20
Świst piłki przecinającej powietrze, uderzenie przy zetknięciu się z dłońmi bramkarza i głośny huk, gdy upadł na ziemię, a na sam koniec dźwięk strzału, który zatrzymywał się przy oporze siatki.
- Czy państwo to widzieli!? Aż czuje, że zamarzły mi okulary! Ale trzeba przyznać, że atak Senter ostudził tylko gorących zawodników z drużyny Smoka!
Jak na zawołanie rozległ się krzyk uradowanych widzów, którzy chórem krzyczeli imię nastolatki.
- Czy dobrze myślę, że ten atak ma swoje początki jeszcze w Akademii? - radosny głos kuzyna sprawił, że dziewczyna się zaśmiała i przybiła sobie z nim piątkę.
Od razu po jej ciele przebiegł przyjemny dreszcz, który zamienił się w ciepło, które otuliło jej serce.
Pokazał, że jest z niej dumny. Nie robił tego często. Ereina mogła rzec, że to jego pierwszy raz od dłuższego czasu. Wymieniła się z nim jeszcze serdecznym uśmiechem, skupiając się na przyjacielu, który osłupiały przyglądał się jej, znów na ułamek sekundy zerkając na trybuny.
Stanęła przed nim, słysząc z jego ust tylko jedno słowo
Niesamowita.
Zaśmiała się i poklepała go po ramieniu.
- Wypatrujesz ojca? - dostrzegła jego pytające spojrzenie po wypowiedzeniu tego krótkiego zdania. Nie trudno było się tego domyślić. Axel był dzieciakiem, który starał się chować w sobie wszystkie problemy związane ze światem zewnętrznym. Głównie chodziło przecież o pana Blaze'a, od którego brakowało mu trochę ciepła i zrozumienia. Errie wiedziała, że jego sytuacja rodzinna jest nie tyle dziwna... co dość przykra, ale z serca każdego człowieka dało się usunąć ciążący kamień, który tylko przysłaniał ludzkie uczucia. - wiem, że twój tata jest uparty i rozumiem to, ale jeśli jest tam gdzieś - pokazała palcem w stronę widowni. - To powinieneś pokazać mu, co znaczy dla ciebie ten sport. Zwłaszcza... że to twój ostatni mecz z nami - poczuł dłonie obejmujące go w pasie i głowę wtulającą się w jego klatkę. Uścisk był krótki, ale może właśnie tak dziewczyna chciała powstrzymać napływ emocji, a do tego otworzyć chłopakowi oczy i umysł. Ostatni raz spojrzeli na siebie, chcąc przekazać w tym krótkim kontakcie wiele nurtujących ich emocji. Errie wróciła pośpiesznie na pozycję, zostawiając Axela z wątpliwościami. Nie był pewien, czy to wszystko, co działo się wokół niego, jest prawdą.
Rozejrzał się, czując, jakby wszystkie pary oczu patrzyły na niego. Tym bardziej spojrzenie Ereiny skupione było na nim
Czy to koniec?
Padło pytanie w jego głowie.
Czy tak ma wyglądać koniec jego dzieciństwa?
Przypomniał sobie wszystkie chwile, które spędził na grze. Ten czas, gdy biegał po boisku, upadał, ale zawsze się podnosił.
Dopiero chwilę później pomyślał o swoim dzisiejszym zachowaniu. Jego przyjaciele ze wszystkich sił walczyli, by zdobyć mistrzostwo Azji, a on stał jak słup soli i zamartwiał się swoją sytuacją. Czy to właśnie on nie był tym, który zawsze powtarzał, że należy oddzielać grę od tego, co dzieje się poza nią?
Powinieneś pokazać mu, co znaczy dla ciebie ten sport. Zwłaszcza... że to twój ostatni mecz z nami.
- Ma racje - zacisnął pięści. - nie mogę bezczynnie stać i liczyć na to, że sytuacja się poprawi. Odwrócił się do tyłu, dostrzegając swojego najlepszego przyjaciela, który dzielnie bronił bramki, na którą napierali Byron, Claude i Bryce. - Dasz rade Mark... Musisz - Evans chyba usłyszał słowa Blaze'a. Piłka momentalnie znalazła się w jego dłoniach, a spojrzenie spotkało się z błyszczącymi, brązowymi tęczówkami, które pokazywały, że ich właściciel w końcu zagra, jak należy. Przez połowę boiska przebiła się piłka, która idealnie trafiła pod nogi głównego napastnika. Pewnie ruszył do przodu, obserwując całą sytuację.
No tak... przecież nie mógł liczyć na to, że genialny strateg z Korei tak po prostu go przepuści. Na szczęście wiedział, że zawsze może liczyć na swoich wiernych przyjaciół. Jude Sharp już czekał za nim i w idealnym momencie przejął piłkę, mijając przeciwnika i podając napastnikowi. Znów wzbił się w górę, a sam Majin pomógł mu wznieść się jeszcze wyżej. Dopiero teraz zebrane płomienie pokazały swoją prawdziwą potęgę, a bramkarz został bez szans do obrony.
Czyli Japonia prowadzi jednym puntem!
Oczywiście następne minuty wcale nie były tymi najprzyjemniejszymi, bo wszyscy zaczęli stopniowo opadać z sił. Obrońcy jednak nie poddali się, co zakończyło się skuteczną obroną Boskiej Wiedzy Byrona.
Do uszu zawodniczki stojącej na pozycji libero dobiegł krzyk, który sprawił, że w mgnieniu oka znalazła się po drugiej stronie. Axel krzyknął jej imię, co znaczyło, że chce zakończyć rozgrywkę w wielkim stylu. Nikt nie pomyślał jednak, że w momencie zetknięcia piłki z rękami bramkarza zabrzmi gwizdek. Obrońca z Korei zignorował to jednak, nie dając tak łatwo za wygraną, ostatecznie przegrywając z siłą strzału.
- Niesamowite! I zwycięzcami zostają zawodnicy Japonii! - krzykom radości nie było końca. Można by powiedzieć, że cieszył się każdy. Tylko Axel oddalił się, zabierając swoje rzeczy. Uśmiechnął się, gdy na trybunach zobaczył swoją opiekunkę, a obok niej machającą ze szczęścia Julie. Trochę mniej ucieszył go widok ojca, który patrzył na niego tym poważnym wzrokiem.
- Dziękuję, że pozwoliłeś mi grać w tym meczu. Teraz pojadę do Niemiec i...
- Nigdzie nie jedziesz - te słowa sprawiły, że Axel oniemiał, a jego oczy zaczęły przyglądać się ze zdziwieniem mężczyźnie. - Widzę, że gra sprawia ci frajdę. Twoja matka z pewnością byłaby z ciebie dumna, a do tego jesteś bardzo dobrym zawodnikiem i drużyna cie potrzebuje - kiwnął głową, kierując się w stronę wyjścia. Usłyszał za sobą jeszcze głośne podziękowania syna.
Nie tylko on się cieszył. Jego przyjaciółka stojąca nieopodal podbiegła do niego i mocno go uściskała, czując, że chłopak odwzajemnia jej gest. Czyli jednak wszystko się ułożyło... Wystarczy tylko wierzyć, bo wiara uskrzydla.
Nastolatka poczuła wibrowanie w dłoni. Nie puszczając Blaze'a, spojrzała przez jego ramie na ekran telefonu, uśmiechając się, gdy odczytała spóźnioną wiadomość.
Kochanie... Axel zostaje z wami. Udało mi się przemówić jego ojcu do rozsądku....
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro