Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👽❄️Bryce Whitingale/Suzuno Fuusuke❄️👽

Rozdział na prośbę kocham-inazume
Mam nadzieję że coś pisanego w moim stanie "jestem gównem i wszystko co tworzę jest gównem" się spodoba

____________________________________

Siedziałaś w pokoju, gdzie miałaś się spotkać z osobą, która zgłosiła się by spełnić twoje marzenie. Co nim było? Chciałaś pójść na sanki, ulepić bałwana, albo porzucać się śnieżkami. Długo przekonywano twoich rodziców, że to jak chorowita jesteś, nie stoi na przeszkodzie. Jednak nic to nie dało. Więc co tu robiłaś? Długa historia...
W pewnym momencie do środka wszedł twój rówieśnik. Miał jasnoszare włosy i niebieskie oczy. Wydawał się naprawdę miły pomimo poważnego wyrazu twarzy.

-Dzień dobry!- Przywitałaś się z ciepłym uśmiechem na ustach. Chciałaś wstać i go przytulić, jak często robiłaś, jednak pokazał ci dłonią byś została na miejscu. Sam usiadł naprzeciwko.

-___ Byrd? Nazywam się Bryce Whitingale. Jak się pewnie domyślasz jestem tu by spełnić twoje marzenie.- Trochę jak robot. Nie wydawał się szczęśliwy z faktu, że musiał tu być.

-Miło mi cię poznać Bryce. Może napijesz się herbaty? Z tego co wiem masz to ze mną omówić...- Spojrzałaś na dzbanek z herbatą. Chłopak nalał sobie trochę do filiżanki.

-Tak. Może opowiem czemu tu jestem. Mieszkam w sierocińcu słoneczny ogród. Stamtąd były wszystkie drużyny Aliusa pewnie słyszałaś o tej sytuacji. Projekt spełniania marzeń powstał przez to że chcieliśmy w pewien sposób przeprosić za to co zrobiliśmy.- Gdy to mówił zaczął przeczesywać grzywkę. Widać było że żałuje.

-Widziałam w wiadomościach... To naprawdę miłe że robicie coś takiego! I spełnicie nawet moje, mimo że jest takie głupie...- Zaszkliły ci się oczy i uśmiechnęłaś się na myśl że w końcu to zrobisz.

-Myślę że żadne nie jest głupie... Nawet hodowla tulipanów mojego przyjaciela, nie jest głupia. Jakie jest twoje marzenie?-

-Ja... Chcę przeżyć taką typową zimę. Z sankami bałwanami i bitwą na śnieżki! Od dziecka byłam bardzo chorowita i raz omal nie umarłam na zapalenie płuc przez co przeprowadziłam się w cieplejsze rejony. Ale teraz jest lepiej i myślę że mogłabym przeżyć jeden dzień w śniegu... Tylko rodzice się bardzo bali. Do tego stopnia że przez lata nie jadłam lodów. Nie mogę ich winić, raz już mnie prawie stracili...-

-Rozumiem. Myślę że nie będzie ciężko go spełnić. I rozumiem już czemu ten mały, rudy, idiota się od tego wymigał.- Bryce wyciągnął telefon i napisał do kogoś wiadomość. Zaśmiałaś się widząc to.

-Czyli na początku miał się tym zająć twój przyjaciel? Czemu się z tobą zmienił?-

-Claude po prostu nienawidzi zimna. To w sumie nawet lepiej że nie pracuje z tobą straszna z niego wrednota.-

Milczał przez chwilę. W tym czasie przyjrzałaś mu się dokładnie. Miał delikatną twarz, szaroniebieskie oczy, i zadbane białe włosy. Był bardzo ładny. W końcu otworzył usta, i powiedział najpiękniejszą rzecz, jaką w życiu słyszałaś.

-___... Przysięgam że spełnię twoje marzenie, najlepiej jak będę umiał. I że będzie to najszczęśliwszy dzień twojego życia.- Powiedział cicho, lecz niepewnie.

W miejscu gdzie powinno być serce, miałaś mokrą plamę. Ta obietnica je roztopiła. Byłaś wdzięczna, i ufałaś chłopakowi że ją spełni.

Rozmawialiście jeszcze chwilę. Opowiedział ci trochę o śmiesznych sytuacjach z akademii Aliusa. Że taki chłopak jak Jordan gdy przegrał z Raimonem dostał karę by ukraść jednej z sióstr sukienkę a potem w niej zatańczyć z Xavierem. A Dave musiał upiec zapas sernika na tydzień. Nie wiedziałaś kim byli ci ludzie ale miło się tego słuchało.

Po jakimś czasie musieliście iść do siebie. Cieszyłaś się że w końcu zobaczysz śnieg. Dotkniesz go po tylu latach. Gdy odprowadzał cię do wyjścia zauważyłaś jak niska jesteś w porównaniu z nim. Mimo wszystko nim wyszłaś rzuciłaś mu się jeszcze na szyję wdzięczna za obietnicę którą ci złożył. Nie mogłaś nic poradzić, na swoją emocjonalności.

---------------------------------------------------------

Stałaś otulona swetrem przed domem. Bryce poprosił o spotkanie. Zastanawiałaś się o co może mu chodzić. Po kilku minutach zauważyłaś go podjechał do ciebie na rowerze.

-Cześć ___. Na razie to nie będzie faktyczny wyjazd gdzieś gdzie jest zimniej ale myślę że też ci się spodoba. Powiedz rodzicom że znikasz na chwilę i wsiadaj.- Uśmiechnął się do ciebie lekko.

-Ciebie też miło widzieć. Myślę że powiedzenie tego cioci nie będzie konieczne-

-No... To po prostu wskakuj. Niedługo zamykają.-

Usiadłaś na bagażniku rowera i objęłaś chłopaka w talii dla bezpieczeństwa. Przyłożyłaś ucho do jego pleców. Dałaś radę usłyszeć bicie serca, przyśpieszone od wysiłku fizycznego.

Jako że mieszkałaś na uboczu do przejechania mieliście kawałek drogi. Rowerem białowłosego mijaliście najbardziej zapomniane dróżki klomby kwiatów którymi zajmowały się okoliczne staruszki i najróżniejsze domy które tu były bardzo kolorowe. Wiał lekki wiatr i świeciło słońce. Było przyjemnie.

Po jakimś czasie dojechaliście do uroczej budki z lodami. Chłopak zostawił rower w miejscu do tego przeznaczonym, i podeszliście do okienka.

-Jaki smak chcesz?- To pytanie wyrwało cię z zamyślenia, spowodowanego wyborem lodów.

-Hm... Najchętniej bym spróbowała wszystkich!-

-Nie sądzę, że dasz radę to wszystko zjeść. Poza tym, to niezdrowe.-

-Wiem, wiem... Nie musisz się martwić Bryce.-

Wiedziałaś że może nie wypada, i prawdopodobnie ludzie uznają to za dziwne, jednak przytuliłaś go. Zamarł na chwilę, i wrócił do normalności dopiero gdy się odsunęłaś.

-Jaki smak?- Spytał cicho, patrząc w bok. Zaśmiałaś się na ten widok.

-Niech będzie śmietanka!-

-Dobry wybór.-

Złożył zamówienie, i po chwili siedzieliście na ławce obserwując widoki. Jedliście lody, i matko, jak ty dawno ich nie jadłaś! Wydawało ci się że ostatni raz, był gdy babcia cię odebrała z przedszkola. Miło wspominałaś ten dzień.

-Dziękuję...- Odezwałaś się pierwsza. -Naprawdę dawno ich nie jadłam.-

-Nie ma za co. W końcu mam spełnić twoje marzenie, tak?-

-Niby tak... Ale wydaje mi się że przykładasz się do tego. Te lody, naprawdę nie były konieczne, mam rację?-

-Nie, ale chciałem być miły. Chyba mogę prawda?-

-Oczywiście że tak! Hm... Bryce mam jedno pytanie...- Spojrzał na ciebie. -Jaki rozmiar swetra nosisz?-

Wyglądał na zdziwionego. Po co pytałaś go o rozmiar swetra? I ty chciałaś zrobić coś dla niego. Podczas długich dni spędzonych z niezdrowo nadopiekuńczymi rodzicami, nauczyłaś się robić na drutach. Pomyślałaś że to dobry moment by je wykorzystać.

-Niby M ale wolę jak ubrania są większe... Czemu pytasz?- Podrapał się po karku.

-Niespodzianka. Ale nie martw się to nic złego.-

---------------------------------------------------------

Siedziałaś w swoim pokoju, i patrzyłaś przez okno. Robótki ręczne na chwilę poszły w niepamięć, gdy pozwoliłaś sobie odpłynąć w krainę swojej wyobraźni. Czy Bryce pojedzie z tobą zobaczyć śnieg? Byłoby naprawdę miło. Marzyłaś by go lepiej poznać. Marzyłaś by ulepić z nim bałwana, i rzucać się śnieżkami. Marzyłaś by stał się twoim przyjacielem. Dawno nie miałaś prawdziwego...
Rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczyłaś w swoim fotelu.

-Proszę!- Zawołałaś, odkładając druty na stolik.

Do środka zajrzała twoja ciocia. Kobieta w średnim wieku, imieniem Coira. Kochająca osoba o wielkim sercu, która od zawsze starała ci się pomóc uwolnić z klatki którą stworzyli dla ciebie rodzice. Byli przewrażliwieni. Nie pozwalali ci nic zrobić samej. Dopiero teraz mogłaś w pełni oddychać.

-Jak się masz ___? Czy ten chłopak od korporacji Schiller się odzywał w kwestii twojego marzenia?- Zapytała opierając się o parapet.

Uśmiechnęłaś się do niej, i wzięłaś druty wznawiając pracę nad swetrem z lawendowej włóczki.

-Bryce. Ostatnio byliśmy na lodach, i mówił coś że będziemy mogli niedługo pojechać! Tak bardzo się cieszę ciociu!-

-Widzę ___... Też się cieszę że możesz w końcu żyć! Powiedz, jest miły? Albo chociaż przystojny?- Zaśmiała się cicho.

-Ciociu! Tak, i tak. Ale co to za pytania?-

Uśmiechnęła się tajemniczo, i pogłaskała cię po głowie po czym wyszła z pokoju. Nadęłaś policzki, by wrócić do dziergania. Powstawał właśnie sweter, w lawendowym kolorze, specjalne dla Bryce'a. Miałaś nadzieję, że to będzie dobry prezent.

Nagle usłyszałaś przychodzącą wiadomość. Sięgnęłaś po telefon, i przeczytałaś. Napisał właśnie Bryce. Miał wyczucie czasu.

"Cześć ___. Mam nadzieję że w następny Wtorek masz wolne, bo jedziemy spełnić twoje marzenie."
                  
                                                     Bryce.

Nie mogłaś się już doczekać.

---------------------------------------------------------

Dzień wyjazdu, zaczął się dobrze. Wstałaś, przygotowałaś się, zjadłaś śniadanie, i byłaś gotowa. Gdy dostałaś wiadomość, że Bryce już jest pod domem, wzięłaś walizeczkę, i torbę, po czym wyszłaś z domu. Chłopak nie zauważył że już jesteś. Przeglądał coś zamyślony w telefonie. Zamiast zwyczajowo go przytulić, zakradłaś się za jego plecy.

-Dzień dobry~- Wyszeptałaś mu do ucha.

Podskoczył przestraszony, i odwrócił się gwałtownie z piskiem. Zachichotałaś a wredny uśmiech wykwitł ci na twarzy.

-Nie strasz mnie tak...- Mruknął dochodząc do siebie.

-Ciebie też miło widzieć! Mam coś dla ciebie na przeprosiny.-

Wyjęłaś z torby pudełko. W środku, był sweter który zrobiłaś. Siedziałaś nad nim kilka godzin dziennie, ale byłaś z tego dumna.

Wziął ostrożnie pudełko. Spojrzał na ciebie podejrzliwie, po czym otworzył prezent. Wyglądał na miło zaskoczonego. Zarumienił się, i schował pudełko do bagażnika. Właśnie bagażnik! Obok was stał samochód.

-Dzięki... Daj walizkę wsadzę ją. Wzięłaś wszystko o co cię prosiłem?-

-Tak.... Kurtka, szalik, czapka, rękawiczki...- Zaczęłaś wyliczać.

-Dobrze. Najwyżej coś dokupimy. Wsiadaj do środka.-

Zrobiłaś jak poprosił. Usiadłaś na jednym z tylnych siedzeń, bardzo podekscytowana. Bryce usiadł obok ciebie. Po chwili ruszyliście. By się nie nudzić w podróży zaproponowałaś grę w kółko i krzyżyk. Potem było jeszcze: "swoim okiem widzę...", typowe plotki, a na samym końcu, postanowiliście obejrzeć film. Zdecydowaliście się na "Niania i wielkie bum". Włożyłaś sobie jedną słuchawkę do ucha, a on drugą, by nie przeszkadzać kierowcy. Film był naprawdę zabawny. Ty co chwilę cicho się śmiałaś, a na twarzy Bryce'a widać było delikatny uśmiech.

Widziałaś go takiego może raz, lub dwa, lecz naprawdę cię cieszyły te momenty. Widać było że nie jest osobą która robi to często. Wydawał się wtedy spełniony, i spokojny. Po kilku godzinach, dojechaliście na miejsce. Ubrałaś się w zimowe ubrania podekscytowana, i już chciałaś wyjść gdy zatrzymał się głos Bryce'a.

-___ poczekaj. Zapomniałaś czapki.- Powiedział rozbawiony, i sam założył ci wspomnianą część garderoby.

Gdy to zrobił trzymał jeszcze chwilę twoją twarz w dłoniach, przyglądając ci się. Ciągnęło się to wieczność, lecz przyjemną wieczność. Patrzyliście sobie w oczy dobrych kilka minut, póki chłopak się nie opamiętał, i nie odsunął.

-Idziemy?-

-Tak... Jasne...-

Gdy postawiłaś stopę na śniegu od razu się zapadłaś. Patrzyłaś na to oczarowana. Pobiegłaś kawałek od samochodu, rozkopując biały puch dookoła. To uczucie było niesamowite... Upadłaś na plecy, i patrzyłaś uśmiechnięta w jasne niebo. Po chwili na tobą stanął Bryce.

-Wydajesz się szczęśliwa... O tym marzyłaś przez te lata?- Kucnął przy tobie.

-Tak! Naprawdę zapomniałam jakie to uczucie!-

Znów się uśmiechnął i podał ci dłoń. Chwyciłaś ją po czym pomógł ci wstać.
Obserwowałaś jak wziął trochę śniegu i zaczął lepić z niego kulkę. Szybko zrozumiałaś o co chodzi, i z szerokim uśmiechem zaczęłaś robić to samo. Już po chwili rzucaliście się śnieżkami. Potem ulepiliście kilka bałwanów. Gdy zdecydowałaś się na chwilę przerwy, zaczął prószyć delikatny śnieg. Patrzyłaś na to oczarowana. Chwilę po tym poczułaś że Bryce chwyta twoją dłoń. Spojrzałaś na niego, a on na ciebie.

-Czy czujesz się szczęśliwa?-

-Tak... Bardzo... Cieszę się że to właśnie ty tu ze mną jesteś.-

-A ja że faktycznie zamieniłem się z Claudem. Twoje marzenie jest najlepszym jakie mogę spełnić.-

---------------------------------------------------------

Leżałaś w hotelu. Było ci zimno, ale byłaś szczęśliwa. Katar i kaszel też ci nie przeszkadzał.

-Mam wrażenie że trochę przesadziliśmy... Powinienem był dopilnować byś się ubrała cieplej.- Mruknął Bryce, podając ci kubek herbaty.

Uśmiechnęłaś się szeroko, i machnęłaś ręką.

-Nie przesadzaj. Najważniejsze że dobrze się bawiłam... I ty chyba też prawda?-

-Tak... Było bardzo zabawnie. A teraz pij tą herbatę zaraz podam ci leki.-

Ty miałaś inne plany. Odłożyłaś kubek na stolik nocny, i objęłaś chłopaka w pasie, zmuszając go by został. Położył się obok dłoń zaś kładąc na twoim policzku. Kolejny tak cudowny kontakt wzrokowy. Tym razem patrzył na ciebie tak czule. Zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Narzuciłaś na niego kołdrę, i przytuliłaś.

-Spojrzałabyś na mnie proszę?- usłyszałaś jego głos.

Zrobiłaś jak poprosił, i po chwili poczułaś na swoich ustach pocałunek. Słodki i delikatny. Zaskakująco ciepły. Myślałaś że chłopak jest cały zimny jak lód, lecz w tym momencie był najcieplejszą rzeczą jakiej dotykałaś w życiu. W brzuchu czułaś łaskotki spowodowane tą sytuacją. Nigdy wcześniej, nie czułaś się tak cudownie, i tak kochana. Odsunęłaś się dopiero, gdy zabrakło ci powietrza.

-Bryce...- Wyszeptałaś z błyszczącymi oczami.

-___... Czy... Podobało ci się to?-

-Tak... Ale Bryce! Przytulanie się to jedno, a całowanie to drugie! A co jeśli się zarazisz?-

-Szczerze mam to gdzieś. Nie żałuję. W końcu to miał być najlepszy dzień twojego życia tak?-

KONIEC
---------------------------------------------------------

2006 słów
Szczerze? W niektórych momentach zastanawiałem się czy to co piszę ma sens
To była ciężka przeprawa ale mam wrażenie że jakoś wyszło i miło się czytało
A teraz idę spać.
Żegnaj adios.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro