56
Matt po około godzinie zapukał do pokoju Ereiny, nie otrzymując żadnej odpowiedzi. Przystawił ucho do drzwi, licząc na to, że usłyszy jakieś dźwięki.
- To chyba znaczy, że poszła spać - stwierdził po namyśle, ostrożnie starając się otworzyć drzwi, by nie było słychać nawet najmniejszego skrzypnięcia. Wchodząc do środka, spodziewał się widoku leżącej na łóżku koleżanki. Dostrzegł jednak, że ta siedzi na łóżku po turecku z zawiązanymi oczami, w dłoniach trzymając jakieś niewielkie pudełeczko. Dostrzegł ruchy jej palców, więc spokojnie stwierdził, że jednak wcale nie spała.
- Errie? - zagadnął do niej. Nie wzrygnęła się. Wpierw jej usta lekko się uchyliły, a potem zawiązana wcześniej chusta odsłoniła jej oczy.
- Matt, co tu robisz? - spytała, nie okazując zbytniego zdziwienia.
- Płakałaś? - zignorował jej pytanie, dostrzegając czerwone o wódki wokół oczu. Nastolatka przetarła twarz dłonią, posyłając w stronę chłopaka nieznaczny uśmiech.
- Po prostu wzięło mnie na wspominanie i to jakoś samo wyszło.
- I chciałaś to ukryć pod chustą? - zaśmiał się. - To chyba nie był zbyt dobry pomysł, co?
- Wiesz... To dostałam od trenera. Kazał mi z tym grać i widzieć, co się dzieje wokół mnie.
- Szalone - parsknął. - I co widziałaś?
- Boisko - skwitowała. - Puste boisko, ale przez chwilę miałam wrażenie, że jest tam coś więcej, tylko nie wiem co.
- Może chodzi o to, że tęsknisz za piłką?
- Coś ty - powiedziała, wstając z łóżka. - Tu jest moje miejsce. Może było fajnie, ale jeśli masz za czymś tęsknić, to może raczej za ludźmi.
Wtedy zerknęła na kołdrę, na której leżało ciemne pudełeczko. Potem spojrzała znów na Matta, a następnie na przedmiot. Otworzyła go, wyciągając z niego mały wisiorek w srebrnym kolorze.
- Pomożesz mi go założyć? - Mattes zdziwiony zajściem pokiwał głową kilka razy, łapiąc za krańce łańcuszka. Errie stanęła przed lustrem dokładnie obserwując, jak tancerz powoli stara się zapiąć jej ozdobę.
- Ładne - skomentował, przyglądając się czasami zawieszce. - Od kogo ją dostałaś?
- Jak byłam w śpiączce, to Axel mi ją podarował.
- To symbol nieśmiertelności, więc to musi świadczyć o tym, że żaden wypadek nie będzie ci straszny. No, gotowe.
Ereina złapała za zawieszkę, przyglądając się jej uważnie. Nie była tylko bardoz piękna, ale najważniejszym aspektem był fakt, że od razu po jej założeniu czuła bliskość napastnika.
- Axel to fajny koleś, co? - usłyszała komentarz Jeremiego. - Taki przyjaciel, to prawdziwy skarb - mówił te słowa z widocznym smutkiem. - Szkdoa, że ja nie mogłem być dla ciebie takim wsparciem.
- Matt, chce zapomnieć o tym - pogłaskał go po ramieniu. - Od kiedy tu jestem, cały czas mnie wspierasz i widzę, że zmieniłeś swoje podejście.
- To znaczy...
- Że ci wybaczam - dokończyła za niego. Nie mógł uwierzyć, na co wskazywała jego mina i to, że nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Co chwilę podnosił dłonie, a potem je opuszczał, nie wiedząc, co z nimi zrobisz. - Jeśli chcesz się przytulić, to śmiało - Ereine rozbawiła trochę jego reakcja, ale szczerze mówiąc, nie dziwiła się tancerzowi. W końcu poczuła przyjemny uścisk, a ona odwzajemniła go, przykładając głowę do jego klatki. - Matt?
- Tak, Errie?
- Pomożesz mi coś zrobić? - puścił ją, wysłuchując, co ma do powiedzenia. Pomógł jej przygotować laptopa, przed którym się usadowiła, a potem włączyła nagrywanie. - Cześć - zaczęła, w głowie układając sobie jeszcze na szybko, co powinna powiedzieć. - Wiem, że za pare godzin macie mecz półfinałowy. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że udało wam się osiągnąć taki sukces i trzymam kciuki, byście zostali mistrzami świata. W tym filmie chciałabym przeprosić was za moje zachowanie. To nie było rozważne, a jedynie przysporzyłam wam wiele problemów i zepsułam humory. Jeśli chcecie wiedzieć, jestem szczęśliwa tutaj, więc nie musicie się o mnie martwić. Czuję, że wróciłam nie tylko do korzeni, ale ta trudna decyzja odmieni także moje życie, bym mogła iść drogą, którą wybrał dla mnie los - spojrzała przez ramię, gdy krzesło nieznacznie przechyliło się w lewą stronę, a ręka tancerza objęła ją, klepiąc ją po ramieniu.
- Nazywam się Matt i chociaż część z was może nie uwierzyć moim słowom, ale zaopiekuję się tą wariatką. Możecie być o to spokojni - kiwnął głową. - Marku Evansie, dobry kapitan zawsze musi prowadzić swój zespół po najlepszych ścieżkach. Wiem, że ty spełniłeś tą rolę i dalej będziecie się piąć po drabinie zwycięstw. Teraz ja mam zamiar być dobrym kapitanem i obiecuję, że wprowadzę swoją grupę, a w wraz z nią Ereinę, na szczyt.
Errie uśmiechnęła się, słysząc te słowa, czując, że delikatnie się rumieni.
- Wasz mecz będziemy oglądać w samolocie. Nie możemy być z wami ciałem, ale nasz duch wesprze was. Trzymajcie się.
Wyłączyła kamerę, wysyłając filmik do swojej kuzynki i czując swego rodzaju ulgę. Jeśli miała się rozejść z tymi wspaniałymi ludźmi, to w zgodzie i przyjaźni.
- Chodź Errie. Pomogę Ci spakować resztę rzeczy.
Zabrali się więc za układanie wszystkiego w walizce. Już za godzinę wyjeżdżają.
Trzymajmy kciuki, by obu zespołom się udało.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro