Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

‼️🥐💎Jade Greene/Seto Midori💎🥐‼️

Nichi-san_67 to dla ciebie (ZMIENIASZ PŁEĆ!) (i gdzie moje 9 złotych draniu)
A do reszty ludzi: teraz miał być Sol ale potrzebuję też napisać coś bardziej dla siebie żeby jakość nie spadła mam nadzieję że mi wybaczycie
I wybaczycie też drobną gejozę pod postacią readerki nie readera
Miłego czytania!
‼️ Rozdział nieprzeznaczony dla osób wrażliwych na tematy molestowania‼️

____________________________________

- Spóźnię się, spóźnię się, spóźnię się!

Mamrotałaś do siebie, biegnąc w kierunku ogromnego futurystycznego budynku. Ale wtopa... Z pewnych powodów musiałaś zmienić szkołę, i przeniosłaś się do gimnazjum Raimona. Dziś był twój pierwszy dzień, a ty najprawdopodobniej miałaś się spóźnić na lekcje. Najpierw nie zadzwonił budzik, potem nie mogłaś znaleźć kokardy od mundurka, a na koniec, gdy byłaś już kawałek od domu, zdałaś sobie sprawę, że wzięłaś złe książki, i musiałaś zawrócić.

W pewnym momencie, zauważyłaś tylne wejście. Było otwarte, więc zdecydowałaś się z niego skorzystać, zamiast obchodzić budynek. Jednak los postanowił być dla ciebie tego dnia wyjątkowo wredny. Gdy na chwilę odwróciłaś wzrok, wpadłaś na kogoś z takim impetem, że wylądowałaś na ziemi. Na kogoś, kto na pewno nie wyglądał przyjaźnie. Wysoka dziewczyna, patrzyła na ciebie z irytacją. Miała długie czerwone włosy, zielone oczy, i z pewnością nietypowy mundurek.

- Czy wy jesteście poważni?! Jakby ten pies rano i spalone tosty nie wystarczyły, to teraz jeszcze wpadają na mnie pierwszaki. Super! -  prychnęła podając ci rękę.

- Naprawdę przepraszam... Nie zauważyłam cię.

Wstałaś z pomocą dziewczyny, i spuściłaś wzrok. Byłaś zawstydzona tą sytuacją. Z tego tekstu o pierwszakach wywnioskowałaś, że musi być od ciebie starsza. Więc nie dość że wygłupiłaś się przed potencjalną koleżanką, to jeszcze ze starszej klasy.

- Ej... Ale nie przejmuj się tym tak, dobra? Jestem trochę rozdrażniona... Nie chciałam cię tak skrzyczeć.- Podniosłaś wzrok zdziwiona. -Jestem Jade Greene. A ty?

- ___ De Kok. Miło mi cię poznać Jade...

Chciała coś powiedzieć, gdy rozległ się dzwonek. No tak, lekcje! Zupełnie o nich zapomniałaś.

- Cholewka... Dobra, złapiemy się później ___! Chętnie cię lepiej poznam.

Klepnęła cię w plecy, i pobiegła w swoją stronę. Szybko zebrałaś swoje rzeczy, i ruszyłaś do klasy.

Na następnej przerwie oblegli cię nowi koledzy. Pytali o wszystko. Ulubiony kolor, poprzednią szkołę, czemu się przeniosłaś, i jeden chciał wiedzieć, czy lubisz piłkę.
Odpowiadałaś na wszystkie tak entuzjastycznie, i tak miło, jak tylko mogłaś. Przez to po lekcjach chłopak od piłki wziął cię i zaciągnął do klubu piłkarskiego.

- Arion, naprawdę tak nie wolno! - krzyknęła za nim twoja koleżanka z ławki obok, Skie.

-Ale powiedziała, że ją lubi! Chcę jej pokazać coś, co może jej się spodobać.- Puścił twoją rękę. -Widzisz? Dalej idzie.

- Myślę, że robi to raczej, by być miłą.

Słuchałaś ich dyskusji. Faktycznie, chciałaś być miła, ale piłkę też lubiłaś. Nie widziałaś więc problemu w zobaczeniu klubu. W końcu dotarliście. Arion otworzył drzwi, i wszedł do środka.

-Hej! Drużyno! To nowa dziewczyna z mojej klasy, nazywa się...-

- ___! - Przerwał mu głos. Dobrze ci znany głos.

Odwróciłaś się, i zobaczyłaś Jade. Tę, którą poznałaś rankiem. Uśmiechnęła się szeroko, i ci pomachała.

- Oh, Jade, już się poznałyście? Kiedy? - Spytała Skie

- No cóż, rano na siebie wpadłyśmy. Nic szczególnego. Ale na serio, Arion? Porywanie biednych ludzi do klubu piłkarskiego?

Zaśmiał się tylko, i schował za plecami wysokiego chłopaka, z wybitnie skomplikowaną fryzurą. Teraz, przed drużynę wyszedł brunet z opaską kapitana.

- Więc ___, tak? - Kiwnęłaś głową. - Ja jestem Riccardo. Interesuje cię dołączenie do drużyny, bycie menadżerką, czy na razie chcesz się rozejrzeć?

-Opcja trzecia. Cóż, nie jestem pewna, czy chcę dołączyć. Poza tym, musiałabym porozmawiać z rodzicami. Ale na pewno tego nie skreślam!-

-Jasne rozumiem. Może spróbujesz dziś jako menadżerka? Nie odbierz tego źle, ale mieliśmy plany na specjalny trening, i twoje dołączenie by wszystko skomplikowało.-

-Oczywiście! Naprawdę mi to nie przeszkadza. Tylko zadzwonię do mamy.-

Wyszłaś na chwilę na korytarz, by wykonać telefon. Twoja rodzina miała piekarnię, w której pomagałaś. Robiłaś to właściwie codziennie. Musiałaś poinformować rodziców, że dziś nie dasz rady. Oczywiście, dopytywali czemu. Gdy się rozłączyłaś, i chciałaś wrócić do pomieszczenia, uderzyłaś w kogoś. Wpadłaś przez to na ścianę. Gdy uchyliłaś powieki...

- Jade?!

Dziewczyna przyparła cię do ściany. Patrzyłaś jej prosto w oczy skrępowana.

- Długo ci to zajmowało, to przyszłam zobaczyć, czy żyjesz.

- Jasne, że tak! Tylko rozmawiałam z mamą... Wiesz, jakie one są.

Odsunęła się, i lekko spochmurniała. Założyła ręce na piersi, gdy ty się otrzepywałaś.

- No właśnie nie wiem... To możemy iść? Czy coś?

Pokiwałaś głową, i ruszyłyście na halę. Wszyscy już tam poszli, i zostałyście tylko wy. Dołączyłyście do Rosie i Skie na ławce. Ta pierwsza wydawała się niesamowicie zafascynowana kapitanem.

- Nie martw się, to u niej normalne.

Szepnęła ci na ucho Skie. Zaśmiałaś się cicho, lecz twój wzrok powędrował do rudowłosej obok. Skrzywiona wpatrywała się w sufit. Wydawała się smutna, i nieobecna. Czy to wina tego, co powiedziałaś?

– No dobrze... A czy z Jade wszystko w porządku?

Jade nawet na ciebie nie spojrzała. Skie wzruszyła ramionami.

– Raczej tak... Ale teraz nie odezwie się na ten temat. Naprawdę, czasem nie rozumiem jej fochów.

Uśmiechnęła się niepewnie, po czym wróciła do oglądania treningu. Nie rozumiałaś, jak mogła być na tym aż tak skupiona. Twoja głowa była całkowicie zapchana innym tematem. Mianowicie dziewczyną obok. Cały trening była cicha i milcząca, do tego stopnia, że Roma chciał z nią iść do pielęgniarki.

Jak się okazało, Roma, a właściwie Ryoma Nishiki, to najlepszy przyjaciel Jade. Gdy podczas przerwy usiadł obok ciebie i zaczął paplać jak najęty, dowiedziałaś się, że są dla siebie jak rodzeństwo. Potem mówił coś o makaronie, a następnie już się kompletnie zgubiłaś. Wyłapałaś tylko to o pielęgniarce.

Na szczęście nie było to potrzebne. Pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony.

– Przytkasz wreszcie dziób, Roma? Nie maltretuj biednych pierwszaków. ___ już się pogubiła. A ty chyba miałeś odpocząć między ćwiczeniami, co?

Usłyszałaś, a potem zobaczyłaś, jak chłopak dostaje w głowę. Dało się jednak zauważyć, że dosyć lekko.

– Jade, nie musisz mnie za każdym razem bić...

Roma jęknął, i wstał z ławki. Rosie i Skie zobaczyły, że Arion z Riccardo mieli drobną stłuczkę, i pobiegły zobaczyć, czy potrzebują pomocy. Zostałyście z Jade same.

– Jade... Czy wtedy powiedziałam coś nie tak...? – Zapytałaś po chwili ciszy.

– Nie... Nie. Jak mówiłam, jestem dziś rozdrażniona, a poza tym... Powiedzmy, że "mama" to dla mnie drażliwy temat. Może kiedyś ci opowiem. Ale nie miałaś prawa wiedzieć, więc to nie twoja wina.

Siedziałyście tak do końca. Arionowi nic się nie stało. Gabriel odniósł go na ławkę, i upewnił się, że jest w porządku. Rosie średnio się to spodobało. Po treningu wróciłaś do domu.

---------------------------------------------------------

Drzwi do piekarni otworzyły się w akompaniamencie wesołego dzwoneczka. Stanął w nich... O dziwo Roma.

– Ooo! Cześć, ___! Nie wiedziałem, że też tu kupujesz!

Przywitał się, akurat gdy odbierałaś od mamy śniadanie do szkoły. Twoje ulubione rogaliki. Uśmiechnęłaś się do niego, a jedzenie włożyłaś do torby.

– Cóż, to rodzinna piekarnia. Nie powiedziałabym, że kupuję.

Mama uśmiechnęła się do ciebie, i poszła obsłużyć Romę. Kupił jakieś drożdżówki i kilka innych rzeczy, ty się pożegnałaś, i do szkoły poszliście razem. Nie byłaś pewna, o czym rozmawiać. Może zapytać o Jade? Ale to by było dziwne. O drużynę? Tak, to było by bardziej logiczne.

– ...Zwariuje, gdy się dowie, że twoi rodzice są właścicielami jej ulubionej piekarni!

Dotarł do ciebie głos Romy. Wyjadał właśnie jedną cynamonkę, gadając o czymś. Wyrwał cię tym z zamyślenia.

– Przepraszam, nie dosłyszałam. Kto zwariuje jak się dowie?

– No Jade! Wiesz, ona całkiem lubi słodycze. Zwłaszcza te ciastka truskawkowe. W sumie to lubi też słodkich ludzi. Powinnaś się z nią zaprzyjaźnić.

– Powinnam? Cóż, byłoby miło... Już ją naprawdę lubię. I wiesz, naprawdę mnie zmartwiło, gdy się tak naburmuszyła po tym, jak wspomniałam o mamach...

– Ajć... Wiesz, po prostu średnio się dogaduje ze swoją. W sumie to z ojcem też... I więcej ci nie powiem. Nie chcę znów oberwać patelnią!

Zaśmiałaś się cicho. Wyglądała na taką, która była do tego zdolna. Wpadłaś na pomysł, jak możesz się dowiedzieć o co chodziło.

– Nawet gdybym cię obroniła?

– Słuchaj. Tak na poważnie. To jej sprawa, i jeżeli zechce ci powiedzieć, to ci powie. Ode mnie nic nie usłyszysz. Szanuję jej prywatność.

– Wiem wiem... To był żart.

Wymamrotałaś. Plan nie wyszedł. Trudno, dowiesz się kiedy indziej.

Kilka godzin później szłaś do wielkiego magazynu za szkołą. Drużyna cheerleaderek poprosiła cię, byś zaniosła tam pudełko z pomponami. Gdy odstawiłaś je na chwilę aby wyciągnąć klucz, ktoś cię popchnął.

– Hej! Dziewczynko! Nie wiesz, że tutaj się nie zbliża? To nasze terytorium.

Warknął jakiś ogromny koleś. No tak, podobno od 10 lat w Raimonie postrach siał jakiś drobny gang. Ale nie myślałaś, że to prawda!

– Naprawdę przepraszam, jednak nie miałam jak się dowiedzieć, że tu jesteście. Poproszono mnie, bym odniosła pompony...

Jednak twoje tłumaczenia na nic się zdały. Zaczął na ciebie krzyczeć. W pewnym momencie nawet się zamachnął. Zamknęłaś oczy gotowa na uderzenie, które jednak nigdy nie nastąpiło.

– Co ty wyrabiasz, baranie! Atakujesz pierwszoklasitkę, która jest tu drugi dzień?

Otworzyłaś oczy, i zobaczyłaś swoją wybawicielkę. Wykręcała rękę tamtemu kolesiowi, z wybitnie wkurzonym wyrazem twarzy.

– Jade...

Wyszeptałaś, gdy pogoniła napastnika. Westchnęła, i odwróciła się do ciebie. Wyciągnęła w twoją stronę rękę.

– Żyjesz, ___?

Złapałaś ją, uśmiechając się z ulgą.

– Tak... Jestem twoją dłużniczką... Dziękuję, że mi pomogłaś.

Otrzepałaś się i zaczęłaś zbierać rozsypane pompony. Po chwili zaczęła ci pomagać Jade.

– Czemu to ty przyniosłaś tu sprzęt?

– Poprosili mnie o to... Nie wiedziałam, że zostanę napadnięta... Nieźle ich wystraszyłaś.

Zaśmiała się nerwowo, podnosząc karton i wsadzając go do składzika.

– Przez lata nabrałam wprawy... Po prostu musiałam się tego nauczyć... Chodź, pójdziemy gdzieś, gdzie jest bezpieczniej. Mogę ci nawet postawić picie w sklepiku.

Objęła cię ramieniem i zaczęła prowadzić w stronę budynku. Chwilę później siedziałyście razem na stołówce. Wyjęłaś z torby swoje śniadanie. Rogaliki. Jade spojrzała na nie i przełknęła ślinę.

– Masz swoje śniadanie?

Zapytałaś czując, jak delikatny uśmiech wpływa na twoją twarz. Pokręciła głową, więc podsunęłaś jej jednego. Ugryzła, a oczy otworzyły jej się szerzej.

– To z piekarni Rozenkrans?!

– Wow... Naprawdę to twoja ulubiona piekarnia...

– No raczej... Mają najlepsze wypieki w mieście. I najlepsze pod słońcem...

– Ciastka truskawkowe z kremem cytrynowym wypiekane według przepisu babci Helen?

– Skąd wiedziałaś? I skąd wiesz, czyj to przepis?

– To piekarnia moich rodziców. A rano, jak wychodziłam... To spotkałam Romę.

– Drań miał mi kupić śniadanie. Poza tym... TWOI RODZICE PROWADZĄ MOJĄ ULUBIONĄ PIEKARNIĘ?! O matko, błagam, daj mi się z nimi spotkać...

– R-Rany, naprawdę tak ci zależy? Jasne, myślę, że się ucieszą, jak poznają moją znajomą...!

Jade spojrzała na ciebie, unosząc jedną brew. Ty zamrugałaś dwa razy, i zaczęłaś nerwowo bawić się kciukami. Po chwili poczułaś mocny uchwyt na ramieniu.

– Myślę, że mogę cię już nazywać swoją przyjaciółką, ___. Tak samo ty mnie swoją.

Poczułaś, jak twoje policzki robią się ciepłe. Musiałaś przyznać, że Jade była po prostu fajna. Wysoka, silna, ładna... Z pewnością umiała o siebie zadbać. A jak dziś się przekonałaś, to również i o innych. O swoich PRZYJACIÓŁ. Ty się do nich zaliczałaś! Trochę nie mogłaś w to uwierzyć.

---------------------------------------------------------

Dziś miałaś spróbować swoich sił jako gracz w drużynie. Szłaś właśnie na przedostatnią lekcję, nie mogąc już się doczekać. Poprzedniego dnia powiedziałaś rodzicom że chcesz dołączyć do klubu na stałe. Oczywiście, że ci pozwolili. Nawet cieszyli się, że chciałaś mieć jakieś aktywności pozaszkolne. Gdy byłaś już blisko klasy usłyszałaś znajomy głos wołający twoje imię. Zaśmiałaś się cicho i odwróciłaś.

– Cześć, Jade! Co słychać?

Jednak gdy spojrzałaś na jej minę, wydawała się... Co najmniej zdenerwowana. Widziałaś, jak drżały jej ręce, i słyszałaś jak głos łamał się gdy pytała:

– Wiesz, ___... Pomyślałam, że może chciałabyś wpaść dziś do mnie na nocowanie? Zarwałybyśmy nockę czy coś... Mamy jutro wolne...

To było... Niepokojące... Zmartwiłaś się, widząc ją w tym stanie.

– Chętnie przyjdę... Po treningu wezmę tylko swoje rzeczy z domu.

Rodzice nie będą źli... Prawda? Na samym treningu radziłaś sobie o dziwo dobrze. A może to dlatego, że po prostu uczyłaś się kopać i prowadzić piłkę. Jednak to na ostatniej pozycji szło ci najlepiej. Pod koniec podszedł do ciebie Samguk z uśmiechem.

– Całkiem nieźle ci idzie, ___! Ale gra w polu to nie wszystko. Chcesz się sprawdzić też na bramce?

– Cóż... Chyba nie zaszkodzi...

Pożyczył ci swoje rękawice. O dziwo nawet pasowały. Stanęłaś na bramce... Widok stąd był inny. Dużo inny. Wielkie pole które mogłaś zobaczyć nie obracając za bardzo głowy. Co mogłaś zobaczyć... Były to również ruchy napastników. To, jak biegli i jak się szykowali do strzałów. Po ich ruchach dało się wywnioskować, co chcą zrobić. W końcu Victor, którego znałaś przede wszystkim jako przyjaciela Ariona, zdecydował się użyć hissatsu. Nie słyszałaś, co krzyczał, tak bardzo skupiłaś się na obronie. Po chwili namysłu zdecydowałaś się zatrzymać piłkę własnym ciałem. Pozwoliłaś jej uderzyć w twój brzuch i zawinęłaś ręce wokół niej. Nogi bolały cię od zapierania się ze wszystkich sił... Ale w końcu straciła moc. Upadłaś na kolana, oddychając ciężko. Pisk w uszach po chwili ustał i usłyszałaś brawa drużyny. Spojrzałaś na nich i uśmiechnęłaś się lekko... Ale potem uderzył cię ostry ból, i położyłaś się, łapiąc się za brzuch.

– Nie do wiary... – Westchnęła Jade, biorąc okład z apteczki w klubie – Tak się urządziłaś jednym treningiem?

Zdjęłaś koszulkę klubową, odsłaniając cały siny brzuch. Twoje ręce też nie wyglądały najlepiej. Gdy Jade cię zobaczyła, na chwilę stanęła z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili jednak pokręciła głową i usiadła obok, po czym przyłożyła okład do twojego brzucha.

– Ała...

Jęknęłaś. Ale przyniosło ci to też swego rodzaju ulgę. Lód przyjemnie chłodził siniaki.

– Powinnaś była odskoczyć! Widziałaś Victora w akcji kilka razy, wiesz, jakiego on ma kopniaka!

Krzyczała, a ty słuchałaś, drapiąc się po karku.

– Wiem... No ale miałam bronić, tak?

Zaklęła pod nosem, wpatrując się w... Podejrzewałaś że twój brzuch. Tak, na pewno tylko w twój brzuch. Nie czułaś się jednak niekomfortowo.

– Ale pomijając fakt, jak głupia jesteś... Obroniłaś strzał Victora. Bez techniki. To... Imponujące...

– Wiesz, po latach ugniatania ciasta... Ma się tę krzepę!

Zaśmiałaś się nerwowo podnosząc jedną z rąk. Szybko ją jednak opuściłaś, i obie siedziałyście w ciszy. Jade zajęła się też twoimi rękoma. Gdy skończyła, złapała cię za rękę, po czym przytuliła.

– Zmartwiłaś mnie, ___. Nie rób tak więcej... Proszę...

Zdziwiło cię to dość mocno... Ale też ucieszyło, że dziewczyna się o ciebie martwi. Zacisnęłaś ręce na materiale jej koszuli, tym samym odwzajemniając uścisk.

– Przepraszam, Jade... Nie będę...

Jakiś czas później szłyście do domu Jade. Miałaś torbę ze swoimi rzeczami, ale dziewczyna uparła się, by ponieść ją za ciebie. Dom był całkiem spory. Widać, że im się powodziło. Gdy weszłyście do środka, przywitał was ojciec Jade i jakiś mężczyzna, którego nazywał wujkiem. Oboje przywitali się z wami ciepło, jednak twoja przyjaciółka na jego widok mocno się spięła, i szybko zaciągnęła cię do pokoju.

– Wszystko w porządku?

Zapytałaś zmartwiona, widząc, jak trzęsą jej się ręce. Ona pokiwała głową, po czym zaczęła dokładnie przeszukiwać pokój.

– Tak... Tak, jest dobrze... Nie przejmuj się, ___...

Wysapała zdenerwowana. Usiadła na łóżku, i odetchnęła z ulgą.

– Wybacz, po prostu ten facet... Boję się go...

To było... Szokujące. Jade? Bała się kogoś? Zawsze widziałaś ją jako odważną dziewczynę. Taką, co stanie twarzą w twarz z lwem i nie drgnie nawet na milimetr gdy ten zaryczy najgłośniej, jak umie. A teraz? Widziałaś ją przerażoną. Zdenerwowaną. Widzącą złowrogie cienie wszędzie dookoła. Podeszłaś do niej i wzięłaś delikatnie jej dłoń. Była szorstka. zupełnie nie przypominała skóry 14-latki... ale w sumie, twoje nie były lepsze, po latach ugniatania ciasta... spojrzała na ciebie, a przerażenie zaczęło powoli znikać. Jej wzrok był spokojny, wręcz rozmarzony. Ścisnęłaś mocniej jej dłoń i wyszeptałaś

– Spokojnie...

Nawet, jak nic to nie zmieniało, bo było po wszystkim. Potem? Potem rozłożyłyście materac dla ciebie, obejrzałyście film, umyłyście się (oczywiście osobno!), i położyłyście.

– Było zabawnie!

Zaczęła Jade, i usłyszałaś skrzypienie łóżka. Opierała się na jednej ręce i patrzyła na ciebie leżąc tam. Na górze. Uśmiechnęłaś się lekko, czując ciepło na policzkach. Cieszyłaś się, że było ciemno, i nie mogła tego zauważyć. Za to ty z pewnością widziałaś jej błyszczące oczy, a także... coś. Tę nutę czułości? Uwielbienia? ...miłości?

– J-Jade, chyba pójdę się napić wody...

Powiedziałaś, chcąc uciec od intensywnego spojrzenia. Ona pokiwała głową, więc szybko wyszłaś. Usłyszałaś jeszcze coś w stylu: "tylko wróć szybko, bo zatęsknię!" ale chyba ci się wydawało. Ciemne korytarze olbrzymiej rezydencji wydawały się wręcz niepokojące, jednak przeżyłaś gorsze rzeczy. Gdy nalewałaś wodę do szklanki, usłyszałaś kroki i nim zdążyłaś się obejrzeć, poczułaś czyjąś dłoń na swoich biodrach. Nie był to przyjemny dotyk. Był zachłanny i obleśny. Obracając się, uderzyłaś tę osobę z łokcia z krzykiem, i odrzucając go na wystarczającą odległość, by włączyć światło. Zobaczyłaś przyjaciela ojca Jade masującego swoje żebra.

– Ała... silna jesteś, maleńka...

– Co pan sobie myśli?!

Wykrzyknęłaś, cofając się w czasie gdy on się do ciebie zbliżał. Jego oczy były ciemne. Wpatrywał się w ciebie okropnym spojrzeniem. Gdy natrafiłaś na ścianę, zbliżył się gwałtownie i złapał cię za ręce.

– Nie bój się, skarbie... nie zrobię ci krzywdy... Ale muszę przyznać, że Jade ma całkiem fajne koleżanki. Do niej od jakiegoś czasu nie jestem w stanie się dobrać, więc zdasz egzamin.

Gdy jedną ręką trzymał twoje ręce przyszpilone do ściany, drugą podwijał koszulkę od piżamy. To było obleśne, czułaś się tak okropnie... tak brudna, gdy to robił. W tej chwili wszystko pociemniało. Miałaś jeden cel: Uciec. Czując, jak krew zaczyna buzować w żyłach, z wrzaskiem odepchnęłaś jego ręce. Z kolejnymi krzykami furii uderzałaś go i drapałaś po twarzy. Próbował cię odpychać, ale w szale odtrącałaś jego ręce i nie zwracałaś uwagi na jego stan. Po chwili jednak poczułaś, jak ktoś odciąga cię od mężczyzny. Próbowałaś się wyrwać, póki nie zorientowałaś się, że to Jade. Spojrzałaś jej w oczy przerażona, a z twoich własnych zaczęły płynąć łzy. Przytuliła cię mocno, i zasłaniając widok napastnika, zabrała do pokoju.

Usiadłyście na łóżku. Ciągle cię przytulała i próbowała pocieszyć.

– ___... Spokojnie. Już po wszystkim...

Mówiła cicho tuż obok twojego ucha. Jej głos cię uspokajał, czułaś się lepiej.

– Czy on cię...?

Zapytałaś cicho, a Jade mruknęła ciche: "Tak".

– Od dziecka. Starzy nigdy nie reagowali. Ale czego można się spodziewać po ludziach, którzy wysyłają swoją córkę na pranie mózgu, bo nie odpowiada im jej zachowanie...?

Zamurowało cię i odsunęłaś się na tyle, by na nią spojrzeć.

– Wysłali cię na pranie mózgu?!

Krzyknęłaś zszokowana. Jade uśmiechnęła się smutno.

– Nie mnie. Moją siostrę, Verdę. Słyszałaś o gimnazjum mechatroników?

Faktycznie, coś ci świtało... myśląc, jakie to okropne zacisnęłaś dłonie w pięści na koszulce Jade.

– A ty? Też chyba masz jakąś słabą przeszłość. Ma to coś wspólnego z napadem furii, jaki widziałam?

Kiwnęłaś lekko głową. Wstydziłaś się tego, ale skoro ona podzieliła się swoją historią...

– W poprzednim gimnazjum pobiłam kilku uczniów... trafili do szpitala... jeden... jeden nawet... – Siedziałaś chwilę cicho. – Dokuczali mi! Chciałam im pokazać, że nie jestem słaba! Ale potem... Klasa i cała szkoła zaczęła mi dokuczać do tego stopnia, że miałam niezbyt przyjemne myśli. Dlatego zmieniłam szkołę.

Bałaś się, że uzna cię za potwora, ale ona po prostu złapała cię za rękę.

– Tak strasznie ci współczuję ___... To musiało być okropne. Rozumiem, że chodzisz do specjalisty?

Wyszeptałaś chrapliwe "tak" i zamilkłaś. Siedziałyście tak chwilę w ciszy. Obie tego potrzebowałyście, ale nie chciałyście być same. Potrzebowałyście czyjejś bliskości. W końcu odezwałaś się cicho.

– To... Są nasze słodkie tajemnice co...?

– Słodkie jak babeczki według przepisu babci Helen.

– Albo rogaliki z kremem czekoladowym... Tylko nie mów o tym nikomu, w porządku...?

Kiwnęła głową.

– Zabiorę to ze sobą do grobu.

Wtedy nieoczekiwanie odgarnęła z twojego czoła grzywkę i złożyła tam czuły pocałunek.

– A teraz chodźmy spać... należy nam się...

____________________________________

no. chomik wrócił z mlekiem. cieszycie się? mam nadzieję że tak bo sporo mi zostało do napisania tych one shotów. 

tym razem korektowała mi @allie_onze za co bardzo ci dziękuję

no. to teraz NaCl i przypominanie sobie filmu który widziałem przed wakacjami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro