Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

- Trzymasz się jakoś? - Jude wyciągnął rękę w stronę przyjaciela. Ten jednak uderzył pięścią w ziemie i cicho syknął.
- Jak mogłem przegrać? - obok Sharpa znalazła się jasnowłosa, która także wyciągnęła do nastolatka dłoń.
- Czasami nie siła jest najważniejsza. - znów na jej twarzy pokazał się uśmiech. Kevin jednak znowu fuknął coś pod nosem i odtrącił jej rękę, wstając i odchodząc do przyjaciół.

Załatw ją.

Usiadł obok Shawna, który starał się go jakoś pocieszyć. Strateg był trochę zmartwiony całym zajściem... Dragonfly nie lubił przegrywać i wszyscy o tym wiedzieli, a teraz dodatkowo poczuł, że na prawdę nie powinien reprezentować Japonii.
- Daj z siebie wszystko. - spokojny głos wyrwał bruneta z zamyślenia. Tak... to była ona. Nic się nie zmieniła... no dobrze... może trochę. Rzadko kiedy miał okazje widzieć ją w okularach. Pamiętał, że kiedyś bardzo ich nie lubiła. Może teraz zmieniła o nich zdanie?
- Ty też... i uważaj. - odpowiedział mu jej śmiech. Szczerze powiedziawszy... z daleka wyglądała na dość pewną siebie. Dopiero... gdy stanął z nią twarzą w twarz, dostrzegł, że po prostu stara się panować nad emocjami i w środku jest na prawdę zdenerwowana. Zdążyła się zmienić przez ten rok... chociaż może to tylko pierwsze wrażenie, które sprawiała po długiej nieobecności.

Wpierw on miał za zadanie trafić bramkę... czego się mógł spodziewać? Z pewnością tej techniki, którą stworzyła na którymś z meczy. Jak ona się nazywała? Ściana lodu? Tak... chyba tak. Jeśli się postara i nie da jej przejąć piłki, wygra. Wziął głęboki wdech i z całej siły oddał strzał w stronę bramki. Tak... jak przypuszczał. Ręka wyciągnięta w bok, zamknięte oczy i szybkie pstryknięcie palcem. Jednak nie pokazała się żadna ściana... żadne lodowe sople. Piłka jakby rozpłynęła się w niewidocznej zaspie śnieżnej, a potem znalazła się dokładnie pod nogą zawodniczki.
- Jak ona to zrobiła?! - nawet z ławki słychać było krzyk Kevina. Nie tylko on nie mógł w to uwierzyć.
- Ewoluowała? - powiedział jakby do siebie chłopak z peleryną.
- Świetnie, nie? - kuzynka od razu znajdowała się przed nim. 
- Ale jak?
- Jeśli ktoś wkłada w coś całe swoje serce, to nic go nie powstrzyma. - Zamienili się miejscami.

- Jude z pewnością weźmie na siebie drugą rozgrywkę.

Mówił trener.

- Myślę, że mogę zaufać mojej technice... jeśli chodzi o obronę... ale co z atakiem?

- Jest szansa, że to zatrzyma... nie mamy jak porównać waszych statystyk, by to określić, ale wykorzystaj siłę i spryt.

- Siłę i spryt, tak? No dobra. - zmarszczyła brwi i wzięła głęboki oddech. Tak sama... jak wcześniej Jude oddała strzał - był trochę słabszy niż ten, który oddał brunet, ale nie to było tu teraz najważniejsze. Trzeba... czekać na moment. Sharp zrobił parę kroków do tyłu, już miał wyciągnąć nogę, by zatrzymać piłkę, jednak ona poleciała do góry. Chłopak zgiął się w pół.

Co?

Jeszcze miał czas na reakcje, ale... kuzynka wskoczyła mu na plecy i drugi raz kopnęła piłkę, która bez większego trudu wpadła do bramki. 
- Niesamowite... Na prawdę niesamowite... - nie widać było szczególnej różnicy między jej poprzednią grą. Jakby wypadek nigdy nie miał miejsca, a to co działo się teraz, było dalszą częścią życia - po mistrzostwach krajowych. Ukłonił się, gratulując szarookiej wygranej, a potem przybił sobie piątkę z kapitanem, który od razu krzyknął.
- Jude! Kevin! Nie martwcie się! To jeszcze nie koniec! Nie poddam się! - na jego twarzy pokazał się szeroki uśmiech, który sprawił, że serce zawodniczki zabiło trochę szybciej. Zwykłe słowa, a od razu czuło się większą chęć do gry. Bramkarz ustawił się na swoim miejscu i parę razy poklepał po twarzy. - Ereina! - krzyknął w jej stronę, zwracając na siebie jej uwagę. - będzie fajnie!
- Fajnie? - powtórzyła po nim. 
- Tak! Nawet jeśli przegram. - zacisnął ręce. - to nie ważne. Piłka nożna to świetna zabawa dla ludzi kochających ten sport, a ja chce zobaczyć, z jak dobrą zawodniczką mam do czynienia.

To jest to czego chce.

- Czyli wasz trener nie kłamał, mówiąc, że wasza drużyna jest wyjątkowa. - uśmiechnęła się. - Mark. Dla ciebie mam coś specjalnego. - piłka spoczęła na jej stopie, by potem poszybować do nieba. Lekkie przykucnięcie, a potem wybicie w górę i regularne obroty wokół własnej osi. Z każdym kolejnym obrotem więcej błękitnych płomieni, a na sam koniec te słowa. - Lodowe Tornado! - Evans był w na prawdę wielkim szoku. Gdyby nie krzyk przyjaciół, nie wyciągnąłby rąk, by złapać strzał. Zrobił to jednak za późno... podrapał się po głowie i odetchnął z ulgą, zauważając dłoń wyciągniętą w jego stronę.

- Gdzie się tego nauczyłaś?! To było niesamowite! - mówił z entuzjazmem i błyskiem w oku, a potem jakby posmutniał. - ale to znaczy, że nie będziesz w naszym zespole.
- Będę, jeśli mi na to pozwolisz... kapitanie.

Wcale nie chodziło o to, by pokazać, jak wielką ma się siłę. Ereina szukała tego, co kiedyś miało Kirkwood. Tego wspaniałego zacięcia... i tej ogromnej miłości do piłki... i to wszystko znalazła w nowej drużynie. Z pewnością cieszyła się, że zaufała Seymourowi, ale pozostawała kwestia pewnego napastnika, który wciąż był przybity całą sytuacją.
- Mogę się dosiąść? - spytała.
- Jasne. - spojrzała w stronę boiska i zaśmiała się, widząc, jak reszta daje z siebie wszystko.
- Przepraszam, że zajęłam ci miejsce.
- Co? - Kevin wzdrygnął się i spojrzał na nią zszokowany. - to nie... to nie twoja wina. - pierwszy raz dzisiejszego dnia na jego twarzy zagościł uśmiech. - byłem za słaby.
- Po prostu za bardzo stawiasz na siłę.
- Co masz na myśli?
- Ona jest ważna, ale czasem wystarczy wziąć głęboki wdech i przestać polegać na sile. Ja nie mam jej tak dużo jak ty... dlatego szukam innych rozwiązań.

Chodź.

Paroma słowami udało jej się poprawić mu humor. Teraz trzeba wracać do reszty. 

Pozostało parę niewyjaśnionych kwestii. Ktoś może wie, o co chodzi?

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro