Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

- Jesteście kuzynostwem?! - Niewielkie zbiorowisko składające się z zawodników Raimon otoczyło Juda, jego siostrę oraz ich tajemniczą kuzynkę. Szukano jakiegokolwiek podobieństwa między menadżerką, strategiem, a nową zawodniczką. W wyglądzie trudno było cokolwiek dostrzec, jednak każde z nich miało wspólną cechę... Wszyscy kochali piłkę nożną.
- Ona była z wami w Akademii, Jude? David? - chłopcy przytaknęli na pytanie kapitana, a białowłosy szybkim ruchem objął blondynkę i przyciągnął ją do siebie, zaciskając delikatnie dłoń na jej łokciu.
- Trzeba przyznać, że było z nią trochę problemów. - zażartował Samford.
- Jeny... To ona na prawdę musi być świetna! - krzyknął z ekscytacją Todd. Chłopcy zaczęli się przekrzykiwać, rzucając coraz to nowe pytania w stronę zawodniczki. Ona jednak uważnie przyglądała się każdemu miejscu, w którym stali, jakby czegoś uważnie szukając... Albo...

Kogoś...

Smutek pojawił się na jej twarzy, a pesymistyczne myśli całkowicie zajęły jej umysł.
- Nie należysz do tego zespołu? - powiedziała do siebie cicho.
Wśród tłumu zabrakło jednej osoby. Mianowicie córki samego dyrektora szkoły. No tak...

Nelly Raimon.

Czekała nie daleko boiska, rozglądając się i szukając kogoś wzrokiem. Nie musiała na szczęście długo stać w oczekiwaniu. Dostrzegła jasnowłosego chłopaka, ubranego w strój piłkarski i z torbą przewieszoną przez ramię.
- Nareszcie jesteś. - rzuciła brunetka, zwracając uwagę napastnika. - Jak zwykle spóźniony. Masz jakieś wieści? - ruszyła razem z nim w stronę boiska, oczekując na odpowiedź.
- Niestety niczego nie udało mi się dowiedzieć. - odpowiedział niepocieszony. Już minął trochę więcej niż miesiąc, a on nie miał najmniejszej informacji o stanie zdrowia przyjaciółki. Czy żyje? Czy wszystko jest z nią dobrze? Czy czasem się nie obudziła? - ale ty wyglądasz na zadowoloną, stało się coś? - odstawił torbę przy ławce rezerwowych.
- Mamy nowego zawodnika w zespole.
- Zawodnika? - powtórzył za nią widocznie zdziwiony.
- Tak! Chodź. - złapała go za rękę i pociągnęła w stronę zbiorowiska.

- Czy Axel Blaze należy do waszej drużyny? - spytała w końcu jasnowłosa, przerywając panujący gwar.
- Axel? No pewnie! Jest naszym asowym zawodnikiem! - odparł ucieszony Mark. - o właśnie idzie! Hej Blaze!
Jasnowłosy szybko przywitał się z kapitanem i stanął obok niego.
- Podobno w drużynie jest nowy zawodnik.
- Tak! Poznaj Ereine. - Evans wskazał na dziewczynę, która spojrzała w stronę przybysza.

Dokładnie mu się przyglądała... Od czubka włosów, przez rysy twarzy, posture. On także uważnie się jej przyglądał. Jasne włosy, jak zawsze niższa... Tylko te okulary sprawiały, że nie bardzo mógł uwierzyć, że to ona. Tak... Dalej nie mógł w to uwierzyć. Przecież wiedziałby, że wyszła ze szpitala. To nie może być ona.
Minął tylko rok... Ereina dostrzegła tyle zmian w wyglądzie i zachowaniu chłopaka, na prawdę powoli wątpiąc, że to on. Może czas rozłąki sprawił, że teraz z takim trudem przychodziło im pojęcie tego, co właśnie się działo.
- Czy to na pewno on? - zadała sobie to pytanie w głowie. Podobna myśl biegała też w jego umyśle, ale jeden szczegół rozwiał wszelkie wątpliwości.

Oczy...

Tego spojrzenia... Tego koloru nigdy by nie zapomniał... Nawet przykrytego za okularami. Ona też... Zauważyła ten znany błysk w oku... Dający nadzieję i siłę. Nie wiedziała jednak, co powinna zrobić. Jej oddech zaczął się załamywać, a gdy serce przyspieszyło, chłopak podszedł do niej i mocno ją objął, kładąc jedną z dłoni na tyle jej głowy.
Male zdziwienie z jego czynu, ale także uczucie ulgi... Ona objęła jego szyję, czując, że łzy napływają do jej jasnych oczu. To samo poczuł napastnik.
- To na prawdę ty. - usłyszał jej głos blisko swojego ucha. Tak... Jak przyjemnie było znów usłyszeć ten głos.
- Zaraz... zaraz... To wy się znacie? - znów przemówił kapitan zespołu, próbujący połączyć ze sobą wszystkie wątki. Jasnowłosy uścisnął trochę mocniej swoją przyjaciółkę i uśmiechnął się, po krótkiej chwili ją puszczając.

- Mark. - zaczął. - pamiętasz moją przyjaciółkę, o której ci opowiadałem? Tą która miała wypadek samochodowy. - płomienny napastnik skinął głową na niższą nastolatkę. - przedstawiam ci Ereine Senter.
- Czekaj... Co?! To na prawdę ty?! Jak mogłem cię nie poznać!? - Nie tylko bramkarz był zdziwiony całym zajściem. Reszta zawodników też znała historie, w której blondwłosa zawodniczka uratowała siostrę Blaze'a i aż niemożliwe wydawało się teraz to, że stała ona wśród nich.
- Miło mi was wszystkich w końcu poznać. - uśmiechnęła się, cicho się przy tym śmiejąc.
- Skoro już wszystko wyjaśnione. - wtrącił się Nathan. - to może zagramy, co? Mistrzostwa czekają!
- Tak! - odpowiedzieli chórem, szybko ruszając na boisko. Mark spojrzał jeszcze za siebie, widząc skinienie głowy swojego przyjaciela.

Dzisiaj już nie zagra.

Rozumiał to. Odzyskał przyjaciółkę.
- Dalej nie mogę uwierzyć, że...
- To uwierz. - przerwała mu, przypatrując się kapitanowi i zaciskając dłonie na ławce. Odwróciła po chwili głowę i spojrzała na Axela, który siedział zamyślony... Dlatego położyła dłoń na jego dłoni i delikatnie ją uścisnęła, palcem gładząc bladą skórę. - już wszystko jest dobrze. - przybliżyła się do niego, drugą rękę kładąc na jego policzku i odwracając jego głowę w swoją stronę. Gdy się do niej uśmiechnął, znów położyła dłonie na ławce.
- Myślałem, że już się nie obudzisz.
- Nawet tak nie mów. - położyła stopę na drewnianym siedzeniu, a głowę oparła na kolanie. - Axel... Ja...
- Dlaczego nie powiedziałaś, że wychodzisz ze szpitala? - Errie uniosła delikatnie głowę i spojrzała na niego ze spokojem. - przez długi czas nie dostawałem informacji o twoim stanie.
- Prosiłam, żeby to zostało tajemnicą. - odpowiedziała. - chciałam po prostu sama ci to powiedzieć... A mecz finałowy?
- Przegrali... Gdy dostałem wiadomość o wypadku, nie byłem w stanie grać. Zawiodłem ich. Przez to wszystko nawet zrezygnowałem z piłki. - spuścił głowę. To wspomnienie nie należało do najweselszych, zwłaszcza, gdy chciało się zrezygnować z czegoś, co na prawdę się kochało. - ale Mark sprawił, że wróciłem na boisko. I zacząłem wygrywać kolejne mecze. Specjalnie dla ciebie. - na twarzy nastolatki znów pojawił się mały uśmiech. Jak dobrze, że tak często się uśmiechała.
- Zabawny człowiek, prawda? To on sprawił, że zapragnęłam dołączyć do tej drużyny... Ale zrobiłam to też dla ciebie.
- Dla mnie? - odparł zdziwiony.
- Tak. Muszę dotrzymać starą obietnicę. - oboje się zaśmiali.
- Wiem, że nie uda nam się nadrobić całego straconego roku, ale co powiesz na spędzenie jednego całego dnia razem? - spojrzał na nią kątem oka.
- Jak dawniej?
- Jak dawniej.

A reszta zespołu grała jeszcze w najlepsze, dopóki Słońce całkowicie nie schowało się za linią horyzontu.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro