Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26. Poszedł diabeł do papieża

Powieka nawet mu nie drgnęła, gdy Gabriel opowiadał Lucyferowi o swoim pomyśle. Anahera cały ten czas patrzyła na nich w zdumieniu. Zaśmiała się mimowolnie, przez co przyciągnęła ich uwagę.

– I dla was jest to takie normalne? – zapytała zdumiona. – Herbatka z papieżem?

– Staram się z nimi nic nie pić – poprawił ja spiesznie Lucyfer. – Przekonałem się o tym, że starzy ludzie nie zawsze dobrze tolerują alkohol i nie chciałbym tak szybko doprowadzać do kolejnego konklawe.

– Kolejnego konkl... Albo wiesz co, nie mów mi nawet.

Uścisnęła nasadę nosa i wymamrotała coś, co mogło być modlitwą ku zdrowiu papieża. Lucyfer uśmiechnął się do niej pięknie, po czym szturchnął Gabriela.

– Leć na górę – zasugerował. – Anahera będzie z nami bezpieczna, a Ty sprawdzisz, jak zachowuje się Niebo po waszych igraszkach.

– Ze wszystkich słów, musiałeś użyć tych – wymamrotał pod nosem Jibril. Wywrócił oczami, ale pożegnał się wierząc, że ta mała misja skończy się pomyślnie.

Anaherę rozsadzała nerwowa energia. Chciała się przebrać, by wyglądać skromnie i reprezentatywnie. Wspomniała też trzy razy o tym, by może narzucić jednak na nią jakąś płachtę, żeby nic się papieżowi nie stało. Michael i Lucyfer patrzyli po sobie z dziwnymi minami.

– Czy tak zachowują się ludzie, gdy spotykają celebrytę? – spytał na wydechu Archanioł.

– Mhm – wymruczał Lu. – Może nie aż tak.

– Słyszałam was! – zawołała, wychodząc z łazienki. – Okropni jesteście.

– Dziękuję – Lucyfer uśmiechnął się do niej. – Wyglądasz przepięknie, ale obawiam się, że spędzisz z nim tylko chwilę.

– Nie wiem, czy wytrzymałabym dłużej.

Michael starał się nie parsknąć. Czubki jego lekko spiczastych uszu pokraśniały pod naporem jej spojrzenia. Ana nie oczekiwała, że tak szybko znajdą się w centrum Watykanu, chociaż powinna już przywyknąć do ich sposobu „teleportacji". Przenieśli się dosłownie do całkiem skromnych papieskich kwater, ale nie znaleźli sam Maurycego. Kobietę zbyt zatkało, by chociaż pisnąć. Lucyfer pokazał im gestem, by szli za nim.

– A może chciałabyś wpierw zwiedzić Watykan? – zapytał cicho, spoglądając na nią znad ramienia. Instynktownie trzymała Michaela za rękę, który zerkał w dół co jakiś czas, jakby zdziwiony tym gestem.

Przez twarz Anahery przemknęło wiele emocji – w tym nadzieja oraz rozdzierający smutek. Szli właśnie wąskim, chociaż wysokim korytarzem. Ściany były gołe, a posadzki pod ich stopami zaznały zrębu czasu. Lu prowadził ich prywatnym przejściem dla służby.

– Bardzo, ale nie chcę... – urwawszy pospiesznie opuściła spojrzenie. Mała zmarszczka pojawiła się między jej brwiami. Coś musiała sobie postanowić, ponieważ gdy przystanęli, uniosła głowę ze zdecydowaną miną. – To Watykan, Lucyferze. W którym innym miejscu byłoby tyle świętość, którą mogę zniszczyć? Jeśli spotkamy jakiegoś anioła, nie wybaczę sobie do końca świata, gdyby ktoś został skrzywdzony.

Palce Mika'ila delikatnie ścisnęły dłoń kobiety. Uniosła głowę ku niemu ze słodkim uśmiechem na ustach.

– Poza tym – podjęła. – Wierzę, że będziemy mieć jeszcze wiele czasu na niejedną wycieczkę, prawda? Kiedy nie będę reinkarnacją Meduzy.

Michael zgiął się, by ucałować czubek głowy kobiety. Na kilka chwil skrył w jej włosach swoją twarz, żeby się opanować. Z uśmieszkiem sięgnęła ku górze, by przesunąć dłonią po szczęce i karku Archanioła.

– Kiedy tylko będziemy mogli to zrobić, zabierzemy cię na herbatkę do Maurycego, a nawet i wszystkich świętych – zapewnił ją Lucyfer. Ich spojrzenia się spotkały i ku wielkiemu zaskoczeniu kobiety, skłonił przed nią głowę.

Cóż, jej serce nie wytrzyma z nimi, jeśli będą się tak słodko zachowywać. Jakby słysząc jej myśli, Lu mrugnął i otworzył dziarsko drzwi przy których stali. Łatwo było je przeoczyć – wyglądały jak część korytarza, a klamka została ukryta. Wspólnie weszli do przestronnej sali, w której echo tworzyło się od upadającego piórka.

Pełna zachwytu zassała głęboko oddech. Wciąż trzymając dłoń Michaela okręciła się na pięcie, przez co objął ją w pasie. W głowie Anahery zaszumiało od tego, jak wysokie było to pomieszczenie. Sklepienie okazało się niebem – dosłownie patrzyła na kunsztowny fresk, który z takiej odległości wyglądał jak czyste marzenie. Wręcz była gotowa położyć się na zimnej, szachownicy posadzki, żeby wypatrzeć wszystkie detale malunku.

– To jego ulubione miejsce kontemplacji – odezwał się cicho Lucyfer.

Skinął w stronę wschodniej części sali. Ich spojrzenia zetknęły się ze zgarbionymi plecami siedzącego mężczyzny. Zajmował jedyną ławkę w całym, przepastnym pomieszczeniu. Przed nim znajdował się kolejny fresk – chociaż nie do końca. Ta kompozycja była niebywałym zastawieniem malarstwa oraz rzeźby.

Zabrakło jej tchu, gdy pojęła na co patrzy.

– Przecież to wy! – wyszeptała zdrętwiałymi wargami. Ogromnymi oczyma spoglądała to na nich, to na ogromne dzieło sztuki. – I Jezus, apostołowie, Gabriel... Nie rozumiem.

Przez usta Michaela przemknął smutny uśmiech.

– Wiara to bardzo skomplikowana sprawa, Anahero – odparł półgłosem. – Czasem ciężko zawyrokować co jest prawdą, a co zapalnikiem by stała się czyjąś prawdą.

– Nie wyjaśnicie, prawda?

Lucyfer powoli pokręcił głową.

– Wiesz więcej niż każdy inny człowiek wiary chrześcijańskiej. Ale wciąż wierzysz. Nie potrzebujesz sprostowania wszystkiego, co ludzie sobie przekazali. Pismo ma tysiące lat, jednak prowadzi do miłości.

– Tylko że też do nienawiści – odparła zduszonym głosem. – Nienawiści do ciebie.

Lucyfer wzruszył ramionami.

– Czasem mnie to bawi, czasem smuci. Pewne jest jedno: tak musiało być, inaczej nie powstałaby w ludziach potrzeba innej wersji. Co to w ogóle znaczy inna wersja wiary czy inne jej oblicze? Na koniec zawsze liczy się serce oraz intencja.

Anahera przygryzła wnętrze policzka i skinęła głową.

– Ale on wie. – Wskazała na papieża.

– I jest to ciężka wiara, do niesienia na barkach – przyznał Lucyfer i odszedł cichym krokiem w stronę siedzącego mężczyzny.

Maurycy miał już dziewięćdziesiąt jeden lat, ale był tak żwawy, jak w chwili objęcia swojego pontyfikatu. Pochodził z Belgii, a jego skóra przypominała już zszarzały, kremowy pergamin. Często się uśmiechał, jakby dzień bez radości dla Boga był obrazą majestatu. Teraz jednak, gdy patrzyła na niego z boku, wydawał się być bez życia, jakby odeszło z niego wiele sił.

Poczuła ciepło w sercu, gdy Lucyfer położył dłoń na ramieniu starszego mężczyzny, a jego twarz rozświetliła się autentyczną radością. Nie było w nim strachu ani odrazy – naprawdę cieszył się z wizyty samego szatana.

Wraz z Michaelem podeszli o kilka kroków bliżej, przystanęli pod szeroką kolumną. Lu przysiadł na ławce koło papieża i z wręcz dobrodusznym uśmiechem dopytywał o coś. Ana nie była w stanie rozróżnić słów. Skupiała się na cieple ciała Archanioła tuż obok niej. Sala była zbyt wielka i kamienna, żeby poczuć czerwcowe ciepło Włoch.

– Wiem, że rozmowa diabła i świętego to poetycka sprawa, ale czemu wy nie jesteście psiapsiółkami? – zapytała cichutko, zerkając w górę na Mika'ila. Posłał jej znaczące spojrzenie, więc uśmiechnęła się niewinnie.

– Lucyfer czasem robi cudownie nieprzewidywalne rzeczy. Ten układ z papieżami jest jednym z nich – wyjaśnił do jej ucha. – Strzegą tego sekretu i zdradzany jest dopiero po głosowaniu w konklawe. To jest ostateczna próba dla kolejnego papieża, mają możliwość wycofać się i oddać władzę drugiemu w kolei. Listy są palone od razu po przeczytaniu, więc kolejny pontyfikat musi podjąć prędką decyzję.

Wiedziała, że widok rozmawiającego diabła i głowy Kościoła był wart każdej tony złota, ale nie mogła oderwać spojrzenia od Michaela. Mogłaby go słuchać godzinami – tego spokojnego, wywarzonego tonu wykładowcy, którym hipnotyzował ją do szybkiego przyswajania wiedzy.

Nagle czując się jak jakiś niebiański podlotek, chrząknął z zakłopotaniem i przestąpił z nogę na nogę. Ana, przygryzając kącik ust szturchnęła go łokciem w brzuch i obróciła się, by obserwować scenę jak z obrazu. Michael zerknął na czubek głowy kobiety. Wzdychając sam do siebie położył dłoń na jej biodrze.

Nie mógł zauważyć uśmiechu, który rozkwitał powoli na ustach Anahery.

Papież miał już w swoich dłoniach różaniec, przesuwał paciorki powoli między sękatymi palcami. Na jego twarzy nie gościła już radość, tylko głęboka zaduma. Michael domyślał się, że robił wszystko, by nie odczuwać strachu. Wiedział, że Lu przekaże tylko powierzchowne informacje, ale nie będzie mocno lukrował. Chociaż, zażywszy na wiek mężczyzny i zażyłość, jaka między nimi panowała, lepiej by było, gdyby Maurycy pożył na tyle długo, aż zakończą niepewną sytuację Anahery. Lucyfer informował go o tym, że ktoś wynosił repliki relikwii z Arsenału Watykańskiego, by zasilać Zakon. Archanioł szczerze wątpił, by dobre serce staruszka mogło wytrzymać jeszcze jakąś katastrofę.

Wkrótce potem Lu powstał i pomógł podnieść się staruszkowi, który powiedział coś, pokazując na główne wejście. Lucyfer machnął w tamtym kierunku dłonią, a Maurycy roześmiał się sucho.

Podążyli za nimi, gdy ruszyli w stronę wyjścia.

– Potęga Boga, jaka przez ciebie przemawia, nigdy mi nie spowszednieje. – Papież potrząsnął głową rozradowany. Wyszli już na główny korytarz, znacznie bardziej ruchliwy, ale nikt, nawet dwaj księża stojący przed dwuskrzydłowymi drzwiami, nie zwrócili na nich. Jednym z nich był kamerling Jego Świątobliwości, który chyba się niecierpliwił.

Niezważeni przeszli koło Gwardii Szwajcarskiej, nikomu z nich nie drgnęła nawet rzęsa.

– Faktycznie czadowe – wyszeptała do Michaela. Ich spojrzenia się spotkały i zabrakło jej tchu, ponieważ w oczach Archanioła zalśniło tak czyste, płynne srebro, że mogłaby w nim utonąć.

Krok Maurycego był żwawy, chociaż co jakiś czas musieli przystawać. Lu patrzył wówczas na niego z zaniepokojeniem, ale nie odezwał się słowem. Wypominanie komuś jego śmiertelności nigdy nie prowadziło do dobrego.

Anahera spoglądała to na ich relację, to na pałac watykański. Nie mogła wyjść z podziwu, jak tak wiele piękna, zostało tu zamknięte.

– Na pewno nie ma tutaj żadnych aniołów ani demonów? – zapytała na wydechu Michaela, kiedy minęła ich niewielka grupa ludzi, chyba turystów.

– Uwierz lub nie, sam Watykan nie jest dla nich miejscem aż tak atrakcyjnym – wyznał. – Może trochę demonów nikczemności i aniołów wierności się tutaj kręci, ale lgną do większych skupisk, z których faktycznie mogą czerpać siłę.

Przeszli kawałek nim odezwał się ponownie:

– Zasłonię cię – zapewnił, szorstko kiwając głową. – Wiem, w których miejscach te istoty teraz się znajdują i jeśli przyjdzie pora, zasłonię cię sobą, żebyś nie musiała cierpieć.

Przełknęła ciężko i ścisnęła nagle ciepłą dłoń Michaela. Wejście do windy wraz z papieżem, diabłem oraz aniołem było surrealistycznym doświadczeniem. Wcześniej zrezygnowała z przywitania się z Maurycym, a teraz czuła się skrępowana i przestraszona, że może jej oczy coś mu zrobią. Wgapiała się smętnie w swoje czarne mokasyny.

Lucyfer chwycił dłonią jej podbródek. Drgnęła zaskoczona i uniosła głowę, podążając za jego niemą instrukcją. Zauważyła dziwną sylwetkę Jego Świątobliwości.

– Co się dzieje?

– Co mu się stało?

Michael parsknął na ich jednoczesne pytania.

– Lucyfer po prostu zatrzymał go w czasie – odpowiedział Anaherze.

– To nie może być zdrowe – wymamrotała. Poczuła, że Lu czule gładzi miękką skórę pod jej żuchwą. – Czuję się jak ulubiony zwierzak – wytknęła.

– Och, zatem powinienem... – Złapał ją tak prędko za kark, że zdołała tylko pisnąć. Przycisnął ją do ściany windy, aż żelastwem zatrząsło. Wbiła mu palce w przedramiona, oddychając ciężko.

– Spadniemy! Papież patrzy! Znaczy nie patrzy, ale na pewno słyszy i już wymyśla dla mnie pokutę! – Jęknęła, po czym zacisnęła dłoń na swoich ustach, bo ten dźwięk brzmiał zbyt erotycznie.

Lu uśmiechnął się pod nosem, wciskając ją jeszcze mocniej w ścianę windy.

– Diabeł, święty, anioł i niewiasta wchodzą do windy... – Anahera wymamrotała coś zza swojej dłoni, co mogło brzmieć, jak błagam przestań. Upadły zmrużył oczy od śmiechu i przycisnął usta do czubka jej nosa. – Dlaczego nagle tak skuliłaś się w sobie, gdy tu weszliśmy? Co cię trapi?

Nie starała się podjąć z nim rękawicy pojedynku na spojrzenia. Dłoń kobiety szybko opadła wzdłuż tułowia, a jeszcze szybciej Michael pochwycił ją w swój uścisk. Winda już zjechała z głośnym ping, ale drzwi pozostały zamknięte.

– Przestraszyłam, że coś mu zrobię. – Skinęła głową w stronę Maurycego.

Mogła przysiąc, że obaj westchnęli jednocześnie.

– Nic mu nie zrobisz – odparł twardym tonem Lu. – Jest człowiekiem, nieważnie jak bardzo wierzącym: a może właśnie przez to. Jego wiara jest niezachwiana, toczy wokół niego ochronny parol. Poza tym, jest osobą antyczną, byle schylenie po buta mogłoby go zabić. Myślisz, że czemu było aż tak wiele osób pod atrio delle rivelazion?

– Wiem, że jest stary, a ja przewrażliwiona – powiedziała zduszonym tonem. Przesunęła dłoń w górę ramienia Lucyfera, przyciskając ją do jego klatki piersiowej. Ich serca nie biły tak, jak ludzkie, ale miała wrażenie, że wibracja, która się stamtąd rozległa, przenika ją aż do końca duszy. To uczucie działało uspokajająco. – Chyba dogoniła mnie świadomość tego, że może jednak kogoś skrzywdzę. Innego człowieka.

Pochylili się do przodu na raz.

– Anahero, nie zwróciłaś uwagi na żadną z ludzkich osób, które mijaliśmy dotychczas. Bliższe otoczenie nic tu nie zmienia. – Mika'il patrzył na nią prosząco.

– Wiemy, że porada nie przejmuj się gówno daje... Ale naprawdę. Nie przejmuj się. – Lucyfer roześmiał się, gdy szturchnęła go ze sprzeciwem. – Czy jesteś gotowa, by ruszyć do Arsenału? Właśnie jesteśmy pod pałacem watykańskim i przejedziemy do niego kolejką.

– Nie mogliśmy zrobić tego od razu i sami?

– To nie to samo – wyjaśnił Michael. – Relikwie mają swoją moc, to prawda, ale ważne jest dla nas, kto ją przekazuje. A gdy przekaże ją papież, zdecydowanie będzie to pełnia siły i wiary, której potrzebujemy.

– A Bóg wie, że potrzebuję jej dużo – wymamrotała, masując czoło. – Dobra, chodźmy!

Dla pewności przez sekundę się jeszcze nie ruszali. Dopiero jej sapnięcie i wskazanie bezradnym gestem na znieruchomiałego papieża pchnęło ich do działania.

Lucyfer „rozmroził" Maurycego i przypatrywał się mu w poszukiwaniu niepokojących oznak. Staruszek jednak zwyczajnie ruszył do przodu. Wsiedli do oczekującej kolejki linowej, gdy zeskanował odcisk dłoni na wysokim panelu przed torami. Pojazd wyglądał wręcz futurystycznie, a do tego był wysoki na tyle, by czubek głowy Michaela ledwo go muskał.

Ledwo złapała się poręczy przy ścianie naprzeciwko wejścia i już odjeżdżali. Anahera pisnęła cicho, kurczowo zaciskając uchwyt.

– Czy my zmierzamy do innego wymiaru? – sapnęła.

– Japońska technologia – wyjaśnił Lucyfer. – Kamerling chciał, żeby papież mógł swobodnie poruszać się między najważniejszymi punktami Watykanu bez ścisłej obstawy Gwardii Szwajcarskiej.

– Wywoływanie poruszenia, zwłaszcza przy zejściu z Archiwów do Arsenału, to kłopotliwa sprawa – przytaknął Michael. Rozcapierzoną dłoń przykładał do gładkiej ściany wagoniku. Jego oczy świeciły najczystszym zafascynowaniem.

– Można dostać od tego choroby lokomocyjnej – westchnęła, ciężko przełykając ślinę. Wagonik jednak już zwalniał, aż zatrzymał się z ledwo zauważalnym szarpnięciem. – Nie dziwię się, że woli się tak przemieszczać. I możesz go już odczarować – zapewniła Lucyfera, kiwając w stronę papieża.

– Bałaś się, więc pomyślałem, że jeśli nie będzie patrzył w twoją stronę... – zakłopotany wzruszył ramionami, jakby tak ścisła kontrola nad czyimś umysłem nie była sprawą wielką.

I gdyby nie była to ścisła kontrola nad ludzkim umysłem, pomyślałaby, że to strasznie słodka sprawa.

– To trochę przerażające, odzombiej go.

– Co zrobić?

– Fakt, nie jest aż tak zombie, skoro się nie ślini ani nie... Albo wiesz co? Zostaw go jak jest.

Założyła ramiona na piersi i wyszła z wagonika z cichym chrząknięciem. Lucyfer wymienił z Michaelem spojrzenia.

– Nie wiem, czy powinienem jej przytaknąć, czy się roześmiać. Skonfundowała mnie.

– Nie jesteś jedyny, sreberko – wymamrotał pod nosem Lu.

Anahera dość szybko zapomniała o tym, co wcześniej mówiła. Rozglądała się wokół z niekłamanym zafascynowaniem, a to był tylko hol przejściowy. Wagonik dostępny był wyłącznie dla papieży oraz najbardziej zaufanego grona.

– Kolejna winda? – zapytała zdziwiona.

Lucyfer odczarował papieża, który spojrzał z cieniem zaskoczenia na Anaherę. Kobieta nerwowo przesunęła stopami po chłodnym marmurze, ale nie cofnęła się. Maurycy znał Michaela, chociaż ze względów czysto etycznych nie rozmawiali. Sam papież przyznał, że potrzebna mu jest niezachwiana, własna wiara. Jeśli zbyt dosłownie kierowany byłby przez archanielską rękę, czułby się jak oszust. Lucyfer rozumiał to podejście – wszyscy duchowni pod jego komendą nie obcowali, a przynajmniej bardzo rzadko to robili, z aniołami i demonami. Wiedział więcej niż wszyscy, ale nie miał zamiaru używać tego jako złej przewagi.

Maurycy potrzebował kilku chwil, by odnaleźć słowa.

– Jesteśmy na przedostatnim poziomie Archiwów Watykańskich.

– Ale znajdujemy się pod ziemią – zauważyła zdezorientowana. – Jak nisko jeszcze mamy zejść?

Papież uśmiechnął się tak, jak to papieże potrafią – z ogromną dozą zrozumienia.

– Tam, gdzie żaden człowiek w Watykanie nie powinien. Niżej niż grób świętego Piotra.

Dreszcz wstrząsnął ciałem Anahery.

– Czy to w ogóle możliwe? – zapytała. – Przecież to...

– Trzydzieści dziewięć metrów pod ziemią – odparł Michael. Ponownie ścieśnili się w wąskiej windzie, a Archanioł upewnił się, że urządzenie działa poprawnie. – Piotr był... unikalną istotą ludzką. Jego kości strzegą relikwii, które powinny zostać otoczone najwyższą pieczą.

– Jeszcze raz przepraszamy za to, że padre Angelo Accosto się tu dostał. – Maurycy wykonał znak krzyża, jego twarz ściągnęła się w trosce. – Nigdy nie przypuszczałbym, że aż tak mocno zdradzi.

– W jego oczach pewnie ty zdradzałeś – powiedział ze wzruszeniem ramion Lucyfer. Ana z sykiem wypuściła powietrze, patrząc na niego. Kącik ust Upadłego drgnął. – Żył swoim kodeksem i własnym zapatrywaniem na to, jak powinno wyglądać boskie życie. Sprzeniewierzył się na swój własny sposób.

Anahera zauważyła, że nie tylko jej oddychało się ciężej. Pot wystąpił na czoło kobiety, czuła też gorącą ścieżkę znaczącą linię kręgosłupa. Wysiedli wprost do ogromnej groty, na widok której upadłaby, gdyby nie Michael.

– Spokojnie – wymruczał cicho do jej ucha. – Postaraj się brać małe, regularne wdechy. To wiele, jak na pierwszy raz.

– Niedopowiedzenie stulecia!

Nie byli aż tak nisko, by człowiek zderzył się z poważnymi problemami oddechowymi. Jednak wpływała na to nie głębokość, a natężenie relikwii. Anahera mocno wpiła paznokcie w przedramię Michaela, który nawet się nie wzdrygnął. Podążyli w ślad za Maurycym, mężczyzna kroczył spokojnie w określonym celu.

Ana nie mogła skupić się na jednej konkretnej rzeczy – grota była oświetlona, ale nie na tyle, by część z elementów oraz ścian nie niknęła w ciemnościach. Atmosfera tego miejsca sprawiała, że gęsia skórka pokrywała całe ciało kobiety. Wszystko w tym miejscu sprawiało, że po prostu czuła głęboki niepokój: strach o życie, o to, że była człowiekiem z krwi i kości, definicją śmiertelności. Chociaż obcowała, dość dosłownie, z aniołami oraz diabłem, w tym miejscu miała wrażenie, że przekroczyła barierę wiary oraz mistycyzmu.

Mrugnięcie światła przyciągnęło jej wzrok. Odchyliła głowę do tyłu i sapnęła, wspierając się na ciele Michaela.

– Czy to... kości?

Ich grupka przystanęła, a papież ścisnął w dłoni swój krzyż.

– Tak, dziecko. To kości świętego Piotra, grób, który mogą odwiedzać ludzie nie jest prawdziwy.

– Czy one są – odepchnęła cicho i oblizała usta – ułożone tak, jak umarł? Na odwróconym krzyżu?

– Dokładnie – przytaknął Maurycy, a jego spojrzenie nie opuszczało Anahery. – Dzięki jego poświęceniu to miejsce jest schronieniem dla wszystkich relikwii, a on stał się jedną z pierwszych. – Jego Świątobliwość wykonał gest, by ruszyli za nim. Ich kroki oraz jego słowa rozniosły się echem po grocie. – Piotr Apostoł uznawany jest za pierwszego z papieży. Odkryto, że po ściągnięciu z krzyża i włożeniu go do grobu nie pozostał w tej pozycji. Ułożyły się kształt, w którym konało jego ciało. Po dziś dzień nikt nie był w stanie zmienić ich położenia na dłużej. Moi poprzednicy na tronie Apostolskim wiedzieli od początku, że trzeba dbać o to miejsce. Stolica powstała na krwi i cierpieniu Piotra. Nie wiemy, czy grota była naturalnie otworzoną niecką, czy kości sprawiły, że dziś mamy to miejsce.

Potoczył dłonią wokół tego, nomen omen, boskiego dzieła.

– Nie wyobrażam sobie, by papieże schodzili tutaj przez tyle stuleci.

– Budowle, ziemia i śmieci unoszą się, nadbudowując kolejne warstwy. – Papież pokiwał głową ze zrozumieniem. – Stulecie po stuleciu, to co dla nas jest teraz sporą odległością, dla nich kiedyś było o zejście czterostopniową drabiną. Watykan... ma wiele tajemnic. Ludzie myślą, że czaszka świętego Piotra spoczywa wraz z tą świętego Pawła w relikwiarzu Bazylika św. Jana na Lateranie. Że odkryliśmy to wszystko w ubiegłym wieku.

– I to pewnie nie ostatnia z półprawd? – mruknęła. Nie oczekiwała odpowiedzi ani nie robiła nikomu z nich wyrzutów. Rozumiała.

Kości nad ich głowami połyskiwały od czasu do czasu, jakby zagnieździło się w nich coś fluorescencyjnego. Albo chciały przekazać im: spokojnie, nic nie zwali się na wasze głowy.

Korzystając z małej przerwy w pytaniach i zadumie Anahery, Maurycy ruszył w prawo. Michael pociągnął kobietę za nimi, nawet na sekundę nie puszczał jej dłoni. Była mu za to wdzięczna, bo kręciło jej się w głowie od tego wszystkiego.

Niektóre z relikwii umieszczono w takich samych gablotach, jak u Lucyfera. Część znajdowała się za kratami, które na pozór wyglądały, jakby zaraz miały się rozlecieć. Dziwny zapach podrażnił nos Anahery. Obejrzała się przez ramię na zakratowany obiekt, ale Michael stanowczo odciągnął ją dalej.

– Mózg świętego Teofila – wyjaśnił, przez co gwałtownie zacisnęła palce na nosie, jakby mogła tym powstrzymać wessanie w siebie jakikolwiek pyłek. – Może oczyścić umysł otwierając go na niebiański świat, ale też sprowadzić szaleństwo, wrażenie życia w piekielnym kotle.

– W piekle nie ma kotłów – wymamrotał Lucyfer.

– Lub innego przeżycia graniczącego z wieczną torturą, która utrzymuje się do śmierci – kontynuował bez mrugnięcia powieką. – To, w porównaniu do części relikwii, jedyna sztuka. Nie da się tego sfabrykować.

– I prędzej spuścimy ją z nurtem rzeki – przytaknął Maurycy. W jego zmęczonych, jasnych oczach znów zabłysł smutek. – A przynajmniej mam nadzieję. Pod sakwą znajduje się waga, która niezachwianie pokazuje ten sam wynik.

Powoli nabrała powietrza w płuca, ale dalej czuła ten dziwny zapach. Im głębiej wchodzili w grotę, tym mocniej go wyczuwała.

– To moc relikwii – wyjaśnił Lucyfer widząc, że któryś raz tarła nos. – Ciężko się do tego przyzwyczaić człowiekowi: zgromadzono tu wiele sprzecznych rzeczy.

– Powietrze aż od tego trzeszczy – przyznała cicho, drżąc.

Od początku pachniało tutaj mchem, wilgocią i stalą, kombinacja przedziwna, ale też niepokojąca. Anahera po prostu starała się nie myśleć o tym, jak głęboko byli i czy mogli zginąć. Odpychała od siebie poczucie klaustrofobii, wtulała się mocniej w bok Michaela. Odkąd Lucyfer już wypuścił jego umysł, papież spoglądał na ich sylwetki tak blisko siebie. Nie mogła się tym przejmować, bo Archanioł niósł jej pocieszenie i żadne pozory nie były od tego ważniejsze.

W końcu przystanęli przy zakratowanej wnęce.

Kiedy uniosła spojrzenie zobaczyła, że obraz przybity do litej skały płakał krwią.

Cieszyła się, że była tak blisko Michaela, ponieważ mogła się wesprzeć na nim ciężko. Widok tego obrazu w jakiś niespotykany sposób uderzył wprost w serce Anahery. Uniosła ku górze dłoń, jakby spodziewała się, że zastanie tam pustą dziurę.

– Nikt nie potrafi zidentyfikować niewiasty z obrazu – wyjaśnił cicho papież. Wpatrywał się w krwawiące płótno oraz brunatną aediculę otulającą je wokół. Ana zauważyła, że było ich więcej, cały szpaler obrazów oraz rzeźb, odgrodzone od siebie łukowatymi belkowaniami oraz kolumienkami. – Ilekroć podejmowana była próba starcia krwi, pojawia się nowa i nowa fala, a zdjęcia uchwycają tylko to. Twarz zalaną krwawymi łzami.

Ani trochę nie dziwiła się, że obraz został ukryty tak głęboko pod ziemią. Ten widok wzbudzał wiele uczuć w Anaherze i nawet nie chciała sobie myśleć o tym, co działoby się z ludźmi, którzy zobaczyliby go na powierzchni. Krew po prostu niknęła na kołnierzu ciemnej sukni. A może suknia nie była ciemna, tylko nasiąknięta krwią, która w nią wpływała?

– Wiecie kim była, prawda? – zapytała, oglądając się na Lucyfera i Michaela.

Obaj zrobili bliźniacze, ostrożne miny. Mika'il otworzył usta, lecz skrzywił się, gdy pierwsze słowo miało opuścić jego usta.

– Tak – wykrztusił w końcu. – Ale los chce o niej zapomnieć.

Widziała w jego oczach niemą prośbę i ścisnęła go lekko za palce. Rozumiała, że nie był to łatwy temat do omówienia czy wyjaśnienia.

– Czy to relikwia, która ma mi pomóc? – upewniła się, spoglądając na ściągniętą w trwodze twarz Maurycego.

Jego Świątobliwość powoli pokręcił głową, a dłoń, którą ściskał krzyż, znacznie zbielała.

– Chociaż krwawe łzy Niewiasty mają pewne właściwości, a wyrwanie nici z sukna może stać się klątwą dla obdarowanego, to nie po to tu podeszliśmy.

Mężczyzna westchnął ciężko i rozluźnił palce. Przez kilka sekund dłoń nie chciała go słuchać, a napięta skóra wyglądała tak, jakby miała zaraz pęknąć. W końcu jednak mógł puścić krzyż, który złamał w pół. Anahera zamarła zaskoczona, gdy odkryty został klucz. Maurycy drżącymi ramionami ściągnął łańcuch i powoli odkluczył kratę.

Obraz zdominował pierwsze wrażenie wnęki, dopiero gdy wejście zostało otwarte zwróciła uwagę na niewielkie podwyższenie.

Na wyściełanej poduszce z ciemnego atłasu leżał różaniec.

Ana na ten widok zassała gwałtownie oddech i zaczęła się cofać. Pewnie przemierzyłaby całą długość groty, gdyby zaniepokojony Michael jej nie przytrzymał. Zaskoczony puścił kobietę, bo w zamian ruszyła do przodu i przed złapaniem w dłonie paciorków powstrzymał ją Lucyfer.

– Anahero? – zapytał chrapliwie. Zaalarmowanym spojrzeniem przeczesywał jej twarz. – Co się dzieje?

– Ja... Nie wiem, jak to wyjaśnić – odparła bez tchu. Nie wiedziała też czy powinna się roześmiać, wyrwać kilka włosów z głowy czy może upaść na kolana i żarliwie się pomodlić. – Ten różaniec, ja już go widziałam. U mnie w domu, tego pierwszego dnia. – Uniosła wzrok by zobaczył, jak poważna była. – Sprzątałam i znalazłam go, gdy spadł na podłogę. Myślałam, że należy do siostrzyczek, ale... Może mi się pomyliło? Na pewno tak jest, to musiała być kopia, to...

Przełknęła ciężko, urywając. Szczerze wątpiła, że tamtego dnia, gdy pomodliła się do Michaela, miała w swoich dłoniach kopię. Szczerze wątpiła też w to, że ktokolwiek z aktualnie żywych osób mógł przekazać ten unikalny opis. W tym miejscu różaniec sprawiał wrażenie jeszcze intensywniejszego: jakby różanozłoty blask nie był tylko blaskiem, tylko faktycznym, płynnym złotem wewnątrz paciorków.

Jakby wcale nie jarzył się delikatnie w całości.

– To różaniec świętej Hildegardy z Bingen – wyjaśnił papież, zbyt skoncentrowany na różańcu, by przejąć się reakcją Any. – Kobiety na wskroś wybitnej, obdarzonej taką wiarą w Najwyższego oraz ludzi, że relikwie, które po sobie pozostawiła, w wielu przypadkach służą najwyższemu dobru. Ten różaniec jest jak katalizator oraz tarcza. Przepływa przez nie energia losu i przeznaczenia, ale także z modlitwą potrafi ukoić najbardziej niespokojną duszę.

Tylko cud mógł sprawić, że ten różaniec po prostu pojawił się w domu Anahery, a potem zniknął.

Ale też, czy nie żyli w świecie cudów?

Ana z trudem oderwała spojrzenie od relikwii i uniosła spojrzenie na jej towarzyszy. Obaj skupieni byli na niej, powaga na twarzy Michaela mogła kruszyć skały.

– Jego Świątobliwość wierzy, że ten różaniec mi pomoże?

Nie chciała być aż tak sceptyczna, ale po prostu chciała mieć więcej niż pewność. Zapewne podważanie autorytetu papieskiego to nie najlepszy pomysł, ale musiała się czepić detali, żeby nie paść ze strachu.

Nikt w końcu nie chce zabijać wzrokiem, serio.

Maurycy popadł w bardzo typową dla stanu duchownego zadumę. Przyzwyczaiła się do tego z księdzem Jeromem, ale jednocześnie strasznie potrzebowała odpowiedzi w dwie do trzech sekund, maksymalnie.

– Z tego co wiemy i co opowiedział Lucyfer... Wierzę, że musi istnieć dla ciebie droga wyjścia. Wiemy o Kluczu, wiemy o przeznaczeniu jakie winnaś nosić na barkach. – Maurycy znów zamilkł i wykorzystał ten moment, by wziąć różaniec w sękate dłonie. – Co jednak, gdy wszelkie proroctwa spisane zostały słowami, których nie zrozumieliśmy i położyliśmy swe przekonania na złej szali? Wierzę, że dasz radę, drogie dziecko. Dla dobra nas wszystkich.

Przez twarz starszego mężczyzny przemknął jakiś cień, ale Ana nie mogła skupić się na jego emocjach, ponieważ zbliżył się do niej na odległość kroku.

Papież Maurycy XIV złożył na dłoniach niby śmiertelnej, choć śmiertelnie niebezpiecznej kobiety konsekrowaną, chronioną relikwię i miał nadzieję, że sądny dzień nie nadejdzie za jego życia. Chociaż był do niego przygotowany całym sobą.

Jesteś pewny, staruszku?


*********

Wiem, jak to brzmi, ale to jest jeden z moich ulubionych rozdziałów w tej książce 😄 Moja mama często mówi mi, żebym napisała coś w stylu "Aniołów i demonów" Browna, więc tutaj jestem najbliżej 😂😂😂

Chciałam jeszcze tu napisać - skończyłam poprawiać ten tom! Teraz śmigamy gładziutko do końca książki ❤️ W sumie przed nami jeszcze 20 części, ponieważ wyszło razem 45 rozdziałów & epilog 😍

Ciężko mi było dziś zamknąć plik i miałam wrażenie, że faktycznie zostawiam ich w innym świecie... ale jestem zadowolona z tej książki i będę tęsknić😭

Gotowi na drugą część przygody Anahery? ❤️ W niedziele spotkamy się na kolejnym rozdziale!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro