54
Ruchy jej ciała były stanowcze, ale starała się, by wyglądały płynnie. Skupiała się przy każdym kroku, wkładając w niego siłę, subtelność i dopracowując go do perfekcji. Akurat usłyszała, że nadchodzi moment, gdy w muzyce pojawiały się następujące po sobie, trzy uderzenia. Wyciągnęła więc dłoń do góry, a gdy usłyszała pierwszy rytm, odchyliła się do tyłu, a dwa następne razy poświęciła na zejście jeszcze niżej. Gdyby postawiła ręce na ziemi, z pewnością wykonałaby dobry mostek, jednak nie taki był cel tego ruchu. Zaczęła powoli podnosić się, czując w okolicy talii czyjąś rękę. Przybliżyła nieznacznie brodę do klatki, dostrzegając białe niczym śnieg włosy, które jak zawsze były skierowane do góry, uśmiech, który za każdym razem wydawał się taki tajemniczy, a do tego jeszcze spojrzenie brązowych oczu.
Nie chciała jednak myśleć, skąd się tam wziął. Przymknęła oczy, prostując plecy.
Potem już go tam nie było.
Ereina dała jednak pochłonąć się muzyce. Kolejne ruchy rękami, dość zmysłowe, przechodzące w coraz szybsze, przypominające okręgi. Wykonując je, zaczęła biec przed siebie. Spoglądając na chwilę w bok, dostrzegła różową czuprynę i tą kamienną twarz, ukazującą skupienie. Wyskoczyła w górę, zauważając, że nastolatek robi to samo dokładnie w jej tempie. Rundak, jeden flik flak i salto. Jeszcze wtedy go widziała, a gdy wylądowała zniknął, a ona przygotowała się do wykonania obrotów. Wtedy właśnie na szarych włosach skupiła swoją uwagę. Ich właściciel z gracją wykonywał kolejne piruety, unosząc złączone ręce, by przyspieszyć, a jego szalik, który który nosił tylko czasami, idealnie współgrał z jego ruchami. Ona wykonała tylko jeden. Sytuacja powtórzyła się, a nastolatek także zniknął.
- Hej, Errie. Wiesz, która jest godzina? - Matt przeciągnął się, gdy dostrzegł, że koleżanka w końcu spojrzała na niego. Widocznie miał rację, że była zajęta tańcem, ale nie rozumiam, czemu musiała ćwiczyć akurat około siódmej. Może zapomniał, że kiedyś miała takie dziwne nawyki. - A poza tym, całkiem niezłe solo - podszedł do niej, łapiąc za jej ramię, a w jej brzuch wciskając delikatnie zaciśniętą w pięść rękę. - Ale nie zapominaj, że twój brzuch musi być spięty cały czas, a reszta ciała jest zwarta i gotowa do pracy - zatoczył koło nadgarstkiem, wykonując następnie kolejne kroki. - Każdy element, musi wynikać z poprzedniego.
- Wiem o tym - zaśmiała się, słysząc jego słowa i widząc jego zabawną minę.
- Tylko grzecznie ci przypominam - uśmiechnął się. - Widzę, że jesteś w lepszym nastroju. To dlatego tak wcześnie ćwiczysz?
- Tak - poparła jegi słowa. - Jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać, aż wystąpimy.
- Tylko sobie niczego nie zrób - poklepał ją po ramieniu, puszczając w jej stronę oczko. - Przy okazji, przygotowałem wszystko, więc jak będziemy już w samolocie, to na spokojnie będziemy mogli obejrzeć mecz.
- Super - podskoczyła z radości. - Już nie mogę się doczekać.
- To idź jeszcze się spakuj, bo raczej tego nie zrobiłaś - zażartował. - I odpocznij jeszcze. Masz troche mniej niż dwie godziny - szturchnęła go w ramię, śmiejąc się pod nosem.
Wróciła do siebie. Niestety Matt miał rację. Musiała zrobić porządek w walizce i dopakować resztę rzeczy.
Spokojnie zaczęła sprawdzać, czy w torbie nie ma żadnych śmieci. Natrafiała jednak na wiele rzeczy, które wywoływały uśmiech na jej twarzy - chociażby bluza z logiem Akademii Królewskiej i ta, którą mama kupiła jej na następne mecze, a obok te dwie kolorowe soczewki.
- Szkoda, że nie miałam tam okazji, by was wykorzystać.
Skoro już nie były specjalnym przedmiotem, chciała je nosić tak po prostu. Zanim jednak zmieniła je z tymi, które akurat miała na oczach, dostała dziwną wiadomość na telefon - niestety była ona z numeru zastrzeżonego, co wzbudziło w nastolatce spory niepokój. Kto to mógł być? Ray Dark ze swoimi groźbami? Albo ktoś gorszy? To pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy - w końcu jej dawny trener był gdzieś na Liocott i dobrze o tym wiedziała. Długo wahała się, czy sprawdzić wiadomość. Po parunasty głębokich wdechach i powtarzaniu sobie, że to tylko jakieś niegroźne słowa, które mają ją przestraszyć, zajrzała do środka.
- Sprawdź, co masz w najmniejszej kieszeni - takiej treści się nie spodziewała. Rozglądnęła się po pokoju, upewniając się, że okna są zasłonięte, a pod budynkiem nikt nie stoi, sprawdzając jeszcze za drzwiami, czy na pewno nikogo nie ma. Dopiero potem odstawiła telefon, otwierając wskazaną kieszeń. Nie pamiętała, co tam schowała, ale wyraźnie było widać dość dużą wypustkę.
Znalazła tam małe, czarne pudełeczką z naklejoną srebrną kokardką. Otworzyła je ostrożnie, na górze dostrzegając karteczkę. Wzięła ją do rąk, a gdy odczytała jej treść, łzy momentalnie napłynęły jej do oczu.
Wracaj do zdrowia. Czekam na boisku.
Axel Blaze.
Już wiedziała, co to było. Napastnik nigdy nie sprawdzał, czy znalazła jego prezent, ale to była pierwsza rzecz, która była jej bliska zaraz po wybudzeniu ze śpiączki. Pamiętała, że jej mama siedziała przy jej łóżku pewnego słonecznego dnia, podając jej kolejne prezenty, które zostawili przyjaciele przejęci jej stanem. Dopiero małe pudełeczko wzbudziło w niej przypływ ogromnych emocji, wywołując u niej podobną reakcje, co teraz - opuściła dłoń, oplatając swoje kolana i dając upływ łzom. Nie były to jednak łzy smutku, tylko łzy ogromnego szczęścia, bo poczuła to wspaniałe ciepło, znaczące o tym, że jej przyjaciel wciąż z nią jest i o niej pamięta, udowadniając, że nigdy o niej nie zapomniał nawet na chwilę. Nigdy...
Najprawdziwszy przyjaciel, a ona potraktowała go ostatnio tak okropnie. Czy dobrym posunięciem było odchodzić bez wyjaśnienia? Trudno stwierdzić, ale ważniejsze jest raczej to, czy tutaj znajdzie drugiego tak wspaniałego przyjaciela jak Axel?
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro