fizycznie i ich seks był pewnego rodzaju sztuką. Kobieta w jego ramionach drżała, gdy ten z większą ilością tatuaży pociągnął drugiego mężczyznę stanowczo za dłuższe włosy. Miękkie fale posłużyły mu za smycz, kierował nim tak, aż ustawił się w zadowalającej pozycji – na czworakach z twarzą skierowaną w stronę Peanellise.
Na chwilę przestała oddychać. Vean całował jej szyję, cierpliwie czekając. Fantazja dominująca chwyciła pośladki klęczącego mężczyzny. Ścisnął je mocno, po czym uderzył w jeden ze znaczną siłą, przez którą Peanellise podskoczyła. Demon czując falę podniecenia, jaka się z niej wydobyła, przerzucił kobietę w tę samą pozycję, aż pisnęła. Byli na tyle blisko, że widzieli każdy mięsień odznaczający się na silnych ramionach klęczącego, ale na tyle daleko, że nie mogła go pocałować. Kusiło ją to, ale odległość podniecała bardziej.
– Nie opuszczaj wzroku – Carnivean ostrzegł ostro, gdy równocześnie pochylili się nad swoimi kochankami.
Jęk ugrzązł w gardle kobiety, kiedy Vean zaczął ssać jej łechtaczkę, a fantazja chwyciła za jądra i kutasa mężczyzny. Klęczący miał dziki wyraz twarzy, nie odrywał pełnego pożądania spojrzenia od Peanellise. Opadł na przedramiona i pochylił tułów w chwili, w której dominujący zanurzył język w jego odbycie. Chrapliwy jęk odbił się od nierzeczywistych ścian ich seraju i wrócił do nich, wzbudzając gęsią skórkę na ciele Peanellise.
Z tej perspektywy kobieta nie mogła wiele zobaczyć, ale wystarczały jej mokre dźwięki, jakie wydobywały się spod języka mężczyzny. Jęki i przekleństwa, jakie przez to zostały warczane przez klęczącego. Gwałtownie wpychał swoje biodra w twarz dominującego, uniósł się odrobinę na łokciach, by Peanellise mogła zobaczyć, że ręka mężczyzny intensywnie pracuje nad jego wzwodem.
Carnivean miał mokre policzki i podbródek, już nigdy nie odsuwałby się od krocza kobiety, gdyby nie fantazja. Moment trwający słodką wieczność zmienił się. Dominujący wyprostował się na klęczkach za kochankiem i pewnie złapał za pośladek mężczyzny. Ten pochylił się jeszcze głębiej nad podłogą, wypychając w kierunku drugiego swój tyłek. Dominujący miał mały uśmieszek na ustach. Przygryzł kącik ust, gdy łapał za swojego fiuta i zaczął nieubłaganie wpychać się w odbyt mężczyzny.
Inkub upewnił się, że Peanellise nie uroni żadnego doznania. Wsuwał się w jej ciasny tyłek, o wiele lepiej nawilżony niż byłoby to na jawie. Kompletnie nie rozumiał natury jej snów, ale nie miał zamiaru powodować dodatkowego bólu. Pokrył swojego kutasa słuszną dawką lubrykantu, wślizgując się z nią z maksimum przyjemności i tylko cieniem rozkosznego cierpienia.
Gwałtownie złapał za jej włosy i upewnił się, że twarz kobiety nieustannie skierowana jest na pieprzących się mężczyzn. Dominujący po chwili pociągnął swojego kochanka do góry tak, że Peanellise mogła zobaczyć, jak penis mężczyzny znika miedzy pośladkami drugiego. Jego ruchy były szybkie, nieubłagane. Dominujący mruczał coś do ucha swojego kochanka, wziął też jego podskakującego od siły pchnięć fiuta w swoją wielką dłoń i zaczął go odpowiednio masować.
– Car... Vean... – Peanellise wyjęczała, ledwo łapiąc oddech. – Nie mogę, zaraz...
Carnivean pocałował bok jej głowy i założył jej dźwignię. Dopadł ją wówczas pierwszy orgazm, gdy swoją szyję miała bezpiecznie skrytą w załomie jego łokcia.
– Właśnie tak – warknął jej do ucha. – Pierwszy, który nam dasz.
Poczuł, że miała szalenie szeroki uśmiech na ustach. Przez co z podwójną siłą starał się spełnić tę obietnicę. Ta noc mogłaby się w ogóle nie kończyć...
********
Dziękuję, że czekałyście! 🥰
Kolejny rozdział będzie w piątek, a jego tytuł to "Konfesjonał"❤️🔥😏😏😏
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro