OVA #5
Plan idealny - czy tym razem ma szansę się udać?
- Podsumowując, jesteście kompletnie do niczego - Mężczyzna wypuścił z dłoni trzydziestościenną kostkę, która przez chwilę potoczyła się po stole, by później na samej górze pokazać liczbę piętnaście.
Jego podwładny widocznie drżał z przerażenia, bojąc się, jaką karą może obarczyc go jego szef. Przez dłuższy czas przyglądał się jednak monitorom, pokazując kaprys, gdy tylko Japonia zdobyła mistrzostwo świata.
- Gdyby tylko ta banda nieudaczników, która dla mnie pracuje, grała tak dobrze jak te dzieciaki, już dawno osiągnąłbym swój cel.
Usłyszał krótkie, dość głośne uderzenia butów o podłogę, a potem chrząknięcie jego służącego. - Maurice, ile razy mam ci powtarzać, byś szanował naszych gości? - jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu, przyprawiając innych o dreszcze. - Zwłaszcza kogoś takiego jak on - obrócił się na obrotowym krześle, splatając ze sobą palce. Nawet w cieniu widać było jego uśmiech i oko - to, którego nie przykrywało szkiełko monokla. - Sporo lat minęło. Ile to już lat minęło? Pięć? Więcej?
- Nie myślałem, że nasze drogi jeszcze się skrzyżują - widocznie nie był zadowolony z ponownego spotkania. Pomasował swoje ramię, za które wcześniej szarpnął go służący, zauważając, że pan Zoolan staje naprzeciw niego, dokładnie się mu przyglądając z parszywą miną.
- Ale co - klepnął go w ramię. - Zmizerniałeś Nile. Wyglądasz gorzej, niż cię zapamiętałem.
- To samo można powiedzieć o panu - odparł dość opryskliwie, na co Rice tylko się zaśmiał. - Może skończy pan komentować mój wygląd i wspominać stare dzieje i powie mi w końcu, po co miałem przyjść?
Poprawił swój różowy garnitur, wskazując na ekran, na którym widać było radujących się Japończyków.
- Po to.
- To tylko grupka jakiś niegroźnych dzieciaków. Co ja mam niby z nimi zrobić?
- Tu zaczyna się twoje zadanie - znów usiadł na krześle. Pstryknął, a obok niego zjawił się służący, który do kieliszka nalał niewielką ilość wody, podając ją swojemu szefowi. Ten zwilżył usta, następnie specjalnie upuszczając szklane naczynie. - Sprzątnij to, Maurice - jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem przenikliwych oczu przyprowadzonego gościa.
Wyglądał tak samo jak wtedy, gdy sprowadzili go tu poraz pierwszy. Chociaż lubił dyskutować, swoją robotę wykonywał nienagannie i był swego rodzaju asem w rękawie Zoolana. - Jako rodowity Japończyk najlepiej powinieneś wiedzieć, jak grają tamtejsze dzieci.
- Nie mam pojęcia. Nie było mnie tam od wielu lat.
- A nie miałeś czasem syna? - rzucił pierwszą myśl, która przyszła mu do głowy, jednak, gdy nie otrzymał odpowiedzi, przewrócił oczami, zdradzają Japończykowi swój plan. - Potrzebuje stworzyć zespół, który tym razem zaprowadzi mnie na sam szczyt. Brazylijczycy byli beznadziejni, ale z pewnością lepsi niż mój własny zespół - Nile dostrzegł, że znany mu mężczyzna zadrżał na słowa Zoolana. Wiedział, że wielu się go bało - chociażby ci chłopcy z Brazylii, którym zapewnił dobrobyt, jednak na całe szczęście on już nie miał nic do stracenia.
- Nie lepiej byłoby pracować z czymś, co się już ma, niż twojej coś od zupełnego zera?
- Z tymi ludźmi nie ma po co pracować. Zawodnicy Królestwa otrzymali pomoc od jakiejś organizacji, a mój zespół nie potrafi nawet wykorzystać mocy, którą im ofiarowałem.
Machnął dłonią, czekając na reakcję mężczyzny. Stał spokojnie, zupełnie nie wzruszony całym zajściem, ale dokładnie analizujący coś w głowie.
- Masz mi stworzyć zespół z najlepszymi zawodnikami, którzy rozmiotą Japończyków jednym ruchem.
- To jeszcze dzieci. Nie będę im robił krzywdy.
- To po prostu zadbaj o to, by wygrali przyszłoroczne zawody i zaangażuj w to wszystko Franco. Tylko mnie nie zawiedź.
Odszedł w swoją stronę, czując ciężar powierzonego mu zadania. Normalnie cieszyłby się, że w końcu doceniono jego wiedzę i umiejętności związane z piłką nożną, jednak dokładnie znał zamiary Zoolana - zdominowanie całego świata piłki nożnej, po którym mógłby spokojnie pokusić się o władanie całym globem. Nie mógł jednak odmówić, dopóki Rice spokojnie stąpał po ziemi.
Teraz musiał pomyśleć, w jaki sposób znaleźć odpowiednich zawodników i gdzie powinni zacząć cały plan pana Zoolana. Liczył na to, że wszystko będzie szło gładko, dopóki Rice nie wykona jakiegoś fałszywego kroku - wtedy resztą zajmie się policja.
- Nie mogę narażać tych dzieciaków na niebezpieczeństwo. Gdyby tylko ktoś mógł przewidzieć plan tego szaleńca.
Za to jedyną rzeczą, o której myślał teraz Rice, to dominacja. Trzymał w dłoniach kabel, do którego były podłączone wszystkie monitory. Gdy tylko usłyszał radosny śmiech Japończyków, wyrwał kable, a w pomieszczeniu zapanowała ciemność.
- To starcie wygram, rozumiecie? I nikt i nic mnie nie powstrzyma, nawet twój przebiegły wnuczek Davidzie. Nawet twój wnuczek upadnie przede mną na kolana.
***
Ostatnia OVA, którą miałam w planach - No chyba, że ktoś ma jeszcze jakąś propozycję tego, o czym warto byłoby napisać, to jestem otwarta! :)
Macie tutaj odkryty taki tyciusi rombek tajemnicy na temat trzeciej części. Podoba się? ^^
To teraz pozostaje czekać na 3 część
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro