Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

OVA #5

Plan idealny - czy tym razem ma szansę się udać?

- Podsumowując, jesteście kompletnie do niczego - Mężczyzna wypuścił z dłoni trzydziestościenną kostkę, która przez chwilę potoczyła się po stole, by później na samej górze pokazać liczbę piętnaście.
Jego podwładny widocznie drżał z przerażenia, bojąc się, jaką karą może obarczyc go jego szef. Przez dłuższy czas przyglądał się jednak monitorom, pokazując kaprys, gdy tylko Japonia zdobyła mistrzostwo świata.

- Gdyby tylko ta banda nieudaczników, która dla mnie pracuje, grała tak dobrze jak te dzieciaki, już dawno osiągnąłbym swój cel.
Usłyszał krótkie, dość głośne uderzenia butów o podłogę, a potem chrząknięcie jego służącego. - Maurice, ile razy mam ci powtarzać, byś szanował naszych gości? - jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu, przyprawiając innych o dreszcze. - Zwłaszcza kogoś takiego jak on - obrócił się na obrotowym krześle, splatając ze sobą palce. Nawet w cieniu widać było jego uśmiech i oko - to, którego nie przykrywało szkiełko monokla. - Sporo lat minęło. Ile to już lat minęło? Pięć? Więcej?
- Nie myślałem, że nasze drogi jeszcze się skrzyżują - widocznie nie był zadowolony z ponownego spotkania. Pomasował swoje ramię, za które wcześniej szarpnął go służący, zauważając, że pan Zoolan staje naprzeciw niego, dokładnie się mu przyglądając z parszywą miną.
- Ale co - klepnął go w ramię. - Zmizerniałeś Nile. Wyglądasz gorzej, niż cię zapamiętałem.
- To samo można powiedzieć o panu - odparł dość opryskliwie, na co Rice tylko się zaśmiał. - Może skończy pan komentować mój wygląd i wspominać stare dzieje i powie mi w końcu, po co miałem przyjść?
Poprawił swój różowy garnitur, wskazując na ekran, na którym widać było radujących się Japończyków.
- Po to.
- To tylko grupka jakiś niegroźnych dzieciaków. Co ja mam niby z nimi zrobić?

- Tu zaczyna się twoje zadanie - znów usiadł na krześle. Pstryknął, a obok niego zjawił się służący, który do kieliszka nalał niewielką ilość wody, podając ją swojemu szefowi. Ten zwilżył usta, następnie specjalnie upuszczając szklane naczynie. - Sprzątnij to, Maurice - jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem przenikliwych oczu przyprowadzonego gościa.
Wyglądał tak samo jak wtedy, gdy sprowadzili go tu poraz pierwszy. Chociaż lubił dyskutować, swoją robotę wykonywał nienagannie i był swego rodzaju asem w rękawie Zoolana. - Jako rodowity Japończyk najlepiej powinieneś wiedzieć, jak grają tamtejsze dzieci.
- Nie mam pojęcia. Nie było mnie tam od wielu lat.
- A nie miałeś czasem syna? - rzucił pierwszą myśl, która przyszła mu do głowy, jednak, gdy nie otrzymał odpowiedzi, przewrócił oczami, zdradzają Japończykowi swój plan. - Potrzebuje stworzyć zespół, który tym razem zaprowadzi mnie na sam szczyt. Brazylijczycy byli beznadziejni, ale z pewnością lepsi niż mój własny zespół - Nile dostrzegł, że znany mu mężczyzna zadrżał na słowa Zoolana. Wiedział, że wielu się go bało - chociażby ci chłopcy z Brazylii, którym zapewnił dobrobyt, jednak na całe szczęście on już nie miał nic do stracenia.
- Nie lepiej byłoby pracować z czymś, co się już ma, niż twojej coś od zupełnego zera?
- Z tymi ludźmi nie ma po co pracować. Zawodnicy Królestwa otrzymali pomoc od jakiejś organizacji, a mój zespół nie potrafi nawet wykorzystać mocy, którą im ofiarowałem.
Machnął dłonią, czekając na reakcję mężczyzny. Stał spokojnie, zupełnie nie wzruszony całym zajściem, ale dokładnie analizujący coś w głowie.
- Masz mi stworzyć zespół z najlepszymi zawodnikami, którzy rozmiotą Japończyków jednym ruchem.
- To jeszcze dzieci. Nie będę im robił krzywdy.
- To po prostu zadbaj o to, by wygrali przyszłoroczne zawody i zaangażuj w to wszystko Franco. Tylko mnie nie zawiedź.

Odszedł w swoją stronę, czując ciężar powierzonego mu zadania. Normalnie cieszyłby się, że w końcu doceniono jego wiedzę i umiejętności związane z piłką nożną, jednak dokładnie znał zamiary Zoolana - zdominowanie całego świata piłki nożnej, po którym mógłby spokojnie pokusić się o władanie całym globem. Nie mógł jednak odmówić, dopóki Rice spokojnie stąpał po ziemi.

Teraz musiał pomyśleć, w jaki sposób znaleźć odpowiednich zawodników i gdzie powinni zacząć cały plan pana Zoolana. Liczył na to, że wszystko będzie szło gładko, dopóki Rice nie wykona jakiegoś fałszywego kroku - wtedy resztą zajmie się policja.
- Nie mogę narażać tych dzieciaków na niebezpieczeństwo. Gdyby tylko ktoś mógł przewidzieć plan tego szaleńca.

Za to jedyną rzeczą, o której myślał teraz Rice, to dominacja. Trzymał w dłoniach kabel, do którego były podłączone wszystkie monitory. Gdy tylko usłyszał radosny śmiech Japończyków, wyrwał kable, a w pomieszczeniu zapanowała ciemność.
- To starcie wygram, rozumiecie? I nikt i nic mnie nie powstrzyma, nawet twój przebiegły wnuczek Davidzie. Nawet twój wnuczek upadnie przede mną na kolana.

***
Ostatnia OVA, którą miałam w planach - No chyba, że ktoś ma jeszcze jakąś propozycję tego, o czym warto byłoby napisać, to jestem otwarta! :)

Macie tutaj odkryty taki tyciusi rombek tajemnicy na temat trzeciej części. Podoba się? ^^

To teraz pozostaje czekać na 3 część

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro